Jak-3, pułk Normandie-Niemen, Marcel Albert (Zvezda 1/48)
W moim modelarskim życiu już parę razy podchodziłem do zrobienia modelu Jaka-3, ale nigdy mi się to do końca nie udało. Nie mam pojęcia co przeszkadzało mi w zrobieniu modelu bądź co bądź prostego samolotu. Jakieś trzydzieści lat temu rozpocząłem Jaka-3 z Hellera w 1/72 i nie wyszedłem poza fazę robienia kokpitu. Mniej więcej piętnaście lat temu rozgrzebałem Jaka-3 z Eduarda w 1/48 i ten też zakończył żywot na zrobionym kokpicie. Czy to było jakieś fatum, które uniemożliwiało mi skończenie Jaka? Minęło jednak kolejne piętnaście lat i uznałem, że pora wziąć byka za rogi i podejść do Jaka raz jeszcze. Tym razem na biurku rozłożyłem model Jaka-3 ze Zvezdy w 1/48. Czy go skończyłem? Na powyższym zdjęciu widać, że tak. W trzydzieści lat po pierwszej próbie wreszcie mi się udało.
Pilot
Marcel Albert zaczął swoją karierę podczas kampanii francuskiej w 1940 roku. Latając w GC I/3 na Dewoitine D.520 zestrzelił Dorniera Do 17. Podczas kampanii zgłosił jeszcze zestrzelenie Bf 109 i He 111, ale zwycięstwa te nie zostały uznane za pewne. Po klęsce Francji służył w lotnictwie Vichy, ale w październiku 1941 roku zdezerterował i z innym pilotem francuskim przeleciał z Algierii do Gibraltaru, skąd trafił do Wielkiej Brytanii i zasilił francuski dywizjon 340 „Île-de-France”. Odbył tam prawie 50 lotów bojowych, ale nie udało mu się zestrzelić żadnego samolotu. Jednak wielka kariera była dopiero przed nim. Jesienią 1942 roku wraz grupą innych pilotów myśliwskich zgłosił się na ochotnika do walki u boku wojsk sowieckich na froncie wschodnim. Z francuskich ochotników utworzono tam dywizjon myśliwski GC 3 „Normandie”. Dla Francuzów walka razem z Sowietami była nie tyle deklaracją wsparcia dla ustroju komunistycznego, a nawiązanie do epizodu z I wojny światowej, kiedy to kilka francuskich jednostek lotniczych wspierało armię carską w bojach z Niemcami i Austro-Węgrami.
Dywizjon „Normadie” został wyposażony w Jaki-1 i skierowano na południowy odcinek frontu. Albert odniósł pierwsze swoje zwycięstwo na froncie wschodnim 16 czerwca 1943 zestrzeliwując wspólnie z innymi pilotem rozpoznawczego FW 189. W kolejnym miesiącu „Normandie” wziął udział w bitwie na łuku kurskim i zaraz potem toczył intensywne walki podczas trzy tygodniowej przerwy w działaniach na froncie. Od sierpnia do października 1943 wspierał ofensywę sowiecką. W tej pierwszej kampanii Albert uzyskał 14 zwycięstw powietrznych (9,20 zwycięstwa wg. ułamkowego naliczania zestrzeleń zespołowych). Ostatnie z nich odnosił na uzbrojonym w działko 37mm Jaku-9T.
Druga kampania rozpoczęła się dla francuskiej jednostki latem 1944. Od ostatniej zimy GC 3 uzyskał uzupełnienia i jego powiększony stan pozwolił na przekształcenie go w pułk myśliwski. 21 lipca 1944, w uznaniu za udział Francuzów w bitwie nad Niemnem Stalin nadał tej jednostce honorowy tytuł pułku niemeńskiego. I tak od lipca pułk GC 3 nosił nazwę „Normandie-Niemen”. Jesienią „N-N” wziął udział w ofensywie w Prusach Wschodnich. Albert walczył w tej kampanii intensywnie. W październiku 1944 zaliczył 7 zwycięstw (inaczej licząc 3,36 zwycięstwa) i 28 listopada 1944 otrzymał tytuł Bohatera Związku Sowieckiego.
Trzecia kampania „Normandie-Niemen” to rok 1945 i dobijanie sił niemieckich w Prusach Wschodnich. W tej kampanii Albert już nie wziął udziału. Jeszcze w grudniu 1944 wyruszył w długą podróż przez Iran, Egipt, Libię, Algierię do Francji.
Marcel Albert zakończył wojnę z 8 zwycięstwami indywidualnymi i 14 zespołowymi. Według francuskiego sposobu liczenia miał on 22 zwycięstwa, a według „anglosaskiego” 15,56 zwycięstw. Według niektórych źródeł mógł mieć on nawet 24 zwycięstwa „francuskiego typu”.
Po wojnie Albert został w lotnictwie jeszcze dwa lata. 1947 roku objął posadę attaché lotniczego we francuskiej ambasadzie w Pradze, aby po roku wystąpić z wojska definitywnie. Zaraz potem wyjechał do Stanów Zjednoczonych, został tam przedsiębiorcą i w 1954 roku uzyskał amerykańskie obywatelstwo. Zmarł w 2010 roku w wieku 92 lat w Harlingen w Teksasie.
Samolot
Jak-3 z numerem „6”, który był osobistym samolotem Alberta pod koniec 1944 roku, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych francuskich Jaków. Nie oznacza to jednak, że wszystko w nim jest jasne, i że autorzy profilów przedstawiali go w poprawny sposób.
Jak nosi standardowy kamufaż sowiecki z drugiej połowy wojny, czyli szaro szary schemat złożony z plam AMT-11 i AMT-12 od góry z jasnoniebieskim spodem AMT-7. Nie wiem w jakim dokładnie czasie samolot ten trafił do pułku „Normandie-Niemen”, ale wygląda na to, że numer „6” namalowano na nim przed listopadem 1944 farbą o dość dobrej jakości. W listopadzie 1944 na Jakach-3 „Normandie-Niemen” namalowano białe strzały będące oznakowaniem 303 sowieckiej Dywizji Powietrznej, w ramach której GC 3 zaczął operować w Prusach Wschodnich. Na Jaku Alberta widać, że biała farba użyta do namalowania strzał była kiepskiej jakości i albo była ciemniejsza, albo zżółkła, albo szybko uległa sowieckim warunkom atmosferycznym. Dość powiedzieć, że na czarno białych zdjeciach wygląda nieco ciemniej niż „szóstka” i niż białe obwódki czerwonych gwiazd. Co ciekawe, na zdjęciu pokazującym prawą stronę, strzała ma nieco inny kształt. Ale to w sumie nic dziwnego, bo strzały nie były chyba malowane od gotowych szablonów.
Za kokpitem namalowano 23 krzyże, jak zwykle w Normandie Niemen w formie samych białych obwódek. Sposób rozmieszczenia krzyży sugeruje, że Albert dostał Jaka po odniesieniu 21 zwycięstwa, a dwa dodatkowe krzyże domalowano później. Nie sposób dokładnie stwierdzić w jakim dniu zrobiono to zdjęcie, bo nie do końca jest jasne ile zwycięstw przypisywał sobie Albert: 23 czy 24. Kołpak samolotu jest pomalowany tradycyjnie dla „Normandie-Niemen” w trzy pasy: niebieski, biały i czerwony. Nie do końca wiadomo jaki odcień miał niebieski kolor na kołpakach. Fotografie pokazują zarówno jasne, jak i bardzo ciemne noski kołpaka. Rzecz jasna mogą to być wyniki różnej wrażliwości filmów na niebieską barwę.
Model
Ponieważ chciałem zrobić ten model szybko, postanowiłem zbudować go prawie z pudłeka, z małym dodatkiem samoprzylepnego kolorowego zestawu fototrawionego Eduarda do kokpitu, ale z gotową tablicą przyrządów Yahu.
Już po rozpoczęciu prac nad modelem, po dokładnej analizie części, wybrałem się jednak na internetowe zakupy i wróciłem z żywicznymi dodatkami: poprawionym śmigłem i kołpakiem produkcji Vectora. Oryginalny kołpak Zvezdy jest podzielony na dwie części – przednią i tylną, przy czym ta druga ma integralnie zamocowane łopaty śmigła. Części z zestawu Zvezdy mają dwa mankamenty. Po pierwsze kształt kołpaka jest odrobinę niepoprawny, a łopaty śmigła są przesunięte za bardzo w kierunku przodu kołpaka. Po drugie taki, a nie inny podział części bardzo utrudnia pomalowanie kołpaka w trzy francuskie kolory. Dlatego w przypadku Jaka-3 inwestycja w akcesoria Vectora to bardzo pożądana inwestycja. Kupując śmigło pożałowałem kasy na inny dodatek Vectora, a mianowicie żywiczne komory podwozia. I pożałowałem skąpstwa dość szybko. Największą zaletą tych komór są nie same wnęki kół, a pięknie odwzorowane wloty powietrza do chłodnicy, które Jaki miały u nasady skrzydeł. Czemu pożałowałem? Bo wnęki w modelu są średnio odwzorowane i upierdliwe w budowie. Może następnym razem, przy następnym Jaku-3…
Normalnie budowę modelu zaczynam od kokpitu. Ale nie tym razem. Niezależnie od producenta modelu (od Mikro po Zvezdę) kokpit w Jakach skleja się dokładnie tak samo. Fotel pilota, boczne panele i tablica przyrządów mają być przyklejone do podłogi zamodelowanej na górnym płacie. No ale jak inaczej rozwiązać podział technologiczny kokpitu w Jaku? Taki podział po prostu działa. Konieczność zabudowy elementów kokpitu na skrzydle skłania jednak do tego, żeby całe skrzydło zmontować i obrobić najpierw, żeby potem przy obróbce nie uszkodzić delikatnej „wyspy” na centropłacie. Jak już wspominałem wyżej najtrudniejsze było dla mnie obrobienie wlotów powietrza. Mając płat gotowy zająłem się wskaźnikami ilości paliwa w skrzydle.
Wmontowane w skrzydła paliowomierze występowały we wszystkich myśliwskich Jakach czasu wojny. Do ich zasymulowania Zvezda oferuje całkiem ładne kalkomanie. Ale ja chciałem zrobić paliwomierze bardziej podobne do oryginału z tarczami zatopionymi w skrzydle z imitacją szybkek nad nimi. Tarcze wskaźników są zamieszczone w blaszce Eduarda. Zdecydowałem, że wykorzystam je i włożę do okrągłych zagłębień w skrzydle. Przygotowanie otworów zacząłem od wytrasowania ostrym szpikulcem okręgów wokół przyszłych zagłębień. Zrobiłem to przy użyciu innej blaszki Eduarda z otworami różnej wielkości do trasowania paneli. Trasowanie zrobiłem głębokie zataczając szpikulcem w oku blaszanego szablonu wiele kółek. Potem tak ostro zarysowane okręgi wyfrezowałem trapezowym frezem osadzonym w Proxxonie 230/E. Do zagłębień włożyłem blaszane tarcze Eduarda i zalałem je światłoutwardzalnym klejem Rocket UV glue. Dlaczego światłoutwardzalnym? Bo po naświetleniu jest idealnie przeźroczysty, świetnie się obrabia i co jeszcze fajniejsze polimeryzacja następuje już po kilkunastu sekundach naświetlania. Jako że klej obrabia się papierem ściernym tak łatwo jak polistyren, proces obróbki i szlifowania też zajął nie więcej, niż parę minut. Cała zabawa ze wskaźnikami od wyciągnięcia z pudełka szpikulca, do ostatnich szlifów zamknęła się w mniej, niż pół godziny. Dodatkową zaletą tej metody jest to, że otwory na paliwomierze wcale nie muszą być idealnie okrągłe. I tak podczas malowania zasłania się je okrąglą maską, i krawędzie wskaźnika są wyznaczane przez warstwę kamuflażu. Jak się po tym okazało, choć byłem dumny z samego efektu wizualnego, to same tarcze umieściłem pod odrobinę innym kątem, niż to było w oryginale. Dobrze, że nikt o tym nie wie.
Po skończeniu zabawy ze wskaźnikami paliwa mogłem się wreszcie zabrać za kokpit. Zrobiłem go dość szybko używając blaszek Eduarda i tablicy Yahu. Samoprzylepnych blaszek użyłem po raz pierwszy i zachwycony nie jestem. W większości przypadków zmyłem klej i naklejałem je na klej cyjanoakrylowy lub płyn do podłogi (słynna futurka, czyli Future Floor Polish). Dlaczego? Sam już nie pamiętam. Jakoś mi nie podchodziło naklejanie blaszek jak naklejek. Jakoś tak odstawały czasami, nie przylegały. Nie wiem. Więcej chyba nie kupię. Tablica Yahu jest z kolei przepiękna. Robi wrażenie niesamowite. Ale żeby pasowała do modelu idealnie, to nie powiem. Musiałem podcinać plastikowe części, żeby siadła. Ale warto było. Głównym kolorem kokpitu w Jakach był szary. Ale jaki szary? Założyłem, że skoro Jak opuścił fabrykę najprawdopodobniej pod koniec 1944 roku, to mógł mieć kokpit malowany już lakierem DD-118. Patrząc jednym okiem na sugestię Massimo Tessitoriego (https://massimotessitori.altervista.org/sovietwarplanes/pages/colors/color-table.html), że był to kolor zbliżony do FS26173 , a drugim na wzornik Federal Stadard FS595, prawie dostałem zeza. Ale po odzyskaniu zbieżności wzroku zmieszałem farby MRP-113 Dark Sea Grey i MRP-004 White w stosunku 6:1, i uzyskałem barwę zbliżoną do wzornikowego koloru FS26173.
Nic już nie stało pomiędzy mną, a sklejeniem kadłuba i przyklejeniem płata. Spasowanie przejścia szkrzydło – kadłub jest w modelu Zvezdy wzorcowe. Nie było żadnych szpar, ani konieczności zbierania naddatku plastiku. Ale nie oznacza to, że można połączenie skrzydła i kadłuba zostawić samemu sobie po sklejeniu. Podział pomiędzy tymi dwoma elementami jest w modelu położony nieco niżej, niż górna krawędź oprofilowania miejsca łączenia w rzeczywistym samolocie. Zaszpachlowanie połączenia nieuchronnie musi więc doprowadzić do zatarcia linii podziałowej zlokalizowanej około milimetr wyżej. Zamiast szpachlować linię podziału między skrzydłem, a kadłubem w klasyczny sposób postanowiłem zrobić imitację nałożonych na powierzchnię płatowca blaszanych oprofilowań. Żeby to zrobić opracowałem najpierw w Corelu szablon, który wyciąłem Stiką z folii Oramask. Oramask jest do tych celów idealny, bo jest bardzo odporny na ścieranie. Wycięte maski nakleiłem na model i przestrzeń między nimi wypełniłem mieszaniną Mr. Dissolved Putty i kleju cyjanoakrylowego UHU. Taka mieszanka jest bardziej miękka niż sam klej CA, ale nieco twardsza od bardzo plastycznej i łatwo ścieralnej szpachłówki Mr.DP. Obrobiłem zgrubsza oprofilowania, zalałem te rejony kilkoma warstwami Mr. Surfacera i zabrałem się za ponowne szlifowanie. Był to proces upierdliwy. Ścieranie, uzupełnianie Surfacera, ścieranie, uzupełnianie Surfacera i tak w kółko. Po uzyskaniu akceptowalnych oprofilowań dodałem poprzeczne kawałki folii maskującej i natrysnąłem na oprofilowania warstwę Tamiya Liquid Grey Primer, żeby zasymulować krawędzie blach na zakładkę – każde oprofilowanie składało się z trzech wytłoczonych blach. Na końcu wgniotłem igłą lekarską imitacje dużych nitów. Przy okazji, do wygniatania nitów nie warto spiłowywać skośnie ściętego „ostrza” igły. Drugi koniec igły, który zatopiony jest w plastikowej nasadce na strzykawkę jest pięknie obrobiony i ma zwężone na końcu ścianki. Idealny wgniatacz nitów. Wystarczy wyrwać końcówkę z nasadki i narzędzie gotowe. Cały proces robienia oprofilowania dał w mojej ocenie (cierpię na lekki narcyzm) całkiem fajny efekt. Ale jest to proces mozolny, który zajął mi całe dwa „standardowe wieczory modelarskie”.
Na osłodzenie trudu przy oprofilowaniach proces malowania był po prostu bajką. Zapewniły mi ją farby Mr. Paint. Cały kamuflaż był malowany z ręki aerografem H&S Infinity CR+. Użyte kolory to MRP-018 AMT-7 Grey Blue, MRP-019 AMT-11 Blue Grey i MRP-020 AMT-12 Dark Grey. Nie jestem znawcą sowieckich kamuflaży, ale kolory spasowały mi nieźle.
Po chwili relaksu przy malowaniu kamuflażu zabrałem się za bardziej wymagającą robotę, czyli malowanie oznakowania. W pudełku można znaleźć co prawda gotowe kalkomanie do Jaka-3 Alberta, ale mają one swoje wady. Zarówno strzała, jak i szóstka mają niepoprawny kształt. Strzała i szóstka na lewą i prawą połówkę kadłuba mają taki sam kształt, a w oryginalnym Jaku lewa i prawa połowa nieco się różniły (zakładając oczywiście, że zdjęcia Jaka z lewej i prawej strony dotyczą tego samego samolotu). Biały na kalkomaniach jest wszędzie taki sam, a na oryginale strzały były nieco ciemniejsze, niż szóstka i białe lamowania gwiazd. Wreszcie kalkomanie Zvezdy, choć doskonale regują na płyny, są jak dla mnie ciut zbyt grube. Tak więc chcąc nie chcąc znowu odpaliłem Corela i namalowałem własne wzory oznakowania, które poszły od razu do mojej Stiki. Zdecydowałem, że białe (jaśniejsze i ciemniejsze) elementy będę malował od masek, a czerwone elementy gwiazd wydrukuję na laserowym OKIm. Do ciemniejszego białego na strzałach użyłem farby MRP-135 ANA 601 Insignia White, a do jaśniejszego na szóstkach i gwiazdach MRP-004 White. Zaraz po namalowaniu różnica między białymi była wyraźna, ale po późniejszym matowaniu i brudzingu nieco się zatarła. Jakbym podchodził do Jaka z Normandie Niemen, to zastosował bym do malowania strzał jeszcze ciemniejszy odcień białego. Poza tym starając się maksymalnie zachować geometrię długich oznaczeń na kadłubie tym razem niestandardowo użyłem białej i sztywniejszej folii maskującej Oramask. To nie był dobry pomysł. Biała folia zostawia trochę kleju, który potem trudno było usunąć z kadłuba. Mocowanie się z resztkami kleju doprowadziło do tego, że uszkodziłem biały kolor w niektórych miejscach i musiałem nanosić poprawki. Definitywnie nie użyję już więcej białego Oramaska do maskowania na malowanych powierzchniach.
Po namalowaniu oznakowania zabrałem się za malowanie detali. Przy żywicznym kołpaku z Vectora maskowanie pasków pod francuskie kolory było całkiem łatwe i przyjemne.
Przyznam, że trochę obawiałem się, czy czerwone lamowania gwiazd na wydrukowanych kalkomaniach zgrają się na krzywiznach z białymi krawędziami gwiazd. Niepotrzebnie. Wszystko siadło dobrze. Oczywiście maski białych gwiazd zaprojektowałem jako ciut mniejsze, niż zewnętrzny obrys czerwonego lamowania. Różnica wynosiła setne części milimetra, ale tyle wystarczyło.
Podstawowe kolory użyte na modelu:
Późnowojenny lakier do wnętrz DD-118 | 6 * MRP-113 Dark Sea Grey 1 * MRP-004 White | |
Jasnoniebieski AMT-7 na dolnych powierzchniach | MRP-018 Grey Blue | |
Średnioszary AMT-11 na górnych powierzchniach | MRP-019 AMT-11 Blue Grey | |
Ciemnoszary AMT-12 na górnych powierzchniach | MRP-020 AMT-12 Dark Grey | |
Biały | MRP-004 White | |
Ciemnejszy biały na strzałach | MRP-135 ANA 601 Insignia White | |
Niebieski na kołpaku | MRP-053 Dunkelblau | |
Czerwony na kołpaku | MRP-025 AII KR Red |
Po sesji malarskiej model był gotowy do końcowego etapu składania, ale tu napotkałem mały problem. Po zdjęciu masek na owiewkach chciałem je lekko wypolerować, ale tworzywo, z którego Zvezda zrobiła owiewki za cholerę się do tego nadawało. Przy pocieraniu szmatkami do polerowania kabinka robiła się jeszcze bardziej matowa! Nie mogłem tego opanować i w końcu zanurzyłem wszystkie elementy przeźroczyste w futurce. Rzadko to robię, ale tu się bez płynu do podłogi nie obeszło. Oczywiście po futurkowaniu elementy owiewki musiały mieć jeszcze raz zmatowane ramki.
I w końcu przyszedł czas na brudzing. W linie podziału blach wpuściłem łosia Tamiya Dark Brown Panel Liner. Ale przecież Jak miał tych linii tyle, co kot napłakał, bo była to stolarska konstrukcja i całe skrzydła, oprócz paneli na dolnych powierzchniach, była gładka. Dlatego po zmatowieniu całości bezbarwnym lakierem Mr. Paint zacząłem główkować jaką metodę brudzingu wybrać, żeby złamać monotonię na modelu. W końcu zdecydowałem się na metodą znaną w internecie jako „dot filter”. Polega ona na naniesieniu na model wykałaczką małych kropek z olejnej farby artystycznej w różnych kolorach (ja użyłem kolorów sepii, pełowego szarego i białego). Zanim farba dobrze zaschnie, a olejna farba szybko nie schnie, kropki należy rozcierać pędzlem maczanym w benzynie do zapalniczek. Maczanym i odsączanym tak, że powinien być lekko wilgotny. Można też pędzel maczać w terpentynie, ale ja zdecydowanie preferuję benzynę do zapalniczek, na przykład Ronsonol. Co prawda bardzo szybko wysycha, ale jest duuużo mniej agresywna niż terpentyna.
„Dot filter” się sprawdził, ale Jak był dalej za mało jak na mój gust styrany. Dlatego dodatkowo upaćkałem model drobnymi i większymi plamkami i zabrudzeniami używając do tego preparatów MIG Filter Ochre for Grey Sand i MIG Rainmarks. Do tego dodałem odrapania. Na powierzchniach metalowych srebrnym ołówkiem Derwent Silver, a na drewnianych całą gamą beżowych i brązowych ołówków AK Interactive.
Ostatni elment to antenka z rozciągliwej żyłki Rig that Thing od Uschi van den Rosten przeciągnięta przez otworek nawiercony w tylnej części owiewki i przyklejenie samych owiewek.
Galeria
Poniżej zdjęcia gotowego Jaka.
Podsumowanie
Jak-3 ze Zvezdy jest naprawdę świetnym modelem wykonanym w nowoczesnych technologiach (jak na rok 2019). Spasowanie części i faktura powierzchni są bardzo dobre. Ale co najważniejsze, Zvezda doskonale odwzorowała kształty Jaka-3. O wiele lepiej, niż wiekowy Jak-3 z Eduarda. Jedyne zastrzeżenia mam tworzywa, z którego zrobiono elementy owiewki, oraz do kształtu i sposobu sklejania kołpaka i śmigła. Polecam dokupienie do Jaka kołpaka i śmigła z Vectora, choć tani nie jest.
I znowu muszę tu napisać laurkę dla farb Mr. Paint. Maluje się nimi vybornie. W dodatku w tym przypadku spodobało mi się jak Mr. Paint odwzorował kolory AMT i pomalowałem kamuflaż prosto z butelek.