Artukuły historyczne

Nocny jastrząb Karel Kuttelwascher

Nocne łowy

W kwietniu 1942 roku 1 dywizjon rozpoczął działania bojowe o zupełnie nowym charakterze. Zanim do tego doszło, w walkach powietrznych nad Europą doszło do znamiennych wydarzeń. Przez cały 1941 rok brytyjskie Bomber Command prowadziło kampanię nocnych nalotów na cele wojskowe i przemysłowe w okupowanej Europie. W warunkach nocnych trafienie czegokolwiek konkretnego było bardzo problematyczne i większość bomb spadała obok. Skuteczność bombowców była więc niska, a coraz silniejsze niemieckie nocne lotnictwo myśliwskie zadawało im coraz boleśniejsze straty. Nocna ofensywa przestawała się opłacać i w grudniu zdecydowaniu o jej wstrzymaniu. Jednak 14 lutego 1942 ministerstwo sił powietrznych (Air Ministry) podpisało rozporządzenie zlecające rozpoczęcie tak zwanego bombardowania obszarowego niemieckich miast (Aera Bombing Directive). Miało to być prostsze w realizacji, bo miasta byłymi dużymi celami, a takie terrorystyczne naloty miały uderzyć w morale wroga. Do tego nocne bombowce nadawały się znakomicie. Pierwszy taki rajd wykonano nocą z 8 na 9 marca, obierając za cel Essen. Jednak szczególny szok wywołało bombardowanie Lubeki w nocy z 28 na 29 marca 1942. Nalot wywołał w mieście sztorm płomieni, który całkowicie zniszczył śródmieście i zabił 301 osób.

Niemcy postanowili w rewanżu zwiększyć intensywność nocnych lotów nad Wielką Brytanię. Oczywiście obronę wysp powierzono dywizjonom nocnych myśliwców i artylerii przeciwlotniczej. Porażka konceptu współpracy Hurricanów z Havocami Turbinlite spowodowała jednak, że dla nocnych Hurricanów znaleziono nową perfidną rolę. Po niemieckich nalotach miały one zapuszczać się nad Francję i zaczajać się w pobliżu tamtejszych lotnisk i atakować samoloty powracające do bazy. Nadciągająca wiosna skutkowała coraz krótszymi nocami i często, gdy niemieckie bombowce wracały, panowała już lekka szarówka. Sprawę ułatwiało też to, że zgodnie z procedurą Niemcy oświetlali pasy startowe, aby ułatwić lądowanie bombowcom. Trzeba przyznać, że tego typu misje nie były brytyjskim wynalazkiem. Jako pierwsi zastosowali tę taktykę Niemcy, którzy od października 1940 próbowali tak zwalczać brytyjskie bombowce wracające do Anglii. Jednak Brytyjczycy rozpoczęli podobne nękające misję jeszcze przed końcem 1940 roku. Wykonywały je dwusilnikowe myśliwskie wersje Bristoli Blenheim, a potem myśliwskie wersje Douglasów Havoc. Jako pierwszy dedykowano do tego typu działań 23 dywizjon myśliwski. W tego typu misjach nie było mowy o jakimkolwiek lataniu w formacji. Piloci mieli wyprawiać się nad wrogą ziemię w pojedynkę, aby prześlizgnąć się przez niemiecką sieć wykrywania. Te samotne niszczycielskie wyprawy nazwano lotami „intruderskimi” (trudno przetłumaczalna nazwa pochodząca od słowa „intruder”, czyli „intruz”), a wkrótce Intruderami zaczęto nazywać wszystko, co z tym związane – pilotów, jednostki i samoloty. 1 dywizjon był jedną z jednostek, które miały przetestować wykonywanie tego rodzaju operacji na jednosilnikowych myśliwcach. Hurricany z podwieszonymi dodatkowymi zbiornikami paliwa o pojemności 44 galonów potrafiły utrzymać się w powietrzu przez 4 godziny, co pozwalało na dosięgnięcie większości lotnisk w północnej Francji, Belgii i Holandii.

Kiepskiej jakości zdjęcie przedstawia Hurricana Mk.IIc z 1 dywizjonu w konfiguracji przygotowanej do lotów “intruderskich” nad okupowany kontynent. Zwracają uwagę podwieszone dodatkowe 44 galonowe zbiorniki paliwa i jednolicie czarny kamuflaż.
[Źródło: Peter Caygill “In All Things First, No. 1 Squadron at War 1939 – 1945”]

I tak 1 kwietnia 1942 o 22:15 James MacLachlan wystartował do pierwszego lotu typu „Intruder”. Pięć minut po nim wzniósł się w powietrze Karel Kuttelwascher. MacLachlan nie zlokalizował nad Francją żadnego niemieckiego samolotu. Za to Kuttelwascher jak najbardziej. Czech skierował się początkowo nad lotnisko w Evreux, ale tam zastała go cisza i ciemność. Poleciał więc dalej na południowy wschód, minął Paryż i dostrzegł, że na lotnisku w Melun zapalono oświetlenie pasa startowego. Wkrótce z lotniska wystrzelono czerwoną rację, a po pasie zaczął się toczyć dwusilnikowy bombowiec. Po starcie wzniósł się na wysokość około 500 metrów i zaczął zataczać krąg tak, jakby na kogoś czekał. Kuttelwascher wszedł wrogiemu bombowcowi na ogon i zbliżył się niezauważony na odległość 100 metrów. Wtedy rozpoznał, że śledzonym bombowcem jest Ju 88. Nacisnął na spust. Pociski z działek trafiły w prawy silnik Junkersa. Gondola silnikowa buchnęła płomieniem i wypełniony paliwem bombowiec zwalił się w dół, eksplodując przy uderzeniu w ziemię. Po chwili Kuttelwascher dostrzegł drugiego startującego Junkersa. Zanurkował w jego kierunku i wypuścił ku niemu parę celnych serii, ale trafienia nie były śmiertelne, za to reflektory przeciwlotnicze uchwyciły Hurricana w wiązkę, więc „Kut” zrobił ostry zwrot w prawo do góry i wycofał się z pola walki. Tak oto Karel Kuttelwascher uzyskał pierwsze zwycięstwo 1 dywizjonu w misji intruderskiej.

MacLachlan pozazdrościł Kuttelwascherowi i dzień później zapuścił się w nocy daleko w głąb Francji. Znowu nie udało mu się znaleźć żadnego niemieckiego samolotu, ale przynajmniej wyżył się na napotkanym nieopodal Combourg pociągu uszkadzając lokomotywę i zapalając dwa wagony. Kuttelwascher poleciał nad Francję 3 kwietnia, ale tym razem jemu też nie udało się zlokalizować samolotów wroga. Później, przez kilka kolejnych dni 1 dywizjon wykonywał tylko defensywne patrole nad Anglią.

W nocy z 16 na 17 kwietnia 1942 MacLachlan i Kuttelwascher wykonali kolejną misję intruderską nad Francją. Wystartowali jeden po drugim. Najpierw o 22:25 MacLachlan, a 20 minut później Kuttelwascher. MacLachlan pokręcił się nad Francją bez sukcesów, a do Kuttelwaschera szczęście uśmiechnęło się ponownie. Na wysokości około 8000 stóp (2500 m) odwiedził lotnisko w Evreux. Znowu ziało pustką. Skręcił więc nad Saint André, potem nad Dreux. Nikogo w powietrzu nie odnalazł. Jednak w drodze powrotnej nad Saint André zauważył dwa samoloty lecące na światłach pozycyjnych. Jedna z załóg najwyraźniej go dostrzegła, bo wyłączyła szybko światła, ale druga beztrosko kontynuowała lot, mieniąc się jak świąteczna choinka. Kuttelwascher zbliżył się do świecącego bombowca od tyłu i oddał cztery serie. Wrogi samolot opuścił nos i nurkując coraz stromiej, wbił się w ziemię w oślepiającej eksplozji. Karel nie miał pewności, jaki samolot właściwie zestrzelił, ale wydawało mu się, że to mógł być Do 217. Wracając dalej przez Evreux zastał już zaalarmowaną obronę przeciwlotniczą. Jeden z reflektorów próbował go namierzyć, ale bez skutku.

Tymczasem Bomber Command RAF bombardował niemieckie miasta z coraz większą skutecznością. 14 kwietnia 1942 doprowadzony do szału Hitler nakazał rozpoczęcie nowej nocnej ofensywy bombowej przeciwko Wielkiej Brytanii. I tu nie było mowy o jakichś celach wojskowych. Listę celów sporządzono na podstawie przewodnika turystycznego Baedekera i zaczęto zrzucać bomby na miasta katedralne o szczególnym znaczeniu kulturalnym dla Brytyjczyków. Kampanię tą rozpoczęto nocą z 23 na 24 kwietnia, wysyłając bombowce nad Exeter i Devon. Nalot powtórzono podczas kolejnej nocy. W nocy z 25 na 26 kwietnia i z 26 na 27 kwietnia bombardowano historyczne miasto Bath.

Ulica Paris Street w Exeter po nalocie wykonanym w ramach kampanii “Baedeker Blitz”
[Źródło: Jan Gore “The Terror Raids of 1942: Baedeker Blitz”]

26 kwietnia 1942 przed północą, kiedy niemieckie bombowce po raz drugi nadlatywały nad Bath, James MacLachlan wystartował do intruderskiego lotu nad Francję. Tym razem szczęście mu dopisało i po wylądowaniu o 1:05 w Tangmere mógł się pochwalić zestrzeleniem jednego Do 217 i uszkodzeniem drugiego. Były to jego pierwsze zwycięstwa odniesione „jednoręcznie”. Karel Kuttelwascher startował pół godziny po wylądowaniu MacLachlana. Jemu z kolei udało się namierzyć bombowce, które wracały z nalotu na Bath. Po przekroczeniu brzegów Francji Czech dostrzegł białe światła zapalone na lotnisku Rouen-Boos. Skierował się w tę stronę i zaczął krążyć nad lotniskiem w oczekiwaniu na tych, dla których te światła zapalono. I faktycznie po trzech minutach Kuttelwascher dojrzał w świetle księżyca sylwetkę nadlatującego Dorniera Do 217. Karel dość szybko uplasował się na jego ogonie i nacisnął spust. Czterosekundowa seria rozniosła prawy silnik bombowca. Dornier skręcił ostro w lewo i zwalił się między hangary na lotnisku. Kuttelwascher obserwował upadek, gdy nagle nad głową przemknęła mu seria z karabinu maszynowego. W ostatniej chwili dostrzegł, że na wprost niego leci Ju 88. Odepchnął drążek od siebie i nurkując przeleciał pod Junkersem w odległości ledwie 10 metrów. Zaraz jednak zawrócił i wszedł na ogon Niemca. Oddał cztery serie i zauważył, że jakieś pociski trafiły wrogi samolot. Niemiecki pilot wykręcił w lewo do góry, potem w dół i zniknął „Kutowi” z oczu. Tymczasem obrona przeciwlotnicza Rouen-Roos najwyraźniej się obudziła. Zaświecono reflektory przeciwlotnicze, działka przeciwlotnicze zaczęły na wszelki wypadek strzelać gdzieś w kierunku miejsca walki. Czech zdecydował, że pora wracać do domu. Po tej walce Kuttelwascherowi zaliczono jednego Do 217 zestrzelonego na pewno i jednego Ju 88 uszkodzonego.

30 kwietnia 1942 na pół godziny przed północą Karel Kuttelwascher wystartował do kolejnego polowania. Tym razem nie poleciał na południowy wschód w okolice Paryża, a wprost na południe, ku lotnisku w Rennes w Bretanii. Gdy przybył na miejsce, nad lotniskiem panowały ciemności. Nic się nie działo. Pokrążył trochę nad celem, ale ciągle aktywność Niemców była zerowa. Może usłyszeli silnik nieznanego samolotu? Zrobił więc wybieg, zawrócił na północ, żeby po kilkudziesięciu minutach powrócić nad Rennes. I to był strzał w dziesiątkę. Na lotnisku zapalono światła i po chwili w powietrze wzniósł się Do 217. Pełnia księżyca pozwoliła Kuttelwascherowi na ciągłą obserwację niemieckiego bombowca. Skradał się za nim tak, żeby samemu nie wystawić się na widok w świetle księżyca. Gdy zbliżył się na odległość około 150 metrów, trzykrotnie nacisnął na spust. Trzecia seria była śmiercionośna. Dornier opuścił nos i pikując coraz ostrzej, uderzył w ziemię. Po tej walce Kuttelwascher postanowił pokrążyć jeszcze w Rennes w nadziei, że jakiś inny Niemiec zapragnie wystartować stąd do wieczności. Po pięciu minutach bezowocnej obserwacji wykręcił jednak na północ w kierunku lotniska Dinard. Tam zasadził się na wysokości 2000 stóp (około 600 metrów), krążąc po okręgu o promieniu około 10 kilometrów od pasa startowego. Nie minęło pięć minut, gdy na pasie startowym zaczęło się coś dziać. Jakiś samolot włączył światła pozycyjne i zaczął kołować do startu. Był to Heinkel He 111. Po starcie niemiecki bombowiec wzniósł się na wysokość 1000 stóp (300 metrów), kiedy w jego prawy silnik uderzyła seria pocisków 20mm. Po chwili samolot zebrał dwie kolejne serie i prostym lobem spadł nieopodal miasteczka Dinard. Kuttelwascher mógł wrócić do Anglii zadowolony. Po raz pierwszy udało mu się zestrzelić dwa samoloty w jednym locie.

Póki co, w kwietniowych intruderskich bojach tylko Kuttelwascher i MacLachlan zdołali zestrzelić niemieckie samoloty. Jednak nie oznaczało to, że inni piloci 1 dywizjonu się nudzili. Wykonując nad Francją podobne misje, atakowali przede wszystkim napotkane pociągi. I tu odnosili całkiem sporo sukcesów.

4 maja 1942 zaraz po północy Niemcy wykonali kolejny wielki nalot na Exeter. Zbombardowali katedrę, kaplicę Świętego Jakuba. Spłonęła exeterska biblioteka i zniszczeniu uległ cały historyczny księgozbiór. Zginęło 156 osób, a 563 zostały ranne. W powietrzu bombowce zostały zaatakowane przez nocnych myśliwców z 307 i 604 dywizjonów, którzy zgłosili pięć zwycięstw. Potem na bombowce zapolowały inne nocne dywizjony, zgłaszając kolejne zestrzelenia. W końcu do akcji weszły samoloty intruderskie. 1 dywizjon wysłał w powietrze pięciu pilotów w tym MacLachlana i Kuttelwaschera. Czech musiał zawrócić z powodu problemów z silnikiem i nad Francję poleciały cztery Hurricany. MacLachlan powielił dość dokładnie trasę lotu Kuttelwaschera z 30 kwietnia / 1 maja obierając kierunek Dinard i Rennes. I w jego przypadku zaowocowało to dwoma identycznymi zwycięstwami, czyli jednym zestrzelonym Do 217 i jednym zestrzelonym He 111. Tak naprawdę były to jednak Do 217 i Ju 88 z KüFlGr 506. Pozostała trójka nie natknęła się na żadną aktywność w powietrzu. Oprócz 1 dywizjonu udane misje intruderskie wykonały inne jednostki. Przykładowo Douglasy Havoc z 23 dywizjonu zestrzeliły dwa bombowce na pewno, dwa prawdopodobnie, a dwa kolejne uszkodziły. 

Karel Kuttelwascher z całą pewnością był niepocieszony, że minęła go taka udana impreza. Jednak już nazajutrz, a w zasadzie nazanoc odbił sobie to z nawiązką. I tak w nocy z 4 na 5 maja Kuttelwascher wystartował znowu jako drugi po Jamesie MacLachlanie. Dowódca namówił „Kuta”, aby spróbować ponownie szczęścia nad Rennes. Czech już na pasie startowym zmienił jednak zdanie i skierował się ku lotnisku w Saint André, I co się okazało? Nad Rennes zapadła mgła i MacLachlan wrócił niepocieszony z niczym. Tymczasem Kuttelwasher poleciał na południowy wschód. Gdy przekraczał linię brzegową, w stronę jego Hurricane skierowały się reflektory przeciwlotnicze. Kuttelwascher zachował zimną krew i zastosował fortel godny Kmicica idącego wysadzić kolubrynę. Zamigał krótko światłami pozycyjnymi jak swój. Uspokojeni Niemcy wyłączyli reflektory. Po drodze „Kut” minął Evreux, ale tam nie widać było oznak życia, więc kontynuował lot do Saint André. A tam czekała na niego prawdziwa niespodzianka. Pas startowy był oświetlony niczym scena w teatrze. W powietrzu zaś krążyło co najmniej sześć bombowców na zapalonych światłach pozycyjnych, najwyraźniej szykując się do lądowania. Kuttelwascher rozpoznał je jako Heinkle, ale w rzeczywistości były to Ju 88 i Do 217. Czech przez dwie minuty krążył razem z nimi, dobierając taktykę ataku. W końcu ruszył ku jednemu z „Heinkli” i od tyłu, nieco od dołu puścił dwusekundową serię, celując zgodnie ze swoim starym zwyczajem w prawy silnik. Ten zapłonął i bombowiec przeszedł w nurkowanie, rozbijając się nieopodal lotniska. ”Kut” nawet nie musiał manewrować, bo przed sobą ujrzał kolejną maszynę. Tym razem wystarczyła jednosekundowa seria. Bombowiec rozbił się w lesie poniżej. Ale to nie koniec, bo przed celownikiem zamajaczyła trzecia maszyna. Kolejna seria i trafienie. Niestety Czech stracił „Heinkla” z oczu. Po chwili doliczył się jednak trzy „ogniska” na ziemi i po powrocie zgłosił trzy zestrzelenia, które zaliczono mu jako trzy pewne zwycięstwa nad He 111. W rzeczywistości „Kut” zestrzelił tylko dwa samoloty. Były to Do 217 z III/KG 2 i Ju 88 z IV/KG 77.

Po walce nad Saint André Karel Kuttelwascher miał na koncie 2 zwycięstwa zespołowe odniesione w 1940 roku nad Francją i 11 zwycięstw odniesionych indywidualnie podczas służby w RAF. Zbiegiem okoliczności podczas działań intruderskich w kwietniu i w maju 1942 cały 1 dywizjon odniósł też 11 zwycięstw. Co z punktu widzenia tego artykułu najciekawsze, to że 8 z tych zwycięstw odniósł „Kut”, pozostałe trzy “żelaznoręki” MacLachlan. Najwyraźniej tylko oni mieli talent do nocnych hurrricanowych łowów. Taki stan rzeczy musiał się utrwalić na prawie cały miesiąc. Skończyła się pełnia księżyca i pogodne niebo. “Intruderzy” dali sobie spokój z lotami nad Francję, ale i Luftwaffe odpuściła zwiedzanie Wielkiej Brytanii z podręcznikiem Baedekera i z bombami. Podczas tej przerwy operacyjnej dla dywizjonu James MacLachlan został odznaczony orderem DSO, a Karel Kuttelwascher krzyżem DFC.

Krzyże i ordery. Ceremonia odznaczania Karela Kuttelwaschera krzyżem DFC (Czech pierwszy od prawej) i Jamesa MacLachlana orderem DSO (Anglik drugi od prawej)
[Źródło: havlickobrodsky.denik.cz]
Udostępnij: