Taki trochę spóźniony Cud Nad Wisłą.
Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem zrobienia maszyny która brała udział w Bitwie Warszawskiej w Sierpniu 1920 roku. Tak się akurat złożyło że w dzień samej bitwy również przypadła rocznica końca wojny na Pacyfiku i z tym związana była moja ostatnia galeria. Czy ten Admirał nie mógł się albo pospieszyć albo poczekać parę dni ze swoją “misją specjalną” żeby nam w kalendarz nie wchodzić?
No ale cóż, w ostatnim dniu Sierpnia sprężyłem się i ukończyłem swoje dwa Bristole, jak je nazywali polscy lotnicy w wojnie Bolszewickiej. Otóż pierwsze dwa trafiły do Polski już w Grudniu 1919 roku. Dwa egzemplarze fabryczne z silnikiem 275 HP Rolls Royce Falcon III już 9-go Stycznia 1920 roku wzbiły się w powietrze nad Warszawą aby zademonstrować polskiej komisji swoje walory. Polscy piloci wkrótce również wykonali na nich wiele lotów i wydali jak najbardziej pozytywną opinię. Opinie te głównie dotyczyły wspaniałych osiągów wówczas najlepszego silnika lotniczego a mianowicie Royce Rolls Falcon III. Już następnego dnia komisja wojskowa zdecydowała się złożyć zamówienie na 75 maszyn. Już 18-go stycznia zamówienie zostało zmienione na 125 maszyn! Niestety następne negocjacje już nie okazały się tak entuzjastyczne. Brytyjczycy twierdzili że produkcja silników Falcon III nie wystarczała nawet na ich własne potrzeby i proponowali “tak samo dobre” silniki Hispano Suiza. Tak więc negocjacje utknęły gdyż testowano i prezentowano jeden silnik a chciano nam sprzedać maszyny wyposażone w inny. Ponieważ polska komisja nie chciała kupić “kota w worku” zdecydowano lotem przeprowadzić z Londynu do Paryża takową maszynę a tam polska komisja ( przebywająca wówczas w Paryżu w celach zakupów Francuskiego sprzętu ) będzie go mogła poddać testom.
Maszyna ta przyleciała dopiero 25-go Kwietnia i porucznik Borejsza wykonał na nim trzy loty próbne po czym porównał z technicznymi opisami przekazanymi z Warszawy. Wydał on opinię pozytywną, jednak wskazując że maszyna wymaga doświadczonego pilota. W rezultacie Rząd Polski zdecydował się na zakup 75 maszyn z silnikiem HS z kwotę 126,707 Funtów Szterlingów. Potem dodano jeszcze dodatkowe maszyny i zapasowe silniki i koła w sumie za 185,930 Funtów.
W międzyczasie jednak wojska Bolszewickie zaczęły się zbliżać do Wisły a w Warszawie pozostawione były dwa “pokazowe” Bristole, prawdopodobnie rozmontowane i przygotowane do wysyłki kolejowej do Gdańska. Wówczas to Major Alexander Serednicki zwrócił się do Ministerstwa Spraw Wojskowych o wystąpienie do firmy Handley Page, prawowitych właścicieli płatowców, o sprzedanie maszyn Polsce. Tak też się stało i obydwa Bristole z silnikami Falcon III zostały ponownie złożone, rozety zamalowane a na ich miejsce namalowane szachownice. Maszynie z oryginalnym brytyjskim numerem F4409 nadano numer 20.01 i ten właśnie płatowiec wybrałem na pierwszy ze swoich. Obydwie maszyny zostały złożone pomiędzy 10 i 25 Lipca 1920. Wymogi frontu zbliżającego się do Warszawy były tak wielkie że maszyny nawet nie zostały przydzielone do poszczególnych eskadr. I tak 5-go i 6-go Sierpnia Bristol 20.01 był użyty przez podporucznika Antoniego Mroczkowskiego wraz z kapitanem Julianem Słoniewskim na patrole ofensywne w rejonach Wyszkowa i Ostrowa Mazowieckiego gdzie rozpoznali i ostrzelali wojska nieprzyjacielskie. Niestety już 6-go Sierpnia Bristol zabrał swoją pierwszą ofiarę. Maszyna 20.02 wraz z pilotem podporucznikiem Stefanem Żochowskim i obserwatorem podporucznikiem Stefanem Jeznachem z pełnym ładunkiem bomb uległa katastrofie podczas startu. Pilot, nie obeznany z użyciem “ruchomego ogona” nie zapanował nad maszyną i obydwaj polegli. Następnego dnia Bristol 20.01 również został stracony z powodu awarii silnika. Załoga, pilot Matecki i obserwator Suchos ratowali się przymusowym lądowaniem i powrócili pieszo.
W międzyczasie do Gdańska zaczęły przypływać pierwsze transporty Bristoli z silnikami Hispano Suiza. Zaczęły być przydzielane do 1, 9 i 10 eskadry wywiadowczej. W czasie bitwy Warszawskiej każda eskadra wykonała około 30-40 lotów ofensywnych na rozpoznanie i atakowanie Bolszewickich kolumn wojska. We Wrześniu i Październiku 1 i 10 eskadra brały udział w bitwie o Niemen i z tego okrsesu pochodzi druga moja maszyna . Jest to 20.48, która tym się wyróżniała że była nadal zaopatzona w brytyjski numer ewidencyjny H1279. Poza tym figurowała na co najmniej trzech zdjęciach w różnych okresach walk. Głównie z prominentnie pozującym i obwiniętym bandażem Belgijskim ochotnikiem porucznikiem Robertem Banderauvera…i jego psem. Bristol 20.48 doczekał się też swojego zmartwychwstania w pięknie odrestaurowanej maszynie w Krakowskim Muzeum Lotnictwa właśnie w tych oznaczeniach.
Sam model to Roden. Wersja z Falcon III nie wymagała żadnych modyfikacji natomiast nie dostępny jest model z silnikiem Hispano Suiza. Po głębszych oględzinach i porównywaniu do planów doszedłem jednak do wniosku że wersje z silnikiem Arab i HS były na zewnątrz bardzo podobne. Jedyną różnicę jaką udało mi się znaleźć to że kolektor spalin wychodzący z bloku silnika w przypadku Arab składał się z czterech równomiernie oddalonych wylotów a w HS dwa środkowe były zbliżone do siebie. Tak też zmodyfikowałem swoje kolektory ale szczerze mówiąc nawet tego za dobrze nie widać na zdjęciach. Dzięki dobrym zdjęciom 20.48 udało mi się też zauważyć że maszyna ta nie była wyposażona w rurkę celowniczą podwieszoną pod górnym płatem a jedynie okrągły celownik podwieszony pod przednią częścią górnego płata. Do olinowania użyłem swojej wypróbowanej metody nawiercania wsporników i przeciągania linki EZ line pomiędzy nimi. Ułatwia to przeciągnięcie jednego kawałka linki praktycznie na olinowanie całego jednego skrzydła. Naciąg jest jednolity bo można go tak przesuwać pomiędzy poszczególnymi sekcjami aż osiągniemy równomierny naciąg i odpowiedni profil linki. Linka ta jest spłaszczona i jeśli nie naciągniemy jej zbytnio to możliwym jest oddanie tego efektu. Ważnym jest aby nie “skręcać” linki ale w miarę starać się aby była płaska pomiędzy poszczególnymi podpórkami aby nie mieć efektu “warkoczyków”. Metoda moja jest łatwa ale nie jest idealnym odzwierciedleniem autentycznego wyglądu olinowania dwupłatowców. W większości wypadków olinowanie takie przebiegało nie pomiędzy zastrzałami ale pomiędzy samymi płatami. Do tego trzeba by nawiercać obydwa płaty przeciągać po lince, zaklejać, szpachlować dziury, ponownie malować i tak kilkadziesiąt razy. Moją metodą w jeden wieczór “olinowałem” całego Bristola. Potem jedynie kropelkami kleju zaklejam dziurki w podpórkach a po wyschnięciu daję kropelkę farby, w tym przypadku srebrnej. Metoda jak mówiłem jest kompromisem pomiędzy wyglądem a zainwestowanym czasem. Dla mnie jest to zadowalające. Kalkomanie pochodzą z pudełka “zapasów” a także dobrego zestawu Model Maker. Niestety malowanie 20.01 jest głównie domyślne w oparciu o opisy a nie zdjęcia. Zgadywaniem jest czy był tam już numer polski, czy jeszcze brytyjski, czy szachownice były namalowane na rozetach czy te wpierw były zamalowane ? etc. Model Maker sugeruje ciekawe górne szachownice z przedłużonym białym polem na obwódkach. Takie też zrobiłem.
Inspiracją i praktycznie całą dokumentacją do wykonania modeli była wyśmienita książka Tomasza Kopańskiego “British WWI Aircraft in the Polish Air Force”
Model Rodena trochę rozczarowuje praktycznie płaskimi płatami. Nie ma tam prawie w ogóle rzeźby płótna pomiędzy wręgami skrzydła, więc pokusiłem się o cieniowanie wszystkich skrzydeł i ogona czarną farbą pryskaną od tasiemki Tamiya tak że z jednej strony była ostra krawędź a z drugiej płynne przejście. Na to wszystko dawałem wiele warstw farby zielonej i “płóciennej” aż osiągnąłem efekt, który mnie zadowalał. Niestety zdjęcia nie oddają tego w pełni no ale taki ze mnie jest już marny zdjęciowiec.
Ogólnie jest to fajny projekt i cieszę się że na rocznicę tak ważnej, dziejowej bitwy mogłem się na taki zdobyć. Szkoda tylko że brakuje wspomnień konkretnych lotników latających na tych maszynach. Wydawało by się że tak monumentalna bitwa jak Warszawska w 1920 roku byłaby kultywowana wydaniem wielu wspomnień lotników biorących w niej udział a jedyne częściowe wspomnienia jakie udało mi się znaleźć pochodzą jeszcze od Janusza Meissnera pisane pod pręgierzem cenzury PRL’u w latach sześćdziesiątych.