Artukuły historyczne

Albert Houle i Operacja „Czekolada”

Aleksandria z lotu ptaka

Po powrocie do Afryki 213 dywizjon nie trafił bynajmniej na front, a został znowu rozczłonkowany po ważnych strategicznie miejscach. Eskadra „A” powędrowała w części do Ismaili u południowego wejścia Kanału Sueskiego, a w części do Abu Zenima na Półwyspie Synaj na wybrzeżach Morza Czerwonego. Eskadra „B” trafiła w okolice Aleksandrii na lotnisko w Idku (lub inaczej Edku), gdzie powierzono jej obronę powietrzną tego krytycznie ważnego dla Brytyjczyków portu, luzując dywizjony 30 i 274, które przerzucono z kolei na pustynię, gdzie miały się przygotować do udziału w Operacji „Crusader”. Piloci Hurricanów eskadry „B” mieli nie dopuszczać do fotografowania portów z powietrza przez samoloty rozpoznawcze dalekiego zasięgu. Póki co aktywność samolotów wroga była jeszcze niska i eskadra „B” spędziła grudzień na patrolach nad wybrzeżem, bezskutecznych próbach przechwycenia wrogich samolotów rozpoznawczych i lotach treningowych. Albert Houle wykonał w tym okresie dziesięć mało ciekawych misji.

Podczas gdy piloci eskadry „A” i eskadry „C” musieli jeszcze przez pewien czas walczyć na wysłużonych Hurricanach Mk.I, to do eskadry „B” w Idku trafiły pierwsze Hurricane Mk.II i to wreszcie z tropikalnymi filtrami Vokesa. Wcześniej dywizjon używał tylko „europejskich” Hurricanów bez pustynnych filtrów. Hurricany Mk.II, które trafiły do „dwieście trzynastego” miały jeszcze uzbrojenie strzeleckie złożone z karabinów Browninga 0.303 cale, ale w dokumentach nie zachowały się informacje czy były to samoloty w wersji Mk.IIa, czy Mk.IIb. Pierwszy w dywizjonie lot na Hurricane II o numerze seryjnym BE200 wykonał F/O „Duffy” Douthwaite. Miało to miejsce „rzutem na taśmę” jeszcze w 1941 roku, bo „Duffy” wystartował 31 grudnia 1941 o 23:30, aby wylądować o 23:45. Hurricany spływały do dywizjonu bardzo powoli i w okresie od stycznia do marca 1942 stopniowo wypierały stare „jedynki”. W każdym razie Houle od początku roku latał już wyłącznie na Hurricanach Mk.II.

Albert Houle (pośrodku z kamizelką ratunkową i z rękami opartymi na biodrach) w gronie pilotów eskadry „B” 213 dywizjonu w Idku koło Aleksandrii. Zdjęcie wykonano najprawdopodobniej na początku 1942 roku. W tle widać Hurricana, prawdopodobnie Mk.IIa lub Mk.IIb z literami kodowymi „AK-W”, które nomen omen będą nosiły jego Hurricany w lecie i jesienią 1942 roku.
[Źródło: iwm.org.uk]

Działania operacyjne nad Aleksandrią rozkręcały się bardzo powoli. Dość powiedzieć, że w styczniu 1942 Houle wzniósł się w powietrze całe trzy razy. Po części winna temu była pogoda, a po części brak aktywności lotnictwa wroga. W lutym 1942 działania przybrały trochę na sile. Wreszcie 28 lutego 1942 doszło do pierwszej walki nad Aleksandrią. Załoga Serg. Magg. Aldo Perazzoli z 261a Squadriglia, 106o Gruppo 47o Stormo BT wystartowała wczesnym rankiem z Gadurrà na Rodos i przed 9:30 dotarła nad Aleksandrię. Do przechwycenia wykrytego przez radary samolotu poderwano parę Hurricanów Mk.II pilotowanych przez Kanadyjczyka P/O Williama Ismaya i F/Sgt R. J. „Wally” Wallacego. Canta pierwszy dopadł „Wally” i wpakował w niego kilogramy pocisków. Po powrocie zameldował, że wątpi, że włoska maszyna dała radę wrócić do bazy. I faktycznie, choć Ismayowi i Wallacemu zaliczono zespołowe uszkodzenie Canta, to Perazzoli nie zdołał nim wylądować i przyziemił przymusowo na Rodos, rozbijając maszynę. Ismay i Wallace zrobili na Włochach takie wrażenie, że w relacji z lotu zgłaszali, że atakowało ich pięć Hurricanów.

16 marca 1942 roku do dywizjonu trafiła pierwsza partia Hurricanów Mk.IIc z czterema działkami 20mm. Plan był taki, aby do końca marca dywizjon 213 został w nie przezbrojony w całości. Oczywiście praktyka miała pokazać, że Hurricane Mk.II z karabinami maszynowymi miały być używane trochę dłużej.

No i kto ma większe działko? „Bert” Houle i „Wally” Wallace przymierzają działka nowo przybyłego do dywizjonu Hurricane Mk.IIc. Jednak Już niedługo w Hurricanach IIc w “dwieście trzynastym” zewnętrzne działka zostaną amputowane dla zmniejszenia ciężaru samolotów. Była to często spotykana praktyka w Afryce, gdzie dość już przestarzałe Hurricany musiały mierzyć się z Messerschmittami Bf 109F. I Houle, i Wallace cieszyli się w 213 dywizjonie wielką estymą. Wallace był współautorem pierwszego udanego przechwycenia rozpoznawczego Canta Z.1007 nad niebem Aleksandrii.
[Źródło: Frank M. Leeson „The Hornet Strikes, The Story of No. 213 Squadron Royal Air Force“]

W marcu 1942 nastąpiło nasilenie prób rozpoznania Aleksandrii, a apogeum sięgnęło w kwietniu 1942 roku. Było to oczywiście związane z planami Rommla rozpoczęcia wielkiej ofensywy w kierunku Kanału Sueskiego. 213 dywizjon był zmuszony do poważnego zagęszczenia patroli. Najczęściej wysyłano dwu samolotowe sekcje, które zmieniały się od świtu do zmierzchu. Dla wzmocnienia sił wokół Aleksandrii 28 marca 1942 rozpoczęto ściąganie do Idku eskadry „A”. Dzięki tym posiłkom piloci mogli pełnić służbę co drugi dzień. Jednak gdy przypadł dzień służby, zdarzało się, że pilot startował do lotu parę razy. 5 i 17 kwietnia Alberta Houle podrywano po cztery razy w ciągu dnia. Początkowo patrolowano na wysokości 20 000 stóp (około 6100 metrów), potem 25 000 stóp (około 7600 metrów), a w końcu między 30 000 a 34 000 stóp (9 150 metrów – 10 350 metrów). Wyżej Hurricany nie potrafiły już latać. Skąd to sukcesywne zwiększanie pułapów? Bo przechwytywanie przez Hurricany samolotów rozpoznawczych, którymi były przede wszystkim stacjonujące na Krecie niemieckie Junkersy Ju 88 i włoskie Canty Z.1007 z Rodos, powodowało że załogi próbowały latać wyżej i wyżej. 

Od wspomnianego już 24 lutego do 23 maja 1942 piloci 213 dywizjonu zestrzelili 1 Canta i 6 Junkersów. Dowodzą tego raporty jednostek rozpoznawczych Luftwaffe i Reggia Aeronautica. Jednak co ciekawe, Brytyjczycy zgłosili zestrzelenie tylko 5 Junkersów, a jednego Canta i jednego Junkersa zgłosili jako tylko uszkodzone. Bertowi Houle udało się przechwycić Junkersa raz w kwietniu. Kanadyjczyk był tak podekscytowany pierwszą szansą na walkę powietrzną, że omal nie wpakował swojego Hurricana w Junkersa. Gdy zrobił unik, niemiecki pilot wykorzystał daną mu szansę i na pełnym gazie umknął na północ.

Przez zwiększenie intensywności działań Luftwaffe i zwiększenie wysokości lotów rozpoznawczych akcje pilotów Hurricanów były wyczerpujące i irytujące. W dodatku przy lataniu na tak dużych wysokościach samoloty były bardzo przechłodzone, a owiewki pokrywały się szronem. Aby się go pozbyć, trzeba było dość długo potem latać na małej wysokości nad ziemią. Szczególnie długo trwało topienie się szronu na szybie pancernej wiatrochronu. I tak podczas jednego z takich lotów rankiem 27 kwietnia 1942 Albert Houle nie wytrzymał i zamiast kręcić się długo nad ziemią, spróbował metodą „potrzymaj mi piwo i patrz” wylądować na czuja z oszronionym wiatrochronem patrząc jedynie na boki. Nie udało się. Zbyt mocno walnął w ziemię podwoziem, coś się wewnątrz złamało, koła się zamknęły i Houle wylądował szorując brzuchem po ziemi. Zgodnie z prawdą dowódca eskadry „B” napisał w raporcie, że Houle wykazał się daleko posuniętą nieostrożnością i brakiem dyscypliny. Początkowo nic nie wskazywało, że sprawa będzie miała jakieś dalsze konsekwencje. Jeszcze tego samego dnia Houle wykonał drugi patrol innym samolotem, a potem odbył jeszcze 11 lotów na przełomie kwietnia i maja 1942. Jednak powolne kamienie młyńskie biurokracji RAF zaczęły mielić nieustępliwie. Ktoś przeczytał raport krytykujący Houla, zaniósł go do pokoju dalej, ten wziął kartkę i poszedł wyżej. I tak 9 maja 1942 do dywizjonu przyszedł rozkaz uziemienia Berta i zesłania go za karę do Maintenance Unit koło Kairu, gdzie miał oblatywać remontowane samoloty. Dowódca dywizjonu G. L. „Jimmy” Kettlewell próbował interweniować i poleciał nawet osobiście do dowództwa, żeby wyprosić odstąpienie od wymierzenia kary, ale sztab się zaparł. Uziemienie Berta potrwało aż do mniej więcej połowy lipca 1942.

Kierunki lotów rozpoznawczych niemieckich Ju 88 i włoskich Cantów Z.1007.
[Podkład: snazzymaps.com]
Udostępnij: