Modele samolotów

Ansaldo A.1 Balilla, 7 Eskadra Myśliwska, Berdyczów, maj 1920, George M. Crawford (Karaya 1/48)

Artykuł odtworzony ze starej witryny www.pme.org.pl

Ansaldo A.1 Balilla był jednym z bardziej kontrowersyjnych samolotów myśliwskich Wielkiej Wojny. Pierwsze egzemplarze zostały skierowane do włoskich Squadriglia w lecie 1918 roku. Do końca wojny przyjęto do służby w sumie 166 Balilli. Po wojnie głównym użytkownikiem Balilli była Polska. Balille produkcji włoskiej, jak i Balille wyprodukowane w zakładach Plage i Laśkiewicz miały stanowić podstawowe wyposażenie polskich eskadr myśliwskich. Dostawy Balilli zrealizowano na tyle wsześnie, że wzięły one udział w wojnie polsko sowieckiej. Jako pierwsi wykorzystali je podczas wyprawy kijowskiej Amerykanie z 7 Eskadry Myśliwskiej. Przyjęli je entuzjastycznie głównie ze względu na zasięg lotu, dwukrotnie większy niż zasięg ich wysłużonych Oeffagów. Model przeze mnie zrobiony ma przedstawiać Balillę nr 16746 / 16.8 produkcji Ansaldo. Według podpisu pod obrazem Jamesa B. Deneena na samolocie tym wykonywał loty George M. “Buck” Crawford.

Model

Model Balilli wydany na począku roku 2005 przez Karaya jest jednym z najładniejszych, jeśli nie najładniejszym modelem żywicznym jaki miałem w rękach. Dwie rzeczy szczególnie mnie zachwyciły: odwzorowanie detali i dość równa, niemalże maszynowa precyzja wykonania podstawowych części. Wszystkie elementy pasują jak ulał (może z wyjątkiem oparcia pilota), a połówki kadłuba mają nawet kołki mocujące – wyjątkowa rzadkość w modelach żywicznych. Do słabszych elementów należą:

  • osłona silnika z nieco słabo zarysowanymi żaluzjami,
  • wsporniki, które w moim egzemplarzu były pogięte mimo drucianego szkieletu (gwoli usprawiedliwienia mój egzemplarz to był próbny odlew)
  • nieco skąpy zestaw elementów fototrawionych

Słabiutka jest instrukcja montażu. Praktycznie bez zapewnienia sobie jakichś dodatkowych materiałów lepiej nie zabierać się za robienie tego modelu. Za to zdecydowanie mocną stroną są kalkomanie techmodowskiej produkcji. Co prawda robiąc samolot Crawforda niewiele z nich wykorzystałem, jednak te elementy, których użyłem były doskonałej jakości.

Do roboty

Budowę modelu zacząłem od dorobienia oparcia pilota. To w zestawie słabo pasuje do wycięcia kokpitu. W tym celu wykonałem plastikową półkę, którą wkleiłem na biurową plastelinę (UHU Patafix) do kadłuba. Następnie skleiłem połówki kadłuba tymczasowo kroplami Superataku. Przez otwór w kokpicie wsunąłem wygięty plastikowy arkusik, który miał stanowić powierzchnię oparcia. Po dopasowaniu go przykleiłem go do półki. Po wyschnięciu obciąłem nadmiar oparcia wystający ponad obrys kadłuba. Po rozdzieleniu połówek kadłuba Debonderem wyjąłem półkę z przyklejonym oparciem i na wszelki wypadek wzmocniłem oparcie od tyłu dwoma plastikowymi żeberkami. Po zalaniu całości sporą ilością Superataku usunąłem przednią część półki przed oparciem. Na koniec na oparcie nałożyłem cienką warstwę dwuskładnikowej masy szpachlowej Tamiyi i wyprofilowałem oparcie na bardziej “komfortowy” kształt. Poniżej fotki półki wsuniętej do kadłuba, półki z wklejonym i dociętym oparciem i szablon półki. Zdjęcie gotowego oparcia można znaleźć kilkanaście linijek dalej, razem ze zdjęciami gotowych detali wnętrza.

Po zrobieniu oparcia wziąłem się za pozostałe elementy wnętrza. Oczywiście najpierw zacząłem malowanie podzespołów. W Balilli większość detali w środku, w tym całe burty kadłuba, były wykonane z drewna i sklejki. Żeby uniknąć zbyt “monotonnego” widoku w środku kokpitu różne elementy pomalowałem różnymi odcieniami beżowej farby. Zastosowałem trzy odcienie – Tamiya XF-59 Desert Yellow, XF-52 Flat Earth i Gunze Sangyo H85 Sail Color. Najwięcej zachodu było z maskowaniem i malowaniem drewnianych listw na połówkach kadłuba. Muszę przyznać, że po skończeniu modelu ten ostatni kawałek roboty okazał się zupełnie niewidoczny.

Na beżowym podkładzie wyżyłem się artystycznie malując rozrzedzonymi farbami i rysując brązowymi kredkami symulowane słoje drewna. Wreszcie całość pociągnąłem warstewką przeźroczystej pomarańczowej farby Tamiya Flat Orange X-26.

Wnętrze kokpitu jest w modelu całkiem nieźle zdetalowane. Ze swojej strony dodałem następujące elementy:

  • dwie podłużne listwy na podłodze,
  • panel przed orczykiem,
  • dwa wzierniki (?) na podłodze,
  • przedłużenie drążka sterowego,
  • cały drążek sterowy (oryginalny połamałem niechcący)
  • rozrusznik na podłodze,
  • poduszka na fotelu pilota (z dwuskładnikowej masy szpachlowej Tamiyi, albo Gunze, nie pamiętam)
  • mosiężny wskaźnik zamocowany ukośnie na prawej burcie (cokolwiek to jest)
  • naciągi na burtach,

Przed sklejeniem przygotowałem też grunt pod rury wydechowe. W prawej połówce kadłuba są jedynie dziurki. Nie chcąc wybrudzić klejem okapotowania silnika po pomalowaniu zdecydowałem się na zrobienie podstawki pod rury od wewnątrz. Najpierw nakleiłem od wewnątrz plastikową płytkę, przewierciłem ją delikatnie wsuwając wiertło przez istniejące otwory na rury w kadłubie. Potem dokleiłem jeszcze jedną płytkę – tym razem na ślepo.

Po sklejeniu połówek kadłuba okazało się, że na skutek opiłowania zupełnie zniknęły i tak ledwie zarysowane żaluzje na spodzie osłony silnika. W tym momencie podjąłem decyzję (jak się okazało bardzo dobrą :)) i postanowiłem poprosić zaprzyjaźnioną pracownię o dorobienie paru elementów fototrawionych do modelu. Jednym z nich był panel na spód osłony z żaluzjami. Zaprojektowałem wzór w Corelu i wysłałem do pracowni. Po kilkunastu dniach dostałem prześliczną blaszkę z całą masą przydatnych detali. Po przyklejeniu panelu spód Balilli przedstawiał się zupełnie inaczej:

Jako, że większość pokryw i paneli na kadłub miałem już wytrawione z blaszki, zdecydowałem się “zgolić” kadłub do zera. Zostawiłem jedynie parę wzierników (niezbyt fortunnie, jak się potem okazało). Trzeba przyznać, że wzierniki w modelu Karaya to majstersztyk: przepiękne, puste w środku, o idealnym kszatałcie. Odpowiednio pomalowany kadłub pomalowałem Tamiya XF-59 Desert Yellow. Abyb złamać monotonną linię kadłuba słoje malowałem (i rysowałem) oddzielnie na każdym panleu, maskując sąsiednie żółtą taśmą Tamiyi.

Mając cały kadłub gotowy zauważyłem, że akurat “moja” Balilla, tak jak i inne Balille dostarczone latem 1920 do 7 Eskadry, nie pownna mieć wziernika na przedzie lewej burty kadłuba. Zmęłłem w ustach przekleństwo i spiłowałem delikatnie wziernik. Potem ostrożnie dosztukowałem wzory słojów.

Tak jak w przypadku powierzchni wewętrznych, burty kadłuba zamierzałem pomalować warstewką Tamiya Clear Orange. Przy tej okazji zdecydowałem się odwzorować ciekawy kolorystyczny efekt na kadłubie. Baille włoskiej produkcji przejęte prze polskie lotnictwo wojskowe miały starte lub zmyte włoskie numery seryjne. Miejsca po numerach miały wyraźnie jaśniejszą, “surową” barwę. Aby to odwzorować nakleiłem na kadłub wytrawione wcześniej szablony numerów z blaszki. Do przyklejenia użyłem “taśmy klejącej w płynie”, czyli Microscale Micro Liquitape.

Po pomalowaniu kadłuba Clear Orange i zdjęciu szablonów na kadłubie pozostały jaśniejsze ślady po numerach. Efekt można zaobserwować na fotkach gotowej Balilli.

Mając gotowy, schnący kadłub zabrałem się za przygotowanie zewnętrznych podzespołów, czyli kół, wsporników podwozia i wsporników skrzydeł. Muszę przyznać, że nie mam zaufania do żywicznych zastrzałów i zdecydowałem się na wykonanie ich od podstaw z plastikowych soczewkowych profili Contraila. Golenie podstawowe wzmocniłem dodatkowo stalowymi rurkami z odpowiednio przyciętych igieł lekarskich. Aby dobrze odmierzyć długość zastrzałów i kształt goleni podwozia przygotowałem sobie wzory wydrukowane na kartce papieru i naklejone na szybkę. Poniżej wzory w formie gifów i fotka podwozia w budowie:

Na zachowanym muzealnym egzemplarzu Balilli widać wyraźnie, że taśmy wzmacniające na skrzydłach są wykonane z innego, jaśniejszego płótna. Prawdopodobnie jest to białawe płótno bawełniane. Odwzorowanie tego było całkiem pracochłonne. Najpierw pomalowałem skrzydła i usterzenie Humbrolem 41 Ivory (kość słoniowa). Następnie zamaskowałem paskami z samoprzylepnej folii o szerokości 0.5mm. Na spodzie okolice żeberek pocieniowałem delikatnie jakimś szarobrązowym kolorem Model Mastera. Od góry nie robiłem nic. Na koniec pomalowałem skrzydła i usterzenie mieszanką Humbrol 74 Linen + Humbrol 130 Semimatt White, a po wyschnięciu ściągnąłem paski z folii.

W tym momencie dobrnąłem do kolejnego momentu w którym warto pokusić się o waloryzację. W oryginalnym samolocie wsporniki skrzydeł są zamocowane w charakterystycznych metalowych okuciach, z których wychodzą też linki naciągów (patrz foto oryginału pochodzące z Windsock Datafile nr 88, na stronie 28). Wykonanie całej serii identycznych detali zawsze sprawiało mi duży kłopot. Dlatego wolałem wyrzeźbić jedno okucie i skopiować je w żywicy. Użyłem jak zwykle żywicy Axson F31.

Gotowe skrzydła wkleiłem na bolce z pręta mosiężnego za pomocą dwuskładnikowego poxipolu. Dla zachowania geometrii sklejony płatowiec unieruchomiłem na noc w stojaku z klocków. Ciemniejsze końcówki górnego płata, to zamalowane czerwone i zielone pola – pozostałości po włoskim oznakowaniu. Ciekawe, że na dolnych płatach nie było śladu po włoskiej “fladze”. Potwierdza to zdjęcie na stronie 110 w książce “Flight of Eagles” (patrz bibliografia na końcu artykułu).

Podobnie jak większość samolotów ententy z końca wojny Balilla miała dość skomplikowane naciągi złożone z podwójnych linek z oprofilowaniem pomiędzy nimi. Podkusiło mnie coś, żeby to odwzorować w moim modelu. Same naciągi zrobiłem z rozciągliwych linek EZ Line. Oprofilowania zrobiłem z cienkiej plastikowej płytki pociętej na paski w starej dobrej zaginarce do elementów fototrawionych.

Oprofilowania linek biegnących od dołu kadłuba do górnego skrzydła (tzw. flying wires) powinny mieć długość ok. 39.6mm. Oprofilowania linek biegnących od dolnych skrzydeł do piramidki górnego płata powinny mieć ok. 32.3mm. Sposób wykonania naciągów opisany jest na poniższych rysunkach:

Dalej były już kalkomanie, montaż górnego płata (dość trudny w Balilli), doklejenie detali i lekkie zmatowienie bezbarwnym matowym werniksem Vallejo. Balilla była gotowa.

Konkluzje

Uważam, że Balilla z Karaya jest najlepszym żywicznym modelem, jaki robiłem. Sama konstrukcja samolotu jest dość skomplikowana i dlatego model wymaga trochę pracy. Jednak doskonałe dopasowanie części i przemyślany podział na elementy udowadnia, że autor modelu starał się pomagać modelarzowi jak to tylko możliwe w budowie tego zestawu. Szczerze polecam.

Udostępnij: