Modele samolotów

Hawker Tempest, 274 Sqn., David C. Fairbanks (Eduard 1/48)

Samolot

Hawker Tempest był od początku projektowany jako myśliwiec przewagi powietrznej. Dzięki wyeliminowaniu wad poprzednika, czyli Hawkera Typhoona, osiągi Tempesta były imponujące. Tak imponujące, że od początku 1944 roku, kiedy to zaczęto w niego wyposażać pierwsze dywizjony RAF, zamierzano wykorzystać go jako podstawowego samolotu osłaniającego działania armii brytyjskiej i innych samolotów RAF w planowanej inwazji we Francji. Dostawy Tempestów nigdy nie były na tyle wystarczające, aby wyposażyć zakładaną ilość dywizjonów, ale w dniu D można było użyć już całego skrzydła myśliwskiego wyposażonego w nowe myśliwce.

Po tygodniu okazało się jednak, że Tempesty bardziej będą potrzebne gdzie indziej. 13 czerwca 1944 Niemcy wystrzelili z Pas-de-Calais pierwszą bombę latającą V-1. W ślad za nią w stronę Londynu zaczęto wystrzeliwać całe chmary bezpilotowych odrzutowców. Ze wszystkich samolotów myśliwskich RAF do strącania V-1 Tempesty nadawały się najlepiej i wszystkie wyposażone w nie dywizjony przekierowano do drugiej po czterech latach wielkiej obrony Wysp. Ataki V-1 zaczęły słabnąć w sierpniu 1944, kiedy to po ofensywie alianckiej i wygraniu bitwy pod Falaise rejon Pas-de-Calais został odbity. I tak od początków września 1944 Tempesty oprócz coraz rzadszych akcji na przechwytywanie V-1, mogły wrócić do akcji nad kontynentem. Dywizjony Tempestów zaczęły więc latać w osłonie bombowców RAF i 9 Armii Powietrznej USAAF oraz atakować cele naziemne. Jednak cały czas powstrzymywano się przed przerzuceniem ich na lotniska we Francji. Okazało się, że głównym tego powodem nie były już V-1, a plan użycia Tempestów od osłony z powietrza samolotów i szybowców mających wykonać Operację Market Garden.

Definitywny powrót do struktur 2 TAF i przebazowanie do Belgii nastąpiło dopiero pod koniec września. Dywizjony 3 i 56 przerzucono 28 września 1944, a 80 i 274 nazajutrz, czyli 29 września. Na Wyspach pozostał jedynie dywizjon 501. W październiku 1944 zdecydowano, że Tempesty przestaną wykonywać ataki na cele naziemne i wreszcie zaczną pełnić rolę, do jakiej je zaprojektowano. Odtąd miały wykonywać wymiatania nad Niemcami i niszczyć wszystkie napotkane samoloty wroga. A nad Niemcami samolotów było sporo, bo od ponad roku myśliwce Luftwaffe skupiały się prawie całkowicie na walce ze strategicznymi bombowcami USAAF i w Niemczech skoncentrowano większość dostępnych jednostek. I wtedy nastąpiło crescendo w karierze Tempestów. Ich piloci zaczęli odnosić spektakularne zwycięstwa przy stosunkowo niewielkich stratach własnych. Dość powiedzieć, że intensywne walki powietrzne toczono praktycznie do końca kwietnia 1945 roku.

Tempesty były wykorzystywane jeszcze długo po wojnie. Zarówno wysłużone Tempesty Mk. V, jak i nowe Tempesty Mk.II z silnikami gwiazdowymi Bristol Centaurus, oraz tropikalne Mk.VI z silnikami Napier Sabre. Ale to już zupełnie inna historia.

Pilot

W ostatnim półroczu wojny kilku pilotów uzyskało miano asa zestrzeliwując pięć lub więcej samolotów. Pierwszym pilotem, który stał się asem na Tempestach, a zarazem jak się miało okazać najskuteczniejszym asem na Tempestach oraz pierwszym pilotem alianckim, który zestrzelil odrzutowego Arado Ar 234 nie był wcale Brytyjczyk, a Amerykanin David “Foob” Fairbanks. Był to jeden z tych żądnych przygód pilotów, którzy jeszcze przed przystąpieniem do Stanów do wojny ruszył w świat, aby jako ochotnik wesprzeć Zjednoczone Królestwo w walce z Niemcami. Traf sprawił, że do akcji wszedł dopiero pod koniec wojny. Ale co to było za wejście! W 1945 nazwano go “terrorem Renu”, bo w szybki sposób stał się najskuteczniejszym pilotem RAF w ostatniej ofensywie Aliantów. Jego karierę opisałem dokładniej tutaj:

Kleimy

To już mój drugi Tempest Fairbanksa. Ponad 20 lat temu zrobiłem w tym malowaniu wcześniejszy wypusk Edka w 1/48, ale nie byłem z niego zadowolony i nie przeżył on przeprowadzki sprzed paru lat. Kiedy dorwałem nowy model Tempesta z 2019 roku byłem od początku pewien, że zrobię go w tym samym malowaniu. Tym razem miałem do dyspozycji też zdjęcie z boku, które pokazywało dokładnie kształt i ułożenie jego liter kodowych JJ-F. Miałem też przygotowane dodatki do tego modelu – tablicę przyrządów Yahu, żywiczny fotel pilota z gotowymi pasami bezpieczeństwa z Barracudy i poprawioną chłodnicę też od Barracudy. Ten ostatni element to korekta najszerzej chyba komentowanego błędu w modelu Eduarda – braku tulei osłaniającej wlot powietrza do silnika. Kalkomanii do samolotu EJ762 nie miałem, ale nie takie oznakowanie robiło się od podstaw.

Chłodnica

Muszę przyznać, że dostarczany przez Barracudę przód chłodnicy całkiem nieźle pasuje to tylnej części z Eduarda. Całość składa się bezproblemowo. Już po sklejeniu dla zabawy zaprojektowałem i wydrukowałem samą tuleję osłaniającą wlot powietrza pasującą do chłodnicy Edka. Musiała mieć trochę mniejszą średnicę od tulei Barracudy. Kto ma rację – nie wiem, ale do kolejnego modelu Tempesta będzie jak znalazł.

Tak przy okazji, wnętrze Tempesta malowałem szarozielonym MRP-111 Interior Grey-Green. Ale nie wiem do końca, czy to był słuszny wybór. Malowanie Tempestów jest wbrew pozorom pełne zagadek. Do malowania wnętrz stosowano typowy Interior Gray-Green, ale też dużo jaśniejszą farbę żółtozieloną o barwie gdzieś z przedziału między Sky Type S i Zinc Chromate. Ten drugi kolor, który źródło ma jeszcze w 1918 roku, a który stosowano do malowania kokpitów w latach trzydziestych, zmartwychwstał podczas produkcji Tempestów. Wydaje się, że późne Tempesty i Sea Fury miały wnętrza utrzymane w tym dziwnym jasnym kolorze. Słusznie czy nie, założyłem że EJ762 miał jeszcze bardziej klasyczny Interior Grey Green.

Kokpit

W modelu kokpit jest całkiem udanie odwzorowany i dość szczegółowo. Raziły mnie tylko nieco zbyt grube ścianki fotela pilota i stąd mój zakup fotela z Barracudy. Niezła jest kolorowa fototrawiona tablica przyrządów, ale tablica Yahu jest po prostu lepsza. Warto zwrócić uwagę, że Yahu dostarcza dwa kształty środkowego panelu w tablicy – prostokątny i z łukowatą górną krawędzią. Ten drugi był stosowany w późniejszych Tempestach. O ile pamiętam i części Eduarda, i Yahu, i Barracudy pasowały do siebie bardzo dobrze. Czyli zero problemów? No nie do końca. Klatka symulująca rurową konstrukcję w kokpicie jest w modelu baaardzo delikatna. Przy sklejaniu złamałem przednią część kratownicy po jednej stronie. Nawet tego nie zauważyłem, a modelarski “demon dywanowy” zeżarł ją bezpowrotnie. Dorobienie “rurki” z pręcika Evergreena to banalna sprawa, ale niemniej zalecam w tym miejscu ostrożność.

Przy malowaniu wnętrza warto też pamiętać, że samoloty myśliwskie RAF miały w tym czasie kokpity dwukolorowe. Dół był w kolorze szarozielonym, ale górne powierzchnie ponad bocznymi panelami były malowane na czarno. Nie wiem, jak daleko przed i za kokpitem sięgał ten czarny kolor, ale po sklejeniu kadłuba i tak widać sam kokpit.

Rury wydechowe

Siłą rzeczy plastikowe rury wydechowe w modelu nie są zbyt efektowne. Kupiłem nawet do tego Tempesta dużo lepsze żywiczne rury z Barracudy, ale oczywiście nadmiar ambicji skłonił mnie do zrobienia tych rur samodzielnie. Jest projektowanie i drukowanie – jest zabawa ;). Chciałem przetestować, czy moja drukarka, a tym razem użyłem mojego starego EPAXa X1, którego odmłodziłem właśnie konwertując do rozdzielczości 4K, poradzi sobie z rurami pustymi w środku. Drukarki tego typu nie lubią takich elementów, które mają głębokie otwory. Są one podczas druku zalewane żywicą. Ale da się to obejść. Po prostu rury trzeba zrobić puste na wylot. To, co jest niemożliwe przy odlewaniu żywicy w formach silikonowych przy drukowaniu 3D jest banalnie proste. Wydaje mi się, że tak wydrukowane rury nie są wcale gorsze od tych komercyjnych żywicznych. Mój aparat nie był w stanie zrobić odpowiedniego zbliżenia, więc środkowe zdjęcie robiłem chińskim “mikroskopem” z Allegro za kilkadziesiąt złotych:

Sklejanie płatowca

Podstawowe elementy bryły Tempesta pasują do siebie w modelu Eduarda nieźle. Właściwie mamy tu do czynienia z trzema problematycznymi miejscami. Po pierwsze jest to konieczność przetrasowania i zanikłych linii podziału i dorobienia nitowania, ale w którym modelu tego nie trzeba robić? Drugi problem wynika z wypukłych nitów, którymi jest usiany tył kadłuba. Żeby ich nie uszkodzić maskowałem je paskami folii Oramask. Da się:

Trudne do obrobienia ten sposób jest miejsce, w którym kończy się nakładany od góry panel wokół kabiny, ale robiąc Tempesta z odsuniętą owiewką miejsce to będzie i tak całkowicie zasłonięte. Tu mała dygresja. Moim zdaniem wypukłe nity w Tempeście są zbyt wystające. Wyszło to potem przy malowaniu. W następnym modelu spiłuję je do minimum.

Trzecim, i wymagającym najbardziej mozolnej zabawy jest spód samolotu. Pamiętając swoje przeboje ze zbyt grubymi krawędziami spływu skrzydeł, co jest na przykład zmorą modelu Airacobry, Eduard postanowił podzielić dolne powierzchnie skrzydła tak, że przednie części klap i lotek są na dolnej połówce, a same zakończenia na górnych połówkach. Niestety powierzchnie wewnętrzne tych części są chyba źle zaprojektowane i połówki nie mogą się zejść w jedną powierzchnię rozchylając się do góry i do dołu. Wymaga to piłowania, albo zeskrobywania tych powierzchni od środka. Dodatkowo przejście dołu skrzydła w dół kadłuba z tyłu też wymaga walki z plastikiem, która czyści model z pięknych linii podziałowych i nitów. Nie jest to wielki problem, ale trzeba się w tym miejscu uzbroić w cierpliwość.

Na zdjęciu widać, jak próbowałem zabezpieczyć Patafixem wystające z komór podwozia siłowniki do wewnętrznych klap podwozia. Na nic to się zdało. W końcu połamałem je i tak i musiałem je dorobić od podstaw. Kiedyś tam, w kolejnym Tempeście odetnę te siłowniki od razu i dokleję je pod koniec sklejania.

Śmigło

Zdrada mości panowie! Zdradaaa! Eduard założył w modelu, że śmigło przyklei się na stałe do kadłuba! Ale jak to? To jest świętość modelarska, że śmigło MUSI dać się obracać! Najlepiej lekko od podmuchu, ale musi. Musiałem coś z tym zrobić. Przyznam, że nie chciało mi się kombinować z jakimś profesjonalnym rozwiązaniem, ale doprojektowałem i dodrukowalem sobie prosty krzyżak, który dokleiłem do tylnej części kołpaka, a w kadłubie wyciąłem cztery szczeliny. Teraz z oporami, bo z oporami, ale jestem w stanie obrócić śmigło i ustawić je każdego dnia w taki sposób, jak chcę.

Wtyczki i zatyczki

No to możemy zacząć malować. Ale zaraz zaraz… Cały model prawie gotowy, a ja wydrukowałem do niego tylko rury wydechowe i krzyżak do śmigla? Spojrzałem na lewo i dostrzegłem EPAXa, który patrzył na mnie z wyrzutem. “Mam nową matrycę 4K” zdawał się mamrotać zrezygnowany. No dobra. To może… Tak! Sam Tempest podpowiedział mi, gdzie się jeszcze można zabawić. Jak skutecznie zamaskować kokpit, z którego dumnie wystawała płyta pancerna za fotelem pilota? Zaprojektować i wydrukować profesjonalną zatyczkę. Z ulgą uruchomiłem Rhino 3D…

Żeby zmniejszyć ilość nieudanych prób zrobiłem sobie telefonem zdjęcie sklejonego kadłuba od góry i pomierzyłem suwmiarką otwór kokpitu tak, jak się dało. Do tego zeskanowałem sobie plany Tempesta z Valianta Airframes & Minitatures, żeby uchwycić przekrój kadłuba. I tak uzbrojony zaprojektowałem zatyczkę. Wydrukowany element oczywiście nie pasował idealnie, ale już drugie podejście pasowało na wcisk:

Spodobało mi się to rozwiązanie i postanowiłem iść dalej. Na tapetę wziąłem “wtyczkę do nosa”. I tak samo zrobiłem zdjęcie od przodu, pomierzyłem suwmiarką i narysowałem zatyczkę. Krawędzie otworu chłodnicy nie są jednak równoległe do osi samolotu i żeby je uchwycić zeskanowałem sobie przód połówki kadłuba wzięty z drugiego modelu Tempesta Mk.V, którego miałem w szafie. Z tyłu doprojektowałem wtyczkę, którą wsuwa się do tulei wlotu powietrza do silnika, a z przodu malowniczy uchwyt do bezbolesnego wyciągnięcia zatyczki po malowaniu. Tym razem zatyczka pasowała od strzała:

Aż prosiło się o dorobienie zatyczek do komór podwozia. Tym razem nakleiłem na dolne skrzydło zapasowego Tempesta taśmę kabuki, pociągnąłem ten rejon czarnym podkładem i tak uzyskany wzór zeskanowałem. Nie znam póki co prostszej metody na odwzorowanie takich kształtów. Do pierwszej wersji miałem trochę zastrzeżeń, ale druga pasowała już wystarczająco.

No to została jeszcze zatyczka do komory kółka ogonowego. To było już proste.

Kamuflaż

Tempest Fairbanksa nosił klasyczny kamuflaż Day Fighter, czyli plamy Dark Green i Ocean Grey od góry i Medium Sea Grey od spodu. Jako zielony zastosowałem MRP-110 WWII RAF – Dark Green. Warto zwrócić uwagę, że Mr. Paint najwyraźniej zmienił w trakcie produkcji odcień tej farby. Na początku kolor był bardziej oliwkowy, a potem bardziej zielony. I ta nowsza wersja podoba mi się bardziej. Z kolei Ocean Grey z Mr Paint wydaje mi się za szary. Dlatego użyłem mieszanki 3* MRP-113 Ocean Grey + 1 * MRP-120 PRU Blue. Malowanie zacząłem od koloru szarego, a plamy zielone naniosłem z wykorzystaniem papierowych masek wyciętych tanim ploterem laserowym Ortur i naklejonym na kilka warstw folii Oramask wyciętych Stiką i warstwę dwustronnie klejącej folii Orabond. Cały proces opisalem dokładniej w relacji z budowy Hellcata FAA:

W przypadku Tempesta wyglądało to tak:

Do malowania spodu zastosowałem już klasyczne maskowanie taśmą maskującą. Zdjęcia wydają się sugerować, że tak jak i w przypadku innych samolotów myśliwskich RAF przejścia kolorów między kamuflażem na górze i jasnoszarym od dołu były ostre. Do maskowania wykorzystałem głównie paski elastycznej taśmy Nitotape konfekcjonowanej przez Tamiyę. Nieco dylematów miałem z maskowaniem dolnych powierzchni usterzenia poziomego. Na zdjęciach widać, że nie było jednego schematu malowania usterzenia. Na pewnych Tempestach jasnoszare jest całe oprofilowanie statecznika i kolor Medium Sea Grey widać na fotografiach robionych z boku. Na większości Tempestów kolor szary jest nieco wycofany i na zdjęciach od boku nie widać śladu MSG. Niestety na zdjęciach od spodu ciężko mi zidentyfikować, jak przebiegała granica kolorów w tym drugim przypadku. Raz, że wszystkie zdjęcia spodów, jakie mam są przeciętnej jakości, dwa że załamanie światła na oprofilowaniach utrudnia interpretację. Tak więc linię podziału dobrałem arbitralnie według mojego wyobrażenia jak to mogło wyglądać. Do maskowania granicy użyłem znowu Nitotape o szerokości 2mm, bo tylko ona potrafiła tak ładnie ułożyć się w “kącie” między kadłubem a usterzeniem formując przy okazji łuk wynikający z profilu usterzenia. Jako kolor spodu zastosowałem Mr. Paint MRP-112 Medium Sea Grey. Początkowo wydawał mi się za ciemny, ale po zdjęciu masek i porównaniu do odcieni na górze wyglądało to już lepiej. W końcu brytyjski MSG nie był taki jasny.

Podwozie

Kolor drzwi podwozia od wewnątrz to niezła zagwozdka. Na zdjęciach widać, jakby malowano je albo tak, albo siak. Może to kwestia remontów i podmalówek? Niestety niewiele jest kolorowych zdjęć Tempestów z epoki, a na podstawie zdjęć czarnobiałych trudno coś twierdzić z całą pewnością. Mogę tylko powiedzieć, że wydaje mi się, że najwięcej zdjęć ukazuje drzwi podwozia w kolorze szarozielonym Grey-Green. Były jednak z całą pewnością przypadki, w których drzwi były od wewnątrz malowane na aluminiowo i to na kamuflowanych samolotach. Na pojedynczych kolorowych zdjęciach Tempestów Mk.II widać ten dziwny blady i jasny żółtozielony kolor, o którym wspominałem wyżej. Ja wybrałem wariant najbardziej zachowawczy, czyli powierzchnie wewnętrzne w kolorze Interior Grey-Green.

Oznakowanie

Postanowiłem, że całe oznakowanie poza numerami seryjnymi namaluję za pomocą masek. Rozrysowałem wszystko w CorelDRAW podkładając zdjęcia i korygując rysunek parę razy. Po wycięciu wszystkiego Stiką zacząłem maskować i malować. Szlo świetnie. Do chwili, kiedy zacząłem maski zdejmować. Oryginalny RAF Markings Blue z Mr. Paint wydawał mi się za jasny i jako granatowego użyłem MRP-300 Insignia Blue FS15044. Co za błąd! Już w modelu F6F-3 Alexa Vraciu farba ta sprawiła mi duże problemy, mimo że próbowałem dwóch różnych farb z różnych serii produkcyjnych. I tu zawiodła mnie znowu. Maski oderwały granatową farbę gdzie tylko się dało! W dodatku na zbyt wystających nitach na kadłubie farba podwiała na znakach rozpoznawczych. Porażka na całego. Glośno powiedziałem butelce Mr. Paint, Tempestowi i ścianie przede mną kilka gorzkich słów z dużą ilością “r” w środku. Skończyło się na szlifowaniu papierem ściernym newralgicznych miejsc. Przy okazji zeszlifowalem na kadłubie nity, żeby zmniejszyć nieco ich wysokość i pomalowalem Tempesta od nowa.

Największe dylematy miałem z szerokością pasów inwazyjnych na dole kadłuba. Na Tempestach standardowe pasy inwazyjne o szerokości 19 cali nie mieściły między krawędzią spływu skrzydeł, a pasem Sky i radzono sobie z tym na różne sposoby. Albo zaczynano malować pasy jeszcze na dole skrzydeł, albo wjeżdżano z ostatnim pasem na pas Sky, albo zwężano pasy tak, żeby się zmieściły. Na zdjęciach oryginalnego samolotu nie widać ostatnich pasów, ale przymierzając różne kombinacje w Corelu uznałem, że na EJ762 zastosowano chyba to trzecie rozwiązanie. Tym razem nie kombinowałem już z malowaniem znaków RAF, tylko sięgnąłem po kalkomanie z modelu, które szczęśliwie były drukowane jeszcze przez Cartografa metodą sitodruku bez nielubianego przeze mnie ziarna w najnowszych kalkomaniach Eduarda drukowanych cyfrowo. Numer seryjny EJ762 wydrukowałem drukarką laserową OKI 301Dn na czystej kalkomanii do druku od Tango Papa Decals. Napisy eksploatacyjne naniosłem z wykorzystaniem kalkomanii HGW, w których bezbarwny film zdejmuje się już po nałożeniu. Potem dodałem lekki brudzing. Jakoś nie podobała mi się wizja robienia śladów osmaleń po trafieniu Tempesta przez artylerię przeciwlotniczą. Dla ciekawych zdarzenie to opisuję w artykule o Fairbanksie podlinkowanym powyżej.

Już po naniesieniu całego oznakowania przypomniałem sobie, że Temepsty miały czarne chodniki na skrzydłach przy kadłubie. Domalowalem je na końcu za pomocą masek i zasłaniając kalkomanie papierem:

W tej fazie Tempest wyglądał tak:

Końcowka

Teraz pozostało już tylko dorobienie ostatnich detali. Najwięcej problemów miałem ze zbiornikami paliwa, które w oryginale miały przeźroczyste pylony z plexi. A koniecznie chciałem je podwiesić, bo według relacji pilotów podczas lotów nad Niemcami zbiorniki zabierano prawie zawsze, bo bez nich zasięg Tempesta był nikczemny. Dodrukowałem sobie jeszcze wysuwany stopień dla pilota do wchodzenia do samolotu i siłowniki do drzwi podwozia, które złamałem wcześniej. Jako ostatni element dołożyłem wyloty działek drukowane w 3D. Tu znowu ukłon do EPAXa. Jak w przypadku rur wydechowych tajemnicą sukcesu było zrobienie luf pustych na wylot i takie zamodelowanie podpór, żeby żywica mogła ściekać przez lufy.

Podsumowanie

Tempest Fairbanksa mógł dumnie przejść do witryny. Muszę powiedzieć, że polubiłem ten model. Wygląda lepiej, niż starszy model Eduarda, a konkurencji i tak póki co w skali 1/48 brak. I to nie tylko sprawa detali, czy subtelnej faktury powierzchni. Jak na moje oko on kształtowo wygląda bardzo dobrze. Kilka trudniejszych miejsc, konieczność szlifowania przejścia skrzydło-kadłub od spodu i odtwarzanie w tym miejscu linii podziału z nitowaniem nie były jakimś szczególnym wyzwaniem. A zrobienie pierwszego od kilkunastu lat samolotu RAF dało mi dużo frajdy. Na pewno nie czuję się w żaden sposób zniechęcony do zrobienia kiedyś jakiegoś innego Tempesta z Edka.

Pliki do ściągnięcia

Poniżej macie pliki z modelami 3D, których użyłem w tym modelu, zapisane jako Rhino 3D v5 i jako STL. Możecie z nich korzystać do woli, ale wspomnijcie proszę ich źródło:



A tu oznakowanie w formacie CorelDRAW 15 i EPS:


Galeria końcowa

Udostępnij: