Artukuły historyczne

Albert Houle i Operacja „Czekolada”

Co Spitfire, to Spitfire

17 listopada 1942 roku nową bazą 213 dywizjonu stało się lotnisko w El Adem niedaleko Tobruku. Stąd Hurricany mogły już bez czekoladowych operacji atakować cele na całej Cyrenajce aż po centrum logistyczne w Agedabii na zachodzie półwyspu. Sztab Western Desert Air Force zaplanował więc całą serię ataków na to miasto. 18 listopada, gdy rozkazy dotarły do jednostek W/Cdr Darwen złapał się za głowę i natychmiast poleciał do sztabu, aby spróbować odwołać ten atak. W czym był problem? Sztabowcy zaplanowali, że kolejne fale samolotów zaatakują z broni pokładowej ten sam cel. Darwen, który był praktykiem wiedział, że nie powinno się powtarzać ataku tą samą trasą, bo obrona przeciwlotnicza będzie w coraz większej gotowości z nalotu na nalot. Oczywiście nie wysłuchano go i podtrzymano rozkazy. Kiedy okazało się, że wysłany tam 33 dywizjon został przechwycony przez Messerschmitty Bf 109, a potem wpadł w bardzo silny ogień Flaku, nakazano wreszcie wstrzymanie działań, ale atakujący jako drugi 213 dywizjon już wystartował i komunikat o odwołaniu misji do niego nie dotarł.

Dwanaście Hurricanów dowodzonych przez S/Ldr Olvera nadleciało nad Agedabię od północy. Piloci zaczęli podchodzić do niszczenia pojazdów i nielicznych zaparkowanych na lotnisku Agedabia West samolotów, gdy z dołu rozszalał się ogień artylerii przeciwlotniczej. Jeden z Hurricanów od razu został trafiony i jego pilot wylądował przymusowo wprost na polu minowym, nie trafiając na szczęście na żadną minę. Zaraz potem oberwał i lądował przymusowo jeden z Hurricanów z sekcji Alberta Houle. Kanadyjczyk usłyszał to przez radiostację w chwili, gdy sam zaczął strzelać do wrogiej ciężarówki. Gdy podniósł wzrok, dostrzegł, że właśnie pakuje się wprost na linię telefoniczną. W panice szarpnął drążek sterowy do siebie i wzniósł się na wysokość 500 stóp, aby wpaść prosto w silny ogień przeciwlotniczy działek rozlokowanych na lotnisku Agedabia West. Natychmiast wywrócił samolot i znurkował z powrotem nad ziemię kierując się nad lotnisko Agedabia East. Po drodze zdołał ostrzelać jeszcze jakiś pojazd i znowu wpadł nawałę ogniową obrony przeciwlotniczej, tym razem wschodniego lotniska. Ta była celniejsza, bo w Hurricane zaczął trafiać pierwsze pociski. Na szczęście póki co małokalibrowe. Houle wspominał, że po raz pierwszy w życiu był tak przerażony. Zniżył się do samej ziemi, wcisnął gaz do dechy i skierował się wprost na wschód. Gdy wyszedł z zasięgu ostrzału i jedynym odgłosem był wyjący na pełnych obrotach Merlin Houle zorientował się, że pot leje się z niego strumieniami, a ręce drżą z wysiłku. Po wylądowaniu jego mechanicy kręcili głowami z niedowierzaniem, jak tak postrzelany Hurricane mógł pokonać 200 mil drogi powrotnej. Feralny nalot kosztował 213 dywizjon cztery zestrzelone Hurricane i dwa bardzo poważnie uszkodzone. Wszystkim czterem pilotom zestrzelonych Hurricanów udało się opuścić samoloty, ale tylko jeden z nich F/Sgt H. M. Compton lądował daleko od Agedabii, umknął wrogom i wrócił po tygodniu do jednostki. F/O R. P. Baines i F/O C. Luxton trafili do niewoli. S/Sgt Rebstock też został pojmany, ale wkrótce zmarł z odniesionych ran.

Parę dni po ciężkiej misji nad Agedabią dowódca dywizjonu powierzył Albertowi Houle wykonanie kolejnej misji specjalnej. Tym razem Houle miał polecieć Hurricanem z międzylądowaniami 500 mil na wschód do Aleksandrii i tam dokonać specyficznej transakcji biznesowej z państwem Megzter. Jej przedmiotem był zakup świątecznych indyków i innego rodzaju świątecznych specjałów dla całego dywizjonu. Po wylądowaniu w Aleksandrii i ustaleniu listy zakupów Bert zamieszkał na dwa dni w hotelu Cecil. Kiedy cały towar został dostarczony, upakował go w Hurricanie. A co Houle zamówił? Indyki? No niezupełnie. Kupił 10 skrzynek piwa w puszkach i 4300 fajek. Do tego jeszcze trochę butelek piwa luzem i jakieś drobne paczki z przysmakami. Skrzynki piwa weszły do komór amunicyjnych działek Hispano, a reszta powędrowała do kadłuba. Podobno jeszcze miesiąc później mechanicy znaleźli w tym Hurricanie jakąś butelkę piwa.

Hurricane Mk.IIc BP629 „AK-P” został dostarczony do 213 dywizjonu już po walkach nad El Alamein i po Operacji “Czekolada”. Pierwszy lot bojowy wykonał dopiero 24 listopada 1942, czyli po transferze Berta Houle do 145 dywizjonu. Zwraca uwagę, że mimo zakończenia Operacji “Czekolada” dodatkowe zbiorniki paliwa zagościły pod Hurricanami z 213 dywizjonu na trwałe.
[Źródło: Frank M. Leeson „The Hornet Strikes, The Story of No. 213 Squadron Royal Air Force“]

„Operacja indyki” była ostatnią akcją Houlego w 213 dywizjonie. 22 listopada 1942 opuścił jednostkę, został przeniesiony do 145 dywizjonu na stanowisko dowódcy eskadry i 24 listopada 1942 został odznaczony Distinguished Flying Cross. Dywizjon 145 został reaktywowany w październiku 1939 roku jako jednostka ciężkich myśliwców wyposażona w Bristole Blenheimy Mk.If. W marcu 1940 roku rozpoczęto przezbrajanie go na Hurricany Mk.I i to na tych samolotach dywizjon wziął udział w Bitwie o Anglię. W styczniu przezbrojony na Spitfire wziął udział w walkach nad Kanałem La Manche, ale wiosną 1942 roku przerzucono go do Afryki Północnej, do bazy Helwan w Egipcie wraz z dywizjonem 92. Dla Western Desert Air Force przybycie pierwszych jednostek Spitfirów było wielkim wydarzeniem, bo RAF mógł wreszcie nawiązać równą walkę z rozpasanymi nad Afryką Messerschmittami Bf 109F. 92 dywizjonowi nieco dłużej zajęło osiągnięcie gotowości operacyjnej i dywizjon 145 miał honor stoczyć pierwsze walki na Spitfirach nad pustynią. Niedługo potem, na skutek załamania się frontu i rozpoczęcia przez Rommla wielkiej ofensywy ku Egiptowi z Malty ściągnięto w trybie awaryjnym trzeci dywizjon Spitfirów, dywizjon 601. Pod koniec września 1942 te trzy dywizjony skupiono w 244 Wing. Kiedy do 145 dywizjonu dołączał Albert Houle, skrzydło 244 zostało wzmocnione o jeszcze jeden dywizjon Spitfirów, świeżo przezbrojony na te samoloty 1 dywizjon SAAF. Jak to się stało, że Bert został przeniesiony do jednostki Spitfirów? 19 listopada 1942, zaraz po zakończeniu Operacji „Czekolada” W/Cdr Darwen został mianowany dowódcą 244 skrzydła Spitfirów i to on ściągnął jednego z najlepszych z podległych mu pilotów za sobą.

Grudzień nie obfitował jednak w wiele walk powietrznych. Większość działań 145 dywizjonu była niebojowa. A to ćwiczenie lotów w formacji, a to loty na przestrzelanie działek, a to przenosiny, wizyty i rewizyty na innych lotniskach. Jeśli już Spitfiry startowały do wykonywania jakichś konkretnych zadań, to najczęściej były to loty patrolowe, bezkrwawe wymiatania, czy fałszywe alarmy. Cały dywizjon w grudniu zanotował tylko jedno pewne i jedno prawdopodobne zwycięstwo.  Houle nie miał więc za bardzo okazji przetestować Spitfira w boju i postanowił spróbować sił jako myśliwy. Dosłownie. Namówił kolegów na urządzenie serii polowań na gazele. A były to polowania w iście houlowskim stylu. Piloci gonili za jakąś gazelą na pełnym gazie po wertepach jeepami i ostrzeliwali ją z broni maszynowej. Do dziś nie wiadomo jak to się stało, że sami nie pozabijali się w krzyżowym ogniu broni maszynowej.

Wreszcie w styczniu Kanadyjczyk zaliczył pierwsze starcie za sterami Spitfira. 8 stycznia 1943 o godzinie 7:25 czternaście Spitfirów ze 145 dywizjonu pod dowództwem samego W/Cdr Darwena poderwało się z Sidi Azzab i przeleciało około 50 kilometrów na zachód do Hamraiet. Tam o 10:00 jedenaście Spitfirów wystartowało do patrolu nad rejonem Hamraiet. Wkrótce Brytyjczycy dostrzegli niżej zbliżających się kilka Messerschmittów Bf 109 z podwieszonymi bombami. Bert Houle ruszył w pościg i dopadł wrogów pierwszy. Zaszedł jednego z Messerów nieco z boku od tyłu, zbliżył się na odległość około 150 metrów i otworzył ogień. Od wrogiego samolotu oderwały się jakieś trzy duże elementy, w tym jeden wyglądający na chłodnicę. Nagle w tył Spitfira uderzył jakiś pocisk. Houle odruchowo wykręcił ostro podejrzewając, że jakiś niedostrzeżony Bf 109 wszedł mu na ogon. Okazało się, że było to trafienie jakimś odłamkiem ognia przeciwlotniczego. Nie wiedząc jak poważne jest uszkodzenie Kanadyjczyk zawrócił jednak ku Hemraiet. Po wylądowaniu zgłosił zestrzelenie Messerschmitta, co zostało potwierdzone przez kolegów. I faktycznie wygląda na to, że zgłoszenie było poprawne, a pilotem tej maszyny był najprawdopodobniej Feldfebel Friedel Behrend z 3/JG 77, który został zestrzelony w tym czasie nad Hamraiet i trafił do niewoli.

Spitfire Mk.Vb AB324 „ZX-L” ze 145 dywizjonu RAF. To na tej maszynie Houle zestrzelił 8 stycznia 1943 BF 109 należącego najprawdopodobniej do 3/JG 77. Na zdjęciu samolot nosi jeszcze bardzo wszesne malowanie ze znakami typu A1 na kadłubie. W 1943 roku z całą pewnością samolot ten miał znaki typu C1, a litery kodowe były w ciemnym kolorze z białymi obwódkami. Ba, nie wiadomo nawet, czy do tego czasu na Spitfirze nie namalowano jakiejś innej litery indywidualnej, niż „L”. Christopher Shores w „Aces High” sugeruje, że w czasie, gdy Houle odnosił na tej maszynie zwycięstwo, nosiła ona oznaczenia „ZX-F”.
[Żródło: allspitfirepilots.com]

W styczniu 1943 roku działania bojowe przybrały na sile i 145 dywizjon prawie codziennie zaczął wykonywać misje bojowe najczęściej eskortując objuczone bombami Kittyhawki. Widać było, że wojna w Afryce znowu wchodzi na obroty. Jednak  29 stycznia 1943 Houle zakończył pierwszą turę bojową i skierowano go na miesięczny urlop. Już po trzech tygodniach był tak znudzony nic nie robieniem, że sam zgłosił się do służby i 22 lutego 1943 skierowano go do 73 OTU w Abu Sueir w Egipcie, gdzie miał pełnić funkcję instruktora. Początkowo bardzo się do tego zapalił, bo chciał przekazać młodym pilotom wiedzę praktyczną „jak przeżyć pod niebem Afryki”. Jednak brytyjski system szkolenia był niereformowalny. Uczył archaicznych zachowań, złej taktyki i tradycyjnie ograniczał się do trenowania akrobacji z całkowitym ignorowaniem zaawansowanych taktyk walki, czy nauki strzelectwa. Bardzo szybko Bert wszedł konflikt ze swoim przełożonym, który uparł się, że trzeba ściśle stosować się do oficjalnych instrukcji. I tak na samym wstępie, podczas zaliczania certyfikatu na stanowisko instruktora, dowódca szkoły zabrał Houlego na lot Harvardem, na którym Kanadyjczyk miał udowodnić znajomość regulaminów. Gdy tylko dwumiejscowa maszyna oderwała koła od pasa startowego Houle zrobił nagły zwrot prawie szorując końcówką płata o ziemię. Zszokowanemu dowódcy rzucił przez interkom przeprosiny „Przepraszam Sir, ale wydawało mi się, że dojrzałem na ogonie sto dziewiątkę. Tak trudno pozbyć się nawyków…”. Skutek był taki, że Berta zesłano do jednostki remontowej, gdzie miał oblatywać naprawione samoloty. Znowu.

Zwycięstwo Alberta Houle w składzie 145 dywizjonu RAF.
[Podkład: snazzymaps.com]
Udostępnij: