Artukuły historyczne

Neville Duke – as przestworzy i pilot doświadczalny

Tomahawki

12 listopada 1941 Neville Duke zameldował się na lotnisku polowym LG102 w Egipcie między Mersa Maruth, a Fuką. Stacjonował tam uzbrojony w Tomahawki Mk.IIA dywizjon 112. Duke miał przez całą służbę szczęście do elitarnych jednostek. Taką stanie się wkrótce i “sto dwunasty”. Duke miał objąć “posadę” dowódcy eskadry, więc musiał udowodnić przed innymi swoje kwalifikacje. Zrobił to w szczególny sposób rozbijając Tomahawka przy lądowaniu. Próbował nim lądować tak, jak Spitfirem, i połamał podwozie. Wspominał potem, że Tomahawk był diametralnie innym samolotem niż Spitfire. Bardzo polubił dwie półcalówki w nosie Tomahawka, które w przeciwieństwie do działek w Spitfire się nie zacinały. Świetny był też wielki kokpit. Szczególnie dla Nevilla, który był wysoki. Jednak Tomahawk miał słaby silnik, fatalne wznoszenie i generalnie jego osiągi nie zachwycały.

Zaraz po pojawieniu się Duka dywizjon zaczęto przerzucać na zachód. Ruszała brytyjska operacja “Crusader”, której celem było przebicie się do oblężonego od pół roku Tobruku, w którym walczyła między innymi nasza Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich. 112 dywizjon najpierw przez pięć dni operował z lotniska LG110, a potem od 19 listopada 1941 z lotniska LG122 położonego na granicy egipsko-libijskiej, około 80 kilometrów na południe od Bardii. Tam zaczęły się pierwsze walki powietrzne z Luftwaffe i Reggia Aeronautica.

20 listopada 1941 Duke mógł wreszcie przetestować Tomahawka w boju. Dywizjony 112 i 3 RAAF starły się tego dnia z sześcioma Bf 110 z 8/ZG 26 . Pojedynek wcale nie okazał się łatwy. Brytyjczycy zgłosili dwa Messerschmitty zestrzelone na pewno, jednego zestrzelonego prawdopodobnie i jednego uszkodzonego, a Australijczycy dwa kolejne zestrzelone na pewno. Pilotów Tomahawków kosztowało to jednak wiele wysiłku. Duke nie zgłosił w tym starciu żadnego sukcesu. Niemieckie raporty potwierdzają zaś, że trzy Bf 110 zostały w tej walce zestrzelone.

Swoje pierwsze afrykańskie zwycięstwo Duke odniósł dzień później – 21 listopada 1941. Ale nie był z niego dumny. Właściwie była to rzeźnia, w której Tomahawki dopadły dwa włoskie Fiaty CR.42. Jednego z nich zestrzelił Sgt. R. M. Leu, a drugiego wspólnie Duke, P/O R. J. O. Jeffries i Sgt. K. F. Carson. Co gorsza gdy włoski pilot będący ofiarą tej trójki lądował przymusowo na pustyni i próbował uciec od swojego Fiata, Jeffries i Carson zaczęli polowanie. W końcu udało się im trafić i zabić Włocha mimo, że i tak w jego kierunku zmierzali brytyjscy żołnierze. Duke był trochę zniesmaczony, ale jakoś nie próbował nawet interweniować przez radio. Zajął się za to niszczeniem ogniem karabinów rozkrzaczonego na piasku Fiata.

22 listopada starcie z wrogiem było już bardziej wymagające i bardziej rycerskie. O 15:40 Tomahawki ze 112 dywizjonu RAF i z 3 dywizjonu RAAF miały eskortować jednego Hurricane Mk.II, którym W/Cdr Fred Rosier chciał się dostać do oblężonego Tobruku i pomóc w zorganizowaniu tam “partyzanckich” lądowisk dla brytyjskich samolotów. Po drodze wyprawa została przechwycona przez lecące wyżej Bf 109 z I i II/JG 27. Nevillowi Dukowi wysiadł celownik, ale korzystając z tradycyjnego kółka i muszki trafił jednego z wrogich myśliwców. Niemiec wyskoczył ze spadochronem. Wiedziony chyba wyrzutami sumienia Duke podleciał do niego i pomachał mu ręką. Pilot Luftwaffe odwzajemnił gest. Po wylądowaniu Niemiec, którym okazał się Ofhr Waskott z 1/JG 27, dostał się do niewoli. Fred Rosier, dla którego cała ta walka została stoczona, nie doleciał do Tobruku. Widząc, jak Tomahawk ze 112 dywizjonu dymiąc ląduje przymusowo na pustyni Rosier wylądował obok swoim Hurricanem, aby zabrać pilota ze sobą. Kiedy obciążony dwoma pilotami Hurricane startował pękła jego prawa opona i myśliwiec Hawkera zarył golenią w piach. Rosier i australijski pilot Tomahawka Sgt H. G. Burney zostali na szczęście odratowani dwa dni później przez oddział południowoafrykański.

27 listopada siły Brygady Karpackiej zdobyły wzgórze na południe od Tobruku i połączyły się z oddziałem 2 dywizji nowozelandzkiej atakującej od południa. Pierścień oblężenia został przebity, ale zażarte walki o Tobruk miały ze zmiennym szczęściem toczyć się jeszcze kilka dni.

Piloci 112 dywizjonu RAF. Neville Duke stoi drugi od lewej w pierwszym rzędzie.
[źródło: Christopher Shores and Giovanni Massimello with Russel Guest “A History of the Mediterranean Air War, 1940–1945”]

O świcie 30 listopada 1941 dwanaście Tomahawków ze 112 dywizjonu wraz z dwunastoma Tomahawkami z 3 dywizjonu RAAF patrolowały w rejonie E-Gabi – miniaturowej osady położonej około 60 kilometrów na południe od Tobruku. Lecąc na wysokości 10 000 stóp (nieco ponad 3000 metrów) Brytyjczycy dojrzeli nieco niżej eskadrę Ju-87 osłanianą przez BF 109, Fiaty i Macchi. Łącznie doliczyli się około 30-40 samolotów. Mając przewagę wysokości piloci Tomahawków zaatakowali. Neville Duke wszedł na ogon jednego z Fiatów G.50. Włoch opuścił nos i zaczął na pełnym gazie uciekać robiąc od czasu do czasu niewielkie ale błyskawiczne zmiany kursu. Pościg trwał jakiś czas, ale w końcu Duke trafił celnie Fiata i ten trzasnął płasko o piach wytracając powoli pęd. Włoski pilot, a był to Sgt. Mag. Girolamo Monaldi z 378a Squadriglia, 155o Gruppo, nie przeżył tej walki. Jednak walka Duka przyciągnęła uwagę innych pilotów Luftwaffe i Reggia Aeronautica. W pogoni za jego Tomahawkiem ruszyły trzy – cztery Messerschmity i jakiś Fiat. Neville walczył samotnie i próbował się odgryzać przeciwnikom. Uszkodził nawet któregoś z Bf 109. W końcu zaczęło mu brakować amunicji i postanowił uciekać ku swoim. Ucieczka Tomahawkiem przed niemieckimi Bf-109F nie była jednak prosta do realizacji. Messery były szybsze i po jakimś czasie Brytyjczyk poczuł, jak w skrzydła i kadłub jego samolotu zaczynają trafiać pociski. Mimo wykonania ostrego zwrotu w lewo wrogi pilot trafił Tomahawka celnie działkiem w skrzydło. Myśliwiec Curtissa został przewrócony na plecy, a leciał już tuż nad ziemią! Duke pamiętał tylko, że odruchowo kopnął orczyk i odepchnął drążek. Samolot odwrócił się znowu, ale po sekundzie już szorował brzuchem po piachu. Na szczęście Neville nie stracił przytomności i błyskawicznie wyskoczył z kokpitu płonącego Tomahawka. Natychmiast odruchowo zasunął owiewkę, żeby nieprzyjaciel myślał, że dalej jest w kokpicie. Niemiec zataczał właśnie krąg by dokończyć dzieła, ale Duke błyskawicznie dopadł kępę jakiegoś wysuszonego zielska i przypadł płasko do ziemi. Fortel się chyba udał, bo pilot Luftwaffe skupił się na Tomahawku dobijając go ogniem działka i karabinów maszynowych. Zwycięzcą Brytyjczyka był Ofw Otto Schulz z 4/JG 27. Dla Schulza było to 24 zwycięstwo powietrzne. Schulz uzyska łącznie 51 zwycięstw, ale pół roku później zginie zestrzelony przez kanadyjskiego asa F/Sgt Jamesa ‘Eddie’ Edwardsa z 260 dywizjonu. Była w tym pewna sprawiedliwość dziejowa. Schulz lubił dokańczać zestrzelone przez siebie i lądujące przymusowo samoloty. 17 czerwca 1942 po zestrzeleniu Hurricana z 274 dywizjonu zacznie zabawiać się jego ostateczną egzekucją. Nawet nie zauważy, jak podchodzi do niego od tyłu brytyjski Kittyhawk.

Wróćmy jednak do Duka. Po tym, jak usatysfakcjonowany Schulz odleciał, Brytyjczyk nie wiedział co robić. Po jakimś czasie doszedł do wniosku, że nie ma na co czekać. Miał do dyspozycji rewolwer, butelkę wody i miniaturowy kompas. Ruszył więc na wschód, bo tam musiała być na pewno jakaś cywilizacja. Niedługo potem dojrzał, jak w jego kierunku jedzie jakaś ciężarówka. To czarny słup dymu unoszący się Tomahawkiem musiał przyciągnąć w końcu czyjąś uwagę. Na szczęście w ciężarówce jechali brytyjscy żołnierze, którzy faktycznie chcieli sprawdzić miejsce upadku samolotu. W powrotnej drodze nad ciężarówką pojawił się Westland Lysander, który po intensywnych próbach żołnierzy zwrócenia na siebie uwagi wylądował nieopodal na drodze. Jak się okazało pasażerem Lysandera był generał poszukujący nowo założonej wysuniętej kwatery głównej dowództwa armii. Pozwolił on Dukowi zapakować się do kokpitu górnopłatowca i razem polecieli najpierw do dowództwa, a potem na lotnisko 112 dywizjonu.

4 grudnia 1941 doszło do bardzo podobnej sytuacji jak 30 listopada. Eskadra Ju 87 w osłonie Bf 109, Fiatów G.50 i Macchi MC.200 została przechwycona przez Tomahawki ze 112 i 250 dywizjonu RAF. Tym razem Duke przebił się do Junkersów. Postrzelał dwa z nich zgłaszając potem jedno prawdopodobne zwycięstwo i jedno uszkodzenie. Nie mógł jednak dokończyć żadnego z nich, bo od ofiar odgonił go jakiś Messerschmitt. Parę chwil potem Duke znalazł się sam na sam z Włochem w Macchi MC.200. Mimo, że od razu uzyskał przewagę i to Macchi musiał uciekać robiąc uniki, to nie mógł go zestrzelić. Powodem była awaria całego systemu uzbrojenia. Działała tylko jedna półcalówka w kadłubie, a i tak wymagała szarpania się z dźwignią przeładowania co kilka pocisków. A jeszcze tak niedawno Neville był pod wrażeniem niezawodności Curtissowych Browningów… Mimo problemów z karabinami Duke dociskał Włocha symulując ataki. Widać było, że Włoch jest coraz bardziej spanikowany i w końcu popełnił błąd, przeciągnał samolot i roztrzaskał się na ziemi. Najprawdopodobniej przeciwnikiem Duka był S.Ten. Arrigo Zanristoforo z 384a Squadriglia, 157o Gruppo, który nie przeżył tej walki. Było to piąte indywidualne zwycięstwo Neville Duka. 4 grudnia 1941 został asem.

Na drugi dzień, 5 grudnia 1941, 112 dywizjon po raz kolejny atakował niewielką wyprawę Stukasów osłanianych przez Bf 109, Macchi MC.202 i Fiaty G.50. Duke miał od początku tego lotu pecha. Przy starcie tumany piasku okleiły jego zawilgoconą owiewkę i mało co przez nią widział. W dodatku zaraz po starcie wysiadła mu radiostacja. Głuchy i ślepy niemal po omacku leciał za dowódcą. Po dotarciu do celu dostrzegł, że dywizjon nurkuje ku wrogiej formacji. Jednak tym razem piloci Tomahawków dali się zaskoczyć przez eskadrę Messerów z JG 27, które zaczaiły się na nich wyżej. Duke potem przyznał, że niczego nie widział aż do chwili, gdy coś walnęło w jego samolot od prawej tuż przed kokpitem. Zaraz okazało się, że prawy ster wysokości też został odstrzelony w całości i samolot zwalił się w dół. Neville już miał opuszczać kabinę, kiedy Curtiss ponownie “złapał się powietrza” i zaczął reagować na stery. Brytyjczyk miał uraz do spacerów po pustyni i dociągnął ledwie rzężącym Tomahawkiem do Tobruku. Po lądowaniu przymusowym samolot będzie spisany jednak na straty.

22 grudnia 1941 dywizjony 112, 250, 2 SAAF i 4 SAAF wykonywały wymiatanie głęboko nad terytorium wroga. Nad lotniskiem Magrun (dzisiaj Al Maqrun) piloci Tomahawków dopadli startujące do lotu Stukasy i Messerschmitty. W swoich wspomnieniach Duke pisze, że razem ze swoim skrzydłowym Sgt. Carsonem dopadli i zestrzelili jednego Ju 87. Jednak w oficjalnym rejestrze zwycięstw maszyna ta figuruje jako zniszczona zespołowo na ziemi. Tak czy inaczej po wykończeniu Junkersa Neville dostrzegł obok, jak z ziemi podrywa się do lotu Messerschmitt Bf 109. Po długim pościgu w kierunku morza Duke celnie wpakował w niego serię i posłał ku ziemi niedaleko od linii brzegowej. I wtedy Brytyjczyk zorientował się, że jest w powietrzu sam, więc zawrócił Tomahawka na wschód. W drodze powrotnej, na południe od Bengazi, natknął się na formację Junkersów Ju 52 lecących ku Baninah. Oczywiście zaatakował je i zgłosił nawet prawdopodobne zestrzelenie jednej z Tante Ju. Jednak miał mało amunicji, a z góry spłynęła na niego eskorta Bf 110. Duke nie ryzykował i dał nogę do bazy. Wyniki walki nad Magrun były zbyt optymistycznie ocenione przez alianckich pilotów. Łącznie piloci czterech dywizjonów zgłosili zestrzelenie na pewno czterech Ju 87, jednego Bf 109, jednego MC.202, jednego Ju 88, jednego dwusilnikowego Dorniera i całą gamę zwycięstw prawdopodobnych i uszkodzeń. W rzeczywistości spadły jedynie dwa Stukasy z 4/StG 2.

Pogoń za wycofującymi się wojskami niemiecko-włoskimi nabierała rozpędu i w Wigilię 1941 roku Szczury Pustyni wkroczyły do Bengazi zajmując całą Cyrenajkę. Dywizjony myśliwskie musiały być po raz kolejny podciągnięte bliżej linii frontu na lotniska w Msus (teraz znanym jako Zawiyat Masus). Jednostki były już bardzo zmaltretowane i miały tylko po kilka sprawnych Tomahawków. W sto dwunastym do dyspozycji pozostało jedynie pięć działających myśliwców. Na szczęście do jednostek dotarły wieści o dostawach nowych samolotów. Były to ulepszone wersje myśliwców Curtissa nazwane w Wielkiej Brytanii Kittyhawkami. Dywizjon 112 dostał partię Kittyhawków pod koniec grudnia. Neville Duke zapamiętał, że były one znacznie lepsze od Tomahawków. Raz, że były uzbrojone w sześć doskonałych półcalowych Browningów, a dwa że miały dużo mocniejsze silniki. Nie dorównywały prędkością wznoszenia Messerschmittom, ale były znacznie bardziej żwawe od Tomahawków.

Neville Duke w kokpicie Tomahawka.
[Źródło: Neville Duke “Test pilot”]

Zaraz po nowym roku, a dokładniej 6 stycznia 1942, dowódca 112 dywizjonu S/Ldr F. V. “Tony” Morello zakończył turę bojową. Jego miejsce zajął dotychczasowy dowódca eskadry w 250 dywizjonie – legendarny australijski as S/Ldr Clive R. “Killer” Caldwell. Miał on już na koncie 17 zestrzeleń i wszystkie z nich odniósł nad Afryką walcząc na Tomahawkach. 13 stycznia 1942 dywizjon przesunięto jeszcze bardziej na zachód, na lotnisko w Antelat. Tam Brytyjczyków zastała pora deszczowa i przez kilka dni byli uziemieni. Za to po drugiej stronie frontu Rommel zaczął wysyłać głębokie zagony rozpoznawcze, co skłoniło dowództwo Desert Air Force do ściągnięcia 112 dywizjonu z powrotem do Msus. I bardzo dobrze, bo za zagonami poszła niemiecko-włoska ofensywa. Najbardziej dramatyczna, ale też ostatnia szarża państw Osi ku Kanałowi Suezkiemu.

W trakcie ofensywy Rommla piloci Kittyhawków po raz pierwszy w znaczący sposób skupili się na atakowaniu celów naziemnych. Na razie ogniem półcalowych Browningów. Tego rodzaju wsparcie wojsk naziemnych miało być już znakiem firmowym Kittyhawków. Duke wspominał, że ataki na kolumny ciężarówek były ekscytujące, ale i diablo niebezpieczne. Niemieckie 20 milimetrowe i 37 milimetrowe działka przeciwlotnicze były śmiertelnym zagrożeniem. Dlatego jedyną sensowną taktyką było atakowanie tylko jednym przejściem, a potem szybka ewakuacja. Zazwyczaj Niemcy byli w ten sposób byli zaskakiwani i nie dawali rady zagrozić lecącym nisko myśliwcom Curtissa. Nie oznaczało to jednak, że dywizjony Kittyhawków nie toczyły już walk powietrznych. Wręcz przeciwnie. Były to nadal najlepsze samoloty, jakimi RAF, RAAF i SAAF dysponowały w Afryce. I tak w dzień Walentynek, czyli w sobotę 14 lutego 1942 Kittyhawki ze 112 dywizjonu i z 3 dywizjonu RAAF zaskoczyły 26 samoloty włoskie, które leciały atakować brytyjskie pojazdy w okolicy Bir Hacheim. Według pilotów alianckich było to około 30-40 samolotów włoskich i niemieckich takich jak MC.202, MC.200, Breda 65, Bf 109 i Ju 87. Ale tak naprawdę wyprawę tworzyło 12 MC.200 ze 150o Gruppo i 7 CR.42 ze 154a Squadriglia lecących pod osłoną 7 MC.202 z 6o Gruppo. Duke dowodził w tym locie lewą sekcją Kittyhawków ze “sto dwunastego”. Podczas ataku alianccy piloci z obu dywizjonów wymieszali się i tak Neville zestrzelił jednego MC.200 wspólnie z F/O P. R. Giddy z 3 dywizjonu RAAF. Potem już samodzielnie obrał za cel kolejnego MC.200 i odnotował trafienia w okolicy jego silnika. Sgt. Evans zdał relację, że widział jak ofiara Duka spada na ziemię. Piloci Kittyhawków atakowali metodą “boom-and-zoom” i zgłosili zestrzelenie 16 samolotów bez strat. Jak to bywa w takich intensywnych bitwach faktyczne straty przeciwnika były o wiele mniejsze – 2 MC.202 i 3 MC.200, czyli razem 5 maszyn. Włosi też przesadzili zgłaszając cztery P-40 zestrzelone na pewno i jednego zestrzelonego prawdopodobnie, a przypomnijmy, że alianci żadnych strat nie ponieśli.

To jednak były już ostatnie walki Neville Duka w 1942 roku. Za zasługi i za zestrzelenie 7 samolotów indywidualnie i 2 zespołowo (7.833 zwycięstw) został odznaczony krzyżem DFC. W kwietniu został odesłany na odpoczynek. Nie zakończył jeszcze swojej tury bojowej, ale dokończyć ją miał jako instruktor w 1 Middle East Training School w El Ballah nad Kanałem Suezkim. Jego zadaniem miało być szkolenie pilotów myśliwskich na Tomahawkach i Kittyhawkach. Nie wziął więc udziału w ucieczce przed ofensywą Rommla aż do wrót Egiptu i decydującej w bitwie pod El Alamein.

Udostępnij: