Modele samolotów

F4U-5N, VC-3, Guy Bordelon, lotnisko K-16 w Seulu, Korea, koniec czerwca 1953 (Hasegawa 1/48)

Artykuł odtworzony ze starej witryny www.pme.org.pl

Guy Bordelon – ostatni korsarski as

Wojna powietrzna w Korei była bez wątpienia wojną odrzutowców, a w zasadzie wojną Sabrów z MiGami 15. Zwycięstwa odnoszone na samolotach z silnikami tłokowymi były raczej pojedynczymi odstępstwami od reguły. Jedynym pilotem walczącym na samolocie napędzanym śmigłem, który wybił się na “punktowaną pozycję”, był Guy “Lucky Pierre” Bordelon. Większość opowieści o żywotach asów zaczyna się od stwierdzenia, że latanie wyssał z mlekiem matki i już w pieluchach zaskoczył wszystkich robiąc Immelmana nad łóżeczkiem. W przypadku Bordelona, można sobie darować takie wstępy. W 1943 ledwie skończył akademię lotniczą ocierając się o wywalenie z powodu kiepskich wyników. Z powodu zbyt niskich umiejętności nie wysłano go na front, a do szkoły lotniczej Kingville w Teksasie, gdzie pomagał przyswajać młodym pilotom podstawy pilotażu. Lata spędzone w szole i setki godzin wylatanych na FM-2 Wildcatach pozwoliły mu wreszcie na doszlifowanie kunsztu pilotażu. W 1951 trafił na wojnę w Korei, ale nie na lotniskowiec, a na krążownik CA-75 Helena. Dopiero w przerwie pomiędzy turami bojowymi w 1952 roku trafił do myśliwskiego dywizjonu VC-3 w Kalifornii, który szykował się do wzięcia udziału w wojnie jako mieszana jednostka pokładowych nocnych myśliwców. VC-3 był wyposażony w przeznaczone do walki w każdych warunkach pogodowych myśliwcach F4U-5N Corsair.

W październiku 1952 VC-3 zaokrętowano na pokładzie USS Princeton i wysłano w dziewięciomiesięczny rejs ku wybrzeżom Korei. Pod koniec miesiąca VC-3 rozpoczął wykonywanie trudnych i ryzykownych nocnych ataków na cele naziemne. Latając tuż nad ziemią w mrokach nocy Amerykanie atakowali kolejowe i drogowe transporty zaopatrzeniowe komunistów. Tak Bordelon spędził kolejnych 7 miesięcy. Wszystko zmieniło się na początku czerwca 1953, kiedy to Bordelon objął dowództwo nad kluczem D skierowanym na ląd w rejon Seulu, aby rozprawić się z nękającymi nalotami nocnych bombowców “strategicznych” Po 2. Kukuruźniki były zbyt małe i zbyt wolne dla szybkich myśliwców odrzutowych i tradycyjne do ich zwalczania zaprzęgnięto nocne Corsairy. Stacjonując na lotnisku K-16 w Seulu klucz Bordelona miał spędzać noce w pogotowiu i reagować na każde doniesienia operatorów radarów naziemnych. 29 czerwca 1953 “Lucky Pierra” poderwano do przechwycenia samotnego natręta nad Asan-Man nieopodal koreańskiej stolicy. Wchodząc na ogon wrogiego samolotu Bordelon zidentyfikował go jako Jaka-18. Co prawda według relacji Bordelona koreański “bombowiec” miał tylnego strzelca, który próbował ostrzeliwać się podczas ataku, co czyni wersję z Jakiem 18 mało prawdopodobną, lecz wiadomo na pewno, że było to dolnopłat z silnikiem tłokowym. Tak czy inaczej komunistyczna maszyna nie miała żadnych szans ujścia z życiem i po pierwszej serii czterech działek 20mm runęła ku ziemi. “Lucky Pierrowi” nie dane było jednak powrócić szybko do bazy, aby napawać się pierwszym zwycięstwem. Zaraz dostał od operatora naziemnego radaru namiar na kolejnego intruza. I w tym przypadku miał to być “Jak-18” z tylnym strzelcem. Podobnie jak w pierwszej walce krótka seria działek zapaliła Koreańczyka i runął on w dół. Nazajutrz, a w zasadzie “nazanoc” Bordelon wystartował do nocnego patrolu nad portowym miastem Inchon. Nad celem dostał ponownie namiar na wrogie samoloty. Tym razem była to para myśliwców Ławoczkina (Ła-9 albo Ła-11). Komuniści nie mieli radarów i dali się podejść Bordelonowi od tyłu bez problemu. Amerykanin najpierw zaatakował drugi samolot w parze, dwoma seriami zamieniając go w kulę ognia. Potem przerzucił się na prowadzącego, który nie wiedzieć czemu pomknął ku ziemi w ślad za spadającym kolegą. Tym razem nie od razu udało się zestrzelić worga. Po pierwszym trafieniu próbował robić uniki w lewo i w prawo, a w końcu poderwał maszynę do wznoszenia. Tym samym wystawił się na śmiertelny strzał, po którym Ławoczkin został rozerwany eksplozją. Tak więc po dwóch nocach tak kiepsko zapowiadający się pilot, jakim wydawać się mógł dziesięć lat wcześniej Bordelon, miał na koncie cztery zwycięstwa – więcej niż jakikolwiek pilot samolotu napędzanego śmigłem w całej wojnie w Korei. Te cztery zwycięstwa dały też sygnał komunistom, że nocne niebo nad rejonem Seulu przestało być bezpieczne. Przez dwa tygodnie nie posłali w te okolice samolotów w rodzaju Jaków-18, Po-2 czy Ła-11, mając najwyraźniej nadzieję, że Amerykanie odwołają nocne myśliwce z tego rejonu. W tym czasie omal nie doszło do tragedii, kiedy to Bordelon został omyłkowo naprowadzony na alianckie samoloty. Innym razem Bordelon miał za zadanie przechwycenie nocnej wyprawy dwóch Tu-2 lecącej nad Inchon. Mimo awarii uzbrojenia “Lucky Pierre” w spektakularny sposób zastopował wyprawę. Wyprzedził bombowce o około 3 kilometry, zawrócił w ich kierunku, wypuścił podwozie i zapalił światła pozycyjne. Z zimną krwią leciał na wprost ku komunistom, aż jeden z nich spanikował i wyrwał w górę, a drugi w dół. Prawdopodobnie przy tych manewrach Koreańczycy zrzucili bomby, bo nie kontynuowali nalotu i zawrócili w kierunku bazy. W nocy 16 lipca 1953 Bordelon miał kolejną szansę odniesienia upragnionego piątego zwycięstwa. I tym razem los się do niego uśmiechnął. Radar naziemny naprowadził go na szybko lecącego Ła-11. Prawdopodobnie częstotliwość Amerykanów była na podsłuchu, gdyż zaraz po otrzymaniu zgody z ziemi na otwarcie ognia Koreańczyk zaczął wykręcać uniki. Jednak wkrótce Ławoczkin przyjął długą serię działek Corsaira i eksplodował jak bomba. Bordelon uzyskał miano asa.

Wkrótce po tym “Lucky Pierre” powrócił na swój macierzysty lotniskowiec USS Princeton. Odtąd nie miał już okazji do spotkania nieprzyjacielskich samolotów. Po wojnie pozostał w szeregach US Navy. Odszedł na emeryturę dopiero w 1969 roku i dożył sędziwego wieku 80 lat.

Chociaż Guy Bordelon zestrzelił tylko pięć wrogich maszyn, czyli według zwyczajowej zasady ledwie zasłużył na miano asa, tak naprawdę wpisał się w historię walk powietrznych aż z kilku powodów:

  • był pierwszym i jedynym asem US Navy w Korei
  • był jedynym asem sił ONZ w Korei nie latającym na F-86 Sabre
  • był jedynym nocnym asem sił ONZ w Korei
  • był jak dotąd ostatnim asem w historii, który uzyskał 5 zwycięstw na samolocie z silnikiem tłokowym
  • co za tym idzie był ostatnim asem wśród pilotów Corsairów

Kleimy

Klejenie modelu rozpocząłem jak zwykle od kokpitu i silnika. Co prawda miałem szczery zamiar zrobienia Corsaira na szybko z pudła, ale nie zdzierżyłem kształtu i grubości fotela pilota dołączonego do zestawu i wymieniłem go na fotel wycięty i posklejany z cienkiej plastikowej płytki. Na zdjęciu poniżej widać, że jak zwykle zabrałem się za robienie trzech Corsairów jednocześnie:

Pasy pilota zrobiłem z pasków taśmy Tamiya z fototrawionymi klamrami. Celownik w modelu Hasegawy to Mk VIII, który był używany na Corsairach podczas drugiej wojny światowej. “Koreańskie” F4U-5 miały już nowocześniejsze celowniki K-14. Najpiękniej celowniki te odwzorował Quickboost w swoim zestawie 48014 i właśnie taki celownik wkleiłem do mojego Corsaira. Z silnikiem już nie kombinowałem. Wykorzystałem uproszczone części z zestawu Hasegawy. Dodałem jedynie imitacje kabli z zrobione z cienkiej cyny lutowniczej.

Jak na model tej klasy, mający całkiem niemałą ilość szczegółów Corsair Hasegawy razi brakiem oddzielnych świateł pozycyjnych. Przy ich wykonaniu zdecydowałem się na wypróbowanie jakiejś nowej dla mnie techniki. Stwierdziłem, że wypiłuję wcięcia na światła pozycyjne, wkleję imitację żarówek i zaleję całość przeźroczystą żywicą. Na początku zrobiłem sobie imitacje żarówek. Na końcach plastikowych pręcików (narodzonych jak zwykle nad płomieniem świeczki) umieściłem kropelki przeźroczystego kleju epoksydowego UHU. Po związaniu się kleju pomalowałem “żarówki” przeźroczystymi farbami Tamiyi.

Następnie wyciąłem w sklejonych już skrzydłach miejsce pod światła, wywierciłem otwory na żarówki, pomalowałem wnękę na ANA Interior Green i wkleiłem żarówki. Różne kolory wypraski to efekt robienia zdjęć na przemian szarej oryginalnej wypraski Hasegawy, z granatową wypraską konfekcjonowaną przez Revella.

Niestety już po wycięciu okazało się, że krystaliczna żywica, którą posiadam (czeska Polák Aquaplastic) albo się zestarzała albo przy tych mikroskopijnych ilościach nie potrafiłem dobrze dozować utwardzacza. W każdym razie żywica nie raczyła w ogóle wiązać. Całe szczęście próbowałem ją na boku i nie zapaprałem modelu. Nie chcąc się żegnać całkowicie z pomysłem sięgnąłem po dwuskładnikowy przeźroczysty klej epoksydowy UHU. Mieszając klej należy zwrócić uwagę, aby nie zrobić w nim pęcherzyków powietrza. Jest to bardzo trudne, więc przynajmniej trzeba zwrócić uwagę, żeby nanosząc klej na model nie zabierać pęcherzyków, a potem jeszcze dodatkowo spróbować wyeliminować ewentualne pęcherzyki atakując je na przykład zaostrzoną wykałaczką. Aby nadać glutowi z kleju w miarę pożądany kształt nie trzeba w zasadzie przygotowywać żadnej formy. Klej jest gęsty i lepki, i wystarczy zawiesić model na jakimś stojaku pod odpowiednim kątem.

Po całkowitym zaschnięciu kleju, czyli w przypadku klejów epoksydowych najlepiej na drugi dzień, opiłowałem owiewki świateł pozycyjnych do pożądanego kształtu coraz drobniejszymi papierami ściernymi, a potem wypolerowałem je szmatką. Warto pamiętać, że w kontakcie z powietrzem żywice epoksydowe będą żółknąć i matowieć. Dlatego koniecznie trzeba zabezpieczyć elementy z nich zrobione jakąś powłoką. Ja pokryłem je płynem do podłóg Future Floor.

Podobnie jak światła pozycyjne Hasegawa potraktowała niebieskie światła nawigacyjne na spodach płatów. Jako że były to proste okrągłe reflektorki, wykonałem je z ciągnionego nad świeczką pręta z przeźroczystej wypraski. Po wklejeniu go w otwór w skrzydle odciąłem nadmiar, spiłowałem reflektor i wypolerowałem go, a następnie przy użyciu szablonu pomalowałem go na niebiesko przeźroczystą Tamiyą. Niebieski krążek farby buł celowo większy niż docelowy reflektor. Po zamaskowaniu jego środka małym kółkiem z folii samoprzylepnej krawędzie krążka miały symulować wypukłą obręcz wokół reflektora.

Przy sklejaniu skrzydeł nie sposób zgrać górnych i dolnych nacięć na otwory na działka. POnadto otwory te są za duże w stosunku do obudów działek. Dlatego sdecydowałem się pójść na skróty i zamiast później szpachlować wokół działek, rozwierciłem otwory jescze bardziej i wkeiłem w nie rurki z Contraila. Po zaschnięciu odciąłem nadmiar plastiku i zeszlifowałem krawędź natarcia na gładko. I w tym miejscu powinienem okazać więcej sprytu i w podobny sposób potraktować otwór na rurkę Pitota. Niestety w ogóle o tym nie pomyślałem i na niespodziankę w postaci otworu dwa razy większego od rurki nadziałem się już po pomalowaniu płatowca.

Z trzech F4U z Hasegawy/Revella, które robiłem jednocześnie, ten miał mieć zamontowany na skrzydle radar AN/APS-19A (lub starszy AN/APS-6) w opływowej obudowie. Hasegawa dołącza ten element w formie dwóch połówek, które po sklejeniu nasuwa się na skrzydło. Radar prawie idealnie pasuje. Jednak “prawie” robi wielką różnicę. Same szczeliny nie stanowią wielkiego problemu. Nie miałem akurat pod ręką szpachlówki, więc wypełniłem je plastikowymi pręcikami ciągnionymi nad świeczką z ramek wypraski i zalałem klejem Tamiya Super Thin Cement. Gorsza sprawa, że osłona radaru płynnie przechodzi oprofilowaniem w skrzydło. Blacha nałożona jest na skrzydło na zakładkę. Poniżej zdjęcie oryginału:

Do wykonania oprofilowania posłużyłem się Surfacerem 1000 z Gunze Sangyo i folią szablonową Oramask. Najpierw wyciąłem na ploterze szablon i nakleiłem na skrzydło wokół osłony radaru. Następnie naniosłem wokół osłony kilka warstw Surfacera. Folia Oramask oprócz łatwego odklejania od powierzchni ma jeszcze jedną bardzo istotną zaletę. Jest prawie zupełnie odporna na ścieranie drobnym papierem ściernym. Dzięki temu mogłem za pomocą papieru ściernego 800 spiłować nadmiar Surfacera do wysokości dokładnie takiej, jak grubość folii. Po zdjęciu szablonu równo wycięta krawędź folii pozostawiła odpowiedni “krawężnik” z Surfacera, który symulował nałożoną blachę.

W samolocie Bordelona zamontowano koła z odlewanymi felgami starego typu, czyli takie jakie Hasegawa dołączyła do swojego modelu. Jak na okres wojny koreańskiej było to dość niecodzienne zjawisko, gdyż większość Corsairów z tego okresu posiadała już felgi tłoczone. Co prawda model Hasegawy zawiera te właśnie wczesne odlewane felgi, jednak mimo tego i tak z nich nie skorzystałem z kół Hasegawy, gdyż są one zdecydowanie za małe. Zamiast nich wykorzystałem doskonałe żywiczne koła Ultracast z zestawu 48188. Na zdjęciu poniżej po lewej widać różnicę między wczenymi odlewanymi, a późnymi tłoczonymi felgami w kołach Ultracast. Do goleni podwozia dodałem imitacje przewodów hamulcowych zrobione z cienkiej cyny. Nieco więcej pracy wymagało doprowadzenie osłon powozia do “płaskości”. W Hasegawie zewnętrzne powierzchnie osłon usiane są jamami skurczowymi.

Malowanie

Kilka znanych mi zdjęć słynnego Corsaira Bordelona BuNo 124453 “Annie Mo” pokazuje ten samolot w różnych okresach. Widać wyraźnie, że poszczególne elementy jego oznakowania zmieniały się w czasie. Jako wzór dla swojego modelu wziąłem duże kolorowe zdjęcie pokazujące “Annie Mo” z prawej strony. Na tej fotografii Corsair ma wymalowane pod owiewką dwie gwiazdki, więc prawdopodbnie zdjęcie wykonano dokładnie 29 czerwca 1953 na lotnisku K-16 koło Seulu.

Nie udało mi się do końca rozszyfrować jakimi kolorami było pomalowane wnętrze tego samolotu. Prawie na pewno kokpit był utrzymany w kolorze Interior Green z wszystkimi powierzchniami powyżej bocznych konsol pomalowanymi na czarno. Wnętrze osłony silnika mogło mieć różne kolory, ale w przypadku tak późnego Corsaira założyłem, że najprawdopodobniejsza będzie barwa czarna. Wnęki podwozia najprawdopodobniej były w kolorze Glossy Sea Blue, tak jak golenie podwozia i felgi kół, które zresztą dobrze na kolorowym zdjęciu widać.

Jak większość Corsairów z tego okresu F4U-5N Bordelona miał wszystkie powierzchnie zewnętrzne pomalowane kolorem USN Sea Blue. Jako modelarskiego odpowiednika użyłem mieszanki farb Gunze Sangyo Mr Color. Choć Hasegawa sugeruje, że panel przeciwodblaskowy na przedzie kadłuba był czarny, to na wspomnianym kolorowym zdjęciu widać, że był on w kolorze Non Specular Sea Blue. Tak jak w przypadku innych myśliwców nocnych US Navy, które podczas wojny Koreańskiej stacjonowały na lotniskowcach, na F4U-5N Bordelona zastosowano oznakowanie low-viz. Początkowo na samolotach nocnych wszelkie białe elementy oznakowania przyciemniano mgiełką rzadkiej farby Glosy Sea Blue. Jednak bardzo szybko zamalowano białe pola w oznaczeniach jednolitym kolorem średnioniebieskim. Jest charakterystyczne, że przynajmniej w okresie, z którego pochodzi kolorowe zdjęcie, biały kolor w znakach rozpoznawczych zamalowano w ten sposób, że nad i pod oboma czerwonymi paskami pozostały cienkie białe lamowania. Równie charakterystyczne było to, że choć malowanie i oznakowanie było na całym płatowcu zachowane w doskonałym stanie, to niebieski kolor, którym pokryto osłonę radaru wykonaną z włókna szklanego, oblazł dość intensywnie.

Prawie całe oznakowanie na tym Corsairze pomalowałem z użyciem winylowych masek. Jedynie biały numer seryjny, oznakowania zwycięstw i ataków na cele naziemne, oraz godło VC-3 i nose-art na osłonie silnika naniosłem w postaci kalkomanii. Poniżej fotki modelu pokazujące, które oznakowania były malowane za pomocą masek. zbliżenie na oznakowanie na ukończonym modelu.

Jeśli to komuś będzie przydatne, to zamieściłem tu wzory chyba wszystkich użytych w modelu masek zapisane w formatach CorelDRAW 15 i EPS. Pliki spakowane są archiwerem 7-zip:


W modelu tym po raz pierwszy zastosowałem na szeroką skalę lakiery celulozowe Gunze Sangyo Mr Color (czyli lakiery z tzw. serii “C”). Muszę powiedzieć, że jestem nimi zachwycony. Schną błyskawicznie i dają piękną błyszczącą skorupę idealną do odzworowania błyszczącego malowania myśliwców US Navy z lat 1944-1956. Poniżej tabela z zastosowanymi kolorami:

Interior Green4 * Tamiya XF-4 Yellow Green
1 * Tamiya X-1 Black
Glossy Sea Blue1 * Gunze Sangyo Mr Color C71 Sea Blue
1 * Gunze Sangyo Mr Color C328 Blue 15050
Non Specular Sea Blue (panel przeciwodblaskowy)Gunze Sangyo Aqueous H55 Midnight Blue + Flat Base
kolor kompozytowej osłony radaruGunze Sangyo Aqueous H311 FS36622
Jasnoniebieski w znakach3 * Gunze Sangyo Aqueous H323 Light Blue
1 * Gunze Sangyo Aqueous H305 FS36118
Insignia RedGunze Sangyo Aqueous H327 FS11136 Red
szarosrebrny na goleni kółka ogonowego1 * Gunze Sangyo Mr Color C8 Silver
1 * Gunze Sangyo Aqueous H305 FS36118
Już po wklejenia tego zdjęcia na witrynę zauważyłem, że działka na prawym skrzydle Corsaira robią przerażającego zeza. To kolejny przypadek, w którym błąd w modelu widzę dopiero na zdjęciu. Tym samym utwierdzam się, że po każdym zrobieniu modelu powinienem zrobić mu serię zdjęć i przeanalizować je na chłodno. Na fotkach dostrzegam błędy, których mimo że są tak rażące, nie widzę w naturze. Po przemyśleniu powodów krzywego wklejenia luf doszedłem do wniosku, że tak tak naprawdę oś działkom nadaje to krótkie działko zewnętrzne, które ma doczepiony pylon rakiety i jest ustawione tak a nie inaczej przez krzywiznę dolnej powierzchni płata. Jego położenie jest z kolei dyktowane przez położenie otworu na działko w skrzydle. Prawdopodobnie otwór w Corsairze jest zbyt nisko i działko “ciągnie w dół”, a wewnętrzne działko poruszyłem podczas schnięcie i uciekło dogóry. Podczas malowania zawsze patrzyłem na nie z góry lub z dołu i nie dostrzegłem błędu. Na przyszłość nauczka, że w Corsairach Hasegawy działko wewnętrzne należy więc dostosować do zewnętrznego i przyklejać je jako drugie. Ja odruchowo wkleiłem je jako pierwsze, bo jako dłuższe łatwiej je było ustawić w osi. Fotka powyżej była zrobiona już po poprawieniu działek.

Konkluzje

Corsair z Hasegawy jest według mnie modelem bardzo dobrym, ale nie doskonałym. Ustępuje tamiyowskim wczesnym Corsairom zarówno pod względem zdetalowania, dopasowania części jak i koncepcji podziału na elementy. Niemniej mimo tego jest to obecnie (2007) najlepszy dostępny model późnego “długiego” Corsaira we wszystkich skalach. Ostatnio model ten jest również pakowany przez Revella (zarówno w wersji F4U-5 jak i F4U-7). W Polsce taki przepak można kupić o wiele taniej niż oryginalną Hasegawę. Trzeba się jednak pogodzić z tym, że wypraski oferowane przez Revella są zrobione z nieco innego, bardziej miękkiego i delikatnego plastiku. Nie stanowi to jednak większego problemu, jeśli przy obróbce zachowa się nieco więcej ostrożności.

Galeria

Udostępnij: