Artukuły historyczne

Nocny jastrząb Karel Kuttelwascher

Cicha noc

Od 1 lipca 1941 roku nową bazą 1 dywizjonu było lotnisko w Tangmere. Miało to znaczenie sentymentalne, bo od 1927 roku do wybuchu wojny to Tangmere było macierzystą lokalizacją tego dywizjonu. Tam lotników tej jednostki czekało kilka niespodzianek. Wszystkie związane były ze zmianą sytuacji na frontach. Po pierwsze nad Kanałem La Manche i nad Francją zaczęły pojawiać się nowe niemieckie samoloty myśliwskie z gwiazdowymi silnikami, z którymi nawet Spitfiry sobie nie radziły. Mowa oczywiście od pierwszych FW 190A. Oceniono słusznie, że dla Hurricanów starcie z Focke Wulfami to pewna śmierć i zdecydowano o wycofaniu niezmordowanych Hawkerów do innych zadań, niż utrzymywanie przewagi powietrznej. Liczba Spitfirów była ciągle za mała, żeby wszystkie dywizjony Hurricanów od razu przezbroić, więc takie dywizjony jak 1 Squadron, które miały doświadczenia w walkach w nocy, postanowiono całkowicie zmienić w dywizjony nocne.

Hurricany nie miały oczywiście radarów, ale 1 dywizjon udowodnił, że w pełnym świetle księżyca całkiem dobrze sobie radzi. W inne dni piloci Hurricanów mieli współpracować z eskadrą 1455 (1455 Flight), która wyposażona była w coś w rodzaju latających latarek. Były to wyposażone w radar dwusilnikowe Douglasy Havoc Turbinline, które w nosach miały zamontowane potężne reflektory przeciwlotnicze. Załogi Douglasów miały wykrywać niemieckie samoloty i oświetlać je reflektorem tak, żeby piloci Hurricanów mogli je dojrzeć i zaatakować bronią pokładową. Dlaczego zamiast reflektora nie zamontować w nosie Havoca czterech działek i pozwolić mu atakować samemu? No cóż. Fani serialu „Allo Allo” wiedzą, że „brytyjska inteligencja” nie takie rzeczy wymyślała.

W pierwszej połowie lipca do dywizjonu dostarczono pierwsze egzemplarze nowych Hurricanów Mk.IIc, które w miejsce karabinów maszynowych kalibru 0.303 cala miały zamontowane cztery działka Hispano kalibru 20mm. Teoretycznie nowe samoloty biły na głowę wersje Mk.IIa i Mk.IIb, bo ich siła ognia była miażdżąca. W tym czasie był to najsilniej uzbrojony jednosilnikowy samolot myśliwski. Praktyka trochę skrzeczała, bo wczesne działka Hispano lubiły się zacinać. A gdy któreś działko zacięło się, to podczas oddawania salwy siła odrzutu obracała Hurricana w jedną ze stron tak, że cel wymykał się z celownika. Problemy te były już znane pilotom Spitfirów ze skrzydłami “b”, ale dla pilotów Hurricanów była to nowość, a zacięcie się obu działek z jednej strony potęgowało efekt dramatycznie.

Hawker Hurricane Mk.IIc Z3899 JX-W z godłem osobistym w postaci głowy indianina.
[Źródło: Tony O’Toole with Martin Derry and Neil Robinson “Hawker Hurricane and Sea Hurricane” (FlightCraft 3)]

Pierwszy nocny lot na przechwycenie w asyście „oświetleniowców” z 1455 eskadry piloci z 1 dywizjonu wykonali 14 lipca 1941. Jak się można było spodziewać bez większych sukcesów. Za to już 16 lipca w takiej akcji zginął dowódca eskadry A F/O Antonín Velebnovský, który prawdopodobnie uderzył we wzniesienie, lecąc w kompletnych ciemnościach przy złej pogodzie. W dowodzeniu eskadrą zastąpił go F/O W. Raymond.

Działania 1 dywizjonu w drugiej połowie 1941 ograniczyły się prób przechwytywania wrogich samolotów wykonywanych wspólnie z Turbinlite z 1455 eskadry, lotów w eskorcie Lysanderów wypatrujących lotników, którzy wyskoczyli z uszkodzonych samolotów nad Kanałem i okazjonalnych akcji przeciw żegludze na Kanale, które wykonywano samodzielnie lub w towarzystwie Blenheimów. Jednym słowem nuda. Nuda, która zaczęła przeradzać się we frustrację. Co gorsza, brakowi jakichkolwiek sukcesów towarzyszyły piętrzące się straty spowodowane trudami nocnego latania. Atmosfery tej nie wytrzymał Colin Gray, który poprosił o przeniesienie do innego dywizjonu. We wrześniu dywizjon opuściła też większość czeskiego kontyngentu. Eskadra A straciła swój nieformalny czechosłowacki charakter.

Żeby nie było, że dywizjon zwija się całkowicie, w październiku 1941 dołączyła do niego jedna z najbarwniejszych postaci w całym RAF. Był to F/Lt James MacLachlan, który sławę zdobył podczas walk nad Maltą, gdzie odniósł osiem zwycięstw powietrznych. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. 16 lutego 1941 dopadł go jakiś pilot Bf 109 i w kokpit Hurricana MacLachlana gruchnął pocisk z działka 20mm. Trafił akurat w lewe ramię pilota i rozwalił je tak skutecznie, że nie było co zbierać. Po trzech dniach w szpitalu ramię amputowano. MacLachlan okazał się człowiekiem tak upartym jak Bader, czy Mieriesiew i mimo inwalidztwa uparł się powrócić do latania operacyjnego. Uzbrojony w metalową protezę, po wielu miesiącach powtórnego szkolenia dostał wreszcie zgodę na przeniesienie do jednostki liniowej i od razu powierzono mu dowodzenie dywizjonem. Asekurancko wybrano dla niego 1 dywizjon, który póki co na nadmiar wrażeń nie mógł narzekać, a którego dotychczasowemu dowódcy S/Ldr Richardowi Bookerowi skończyła się właśnie tura bojowa. Z kolei Karel Kuttelwascher otrzymał w październiku promocję oficerską i został podporucznikiem (Pilot Officer).

Jednoręki James Archibald Findlay MacLachlan w paździeniku 1941 przejął dowodzenie 1 dywizjonem. Tu pozuje przed swoim Hurricanem Mk.IIc BD983 JX-Q z wymownym godłem namalowanym na okapotowaniu silnika.
Przed objęciem dowództwa nad 1 dywizjonem MacLachlan walczył na Hurricanach nad Maltą w składzie 261 dywizjonu i zestrzelił 8 samolotów niemieckich i włoskich. Tam też stracił rękę. W 1 dywizjonie uzyska 5 kolejnych zwycięstw. W 1943 roku doda do tego wyniku 3 samoloty zestrzelone indywidualnie i 1 zespołowo (3.5 zwycięstwa) lecąc na Mustangu Mk.Ia. Niestety podczas jednego z lotów jego Mustang ulegnie awarii i po przymusowym lądowaniu we Francji zostanie śmiertelnie ranny.
[Źródło: wikipedia.org]

Ostatnią wartą uwagi akcją 1 dywizjonu w 1941 roku był nocny lot w osłonie dwóch torpedowych Beaufortów mających zaatakować żeglugę w porcie w Ostendzie wykonany 28 grudnia przez parę: Karela Kuttelwaschera i podobno jedynego Litwina w RAF P/O Romasa Marcinkusa. Lot w osłonie to jednak chyba za dużo powiedziane, bo para pilotów Hurricanów nie potrafiła zlokalizować pary Beaufortów i Kuttelwascher postanowił samemu ostrzelać statki z czterech działek Hispano. Mimo gwałtownego ostrzału działek przeciwlotniczych Czech w któryś ze statków trafił i zgłosił go potem jako uszkodzony. Marcinkus zaś poleciał w głąb lądu w poszukiwaniu innych celów, ale niczego wartego uwagi nie dostrzegł i obaj wrócili do Anglii.

1 stycznia 1942 roku z 1 Squadron odszedł Bedřich Krátkoruký i tym samym Karel Kuttelwascher był już jedynym Czechem pozostałym w jednostce. Zła pogoda spowodowała, że prawie cały pierwszy kwartał nowego roku minął bez większych wydarzeń. Patrolowanie nieba nad Anglią w towarzystwie „latających latarek” było tyleż nudne, co bezowocne. Największym wydarzeniem tego okresu były walki nad Kanałem wywołane przez Kriegsmarine. Późnym wieczorem 11 lutego 1942 z doków w Breście i La Palliste wypłynęły niemieckie pancerniki Scharnhorst, Gneisenau, krążownik Prinz Eugen i pięć niszczycieli. Flota ta przez prawie rok była uwięziona w zachodniej Francji przez przygniatającą przewagę Royal Navy i brak panowania w powietrzu nad Kanałem La Manche. Hitler zdecydował w końcu, aby ściągnąć ją do Rzeszy, bo na użycie tych okrętów do ataków na alianckie linie zaopatrzeniowe nie było już żadnych szans. Za to zacumowane we francuskich dokach okręty stały się ulubionym celem brytyjskich ciężkich bombowców. Plan akcji nie był niezbyt finezyjny. Korzystając ze złej pogody, okręty miały przepłynąć na rympał najkrótszą drogą przez Kanał La Manche. Nie bez znaczenia był fakt, że wiosenny przypływ powinien pomóc niemieckim okrętom przepłynąć nad ewentualnymi minami. Do ich osłony miano w miarę możliwości zaangażować całe siły Luftwaffe stacjonujące we Francji, czyli myśliwce z JG 1, JG 2 i JG 26. Starano się, aby nad przepływającą flotą non stop pełniła dyżur jedna eskadra myśliwska w składzie 16 samolotów. Cała operacja uzyskała kryptonim Unternehmen Zerberus (Operacja Cerber).

O świcie 12 lutego, gdy okręty były już w drodze na północ wzdłuż wybrzeży zachodniej Francji, Niemcy zaczęli zagłuszanie radarów. Dało to taki skutek, że Brytyjczycy zgodnie z maksymą „jak zagłuszają ci radary to wiedz, że coś się dzieje”, zaczęli mobilizować się do większej akcji. Niestety szczęśliwie dla siebie Niemcy rozpoczęli Operację Cerber w czasie, kiedy cała Royal Navy była zajęta działaniami w innych częściach świata i jedyną siłą, która mogła przeszkodzić Operacji Cerber, było brytyjskie lotnictwo.

Flotę Kriegsmarine pierwsze wykryły Spitfiry z 91 dywizjonu. Jednak przygotowania do poważnego ataku bardzo się ślimaczyły. Fatalna pogodna nie pomagała. Jedyne, co Brytyjczycy byli w stanie zmontować, to zwyczajowy samobójczy atak sześciu Swordfishów przeprowadzony krótko po południu. Oczywiście mimo eskorty Spitfirów z 72 dywizjonu żaden Swordfish nie przetrwał tej akcji. W drugiej fali do akcji rzucono kolejne dywizjony w tym 1 dywizjon myśliwski. 6 Hurricanów z eskadry A wystartowało o 13:37 i pod osłoną Spitfirów ze 129 dywizjonu skierowało się na południe. Około 14:15 piloci dostrzegli cztery niszczyciele i rozpoczęli atak. Przebijając się przez pojedyncze chmury Hurricany dotarły do wrogich okrętów i z odległości około 200 metrów zaczęły strzelać. Karel Kuttelwascher, który leciał w żółtej sekcji, zarejestrował jak jego pociski uderzają w nadbudówki niszczyciela zaraz poniżej mostka. Po powrocie do Tangmere zgłosił uszkodzenie okrętu. Niestety to był jedyny pozytywny rezultat tego starcia. Zapłacono za niego drogo, bo dwa Hurricany nie wróciły. Jeden z nich należał do Romasa Marcinkusa. Na szczęście Litwin wyskoczył ze spadochronem, ale resztę wojny spędził w niewoli. Tak atak ten opisał sam Kuttelwascher:

„Szybko skręciłem w lewo, uzbroiłem działa i poprowadziłem sekcję w luźnym szyku wprost na niszczyciele. Okręty zaczęły do nas strzelać, a ja wyraźnie widziałem, że niszczyciel, na który się skierowałem, zaczyna strzelać do nas z sześciu dział. Mój stary dobry Hurricane był wstrząsany wybuchami pocisków rozrywających się wokół nas. Leciałem jednak dalej, aż cały statek wypełnił celownik. Pierwszą serię oddałem, gdy byłem około 700 metrów od celu. Niestety pociski spadły przed okrętem. Podciągnąłem odrobinę samolot i odpaliłem wszystkie działka. Ta seria trafiła, ale kątem oka dostrzegłem, jak jeden z naszych chłopców zwala się do morza. Po chwili przeleciałem nad niszczycielem i wznosząc się, zacząłem robić przechyły w lewo i w prawo, żeby uniknąć pocisków działek okrętowych, które niemiłosiernie nas okładały.

Cały czas rozglądałem się czujnie wokoło i muszę przyznać, że mocno mnie zaniepokoił widok dwóch Messerschmittów lecących w tym samym kierunku, jakieś 450 jardów na lewo od nas. Byłem zadowolony, że ich piloci nas chyba nie dojrzeli i skręcili w lewo. Można sobie łatwo wyobrazić, jakim łatwym łupem bylibyśmy dla nich po wystrzelaniu amunicji i z małym zapasem paliwa.”

Po tych pierwszych atakach RAF wreszcie zdołał się zebrać w sobie i gdy niemiecka flotylla paradowała wzdłuż południowych wybrzeży Anglii, Brytyjczycy dokonali serię ataków z powietrza. Zakończyły się one jednak niczym i niemieckie okręty przy minimalnych uszkodzeniach dotarły do portów w Rzeszy 13 lutego 1942. Cała ta bitwa na Kanale La Manche skończyła się porażką obu stron. Niemcy przerzucili okręty z powrotem do macierzystych baz, ale siły nawodne Kriegsmarine nie odegrały już żadnej roli w wojnie. Dla Brytyjczyków rezultat bitwy był kompromitacją. Ani Royal Navy, ani RAF nie potrafiły przeszkodzić tej defiladzie obcej floty wzdłuż całego południowego wybrzeża wyspy. Ba, nie zdołano nawet zatopić ani jednego okrętu wroga.

17 lutego 1942 roku Karel Kuttelwascher otrzymał kolejny awans. Został kapitanem (Flight Lieutenant) przeskakując stopień porucznika i mianowano go dowódcą eskadry A. W marcu do dywizjonu dołączyło trzech czechosłowackich pilotów i 1 dywizjon znów nabrał nieco czeskiego charakteru.

Udostępnij: