Artukuły historyczne

Nocny jastrząb Karel Kuttelwascher

Wakacyjne noce

Pod koniec maja 1942 księżyc znów zajaśniał nad polem walki i 1 dywizjon zaczął powoli wracać do normalnych wojennych zajęć. Większość lotów kończyła się polowaniem na pociągi. Jedynie w nocy z 30 na 31 maja W/O Gerry Scott wypatrzył nad Saint Trond Ju 88 i go uszkodził. Co prawda było to tylko uszkodzenie, ale i tak był to pierwszy sukces kogoś spoza dwójki Kuttelwascher i MacLachlan. Sam „Kut” też przez parę nocy nie namierzył samolotów Luftwaffe, ale w nocy z 31 maja na 1 czerwca zaatakował celnie dwa pociągi, unieruchamiając ich lokomotywy, a w drodze powrotnej zaatakował niezidentyfikowany konwój osłaniany przez E-Booty. Po celnej serii z jednego E-Bootów wydobył się dym, a na morzu rozlała się plama oleju. Później ten sam konwój był również atakowany przez innych pilotów z 1 dywizjonu. Sgt G. Pearson dopadł za to nad Gilze-Rijen Junkersa Ju 88 z NJG 2 i w kilku atakach zdołał do zestrzelić. Było to pierwsze pewne i potwierdzone zwycięstwo odniesione przez innego pilota dywizjonu i pierwsze zwycięstwo w „czerwcowej rundzie”. A worek ze zwycięstwami zaczął się w 1 dywizjonie powoli pruć. W nocy z 1 na 2 czerwca F/Sgt G. English zestrzelił nad Eindhoven Do 217.

O 2:40 w nocy z 2 na 3 czerwca piloci 1 dywizjonu zostali poderwani do przechwycenia niemieckiej wyprawy kierującej się nad Canterbury. Pogoda była świetna, blask księżyca zapewniał świetną widoczność, jednak jak się okazało, Hurricany wysłano za późno i piloci ujrzeli z oddali, że miasto już płonie. Widząc to Karel Kuttelwascher wykręcił na południe ku Nieuport, aby szukać bombowców powracających do baz. Po dziesięciu minutach lotu dostrzegł po prawej stronie majaczącą się w oddali na tle ziemi sylwetkę dwusilnikowego bombowca. Samolot leciał na wysokości około 1200 metrów (4000 stóp) i rozpoczął właśnie lekkie zniżanie się, aby wylądować gdzieś w Belgii. „Kut” zrobił lekki zwrot w prawo i zwiększył prędkość. Po krótkim pościgu ulokował się 150 metrów za podejrzaną maszyną. Było już jasne, że jest to Dornier Do 217. Karel starał się utrzymać na nieco niższej wysokości, by nie być zauważonym przez tylnego strzelca. Zwyczajowo wziął w celownik prawy silnik i oddał dwie celne serie. Dornier zaczął tracić wysokość i spadł do wody na pięć mil od belgijskiego brzegu. Ofiarą Kuttelwaschera padła najprawdopodobniej załoga Fw. Kocha z III/KG 2.

Noc z 3 na 4 czerwca przyniosła pilotom 1 dywizjonu jeszcze większy sukces. Do lotu “intruderskiego” jako pierwszy jak zwykle wystartował MacLachlan, który tym razem wybrał lotnisko w Saint André. Na miejscu zastał niecodzienny (nieconocny?) widok. Lotnisko było całkowicie rozświetlone, a do lądowania szykowało się krążąc 10 Dornierów. MacLachlan szybko zestrzelił jednego z nich, czym ściągnął na siebie uwagę operatorów reflektorów przeciwlotniczych. Szybki unik pozwolił mu jednak wywinąć się z roli pierwszoplanowej. Ku jego zaskoczeniu Niemcy nie zgasili oświetlenia pasa startowego, a Dorniery dalej spokojnie krążyły nad lotniskiem. Korzystając z tego strącił drugiego Do 217.

Godzinę po MacLachlanie wystartował Kuttelwascher. I on też skierował się nad Saint André. Pierwszy samolot wroga spotkał już nad Kanałem. Tym razem załoga samolotu, a było to Dornier Do 217, dostrzegła Hurricana z daleka i lekko zniżając się i zmieniając lekko kierunek lotu, zaczęła umykać ku Francji. Mimo próby pościgu Czech stracił uciekającego Dorniera z oczu i nie mogąc go ponownie zlokalizować, poleciał w kierunku Saint André tak, jak pierwotnie planował. Mimo że od wizyty MacLachlana minęła godzina, nad lotniskiem dalej krążyły dwa samoloty. Może Niemcy uznali, że po wizycie jednego Hurricana zagrożenie minęło? ”Kut” zakradł się do bombowców i rozpoznał je jako He 111. Obrał za cel jednego z nich i oddał dwie sekundowe serie w prawy silnik. Ten zapalił się i Heinkel runął w dół, wzniecając na ziemi eksplozję. Drugiemu Heinklowi udało się gdzieś zawieruszyć, więc Kuttelwascher przystąpił do dalszych poszukiwań wokół lotniska. Długo wypatrywać nie musiał. Kolejną potencjalną ofiarą był Dornier Do 217. Ten miał najwyraźniej dużo bardziej doświadczoną załogę, bo gdy „Kut” zaczął strzelać, Dornier błyskawicznie dał nurka i zniknął z pola widzenia. Uwagę Czecha przyciągnął za to inny Dornier lecący na wysokości około 300 metrów (1000 stóp). Pilot tej maszyny miał mniej refleksu, co cała załoga miała przypłacić życiem. Po pierwszej serii z Hurricana niemiecki bombowiec kontynuował lot i zebrał drugą sekundową serię. Ta był śmiertelna. Po chwili Do 217 dopalał się na wschód od pasa startowego. Triumf 1 dywizjonu przyćmiła strata jednego z jego asów. Był nim Josef Dygrýn, który dopiero co powrócił do służby, a tej nocy nie wrócił z intruderskiej misji. Najprawdopodobniej został zestrzelony przez artylerię przeciwlotniczą nad Evreux. Jego ciało wyłowiono z Kanału La Manche tydzień później.

Dornier Do 217E z 3/KG 2 na lotnisku w Dreux. Zdjęcie wykonano 5 czerwca 1942.
[Źródło: worldwarphotos.info]

W nocy z 6 na 7 czerwca 1942 Niemcy ponownie bombardowali Cantenbury, ale był to ostatni rajd z serii wykonanej na przełomie maja i czerwca. Przez dwa kolejne tygodnie nocna aktywność Luftwaffe była znikoma, co szybko poskutkowało dużo mniejszą ilością lotów intruderskich.

Nocą z 21 na 22 czerwca 1942 pojedyncze niemieckie bombowce pojawiły się ponownie nad Wielką Brytanią, ale wykonywały jakieś mało spektakularne działania. Możliwe, że były to loty rozpoznawcze. Jeden samolotów był przechwycony przez pilota Hurricane z 1 dywizjonu współpracującego z Douglasem Havoc Turbinlite z 1455 eskadry, ale jak zwykle skończyło się na niczym. Lepiej wypadły loty intruderskie. Karel Kuttelwascher ponownie skierował się nad Saint André, ale dotarłszy tam dostrzegł daleko po lewej ciekawą inscenizację. Po serii brytyjskich polowań Niemcy postanowili zastosować „wariant Arnswalde” ze „Stawki większej niż życie” i przygotowali w polu fałszywy oświetlony pas startowy mający odciągać uwagę wrogich myśliwców od Saint André. Tymczasem na samym lotnisku panowały egipskie ciemności. „Kut” nie dał się nabrać i poleciał dalej do Dreux, aby po jakimś czasie wrócić nad Saint André. I bingo! Pas startowy już się świecił, a do lądowania szykował się jakiś Junkers Ju 88. Kuttelwascher podleciał do niego i tuż przed przyziemieniem bombowca wpakował serię w jego prawy silnik i kadłub. Samolot zapalił się i wylądował na pasie startowym w tysiącu kawałków. Czech dostrzegł jeszcze drugiego Junkersa lecącego nad przeciwległym końcem lotniska. Podleciał do niego i strzelił z odległości około 200 metrów. Widział, że trafił, ale w tym momencie zacięły się oba lewe działka w jego samolocie, co wykręciło Hurricanem w prawo i dało szansę Niemcom na ucieczkę.

W nocy z 26 na 27 czerwca 1942 Niemcy dokonali nalotu na Norwich. Luftwaffe zrzuciła 20 000 bomb zapalających i 33 bomby odłamkowe. Miasto zapłonęło. Mimo że głównym celem była tym razem dzielnica przemysłowa, to bomby trafiły w szpital Norfolk And Norwich, w katedrę i w szkołę. Zginęło 16 mieszkańców. Był to jednak ostatni nocny nalot z kampanii “Beadekera”. Choć Luftwaffe miała powracać nad Wielką Brytanię jeszcze wielokrotnie, to nie w takiej formie. Tej nocy aż sześć Hurricanów z 1 dywizjonu wysłano na polowanie powracających bombowców. Tym razem wykonały one międzylądowanie w Manston, aby dolecieć aż do Holandii w okolicę bazy Gilze-Rijen. Za sterami jednego z samolotów siedział „Kut”. Nie był to jednak lot udany. Co prawda Sgt James Campbell jako pierwszy pilot z 1 dywizjonu zapuścił się aż nad Niemcy, ale nikomu nie udało się zlokalizować wrogich bombowców. Co gorsza, jeden z pilotów W/O Gerry Scott zginął tej nocy w niewyjaśnionych okolicznościach.

Sukces przyszedł dopiero w nocy z 28 na 29 czerwca 1942. Do akcji wystartowało znowu kilka Hurricanów biorąc za cel lotniska w północnej Francji. Warunki atmosferyczne nad kontynentem nie były najlepsze. Nisko unosząca się warstwa chmur, która zaciągnęła się nad okupowanym terytorium, skłoniła paru pilotów do zawrócenia do Tangmere. Kuttelwascher był bardziej uparty. Najpierw skierował się nad Saint Malo, ale tam chmury unosiły się ledwie 500 stóp (150 metrów) nad ziemią, więc wykręcił nad Dinard. Znowu nic. Na ziemi panował mrok, a w powietrzu nie było nikogo. Poleciał więc nad półwysep Cotentin w okolice Cherbourga. Zaczął nad nim patrolować tam i z powrotem. W końcu za czwartym razem dojrzał 500 stóp niżej Dorniera Do 217. Po dziesięciu minutach pościgu w kierunku Bayeux „Kut” zbliżył się na tyle, aby móc oddać strzał. Załoga wrogiej maszyny widziała go i próbowała zbiec, a tylny strzelec otworzył ogień. Dwie serie zapaliły jednak Dorniera i po chwili buchając płomieniami z kadłuba i skrzydeł zniknął w nisko położonej warstwie chmur. Prawdopodobnie była to maszyna Uffz. Michaela Petresa z III/KG 2. W drodze powrotnej Czech dostrzegł na wodach koło Barfleur siedem E-Bootów atakowanych przez jakiegoś Hurricana. Przyłączył się do akcji i mimo silnego ognia działek przeciwlotniczych uszkodził dwa E-Booty.

W nocy z 1 na 2 lipca 1942 roku 1 dywizjon wykonał ostatnie loty intruderskie w swojej historii. I dla godnego podsumowania trzymiesięcznych walk dywizjonu to właśnie Kuttelwascher zaliczył dla swojej jednostki ostatnie zwycięstwo w tego typu operacjach. Tej nocy poleciał na południe nad Rennes i Dinard. Na tym drugim lotnisku na podejściu do pasa startowego paliły się światła. „Kut” poleciał nad wybrzeże i tam zaczął zataczać koła nad Saint Malo w oczekiwaniu na samolot, dla którego te światła zapalono. W pewnej odległości zobaczył bombowiec z włączonymi światłami pozycyjnymi. Jednak chwilę potem światła zgasły i bombowiec zniknął Czechowi z oczu. Zaraz potem dwa inne bombowce nadleciały na światłach. Kuttelwascher rozpoznał je jako Dorniery Do 217 i wszedł im na ogony. Ogień otworzył z odległości około 200 metrów. Tym razem trafił w kadłub, choć znowu z prawej strony. Dornier zapłonął i zwalił się w dół, znacząc miejsce upadku wybuchem. Drugi Dornier wyłączył światła pozycyjne i przeleciał 100 metrów nad Hurricanem. Kuttelwascher zdołał go jeszcze na odchodne trafić jedną serią, ale po chwili bombowiec zniknął w ciemnościach. Czech skręcił na południe i na podejściu do lotniska dostrzegł kolejnego Dorniera. Ten szybko zgasił światła pozycyjne, a Hurricana „Kuta” oświetlił na chwilę reflektor przeciwlotniczy. Mimo lekkiego oślepienia Kuttelwascher zbliżył się do Do 217 na bardzo małą odległość i nacisnął na spust. Bombowiec buchnął ogniem i runął w dół rozbijając się w lesie na północ od Dinard. Pora była wracać. Przelatując nad Saint Malo, Hurricane zwrócił uwagę artylerii przeciwlotniczej, ale Kuttelwascher zdołał dotrzeć bez problemu do Tangmere. Po nim nad Francją działało tej nocy jeszcze paru pilotów 1 dywizjonu, którym udało się nawet wykryć dwa Dorniery i do nich strzelać. Jednak oba starcia skończyły się jedynie zgłoszeniami uszkodzeń.

Karel Kuttelwacher w rozmowie z prezydentem Czechosłowacji na uchodźctwie Tomášem Masarykiem.
[Źródło: havlickobrodsky.denik.cz]
Udostępnij: