Artukuły historyczne

Nocny jastrząb Karel Kuttelwascher

Rozstania

Lipiec 1942 miał być kolejnym przełomowym miesiącem dla 1 dywizjonu. Po wielu miesiącach oczekiwań miał on otrzymać zupełnie nowe samoloty. Jak się okazało wbrew oczekiwaniom nie były to Spitfiry, a potężne Hawkery Typhoony. Wtedy wierzono jeszcze, że Typhoony staną się remedium na piekielnie groźne Focke Wulfy FW 190. 1 dywizjon miał więc wrócić do walk jako klasyczny dzienny dywizjon myśliwski. Ta zmiana spowodowała też pewne roszady kadrowe, przepływ pilotów z i do jednostki. Jako pierwszy odszedł z dywizjonu Karel Kuttelwascher. Miał już wtedy renomę niekwestionowanego mistrza w działaniach intruderskich i mógł wybierać, gdzie chce walczyć. A „Kut” tak zasmakował w nocnych polowaniach, że na wieść o powrocie dywizjonu do działań dziennych poprosił o przydział do innego dywizjonu intruderskiego. I tak 9 lipca 1942 Kuttelwascher został przydzielony do 23 dywizjonu RAF. Pilotów tego dywizjonu znał z Tangmere, bo na lotnisku 1 dywizjonu stacjonował wydzielony zespół z „dwudziestego trzeciego”.

Dywizjon 23 w chwili wybuchu wojny był wyposażony w myśliwskie Blenheimy Mk.I. W marcu 1941 otrzymał amerykańskie Douglasy Havoc i rozpoczął loty intruderskie nad okupowanym kontynentem. Ofensywne uzbrojenie Havoków składało się z ledwie czterech karabinów maszynowych 0.303 cala (7.69 mm) umieszczonych w nosie. Jeden Hurricane Mk.I z Bitwy o Anglię miał tyle uzbrojenia, co dwa Havoki. Ale w lotach intruderskich sprawdzały się one podobno o wiele lepiej niż ciężkozbrojne Beaufightery. Havoki w wersji intruderskiej nie miały radarów, bo Brytyjczycy jak ognia bali się wysyłania jakichkolwiek samolotów z takowych nad wrogie ziemie, żeby radary nie wpadły w ręce Niemców. W lutym 1942 stan 23 dywizjonu wzmocniono o dość podobne Bostony Mk.III. Tak więc i charakter misji, i taktyka były Kuttelwascherowi doskonale znane. Tak naprawdę „Kut” nie przeszedł tam jednak dla samolotów Douglasa, a dla „drewnianego cuda”, czy De Havilland Mosquito. W lipcu 23 dywizjon był bowiem przezbrajany na intruderskie wersje D.H. Mosquito Mk.II.

Ciekawostką było to, że dowódca 23 dywizjonu W/Cdr Berie Rex O’Bryen Hoare miał imponującego wąsa, ale też miał jedno szklane oko. Swoje własne stracił wcześniej w wypadku. I tak „Kut” przeszedł spod dowództwa jednorękiego MacLachlana pod dowództwo jednookiego Hoare. Hoaremu brak oka nie przeszkodził w karierze myśliwca. I to myśliwca od początku działającego w nocy! W chwili przejścia „Kuta” do 23 dywizjonu Hoare miał już na koncie jeden samolot zestrzelony na pewno i jeden prawdopodobnie podczas misji wykonywanych na Blenheimie, dwa samoloty zestrzelone na pewno i cztery uszkodzone podczas lotów na Havocu, oraz jedno zwycięstwo odniesione na Mosquito Mk.II. Było to zresztą pierwsze z długiej serii zwycięstw odniesionych przez 23 dywizjon na Mosquitach. Hoare zakończy zaś wojnę ze w sumie 9 zwycięstwami powietrznymi na koncie.

Karel Kuttelwascher był bardzo zapalony do walk na Mosquitach, ale najpierw musiał przejść przyśpieszone przeszkolenie latania na tych specyficznych samolotach. Ba, „Kut” latał wcześniej tylko i wyłącznie na myśliwcach jednosilnikowych. Mosquito miał być jego pierwszym dwusilnikowcem. Musiał też nauczyć się walczyć w zespole, bo choć intruderskie Mosquity nie miały radarów, to i tak załoga była dwuosobowa. Pilotowi wskazywał trasę nawigator, a Kuttelwascherowi przydzielono nawigatora P/O G. E. Palmera. Po odbyciu szkolenia teoretycznego 28 lipca 1942 Czech po raz pierwszy zasiadł za sterami Mosquita, wykonując lot treningowy. Potem ćwiczył nocne starty i lądowania, i przeszedł trening strzelecki. „Kut” bardzo szybko zakochał się w Mosquitach. W liście do żony pisał:

Muszę być teraz cały czas na służbie i dostałem nowy piękny samolot. Taki jak wczoraj widziałaś. Co o nim myślisz? Widziałaś mnie? Będę częściej przylatywał, żebyś się przyjrzała, jaki jest ładny”.

Miesiąc po przybyciu do 23 dywizjonu Kuttelwascher był już gotowy do wzięcia udziału w lotach bojowych. Od 6 sierpnia 1942 miejscami stacjonowania 23 dywizjonu stały się Manston i Bradwell Bay. Przez niecałych pięć miesięcy dywizjon będzie się przenosił tam i z powrotem między tymi bazami albo rozlokowywał wydzielone zespoły w obu tych lokalizacjach. 11 sierpnia 1942 roku „Kut” z Palmerem wystartowali do lotu w okolice Orleanu w poszukiwaniu lądujących samolotów Luftwaffe. Nie udało im się jednak żadnego zlokalizować. Kolejna misja miała miejsce w nocy z 22 na 23 sierpnia 1942. Tym razem załoga Kuttelwaschera miała patrolować nad Holandią między Gizą, a Eindhoven, ale już po 27 minutach lotu musieli wrócić do bazy z powodu problemów technicznych. Przez kolejne noce warunki pogodowe były niesprzyjające i dopiero w nocy z 6 na 7 września 1942 Kuttelwascher i Palmer wykonali kolejny patrol. Znowu bez rezultatów. W nocy z 7 na 8 września 1942 po starcie Mosquito „Kuta” miał awarię układu elektrycznego, a po chwili do kompletu zaczęły szwankować silniki. Karel zdołał jednak dolecieć do Bradwell. W nocy z 8 na 9 września 1942 Kuttlewascher wykonał kolejny patrol, ale też bezskuteczny.

10 września 1942 Karel Kuttelwascher został odznaczony krzyżem DFC po raz drugi. 18 września 1942 urodził mu się syn Edward Huw Kuttelwascher. „Kut” mógł sobie pozwolić na parę dni wolnego, zwłaszcza że druga połowa września przyniosła znaczne pogorszenie się pogody, co uziemiło 23 dywizjon na dłuższy czas. 1 października 1942 Kuttelwascherowi i tak zakończyła się tura bojowa i opuścił on szeregi 23 dywizjonu. Niestety latając na ukochanych Mosquitach, nie zdołał już powiększyć swojego konta zwycięstw.

W październiku „Kut” został łącznikiem w Inspektoracie Lotnictwa Czechosłowackiego. Wiosną 1943 roku uczestniczył w akcji wzywającej do zakupu obligacji wojennych, a w lecie 1943 wyruszył w tournée po Stanach Zjednoczonych, gdzie udzielał wykładów o swojej intruderskiej taktyce i pomagał w werbowaniu Amerykanów pochodzenia czeskiego do lotnictwa czechosłowackiego na obczyźnie. Przez Amerykanów był zresztą traktowany jak celebryta. Dwanaście razy występował w radio, odwiedził Hollywood, gdzie poznał ówczesnego gwiazdora Erola Flynna. „Kut” zyskał taki rozgłos, że stał się nawet bohaterem komiksu wojennego “Czech Night Hawk” (“Czeski nocny jastrząb” – wielbiciele serialu “Allo Allo” uśmiechnęli się pewnie pod nosem). Poza gwiazdorzeniem Kuttelwascher miał też okazję odbyć loty na najnowszych amerykańskich myśliwcach, w tym oczywiście na P-40, P-38 i P-51. USAAF wykorzystał „Kuta” do szkolenia swoich pilotów w szkole lotniczej w Orlando. W październiku 1943 wyjechał do Kanady, gdzie robił w sumie bardzo podobną kampanię, jak w Stanach.

Komiks “Czeski nocny jastrząb” wydany jeszcze w czasie wojny.
[Źródło: facebook.com]

Do Wielkiej Brytanii wrócił na Święta Bożego Narodzenia 1943. Do bojowego latania już nigdy nie wrócił. Zatrudnił się jako pilot doświadczalny w 32 Maintenance Unit, gdzie testował nowo wyprodukowane i remontowane samoloty. Latał praktycznie na wszystkim, co RAF używał, nie wyłączając ciężkich czterosilnikowych bombowców. Jesienią 1944 Karelowi i Ruby urodziły się bliźniaczki Mary i Vera Kuttelwascher. W sierpniu 1945 Karel wrócił do Czechosłowacji i ściągnął tam całą swoją rodzinę. Życie w staczającym się w stronę komunizmu kraju nie było jednak dla rodziny Kuttelwascherów zbyt atrakcyjne. Tu nikt nie doceniał jego osiągnięć i „Kutowi” nie udało znaleźć dobrej pracy. W 1946 roku najpierw żona z dziećmi, a potem Karel wrócili do Wielkiej Brytanii. Zatrudnił się w British European Airways jako pilot rejsowy. Jego życie rodzinne nie okazało się jednak udane i zakończyło się w 1951 roku rozwodem. Syn został z Karelem, a córki odeszły z matką. W 1955 roku Kuttelwascher otworzył własną działalność handlową, ale w 1959 roku dostał zawału i zmarł. Mimo rozpadu rodziny dzieci Kuttelwaschera bardzo mocno chowały go w pamięci. Jego zięć Roger Darlington napisał o nim książkę “Night Hawk”.

Karel Kuttelwascher uzyskał w drugiej wojnie światowej 18 i ⅚ zwycięstw powietrznych, dzięki czemu stał się najskuteczniejszym czechosłowackim asem walczącym po stronie Aliantów (pamiętajmy o Słowakach walczących na wschodzie). Uzyskał o 1 i ⅚ więcej zwycięstw od doskonale znanego w Polsce Josefa Františka. 

Wywiad z Karelem Kuttelwascherem przeprowadzony już po zakończeniu przez niego bojowej kariery. Widać jak “Kut” jest tu spięty i skupiony na mówieniu poprawną angielszczyzną.
W rzeczywistości Kuttelwascher był podobno bardzo pogodną osobowością tryskającą czeskim ironicznym poczuciem humoru.
Udostępnij: