Albert Houle i Operacja „Czekolada”
Operacja 'Czekolada'
Contents
11 listopada 1942 bitwa pod El Alamein dobiegła końca. Złamani Niemcy i Włosi w panice zaczęli uciekać się na zachód. Była to jednak długa i usłana kolcami droga. Pilotom z dywizjonów 213 i 238 zakomunikowano, że z ich szeregów utworzony zostanie specjalny oddział uderzeniowy, który będzie przerzucony daleko za linię frontu i stamtąd będzie masakrował szlaki komunikacyjne, którymi Niemcy i Włosi ewakuowali swoje siły ku Tunezji. Ich nową bazą miało być opuszczone przez Niemców i pana Boga lotnisko LG 125 leżące w głębi Sahary na południu Cyrenajki, 140 kilometrów za linią frontu. Do dokładnego rozpoznania terenu wokół nowej „partyzanckiej” bazy wysłano od razu zakapiorów z Long Range Desert Group z ich „madmaxowymi” ciężarówkami Chevroleta i amerykańskimi Willisami MB. Obronę naziemną bazy miała zapewnić 2 Armoured Car Company RAF. Operacji tej nadano poetycką nazwę Operacja „Czekolada” (Operation „Chockolate”), choć nazwa ta była znana tylko w sztabie, a sami zainteresowani uczestnicy jej w tym czasie nie poznali.
13 listopada 1942 osiemnaście Hurricanów z 238 dywizjonu i osiemnaście Hurricanów z 213 dywizjonu po wyposażeniu w dodatkowe zbiorniki paliwa wystartowało do lotu na zachód. W tej drugiej formacji leciał nasz Albert Houle. Myśliwcom towarzyszyło sześć Hudsonów z zapasami amunicji i innych potrzebnych materiałów. Obsługa naziemna wraz z zapasami paliwa gnała już od jakiegoś czasu przez pustynię w konwoju trzytonowych ciężarówek. Lot wydawał się prosty. Trzeba było lecieć na zachód – południowy zachód aż do dwóch stożkowych wydm, tam ostro wykręcić i obrać kurs 030°, przelecieć 20 mil i wylądować na pasie startowym oznaczonym starymi beczkami. Zaraz jednak okazało się, że z góry pustynia wygląda wszędzie tak samo. Niekończące się piaski prowadzące donikąd. Piloci Hurricanów od razu pogubili się w terenie i w całości zdali się na nawigatorów w Hudsonach. Na szczęście profesjonalni nawigatorzy nie zawiedli i po dwóch godzinach wyprawa krążyła już nad lądowiskiem LG 125. Na pokładzie Hudsonów oprócz amunicji przywieziono po jednym mechaniku na Hurricana i pewien zapas paliwa na rozpoczęcie akcji od razu. Reszta zapasów jeszcze podążała przez pustynię na kołach. Później do dostarczania zaopatrzenia wykorzystywano nawet będące na wyposażeniu 216 dywizjonu Western Desert Air Force stare Bristole Bombay.
Jeszcze tego samego dnia dowódca skrzydła W/Cdr Darwen, który przyleciał wraz ze swoimi podopiecznymi i z LG 125 miał dowodzić akcjami, nakazał wykonanie pierwszych misji przeciwko wycofującym się siłom Osi na drodze między Benghazi, a El Agheila. Samoloty miały działać czwórkami. Piloci mieli zakaz włączania radiostacji. Przed startem mieli zapamiętać dokładnie trasę i posiłkować się tylko papierowymi mapami z naniesionymi celami ataku. Po ataku mieli wracać na lotnisko lecąc tuż nad ziemią, aby utrudnić zorientowanie się wrogom gdzie w ogóle się kierują. Do pierwszego dywersyjnego lotu o 13:15 wystartowała sekcja prowadzona przez Alberta Houlego. W jej składzie lecieli jeszcze P/O G. R. S. McKay, P/O G. Carrick i F/Sgt Harry M. Compton. Houle zgodnie z planami poprowadził swoich podopiecznych na północny zachód, lecąc tuż nad ziemią ku wybrzeżom Cyrenajki. Powoli teren stawał się coraz bardziej zielony. W końcu czwórka „szerszeni” dotarła do nadbrzeżnej drogi i ruszyła wzdłuż niej na północ. Co chwila piloci Hurricanów znajdowali wrogie pojazdy niszcząc je ogniem z działek Hispano. Aż w końcu dopadli konwój z jadącymi zderzak w zderzak wyładowanymi ludźmi i sprzętem sześciokołowymi ciężarówkami. Brytyjczycy rozpętali na ziemi piekło. Jakby tego mało, to para Houle i McKay dostrzegła, jak w ich kierunku zbliża się nieświadomy zagrożenia Fieseler Storch. Początkowo McKay nie rozpoznał wroga i uznając wrogi samolot za Messerchmitta z szacunkiem rozważał szanse na jego pokonanie. Gdy Niemiec dostrzegł zagrożenie i zawrócił, McKay z ulgą rozpoznał, czym wroga maszyna jest. McKay raportował potem, że dopadł Storcha po krótkim pościgu i nacisnął na spust. Działało mu tylko jedno działko, ale po oddaniu sześciu strzałów rozpoznawcza maszyna rozbiła się na ziemi. Houle raportował, że i on strzelał, ale Storcha dokończył McKay. Strzelanie do bezbronnego górnopłata Bert uznał za niesportowe zachowanie i nie traktował tego jako swoje zwycięstwo, ale ostatecznie i McKayowi i Houlemu zaliczono po połówce pewnego zwycięstwa. Zestrzelenie Fieselera było na tyle mało angażujące, że obaj piloci na spokojnie wrócili potem do egzekucji niemieckiego konwoju. A żołnierze Wehrmachtu byli tak obezwładnieni, że nikt nawet nie próbował strzelać do Hurricanów. Jedyne, co Niemcy próbowali robić to uciekać gdzieś daleko od drogi, żeby ocalić życie. Po wystrzelaniu całej amunicji sekcja z 213 dywizjonu wróciła bez problemu na lotnisko LG 125.
Pozostałe sekcje odniosły nie mniejszy sukces. Sekcja dowodzona przez F/L Neila Camerona skierowała się wprost na zachód ku Agedabii, przez którą przechodziła nadmorska droga ewakuacyjna. Tam Cameron nakazał obniżyć maksymalnie wysokość lotu, żeby Hurricanów nie wykryły radary położonego niepodal włoskiego lotniska. Przy zniżaniu się jeden z Hurricanów zarył w piach, ale jego pilot przeżył i dostał się do niewoli. Pozostałe trzy Hurricany przejechały ogniem działek po kolumnie ciężarówek i wznosząc się nieco ruszyły na północ „pod prąd” strumienia ewakuowanych pojazdów. Podczas drugiego ataku na kolejny konwój Niemcy albo Włosi okazali się mieć większy refleks i ogień z ziemi uszkodził kolejnego Hurricana. I jego pilotowi udało się przeżyć, choć on również trafił do niewoli. Po wyczerpaniu amunicji dwa pozostałe Hurricany wróciły na LG 125. Pilotami, którzy trafili do niewoli był P/O D. J. Campbell i P/O G. A. Waite.
Trzecia sekcja, prowadzona przez dowódcę dywizjonu S/Ldr Petera Olvera też poleciała na zachód nad Agedabię, ale ona zaatakowała tamtejsze lotnisko. Gdy Hurricany nadlatywały, z lotniska startowało właśnie sześć Fiatów CR.42. Prowadzący dwupłatowiec został trafiony przez Olvera. Włoch skręcił, a podążające za nim Fiaty wpadły na niego. F/O C. D. A. Smith celnie trafił jednego z zaparkowanych dwupłatów. Podczas ataku Olver zawadził prawym skrzydłem w sieć telegraficzną rozcinając poszycie, ale udało mu się dotrzeć bez problemu do bazy. Ten ostatni atak niesie ze sobą wiele niewiadomych. Zwycięstwa sekcji Olvera nie znajdują potwierdzenia ani w zachowanych dokumentach włoskich, ani nawet w oficjalnych raportach RAF.
14 listopada 1942 S/Ldr Olver zdecydował, że dwie eskadry po sześć Hurricanów z 213 dywizjonu ponownie zaatakują lotnisko w Agedabii. Pierwszą poprowadzi Olver, a drugą F/L Cameron. Nad celem Brytyjczycy dostrzegli lecącą Savoię Marchetti S.79. Zajął się nią Cameron i zgłosił jej zestrzelenie, choć tak naprawdę trójsilnikowy samolot z 133o Gruppo Assalto został tylko uszkodzony. Olver dopadł na lotnisku zaparkowane Fiaty CR.42 niszcząc trzy z nich i uszkadzając zaparkowanego Ju 87. Para P/O R. H. Furneaux i P/O C.D.A. Smith zgłosiła zespołowe zniszczenie jednego CR.42 na ziemi. I znowu we włoskich dokumentach brak jakichkolwiek informacji o stratach CR.42 w tym dniu. Może po prostu nie przetrwały dokumenty tej jednostki z tych dni chaotycznej ewakuacji?
W drodze powrotnej obie eskadry rozdzieliły się i obie zabłądziły. Eskadra Olvera lądowała z braku paliwa wprost na pustyni jakieś kilkadziesiąt kilometrów na północny zachód od LG 125, a eskadra Camerona wobec kończenia się zapasu paliwa wykręciła na północ w kierunku terenów zdobytych już przez Brytyjczyków i wylądowała na pustym jeszcze lotnisku w Gambucie.
Tymczasem na lotnisku LG 125 zaczęła panować nerwowość. Piloci, którzy wystartowali rano, już dawno powinni wylądować. A tymczasem ani jeden Hurricane nie wrócił. To niemożliwe, żeby wróg zestrzelił wszystkie dwanaście maszyn. O 14:35 W/Cdr Darwen z Albertem Houle wystartowali na poszukiwania. 238 dywizjon też wysłał dwa patrole. Hurricany Olvera zostały w końcu odnalezione przez pilotów z „dwieście trzydziestego ósmego”. Było ich pięć, bo jeden z pilotów został wyznaczony do ściągnięcia pomocy. Jego Hurricane został zatankowany resztkami paliwa ze zbiorników pozostałej piątki i Brytyjczyk zdołał dolecieć do lotniska LG 125. Równocześnie na LG 125 wylądowały samoloty eskadry Camerona, które zatankowano w Gambucie. Cała akcja trącąca przez chwilę klimatem „trójkąta bermudzkiego” zakończyła się dobrze, choć piloci eskadry Olvera, którzy niefortunnie wylądowali pośrodku pustyni, musieli spędzić zimną noc daleko od domu, bo paliwo do ich Hurricanów dowieziono dopiero nazajutrz.
15 listopada 1942 sześć Hurricanów z 213 dywizjonu dowodzonych przez W/Cdr Darwena skierowało się na południowy zachód ku Oazie Gialo (Jalo). Przy tym ważnym strategicznie punkcie zlokalizowane było włoskie lotnisko. Po drodze jednak piloci dojrzeli chmury piachu wzniecane przez jakieś pojazdy. Okazało się, że było to pięć pojazdów ciągnących cztery działa polowe. Brytyjczycy zaatakowali je, unieruchamiając wiele z nich. W trakcie ataków dojrzeli, że niewiele dalej przez pustynię podążają cztery samochody pancerne. Eskadra Darwena nie miała tyle amunicji i po powrocie na LG 125 Darwen nakazał ataki tych konwojów sekcjami Hurricanów na zmianę. Seria ataków doprowadziła do kompletnego zniszczenia wrogich oddziałów.
O 11:35 Albert Houle poprowadził eskadrę sześciu Hurricanów, aby zrealizować pierwotny plan Darwena, czyli atak na lotnisko przy Oazie Gialo. PIloci lecieli oczywiście nisko nad wielkimi stromymi siedemdziesięciometrowymi wydmami. Samą oazę znaleźli dość łatwo, ale znalezienie lotniska okazało się trudniejsze. Prawdę mówiąc, Houle dojrzał je, jak już nad nie wleciał. Na lotnisku zaparkowane były różne samoloty włoskie i niemieckie. Najbardziej przyciągały uwagę duże bombowe Canty Z.1007. Włosi i Niemcy byli całkowicie zaskoczeni atakiem Hurricanów. Jeden z pilotów wspominał, że gdy zaczął strzelać do jednego z Cantów, włoski mechanik czyścił jeszcze szybę w kabinie pilotów. Brytyjczycy dokonali prawdziwej masakry. Houle zniszczył jednego Z.1007 i uszkodził innego. P/O G. Carrick zniszczył Savoię Marchetti S.79, F/O R. H. Furneaux i F/Sgt G. A.Wilson wspólnie drugą. S/Ldr Jack Young trafił Junkersa Ju 88 tak celnie w zbiorniki, że ten eksplodował, zabijając obsługę naziemną pracującą pod nim. Po chwili zniszczył dwa mniejsze samoloty rozpoznane jako CR.42. Po tym ataku Houle poprowadził eskadrę do ataku na kolumnę pojazdów, która właśnie wjeżdżała do osady. „Szerszenie” zniszczyły dwa samochody i uszkodziły trzy dalsze. I tych zniszczeń dokonanych na lotnisku koło Oazy Gialo nie udało się znaleźć w dokumentach wroga. Może to był jakiś punkt zborny, a nie konkretna jednostka i nie bardzo wiadomo czy i gdzie te informacje były zarejestrowane.
Podczas gdy eskadra Houlego masakrowała lotnisko koło Oazy Gialo, F/O S. D. A. Smith został wysłany na wschód do kwatery głównej Western Desert Air Force do marszałka Arthura Coninghama, notabene asa RFC z pierwszej wojny światowej. Smith przekazał prośbę Darwena, aby zakończyć już Operację „Czekolada”. Hurricany 213 i 238 dywizjonu tak narozrabiały na Cyrenajce, że kwestią czasu był jakiś ruch wojsk osi, aby wykryć i zniszczyć na ziemi „partyzanckie siły powietrzne”. Coningham wysłał w te rejony rozpoznawczego Spitifra i jego pilot wrócił z alarmistyczną wiadomością, że ku LG 125 zmierza konwój kilkudziesięciu ciężarówek. Tak naprawdę był to wycofujący się włoski garnizon Oazy Siwa, ale zaplanowana trasa jego ewakuacji biegła przez LG 125 i Włosi dojechali już na odległość około 100 killometrów. Do lotników w wysuniętej bazie wysłano natychmiast informację o zagrożeniu i wszystkie dostępne Hurricany rzucono ku kolumnie. Zawrócono też ku niej wyprawę 238 dywizjonu lecącą ku drodze ewakuacyjnej na wybrzeżu. W kilku kolejnych atakach i ta kolumna została rozniesiona na strzępy, ale Conningham zdawał sobie sprawę, że szczęśliwe zakończenie było efektem łutu szczęścia i wysunięta baza naprawdę jest już poważnie zagrożona. Zdecydował więc, aby Hurricany wykonały nazajutrz jeszcze jeden atak na lotnisko koło Oazy Gialo i zaraz po nim cały majdan miał być zwinięty.
16 listopada 1942, czyli w dzień ewakuacji z LG 125 W/Cdr Darwen poprowadził formację dziesięciu Hurricanów na ponowną wizytację lotniska koło Oazy Gialo. Tym razem Brytyjczycy zastali na lotnisku niewiele samolotów, ale za to mnóstwo pojazdów i zaskoczonych żołnierzy Osi. Na drodze na północny zachód od Gialo jechała wielokilometrowa kolumna złożona z około pięciuset pojazdów. Piloci „dwieście trzynastego” skupili się właśnie na tej kolumnie. Zauważyli jednak, że część pojazdów była oznaczona czerwonymi pasami i prawdopodobnie transportowała rannych, więc tych nie ostrzelali. Po powrocie zgłosili szesnaście zniszczonych i jedenaście uszkodzonych pojazdów.
Tymczasem zaraz po starcie zespołu Darwena na ziemi rozpoczęto przygotowywania do likwidacji „partyzanckiej” bazy. Między lotniskiem LG 125, a LG 101 zaczęły kursować transportowe Hudsony, zabierając część obsługi naziemnej wraz z drobniejszym wyposażeniem. Reszta ruszyła konwojem ciężarówek. O 12:35 z lotniska wystartowało 13 ostatnich Hurricanów. Na tętniącym dotąd życiem LG 125 pozostał jeden opuszczony Hurricane z zepsutym układem chłodzenia.
Operacja „Czekolada” zakończyła się całkowitym sukcesem. Przez ledwie cztery dni piloci Hurricanów z dywizjonów 213 i 238 zniszczyli około 137 pojazdów, uszkodzili około 173 dalszych, zestrzelili dwa samoloty i zniszczyli lub uszkodzili na ziemi piętnaście kolejnych. Albertowi Houle zaliczono jednego Canta Z.1107 zniszczonego na ziemi, drugiego uszkodzonego na ziemi, zniszczenie 4 pojazdów i uszkodzenie 12 pojazdów. W oficjalnym raporcie zwycięstw i strat RAF zniszczenie i uszkodzenie Cantów nie figuruje, a za to pojawia się zespołowe zwycięstwo nad Storchem strąconym 13 lipca 1942.