Artukuły historyczne

Bitwa o Leyte

25 października 1944, okolice wyspy Samar

Rozstawianie szachownicy

Gdyby dowódcą floty lotniskowców amerykańskich był nadal admirał Raymond A. Spruance, który dowodził flotą lotniskowców pod Midway i podczas inwazji w Marianach, tytuł tego artykułu brzmiałby zapewne “25 października 1944, Cieśnina San Bernardino”, który opisywałby koniec floty Kurity. Ujście cieśniny, pancerniki US Navy ustawione w daszek litery “T”, duże lotniskowce bombardujące japońską flotę i powtórka scenariusza z Cieśniny Surigao, tylko na większą skalę. Ale tak się nie stało. Dlaczego? Bo Halsey to nie Spruance. Jak to już wcześniej pisałem, admirał Halsey w dzikim pędzie rzucił się na przynętę – flotę Ozawy – nie oglądając się na całokształt sytuacji. Czy Halsey nie wiedział, że flota Kurity przedziera się przez Cieśninę San Bernardino i zmierza ku flocie desantowej? Bynajmniej. Przez noc wyposażone w radary samoloty z USS Independence obserwowały Zespół “A”. W nocy z 24 na 25 października 1944 Halsey wydzielił ze swojej floty tymczasowy zespół Task Force 34, który gromadził ciężkie okręty z trzech grup lotniskowców. TF 34 składał się z nowoczesnych i wielkich pancerników New Jersey, Iowa, Washington, South Dakota, Massachusetts, Alabama, z ciężkich krążowników Wichita i Orleans, z lekkich krążowników Vincennes, Biloxi, Miami, Mobile, Santa Fe, oraz z siedmiu niszczycieli. Kinkaid otrzymał od Halseya radiową wiadomość, że zabiera swoje trzy zespoły na północ ku wykrytym lotniskowcom japońskim. Klasyczny błąd w komunikacji. Kinkaid, który wiedział że Halsey wydzielił ciężki zespół TF 34 był przekonany, że pozostanie on pilnować Cieśniny San Bernardino. Przecież Halsey wyraźnie zaznaczył, że zabiera trzy zespoły. Nie “swoją flotę”, nie “wszystkie zespoły”, tylko właśnie “trzy zespoły”. I dlatego Kinkaid zabrał wszystkie swoje ciężkie okręty do Cieśniny Surigao szykując się do zasadzki na Siłę “C” Nishimury i Shimy. W ten sposób Cieśnina San Bernardino pozostała nieobsadzona, a właśnie tam płynął Zespół “A”, czyli “Siła Centralna” Kurity, która była najważniejszym graczem w operacji Shō-Gō 1.

Jakimi siłami dysponował Kurita? Po bitwach w Przesmyku Palawan i na Morzu Sibuyan pozostały mu cztery pancerniki: Yamato, Nagato, Haruna i Kongō, sześć ciężkich krążowników: Hagura, Chōkai, Kumano, Chikuma, Suzuya i Tone, dwa lekkie krążowniki: Noshiro i Yahagi, oraz jedenaście niszczycieli. Niektóre z tych okrętów były uszkodzone bombami i torpedami, między innymi Yamato i Nagato, ale i tak Kurita mógł takim zespołem zmasakrować bezlitośnie flotę desantową. Zespół “A” wypłynął nie niepokojony z Cieśniny San Bernardino godzinę po północy z 24 na 25 października. Przez dwie godziny Japończycy płynęli na wschód, aby o 3:00 skręcić w prawo na burt, na południowy wschód wzdłuż Wyspy Samar ku Zatoce Leyte. Jeszcze w ciemnościach Yamato wypuścił wodnosamoloty rozpoznawcze, ale te nie znajdowały żadnych amerykańskich okrętów. Dzień wcześniej, podczas bitwy na Morzu Sibuyan większość wodnosamolotów została wysłana na Mindoro i Kurita miał jedynie trzy wodnosamoloty zgromadzone na flagowym Yamato. Admirał liczył na to, że samoloty stacjonujące na lądzie będą mu przekazywały więcej informacji, ale zawiódł się srogo. Brakowało mu informacji z zespołów dywersyjnych. Ostatni meldunek Nishimury z Zespołu “C” był nadany o 3:35 i oznajmiał jedynie, że Nishimura podchodzi do ujścia cieśniny i widzi trzy okręty. Po tym zapadła cisza. Meldunków od Ozawy nie było żadnych. Jak się okazało radiostacja na Zuikaku była za słaba i sam Ozawa nie miał pojęcia, że jego raporty nie docierają do Kurity. Dopiero o 5:32 do Zespołu “A” dotarła pierwsza konkretna, ale mrożąca krew w żyłach wiadomość. To Shima donosił, że w Cieśninie Surigao pancerniki Fuso i Yamashiro zostały zniszczone, Mogami płonie, a on sam ze swoim zespołem wycofuje się z walki. Zrezygnowany Kurita doszedł do wniosku, że amerykańska flota lotniskowców nie popłynęła na północ i czeka, aby zaatakować go rano z całą mocą.

Pancernik Yamato.
(Źródło: historyofyesterday.com)

Jak jednak wiadomo, 3 Flota Halseya pogoniła na północ, a na Morzu Filipińskim, na wschód od Wyspy Samar i od Zatoki Leyte operowały jedynie trzy zespoły lotniskowców eskortowych:

  • Task Unit 77.4.1, czyli zespół południowy o nazwie kodowej “Taffy 1” wiceadmirała Thomasa L. Sprague, który składał się z czterech lotniskowców eskortowych: Sangamon, Suwannee, Santee, Petrof Bay i z 7 niszczycieli. Było on nieco uszczuplony, bo lotniskowce Chenago i Saginaw Bay wraz z niszczycielem Edmonds zostały dzień wcześniej odesłane po uzupełniania do Morotai. Thomas L. Sprague miał podwójną rolę, gdyż dowodził również całą grupą trzech zespołów “Taffy”, czyli zespołem TG 77.4.
  • Task Unit 77.4.2, czyli zespół środkowy o nazwie kodowej “Taffy 2” wiceadmirała Felixa B. Stumpa, który składał się z sześciu lotniskowców eskortowych: Natoma Bay, Manila Bay, Savo Island, Marcus Island, Kadashan Bay, Ommaney Bay, oraz ośmiu niszczycieli.
  • Task Unit 77.4.3, czyli zespół północny o nazwie kodowej “Taffy 3” wiceadmirała Cliftona A. F. “Ziggy” Sprague, który składał się z sześciu lotniskowców eskortowych: Fanshaw Bay, St. Lô, White Plains, Kalinin Bay, Kitkun Bay, Gambier Bay, oraz siedmiu niszczycieli.

Zbieżność nazwisk dowódców “Taffy 1” i “Taffy 3” była zupełnie przypadkowa, choć obaj kończyli tę samą klasę US Naval Academy w 1917 roku. Jak już wcześniej wspomniałem, rolą lotniskowców eskortowych było wspieranie wojsk lądowych i nie miały one prawie w ogóle bomb przeciwokrętowych. Poza tym typowy lotniskowiec eskortowy był przerobionym statkiem handlowym, miał słabe opancerzenie, niewielką prędkość maksymalną około kilkunastu węzłów i zabierał na pokład kilkanaście myśliwców i niewiele ponad 10 samolotów torpedowych. Bombowców nurkujących nie miał w ogóle. Jedynie nieco większe, przerobione z tankowców Sangamon i Suwannee z “Taffy 1” miały na pokładzie Hellcaty. Reszta była wyposażona w myśliwce FM-2 Wildcat. Na wszystkich jednostkach bombowcami były TBM-1C Avenger. W nomenklaturze US Navy lotniskowiec eskortowy miał oznaczenie CVE, co szybko zostało rozszyfrowane przez ich załogi jako “Combustible, Vulnerable, Expandable” (w luźnym tłumaczeniu: łatwopalny, bezbronny, zbędny).

To nie może być prawda

Przed świtem admirał floty Thomas C Kinkaid kończył rozprawę z “Siłą Południową”. Jednak cały czas instynktownie czuł, że coś jest nie tak. Nurtowało go jedno pytanie, które w końcu zadał Halseyowi przez radiostację o 4:12: “Czy Task Force 34 pilnuje San Bernardino?“. Z jakichś względów na odpowiedź będzie musiał czekać trzy godziny. Wiceadmirał Oldendorf szykował się w tym czasie do pościgu za resztkami japońskiej floty wgłąb Cieśniny Surigao. Wiceadmirał Thomas Sprague z “Taffy 1”, który znajdował się najbliżej ujścia z Cieśniny Surigao, rozkazał start samolotów z Sangamona, aby te z powietrza pomagały w dobijaniu okrętów wroga.

Tymczasem działający na wschód od Wyspy Samar “Taffy 3” rozpoczynał dzień jak co dzień we wspieraniu inwazji na Leyte. O 5:40 osiem Wildcatów z Fanshaw Bay wystartowało do standardowego patrolu nad lotniskowcami, a jeden Avenger poleciał na obserwację Zatoki Leyte. Wkrótce w powietrze wzniosło się siedem Wildcatów, aby wzmocnić myśliwce już osłaniające zespół z powietrza. I wtedy zaskoczeni operatorzy radiostacji usłyszeli japońską paplaninę. Zupełnie taką, jakiej wróg używał do zagłuszania amerykańskich transmisji radiowych. O 5:30 lotniskowiec St. Lô wysłał w powietrze sześć Avengerów z VC-65 uzbrojonych w bomby głębinowe, aby te chroniły zespół “Taffy 3” przed ewentualnymi atakami wrogich okrętów podwodnych. Dwa z nich poleciały w kierunku Zatoki Leyte, a cztery pozostały krążąc nad flotą. Podporucznik William C. Brooks był od odpowiedzialny za sektor północno-zachodni. Gdy wyleciał z chmury o 6:47, jego oczom ukazał się japoński zespół złożony z czterech pancerników, czterech krążowników, dwóch lekkich krążowników i 10 do 12 niszczycieli. Brooks natychmiast nadał tę informację przez radio.

Dowodzący z mostka USS Fanshaw Bay Clifton “Ziggy” Sprague wkurzył się. To nie mogła być prawda. Jak potem wspominał, objechał w myślach młodego pilota, że nie potrafi poprawnie rozpoznać okrętów i robi larum widząc Zespół TF 34 z floty Halseya. Krzyknął do mikrofonu “Koordynator, powiedz mu, żeby sprawdził to, co widzi” i wrócił do planowania akcji na ten dzień. Po trzech minutach pilot odpowiedział “Identyfikacja wrogich okrętów potwierdzona. Okręty mają maszty w kształcie pagody“. I wtedy Sprague ujrzał na niebie w oddali, jak wokół Avengera rozrywają się obłoczki pocisków przeciwlotniczych. Podporucznik Brooks nie namyślał się wiele. Nie zawrócił, lecz znurkował ku japońskim okrętom zrzucając na nie wszystko, co Avenger miał podwieszone, czyli dwie bomby głębinowe.

Informację nadaną przez Brooksa usłyszała załoga z patrolu przeciwpodwodnego z VC-65, która odpowiedzialna była za sektor północno-wschodni. Pilot kapitan Van Brunt od razu wykręcił na zachód i po kilku minutach i on nurkował na wrogi krążownik zrzucając bomby głębinowe. Spadły one tuż przy burcie japońskiego okrętu, ale nie wyrządziły żadnych szkód. Załoga Brunta pozostała jednak nad wrogim zespołem jeszcze godzinę robiąc zdjęcia aparatem K-20. W końcu lotnicy wylądowali na lotniskowcu USS Marcus Island z “Taffy 2” i przekazali negatywy do wywołania.

Patrole przeciwpodwodne wykonywały też Avengery z VC-68 z USS Fanshaw Bay. Podporucznik G. D. Thompson również miał w komorze bombowej bomby głębinowe. I on wybrał jeden z krążowników i bez większych efektów poczęstował go ładunkiem. Po tym ataku wrócił na Fanshaw Bay aby uzbroić Avengera w coś poważniejszego.

TBM Avenger z VC-68 z USS Fanshaw Bay.
(Źródło: wikipedia.org)

Na wysokim mostku Yamato admiral Kurita przyciskał do oczu lornetkę. O 6:23 radary wykryły w powietrzu amerykańskie samoloty. Zespół “A” był już tylko osiemdziesiąt mil od Wyspy Suluan, która leżała na skraju Zatoki Leyte. O 6:45 Kurita dojrzał na horyzoncie siedem masztów. Zaraz potem na niebie dostrzeżono dwa Avengery. Japończycy otwarli ogień z dział przeciwlotniczych. O 6:50 obserwatorzy na japońskich okrętach określili, że okrętami w oddali są trzy lotniskowce, trzy krążowniki i dwa niszczyciele. Kurita nie mógł wyjść ze zdumienia. To nie mogła być prawda. Flota Halseya, która tak dała mu się we znaki na Morzu Sibuyan, została całkowicie zaskoczona i teraz właziła wprost pod lufy jego pancerników. Kurita miał dość dokładne informacje o siłach Trzeciej Floty, które wydobyto od torturowanych lotników amerykańskich, którzy zostali zestrzeleni nad Tajwanem. Wiedział już też, że własne raporty o zatopieniu koło Tajwanu większości wrogich lotniskowców były przesadzone. Nie miał jednak bladego pojęcia o utworzeniu przez US Navy całej floty lotniskowców eskortowych, które teraz wspierały wojska lądowe na Leyte. Nie było żadnych wieści od Ozawy, więc zapewne 3 Flota nie dała się wyciągnąć na północ. Admirał nie marnował czasu na rozwinięcie Zespołu w bojowy szyk i dał rozkaz okrętom natychmiastowego ataku. Teraz zapewne Amerykanie będą starali się uciec spod ostrzału, aby wypuścić w powietrze wszystko, co mają na pokładach. Nie było też czasu na zmianę amunicji, a w działach tkwiły pociski przeciwlotnicze. Byle tylko trafić w pokłady i uniemożliwić start samolotów. Następne salwy będą już oddane właściwymi pociskami.

Na mostku lotniskowca USS White Plains dojrzano japońską flotę o 6:59. Zaraz potem w stronę lotniskowca pomknęły pociski ciężkich dział. Pierwsza salwa trafiła ocean w odległości niecałych trzech kilometrów za rufą okrętu, ale druga uplasowała się już jedynie 300 metrów od dziobu. White Plains zaczął odwracać się w stronę wiatru, a na pokładzie odpalano silniki samolotów. O 7:04 kolejna salwa wylądowała w okolicach lotniskowca. Tym razem jednak jeden z pocisków wpadł w wodę pod kil White Plains i tam eksplodował. Japończycy opracowali specjalny typ pocisków, który po wpadnięciu do wody leciał (płynął?) dalej prosto, a jego zapalnik miał cztery dziesiąte sekundy opóźnienia. Wszystko po to, aby doprowadzić do morderczej eksplozji pod okrętem. Tam pancerz był symboliczny, a potężna eksplozja potrafiła rozerwać kadłub od dołu. Na szczęście tym razem pocisk wybuchł nieco za daleko od stępki. Poszycie nie zostało przebite, ale i tak efekty wybuchu były potężne. White Plains podniósł się nieco w górę zwalając marynarzy z nóg i po prostu się wykrzywił. Sterowanie siadło, elektryka przestała działać, prawa maszynownia została uszkodzona, wiele spawów puściło, a dwie sekcje pokładu przesunęły się względem siebie. Jeden z Wildcatów został podrzucony tak, że wyskoczył z klocków hamujących i rozorał śmigłem ogon drugiemu. Start samolotów jednak kontynuowano. Uszkodzenia układów elektrycznych usunięto. Na szczęście za wyłączenie prądu odpowiadały bezpieczniki. Z kominów lotniskowca wypuszczono gęsty czarny dym i White Plains rozpoczął odwrót.

Clifton Sprague nie miał żadnych złudzeń co do wyniku starcia jego lotniskowców z pancernikami i krążownikami. Już o 6:50 nakazał okrętom zespołu “Taffy 3” płynąć wprost na wschód. Bynajmniej nie dlatego, że tam musiała być jakaś cywilizacja. Raz, że Japończycy podchodzili od zachodu, więc rozsądnym było płynąć w przeciwnym kierunku, a dwa że na pełnym oceanie, na wschodzie, przesuwała się niedaleko kilkunastomilowa ściana szkwału, w którym “łatwopalne, bezbronne i zbędne” lotniskowce mogły się ukryć. Równocześnie nakazał start wszystkich gotowych samolotów “Taffy 3”, aby te atakując Zespół Kurity wprowadziły zamieszanie opóźniające pościg. Po ataku samoloty miały lądować na lotnisku Tacloban, tam uzupełnić paliwo i amunicję, i wrócić do walki. W “Ziggym” Sprague ciągle tliła się nadzieja, że to może jakieś nieporozumienie i nakazał pilotom upewnić się, czy to aby na pewno japońskie okręty. Gdy pierwsze gejzery wykwitły wokół White Plains i Fanshaw Bay, nie można już było mieć żadnych złudzeń. Sprague nakazał otworzyć zbiorniki generujące białą zasłonę dymną. Po kilkunastu minutach lotniskowce zaczęły wchodzić w zbawienną ulewę.

Oprócz przeciwpodwodnych Avengerów w powietrzu krążyły też dwa czterosamolotowe patrole Wildcatów z VC-68 z Fanshaw Bay. Oba rzuciły się do ataku karabinami maszynowymi pokładów japońskich pancerników. Na czele jednego z tych kluczy leciał dowódca VC-68 komandor podporucznik R. S. Rodgers. Poprowadził on swoich pilotów na prowadzący pancernik i przejechał po pokładzie seriami z Browningów. Wildcaty nawracały kilkukrotnie ku pancernikom i krążownikom aż wyczerpały całą amunicję, po czym odleciały na Tacloban, które znajdowało się już w amerykańskich rękach. Jednym z pilotów Wildcatów był podporucznik Robert B. Evans, który wcześniej służył w RAF. Evans też atakował do wyczerpania amunicji, a potem wykonał jeszcze kilka pozorowanych ataków, aby odwrócić uwagę od innych.

Sześć Avengerów i jedenaście Wildcatów z VC-5 z Kitkun Bay wystartowało około 7:00. Dowodził nimi komandor podporucznik R. L. Fowler. Avengery miały po cztery bomby 500 funtowe, a Wildcaty jedynie pełny zapas amunicji w czterech Browningach każdy. Warunki atmosferyczne pogarszały się i piloci ledwie widzieli japońskie okręty. Gdy wspięli się na 8000 stóp znaleźli się nad nisko położonymi chmurami. Krążyli nad nimi wypatrując jakiejkolwiek luki, ale nie znaleźli ani jednej. Jednak nie poddawali się i po ponad półtorej godziny zdołali zaatakować.

Samoloty z VC-5 z USS Kitkun Bay startują do akcji przeciwko Zespołowi Kurity. W tle ostrzeliwany USS White Plains.
(Źródło: U.S. Naval Institute Photo Archive via usni.org)

Z Kalinin Bay wystartowało osiem Avengerów i trzynaście Wildcatów z VC-3. Tylko dwa Avengery miały po dwie bomby 500 funtowe i po osiem rakiet, a osiem po sześć zupełnie bezużytecznych bomb 100 funtowych i komplecie rakiet. Wildcaty miały tylko swoje Browningi. Radio dowódcy wyprawy komandora podporucznika W. H. Keighleya zepsuło się i dowodzenie przejął kapitan Patsy Capano. Formacja rozpadła się na małe grupki, bo w szkwale i w zasłonie dymnej prawie nic nie było widać. Dopiero po jakimś czasie piloci VC-3 zdołali połączyć się w dwie mniejsze formacje. Sześć Avengerów prowadzonych przez Capano nadleciało nad flotę japońską na wysokości 8000 stóp. Keighley zaatakował krążownika klasy Tone w płaskim locie nurkowym, zrzucił wszystkie osiem bomb i wystrzelił rakiety. Rakiety uderzyły w kadłub okrętu od rufy do śródokręcia. Trzy z pięciu bomb trafiło. Podporucznik Richard G. Altmann znurkował na pancernik Nagato, uwolnił dwie 500 funtowe bomby i odpalił rakiety. I bomby i rakiety trafiły do celu. Te ostatnie wywołały czarny dym. Porucznik James E. Merchant wybrał krążownik klasy Nachi i celnie ostrzelał go rakietami. Dowodzący atakiem Patsy Capano ostrzelał jakiś krążownik rakietami, a potem skręcił w kierunku krążownika klasy Tone. Tu dołączył do niego Keighley i obaj przejechali Browningami pokład krążownika od rufy do dziobu. Po tym ataku Capano skręcił w lewo i nikt go już więcej nie widział. Kapitan W. G. Crockett prowadził drugą formację czterech Avengerów. Sam zaatakował pancernik, który wyłonił się spod pokrywy chmur, zrzucił bomby i ostro wyciągnął w górę w chmury. Do ataku dołączył podporucznik George N. Smith. Ten trafił rakietami, ale bomby spadły koło krążownika. Po tym ataku Smith spotkał Avengera porucznika E. L. Archera Jr i wspólnie zaatakowali kolumnę niszczycieli ogniem karabinów maszynowych. Potem Archer zaatakował bombami i rakietami jeden z dwóch zauważonych krążowników. Bomby spudłowały, ale rakiety trafiły w mostek.

Dowódca dywizjonu VC-10 na USS Gambier Bay komandor podporucznik Edward J. Huxtable właśnie schodził do mesy na śniadanie, kiedy o 6:55 usłyszał syreny. Natychmiast pobiegł do sali pilotów, gdzie dowiedział się o japońskim ataku. Kapitan lotniskowca wydał rozkaz wsiadania do samolotów i Huxtable zajął miejsce w stojącym na początku Anvengerze. Reszta załóg pobiegła w kierunku innych samolotów. Niestety choć większość Avengerów miała w lukach bombowych bomby 500 funtowe, to samolot podporucznika Crockera miał jedynie dwie rakiety HVAR pod skrzydłami. Samolot Huxtabla nie miał ani rakiet, ani bomb. Jednak czym prędzej samoloty zaczęły startować. Kiedy Huxtable kołował do katapulty zauważył, że pierwsze pociski padają blisko USS White Plains. Około 7:00 samoloty VC-10 były już w powietrzu. Tak jak w przypadku VC-3, przy znikomej widoczności formacja nie zdołała się zebrać w całość. Trzy załogi poleciały za Huxtablem, a kolejne osiem za komandorem podporucznikiem C. R. Ellwoodem, który skręcił od razu po starcie. Widlcaty pogubiły się w szkwale. Jedynie podporucznik Joseph D. McGraw odnalazł bombowce Huxtabla i dołączył do nich. Po przylocie na miejsce dowódca dywizjonu rozpoznał w dole cztery pancerniki klasy Fuso i kolumnę krążowników. Nakazał pilotom atakowanie pierwszego krążownika, prawdopodobnie był nim Haguro, a on sam nie mając żadnych bomb poleciał dalej ku ostatniemu krążownikami, aby odciągnąć ogień artylerii przeciwlotniczej od samolotów z bombami. Również podporucznik Crocker który miał tylko dwie rakiety nie uczestniczył w ataku, a jedynie mieszał powietrze nad krążownikami ściągając ogień niektórych działek na siebie. Za to Joseph McGraw w swoim FM-2 wykonał jedenaście ataków ostrzeliwując pokład pancernika z Browningów. Kolejne samoloty VC-10 zaczęły docierać na miejsce. Avengery zrzucały bomby, a Wildcaty ostrzeliwały pokład krążownika. Według relacji lotników co najmniej jedna z bomb trafiła krążownik w rufę, a jedna w śródokręcie. Po wykonaniu ataku lotnicy VC-10 odlecieli na lotnisko Dulag na przyczółku na Leyte.

USS Fanshaw Bay zaczął wypuszczać samoloty w miarę ich przygotowywania. O 7:15 kapitan W. J. Slone wystartował z czterema 500 funtowymi bombami i przedzierając się przez szkwał dojrzał dwa niszczyciele, za którymi płynął okręt prowadzący i kolejne cztery niszczyciele. Nie namyślając się wiele Slone zrzucił bomby z 3000 stóp. Zrzucił trzy, bo jedna nie mogła się uwolnić. Podczas ataku pocisk działka małego kalibru trafił w lewe skrzydło Avengera i eksplodował przerywając główny dźwigar. Końcówka skrzydła odpadła, ale samolot leciał dalej. Strzelec meldował o trzech trafieniach. Po ataku Slone wylądował na lotnisku Tacloban. Porucznicy Evans i Allen wystartowali na swoich Wildcatach około 7:50 i razem wykonani kilka ataków bronią pokładową na pancernik, krążownik i niszczyciela.

Samoloty “Taffy 2” bardzo wcześnie zarejestrowały zbliżanie się Zespołu Kurity. O 5:46 do patrolu przeciwpodwodnego w północnej ćwierćsferze wystartował z USS Kadashaw Bay Avenger z VC-20 pilotowany przez podporucznika Hansa Jensena z radiotelegrafistą starszym matem Donaldem G. Lehmanem i strzelcem starszym matem Kennethem M. Soterem. Amerykanie ujrzeli na ekranie radaru podejrzane plamki sugerujące jakieś nieznane jednostki nawodne w odległości 35 mil od ich pozycji. Załoga poleciała w tym kierunku, aby sprawdzić to dokładniej. O 6:45 Avenger wyszedł z chmury i zdumieni lotnicy zobaczyli japoński zespół czterech pancerników, ośmiu krążowników i wielu niszczycieli. Jednostki wroga otwarły do ich samolotu ogień przeciwlotniczy i Jensen zrobił unik w chmury. Gdy po chwili wyjrzał ponownie z chmur Zespół Kurity już strzelał do lotniskowców “Taffy 3”. Pilot nie namyślając się wiele znurkował w kierunku krążownika klasy Mogami i tak jak jego koledzy z VC-65 zrzucił na japoński okręt to, co miał w komorze bombowej, czyli bomby głębinowe. Strzelec starszy mat Kenneth M. Soter ostrzelał pokład krążownika z wieżyczki, po czym Jensen wzniósł się z chowając się z powrotem w chmurach. Lotnicy od razu przekazali wiadomość admirałowi floty Stumpowi, który rozpoczął przygotowania swojego zespołu do walki. Jak się potem okazało krążownikiem był Suzuya, a bomba głębinowa trafiła kilkanaście metrów za rufą i zalała fontannami pokład.

12 samolotów z VC-68, które Fanshaw Bay miał jeszcze na pokładzie w chwili japońskiego ataku, głównie Avengerów, wystartowało o 6:58. Dwa Avengery pilotowane przez porucznika Louie Runyona i porucznika Jerriego Jocoby wzięły na cel krążownik Suzuya. Dolatując Amerykanie dostrzegli jeszcze odlatującego Avengera porucznika Hansa Jensena, przeszli w płytkie nurkowanie i zrzucili kilka bomb 500 funtowych. Trafiły one blisko linii wodnej za rufą i najwyraźniej uszkodziły śruby krążownika, bo ten znacząco zwolnił.

Najpóźniej chyba o ataku dowiedział się sam admirał Thomas Kinkaid. O 7:12 dotarła do niego wreszcie odpowiedź Halseya: “Zaprzeczam, Task Force 34 jest z grupą lotniskowców i walczy z wrogimi lotniskowcami“. Kinkaid był zszokowany. To nie mogła być prawda. Natychmiast rozkazał dowódcy całego TG 77.4 i zarazem dowódcy “Taffy 1” admirałowi floty Thomasowi Sprague zlokalizowanie gdzie właściwie jest “Siła Centralna” Kurity. Ten rozkaz nigdy nie został wykonany. Nie było takiej potrzeby. Po paru minutach Kinkaid już wiedział, gdzie Zespół “A” się znajduje.

Szarża niszczycieli

Siłą “Taffy 3” były oczywiście lotniskowce eskortowe. Ale miały one eskortę w postaci siedmiu niszczycieli. Trzech nowoczesnych klasy Fletcher: USS Hoel, USS Johnston i USS Heerman, oraz czterech wolniejszych i mniejszych niszczycieli eskortowych. I teraz wybiła godzina, w której musiały one stanąć do walki. Po zachodniej stronie formację “Taffy 3” osłaniały niszczyciele USS Johnston , USS Samuel B. Roberts i USS Hoel. Kapitanem niszczyciela USS Johnston był Indianin z pochodzenia komandor porucznik Ernest E. Evans. Zaraz po dostrzeżeniu japońskiej floty rozkazał on dać całą naprzód i wypuścić zasłonę dymną. Zygzakując pomiędzy zespołem Kurity i lotniskowcami budował ścianę dymu. W końcu o 7:10 znalazł się około 16,5 kilometra od wrogiego krążownika, jak się później okazało był to Kumano. Evans nakazał ustawić torpedy na małą prędkość, aby maksymalnie zwiększyć ich zasięg, i poprosił admirała Sprague o zgodę na atak. Dowodzony przez komandora porucznika Leona S. Kintbergera niszczyciel USS Hoel powtórzył dokładnie te same czynności, co Johnston. Tyle że najbliżej Kintbergera płynął prowadzący pancernik, czyli Yamato. Dystans do niego wynosił też 16,5 kilometra. To, co Kintberger zrobił inaczej, to ustawienie prędkości torped na średnią. Niszczyciel Samuel B. Roberts dowodzony przez komandora porucznika Roberta W. Copelanda Jr postawił zasłonę dymną, ale Clifton Sprague zdecydował, że póki co do ataku torpedowego mają ruszyć tylko szybkie niszczyciele. “Ziggy” odczekał, aż lotniskowce zaczną niknąć w szkwale i niszczyciele mogą przestać “zadymiać boisko”. Wtedy dał sygnał do ataku.

Johnston odpalił dziesięć torped z trzysekundowymi przerwami o 7:20. Równocześnie wszystkie pięciocalowe działa Johnstona (127 mm) nieprzerwanie strzelały w kierunku krążownika. Załoga niszczyciela naliczyła około 40 trafień artyleryjskich, zanim Johnston nie skrył się za własną zasłoną dymną. O 7:27 do uszu załogi Johnstona doszedł grzmot podwodnej eksplozji. Jedna z torped trafiła w krążownik. Zanim Amerykanie zdążyli się nacieszyć sukcesem, niszczycielem rzuciła w bok eksplozja trzech ciężkich pocisków, a zaraz potem trzech mniejszych. Johnston został trafiony salwą z Yamato. Podekscytowany Kurita wysłał do Tokio informację, że właśnie zatopił amerykański krążownik. Ani nie krążownik, ani nie zatopił. Choć po uderzeniach Johnston był w koszmarnym stanie, zginęło wielu marynarzy i prawie wszystko przestało działać, to utrzymał się na powierzchni niknąc z oczu Japończyków w zasłonie dymnej i szkwale. Po kilku minutach sytuacja została w miarę opanowana, ale załoga musiała ręcznie operować sterem, co wymagało wielkiego wysiłku. Mimo to Johnston wrócił do akcji.

Torpeda z Johnstona trafiła w krążownik Kumano, który był flagowym okrętem dowódcy 7 Dywizji Krążowników admirała floty Kazutaka Shiraishi. Choć raporty z tego okrętu nie zachowały się, to nieco światła na te wydarzenia rzucają dzienniki drugiego okrętu w szyku – krążownika Suzuya. Gdy torpeda uderzyła w dziób Kumano, ten wytracił gwałtownie prędkość i zwolnił do 12 węzłów. Suzuya podpłynął i przejął na pokład admirała Shiraishi. W trakcie tej operacji Suzuya został zaatakowany przez amerykańskie samoloty, prawdopodobnie Avengery z VC-10. Jedna z bomb wybuchła tuż przy lewej burcie i uszkodziła lewą śrubę. Prędkość maksymalna Suzuya spadła do 20 węzłów. W tej sytuacji oba okręty zostały z tyłu i z całej dywizji atak kontynuowały jedynie Chikuma i Tone.

USS Johnston, jeszcze w Seattle, na rok przed Bitwą koło Wyspy Samar, 27 października 1943.
(Źródło: wikipedia.org)

Lotniskowce zbierają ciosy

Lotniskowce wypłynęły w końcu z rejonu szkwału i ukazały się w całej okazałości zespołowi Kurity. Od razu w ich kierunku pomknęły coraz celniejsze salwy ciężkich pocisków. Na szczęście Japończycy nie do końca znali budowę lotniskowców eskortowych i ładowali do dział amunicję przeciwpancerną, która po prostu przelatywała przez cienkie kadłuby amerykańskich jednostek. O wiele groźniejsze były detonacje pocisków pod wodą. W taki sposób rozerwane zostało poszycie pod linią wodną USS Kalinin Bay. Woda wlała się do przedniej maszynowni i o mało co nie unieruchomiła turbin.

O 7:50 ośmiocalowy pocisk trafił w dziób flagowego lotniskowca Cliftona Sprague USS Fanshaw Bay. Drugi pocisk przekosił działko przeciwlotnicze 40mm, wbił się pod pokład i rykoszetując wyszedł pod linią wodną. O 7:58 trzeci pocisk uderzył prosto w pokład, rozpadł się raniąc wielu marynarzy i spowodował wiele uszkodzeń. Jednak lotniskowiec nie stracił prędkości i mógł dalej manewrować. “Ziggi” Sprague widział, że jego lotniskowce, choć są trafiane pociskami, utrzymują się na wodzie bez utraty manewrowości. Wiedział, że z “Taffy 2″ i Taffy 1” już lecą na pomoc wszystkie dostępne samoloty, a Kinkaid prawdopodobnie ściąga tu pancerniki i krążowniki 7 Floty. Rzucił nawet do głównego kwatermistrza Williama Morgana: “Na Boga, myślę że możemy mieć szansę“. Trochę przedwcześnie.

Yamato zepchnięty na dalszy plan.

O 7:40 okręty japońskie zaczęły ostrzeliwywać celnie niszczyciel USS Hoel. Otrzymał szereg trafień, ale nie wznieciły one pożarów. Nie zważając na uszkodzenia kapitan USS Hoel komandor porucznik Kintberger około 7:50 zawrócił w kierunku japońskiej floty, aby wykonać drugi atak torpedowy. Za cel obrał sobie “ciężki krążownik”, który tak na prawdę był pancernikiem Haruna albo płynącym za nim pancernikiem Yamato. Trzy minuty później Hoel odpalił salwę pięciu torped. Ostrzał Hoela trwał do 8:00 i uderzyły w niego aż 23 pociski, ale w niszczyciel trafiały jedynie pociski dział średniego kalibru – pięciocalowe i ośmiocalowe. W dalszym ciągu nie powodowały eksplozji ani pożarów. Równocześnie z Hoelem do akcji wkroczył niszczyciel USS Heermann, który na początku bitwy znajdował się przed lotniskowcami i nie uczestniczył w pierwszych atakach torpedowych. Kapitan Heermanna komandor porucznik Amos T. Hathaway odpalił dziewięć torped w kierunku ciężkiego krążownika Haguro. Do ataku torpedowego przyłączyły się też niszczyciele eskortowe USS Dennis, USS Samuel B. Robert, USS Raymond i USS John C. Butler. Jednak te małe niszczyciele miały wyrzutnie na trzy torpedy i mały zapas torped na pokładzie. Po wyrzuceniu torped niszczyciele zaczęły odgryzać się ogniem artylerii pokładowej biorąc na cel najbliżej położone wrogie okręty.

Dowódca pierwszej dywizji pancerników admirał floty Matome Ugaki, który dowodził z mostka Yamato, odpowiednio wcześnie dostał sygnał o zbliżających się torpedach. Pancernik był ustawiony burtą w poprzek ich toru i żeby zmniejszyć ryzyko trafienia mógł skręcić w prawo ku torpedom, lub w lewo zwiększając dystans. Ugaki zdecydował się na ten drugi ruch. Zresztą przed nim, nieco po prawej płynął Haruna i skręcając w ten stronę Yamato mógł się z nim zderzyć. Tak więc Yamato ruszył z pełną mocą na północ, a za nim po jednej i drugiej strony torpedy z Hoela. Ugaki nie mógł nic zrobić, tylko utrzymać kurs i czekać, aż torpedom skończy się paliwo. Taki sam manewr wykonał Haruna lokując się po prawej burcie Yamato, a po lewej do takiego samego manewru zmuszony został lekki krążownik Yahagi prowadzący za sobą kilka japońskich niszczycieli. Torpedy Hoela były ustawione na 26 węzłów i praktycznie cały kondukt dość długo musiał płynąć bez zmiany kursu na północ. W końcu Ugaki mógł zawrócić z powrotem na południe, ale dystans od amerykańskich lotniskowców zwiększył się do dwudziestu kilku mil. Między nimi unosiły się resztki zasłony dymnej i odtąd Yamato i Haruna mogły strzelać już tylko z wykorzystaniem nakierowania radarowego. Jednak możliwe, że jeden z pocisków Yamato trafił w wodę bezpośrednio pod USS Gambier Bay.

Tymczasem USS Hoel znowu wpadł w ostrzał, tym razem krążowników. O 8:15 ośmiocalowy pocisk uderzył w chłodnicę oleju i unieruchomił przednią maszynownię. Załoga niszczyciela ostrzeliwała się z 5 calowych dział, ale niszczyciel zaczął zwalniać zbierając kolejne trafienia. W końcu o 8:40 Hoel całkowicie utracił prędkość i nabrał 20 stopniowego przechylenia w lewo. Rufa niszczyciela zaczęła pogrążać się w wodzie. Komandor porucznik Kintberger nakazał opuszczenie okrętu.

USS Hoel. Zdjęcie wykonane w sierpniu 1944.
(Źródło: history.navy.mil)

Koniec USS Gambier Bay, Johnstona, i Samuela B. Robertsa.

Kapitan USS Gambier Bay komandor Walter V. R. Vieweg starał się przez dłuższy czas manewrować tak, aby lotniskowiec płynął dokładnie tam, gdzie padła poprzednia salwa wychodząc ze słusznego założenia, że Japończycy po spudłowaniu zawsze będą jakoś korygować kierunek ognia. Około 7:20 podczas ostrzału z pokładu udało się wystartować jeszcze dwóm Avengerom z VC-10. Jako pierwszy wzniósł się w powietrze podporucznik William Gallagher. Jego samolot miał torpedę, ale nie zdążono go zatankować i miał jedynie 35 galonów paliwa. Od razu ruszył do ataku torpedowego na japońskie pancerniki, ale został trafiony przez artylerię przeciwlotniczą i został zmuszony do wodowania. Podporucznik Robert C. Crocker, który wystartował wcześniej z pierwszą falą widział, jak Avenger Gallaghera dymiąc siada na wodzie i kapotuje. Cała załoga wydostała się z kabiny i Crocker zrzucił w ich pobliżu marker dymny i tratwę ratunkową, po czym wzniósł się na wyższą wysokość w poszukiwaniu jakichś innych samolotów, do których mógłby się przyłączyć. W końcu zaatakował samotnie japońskiego niszczyciela rakietami, po czym odleciał na lotnisko Dulag.

Jako drugi wystartował o 7:30 porucznik Robert E. Weatherholt. On miał i torpedę, i pełny bak. W kolejce czekały do startu jeszcze dwa Avengery, więc Weatherholt krążył w powietrzu czekając na nie. Jednak lotniskowiec tak ostro manewrował, że te dwa ostatnie samoloty już nie wzniosły się w powietrze i po pół godziny oczekiwania Weatherholt samotnie poleciał zaatakować wroga.

Komandorowi Viewegowi udawało się unikać trafień przez prawie pół godziny. Szczęście opuściło go o 8:10, kiedy w pokład za tylną windą trafił pocisk 8 cali. Na pokładzie i w hangarze wybuchł pożar. Jednak najbardziej niszczycielska była eksplozja pod kadłubem wywołana przez pocisk 16 cali. Według jednych interpretacji było to pocisk wystrzelony najprawdopodobniej przez krążownik Chikuma, a innych pocisk wystrzelony z daleka przez Yamato. Przez pewien czas japoński pancernik nie widział celu i prowadził ostrzał na podstawie wskazań radaru, aż o 8:23 Japończycy dojrzeli wyłaniający się dymu i szkwału płonący lotniskowiec. Wtedy zaczęli strzelać korzystając z urządzeń optycznych. Najpierw jeden z pocisków trafił Gambier Bay w dziób, ale nie spowodował większych szkód. Feralny pocisk, który o 8:20 wpadł do wody ledwie stopę od burty i tam wybuchł, spowodował pęknięcie kadłuba. Wskutek tego do przedniej maszynowni wlała się słona woda. Ekipa ratunkowa próbowała ratować sytuację, ale woda wlewała się tak szybko, że nic się nie dało zrobić. O 8:25 opuszczono maszynownię i zamknięto grodzie. W międzyczasie w okręt uderzyły kolejne dwa pociski. Gambier Bay zwolnił do 11 węzłów, zaczął odstawać od formacji i stał się tarczą strzelecką dla Japończyków. Po kilku kolejnych trafieniach o 8:45 lotniskowiec został unieruchomiony. Komandor Vieweg rozkazał utopić wszystkie tajne dokumenty i o 8:50 dał rozkaz opuszczeniu okrętu. Cały czas trafiany kolejnymi pociskami i targany wewnętrznymi eksplozjami o 9:07 USS Gambier Bay przewrócił się na burtę i zatonął.

USS Gambier Bay w kwietniu 1944.
(Źródło: history.navy.mil)

Niszczyciel Johnston, który wcześniej otrzymał wiele ciosów i jego załoga musiała ręcznie mocować się ze sterem, odstawał już dość znaczenie od głównych sił “Taffy 3” i kierował się na południowy zachód, aby złapać chwilę oddechu. Komandor porucznik Evans dojrzał jednak, że Gambier Bay zaczyna nabierać przechyłu, rozkazał zawrócić w stronę japońskiego zespołu i otworzyć ogień do krążownika ostrzeliwującego lotniskowiec. Celem Evansa było odwrócenie uwagi japońskiej załogi od Gambier Bay i ściągnięcie na siebie jego ognia. Johnston trafił krążownik pięć razy, a i tak Japończycy go zignorowali Johnstona i walili dalej w lotniskowiec. W końcu Evans zrezygnował z ostrzeliwania krążownika, bo nie przynosiło to żadnych efektów, a w tym czasie formacja sześciu japońskich niszczycieli ruszyła w kierunku Gambier Bay. Kapitan nakazał zwrot w prawo i ruszył ku niszczycielom. Nagle z kłębów zasłony dymnej wyłonił się przed 200 metrów przed nimi na kursie kolizyjnym niszczyciel USS Heermann. “Cała wstecz” krzyknął Evans. Ale Johnston miał tylko jeden sprawny silnik i zwalnianie nie szło za dobrze. Na szczęście kapitan Hathaway też dał całą wstecz i oba niszczyciele minęły się o centymetry. Evans wydał wtedy znów rozkaz “Cała naprzód” i ruszył ku japońskim niszczycielom. Gdy okręty zbliżyły się na odległość 6.5 kilometra obie strony zaczęły strzelać. Jednak Amerykanie byli celniejsi. Główne działa niszczycieli klasy Fletcher były wyposażone w zaawansowany jak na te czasy analogowy komputer celowniczy. Pierwszy japoński niszczyciel zebrał dwanaście pocisków Johnstona i zawrócił. Amerykanie przenieśli ogień na drugi niszczyciel i uzyskali pięć trafień. I ten niszczyciel wykręcił w prawo i zaczął się wycofywać. Ku zaskoczeniu załogi Johnstona reszta niszczycieli przerwała atak i też zawróciła! Jeden ciężko uszkodzony niszczyciel zdołał zmusić do odwrotu sześć niszczycieli przeciwnika. Radość nie trwała długo. Johnston zapędził się w głąb całego Zespołu “A” i o 9:30 z przodu miał dwa ciężkie krążowniki, po prawej eskadrę japońskich niszczycieli, a po lewej dwa inne krążowniki. Wszystkie te jednostki były w odległości 5.5 do 9 kilometra od samotnego niszczyciela i rozpoczęły huraganowy ostrzał. Pociski zniszczyły radiostację, wszystkie główne działa oprócz wieży nr 4 i co najgorsze ostatni sprawny silnik. O 9:45 komandor porucznik Evans dał rozkaz “Opuścić okręt“. Załoga szybko spuściła szalupy, a USS Johnston unosił się jeszcze na wodzie 25 minut. O 10:10 przewrócił się i zatonął. Nigdy nie udało się ustalić co stało się z komandorem porucznikiem Evansem. Według niektórych marynarzy był wśród tych, którzy opuścili okręt, ale tu ślad się urywa. Za heroiczną walkę został pośmiertnie odznaczony Medalem Honoru.

W tej fazie walki pozostałe niszczyciele też otrzymały ciosy od japońskich krążowników. Eskortowy USS Dennis został trafiony o 8:50 i o 9:00, ale uszkodzenia nie były krytyczne. Jednak eskortowy Samuel B. Roberts dostał aż pięć razy i w tym przypadku szkody były poważne. Zniszczona została maszynownia nr 1, tylne stanowisko przeciwlotnicze działek 40mm, potem maszynownia numer 2 i zbiorniki paliwa. Na niszczycielu wybuchł pożar. W dodatku okręt zostanie zbombardowany omyłkowo przez Hellcata z EAG-60 z Suwannee. O 9:35 kapitan niszczyciela komandor podporucznik E. W. Copeland wyda załodze rozkaz opuszczenia pokładu. USS Samuel B. Roberts zatonie pół godziny później.

Kamikaze boski wiatr

Analizy Bitwy na Morzu Filipińskim w czerwcu 1944 roku doprowadziły Japończyków do strasznych konkluzji. Przewaga w wyszkoleniu, przewaga technologiczna i przewaga ilościowa Amerykanów zaczęła rosnąć tak, że walka z ich siłami morskimi klasycznymi metodami jest skazana na niepowodzenie. A na Pacyfiku dominacja na wodzie była kluczem do przetrwania. Pomysły samobójczych ataków lotniczych krążyły już wcześniej, bo zdesperowani piloci sami nie widzieli możliwości dosięgnięcia dobrze bronionych okrętów wroga. I tak dla znacznej części lotników każdy atak kończył się tragicznie. Niektórzy japońscy piloci po uszkodzeniu swoich samolotów kierowali je na jednostki wroga. Inni z bezsilności uderzali swoimi samolotami nawet wtedy, gdy mieli szansę wrócić do bazy. Ale to była ich własna inicjatywa. Dopiero 19 października 1944 głównodowodzący 1 Flotą Powietrzną marynarki admirał floty Takijiro Onishi po przybyciu do bazy 201 Kōkūtai w Mabalacat oficjalnie wydał rozkaz sformowania dywizjonu specjalnego przeznaczenia Kamikaze (boski wiatr) i wykonania przez niego ataków samobójczych na flotę amerykańską działającą u wybrzeży Filipin. Jednostka liczyła 24 pilotów i składała się z czterech eskadr: Asahi (poranne słońce), Shikishima (poetycka nazwa Japonii), Kikusui (chryzantemowa woda), Yamazakura (kwiat górskiej wiśni). Dowódcą samobójczego dywizjonu został kapitan Yukio Seki.

20 października 1944 amerykańskie lotniskowce wracające spod Tajwanu zostały zlokalizowane przez samolot rozpoznawczy, ale były jeszcze za daleko na atak. Jednak już nazajutrz kapitan Seki zebrał do ostatniego lotu eskadrę Shikishima. Piloci pożegnali się ze światem, napisali listy do rodzin, wypili rytualny łyk sake, pomodlili się w kapliczce i ruszyli do startu. Jednak nie znaleźli żadnego celu godnego uwagi i zmuszeni byli wylądować. I tak jeszcze przez kolejne trzy dni. Jeden z pilotów nie wytrzymał nerwowo i 21 października sam wystartował szukać wroga. Nie wrócił, ale brak jakichkolwiek informacji po stronie amerykańskiej o samobójczym ataku na okręty. Wreszcie 25 października piloci jednostki specjalnej wystartowali po raz piąty. Tym razem będzie to ich upragniony ostatni lot.

Start eskadry Kamikaze. Prawdopodobnie w kokpicie “Zera” 02-888 siedzi kapitan Yukio Seki (choć inne źródła utrzymują, iż leciał w samolocie 02-112)
(Źródło: facebook.com)

Zespół lotniskowców TG 77.4.1 czyli “Taffy 1” operował tego dnia najbardziej na południe, około 80 mil od miasta Surigao na Wyspie Mindanao. Dzień wcześniej japońskie samoloty przypuściły serię ataków na flotę inwazyjną w Zatoce Leyte i wiceadmirał Thomas L. Sprague, dowódca TG 77.4, a zarazem dowódca “Taffy 1” spodziewał się, że 25 października sytuacja się powtórzy. Do dyspozycji miał jedynie cztery lotniskowce eskortowe: flagowy USS Sangamon, USS Suwannee, USS Santee i USS Petrof Bay. Dwa lotniskowce USS Chenago i USS Saginaw Bay zostały wysłane 24 października do Morotai po nowe samoloty i amunicję. Jednak dwa z lotniskowców, które zostały na miejscu: USS Sangamon i USS Suwannee były nieco większymi jednostkami będącymi przerobionymi tankowcami. One też nie były zbyt szybkie, ale były wystarczająco duże, żeby ich eskadry myśliwskie były wyposażone w Hellcaty, a nie tak jak wszystkie inne w FM-2 Wildcat.

O 4:30 rano załogi zebrały się w salach operacyjnych i usłyszały plan na dziś. Do patrolowania nad flotą inwazyjną wysłano 16 myśliwców. Po cztery Avengery z Sangamona i Suwannee wysłano na południowy zachód, aby odszukały i ewentualnie dobiły uszkodzone okręty “Siły Południowej” świętej pamięci admirała Nishimury. Gdy o 7:00 do Thomasa Sprague dotarła informacja o bitwie u wybrzeży Wyspy Samar, wszystkie plany wzięły w łeb i trzeba było natychmiast zmieniać priorytety i cele misji. Za chwilę niebo nad czterema lotniskowcami zakotłowało się. Część samolotów startowała, część lądowała. Utworzył się taki chaos, że trudno było zapanować nad całością. I w takim momencie operator radaru wykrył nieznaną formację samolotów nadlatującą z północnego zachodu. Znajdowała się ona 45 mil od “Taffy 1”. Jednak gdy zbliżyła się jeszcze bardziej, “wmieszała się w tłum” amerykańskich patroli powietrznych. Niebo było zachmurzone, nadajniki “swój/obcy” (IFF) w samolotach szwankowały, a Japończycy byli dobrze przygotowani i zaczęli symulować zachowanie amerykańskich samolotów zbierając się w klucze trzech – czterech samolotów. I tak niezauważeni przez patrolujące myśliwce przedarli się w pobliże lotniskowców, gdzie wznieśli się na wysokość 12000 stóp, aby przystąpić do ataku. Kim byli ci piloci? Byli to kamikaze jednostki specjalnej, a dokładniej piloci trzech eskadr. Jeden klucz z eskadry Asahi dowodzony przez starszego bosmana Kēichi Ueno składał się z dwóch “Zer” pilotowanych przez pilotów samobójców i jednego “Zera” osłony. Drugi klucz z eskadry Kikusui prowadzony przez starszego bosmana Toyobumi Kato składał się z dwóch “specjalnych” “Zer” i eskorty jednego “Zera”. Trzeci klucz z eskadry Yamazakura składał się z dwóch pilotów samobójców i dwóch pilotów eskorty.

O 7:38 “Zero” pilotowane przez starszego bosmana Ueno odłączyło się od formacji i zaczęło nurkować przez chmury ku lotniskowcowi Santee. Amerykanie zostali całkowicie zaskoczeni i mimo dostrzeżenia zagrożenia obsługa działek przeciwlotniczych nie zdążyła nawet strzelić. Ueno leciał od strony słońca od dziobu lotniskowca, minął go, a potem zrobił pełny zwrot w prawo i od strony rufy zaczął wyciągać samolot strzelając z działek i karabinów, po czym wbił się w pokład przed tylną windą. Bomba eksplodowała i wyrwała w pokładzie dziurę o rozmiarach 4,5 na 9 metrów. Płonące szczątki Zera wpadły do hangaru. Złamane zostały poziome dźwigary, wygięły wręgi, winda zakleszczyła się, pokład zajął się ogniem, który podpalił podwieszane zbiorniki paliwa ustawione na pokładzie. Załoga Santee w pośpiechu wyrzuciła bomby przechowywane w hangarze, żeby zapobiec dalszym eksplozjom. Zginęło 17 marynarzy, a 28 zostało rannych.

Bosman Ueno trafia w pokład USS Santee.
(Źródło: reddit.com)

Jednak jak się okazało zagrożenie nie płynęło tylko z powietrza. Gdy załoga desperacko walczyła ze skutkami ataku Kēichi Ueno, w tył okrętu uderzyła torpeda. Do “Taffy 1” przekradł się japoński okręt podwodny. Możliwe, że był to I-56, bo z czterech okrętów podwodnych wysłanych do obrony Filipin tylko ten nie został wcześniej zatopiony, ale niektóre źródła podważają to przypuszczenie. W każdym razie torpeda uszkodziła ster Santee, wyrwała dziurę w poszyciu, szereg urządzeń i instalacji zostało zniszczonych, a sam lotniskowiec nabrał 6° przechyłu. Załoga dała z siebie wszystko, pożary szybko opanowano, a dzięki prowizorycznym naprawom o 9:35 Santee wrócił do akcji i mógł przyjmować samoloty. Nazajutrz zostanie wysłany do remontu na Wyspę Manus, skąd popłynie dalej do Stanów na remont kapitalny. W kwietniu 1945 weźmie już udział w inwazji na Okinawę.

Najbliżej miejsca ataku torpedowego był niszczyciel USS Thrathen. Od razu zawrócił w kierunku, z którego wypłynęła torpeda, a jego załoga dojrzała w odległości około kilometra peryskop. Thrathen popłynął w tamtą stronę. Kapitan niszczyciela komandor podporucznik John Millett rozkazał zrzucić jedną bombę głębinową, żeby jej wybuch przeszkodził Japończykom ewentualne celowanie w płynący z tyłu lotniskowiec. Skutek był jednak taki, że podwodna eksplozja rozregulowała sonar, który doprowadzono do porządku dopiero po ponad piętnastu minutach. Thrathen łapał potem ślad wrogiej jednostki i zrzucał w tym miejscu bomby głębinowe przez dwie godziny, ale pościg spełzł na niczym i niszczyciel wrócił do osłaniania lotniskowców.

Ale wróćmy do momentu, kiedy torpeda uszkodziła ster Santee. Chwilę po tym uderzeniu kolejne “Zera” spłynęły w dół. Jedno z nich znurkowało ku lotniskowcowi USS Sangamon od sterburty, a drugie nadleciało od dziobu i wyciągnęło świecą w górę, aby odwrócić uwagę obsad działek przeciwlotniczych od właściwego kamikaze. Do samobójczego “Zera” zaczęli jednak walić strzelcy 20 milimetrowego działka z płynącego nieco z tyłu USS Suwannee. Mieli jedynie kilkanaście sekund, aby się wstrzelać, ale udało im się to i straceńcze “Zero” oberwało wiele razy. Jego pilot bądź już nie żył, bądź nie mógł opanować samolotu i uderzył w ocean koło Sangamona. Eksplozja nastąpiła jednak tak blisko burty, że odłamki zabiły jednego marynarza na pokładzie lotniskowca. Trzeci kamikaze usiłował zatopić USS Petrof Bay, ale i on został strącony przez działka Suwannee. Czwarte “Zero” rozpoczęło nurkowanie ku USS Sangamon od prawej strony, ale w ostatniej chwili jego pilot zmienił kierunek ataku i wykręcił ku USS Suwannee. Tego kamikaze przechwycił patrolujący Hellcat podporucznika Paula Lindskoga z EAG-60 z Suwannee. Amerykanin oddał w jego kierunku kilka serii, jednak “Zero” leciało już za szybko i Lindskog musiał wyciągnąć Hellcata w górę, aby nie podzielić jego losu. Wtedy do kamikaze zaczęły strzelać działka z Suwannee, z Petrof Bay i Sangamona. “Zero” zostało trafione wiele razy, ale i tak jego pilotowi udało się trafić w pokład Suwannee. Samolot przebił się przez pokład, przez dach hangaru, a wyrwany z łoża silnik przebił się przez wszystkie poziomy aż do poszycia kadłuba, które wygięło się, ale wytrzymało uderzenie. Po drodze szczątki samolotu uszkodziły wręgi, podłużnice i grodzie, zrywając przy tym wszystkie możliwe instalacje. Zerwanych zostało pięć z siedmiu lin hamujących lądowanie. Na lotniskowcu wybuchły pożary. Ten atak był szczególnie dotkliwy pod względem strat w ludziach. Na miejscu zginęło 32 marynarzy, 39 zmarło później z odniesionych ran, a 82 kolejnych zostało rannych. Z pożarami walczono jeszcze dwie i pół godziny, ale pokład załatano dość szybko. USS Suwannee wrócił do operacji jeszcze tego samego dnia przyjmując wracające z misji samoloty. O 8:30 na ostatni klucz “Zer” wpadł patrol przeciwpodwodny z EAG-60 z Sangamona. Składał się z czterech Avengerów z jednym Hellcatem eskorty. Japończycy krążyli w powietrzu, jakby czegoś szukali, lub zastanawiali się co zrobić. Gdy piloci eskortujących samobójcę “Zer” dostrzegli Avengery, ruszyli w ich kierunku. Dowódca patrolu, lecący Avengerem porucznik John Murray natychmiast nadał przez radiostację wezwanie o pomoc. Pilotujący Hellcata podporucznik Murray Chandler utworzył z Avengerem Johna Murraya nietypową falę Thacha. Gdy jedno z “Zer” skupiło się na bombowcu Murraya, Chandler wykręcił w jego kierunku i trafił japoński myśliwiec w kokpit. “Zero” zwaliło się do morza. W tym czasie na wezwanie zareagował czterosamolotowy klucz Hellcatów z EAG-60, który patrolował nieopodal. Dowodzący kluczem komandor podporucznik Stanley Hindman dał gaz do oporu i szybko dotarł na miejsce starcia. Oba “Zera” zawróciły i zaczęły uciekać. Hindmann ze swoim bocznym porucznikiem Hermanem Weissem pogonili za jednym z nich. Japończyk próbował skręcić w stronę ściany szkwału i w tym momencie w nasadę jego skrzydła trafiła seria Weissa. Jak zwykle “Zero” zapaliło się i wywracając na plecy runęło w dół spadając do oceanu. Najwyraźniej jednym z zestrzelonych myśliwców był samolot kamikaze, bo w tej rundzie więcej ataków samobójczych nie odnotowano.

“Taffy 2” idzie na pomoc

Póki co zespół “Taffy 2” nie był atakowany przez okręty “Siły Centralnej”. Znajdował się dużo dalej na południowy wschód od japońskiego zespołu. O 7:30 wiceadmirał Felix B. Stump dowodzący “Taffy 2” wydał rozkaz dywizji niszczycieli 94 ustawić się między miejscem bitwy, a lotniskowcami tego zespołu. W składzie dywizji były trzy szybkie niszczyciele klasy Fletcher: USS Haggard, USS Franks i USS Hailey. Jakieś ciężkie krążowniki oddały nawet z wielkiej odległości “ostrzegawcze” salwy w ich kierunku, ale żaden pocisk nie trafił.

Pierwszy atak samolotów z “Taffy 2”

Samoloty na lotniskowcach “Taffy 2” były od rana szykowane do ataków na cele na Wyspie Leyte. Jednym sześciu z lotniskowców był USS Savo Island, na pokładzie którego był zaokrętowany dywizjon mieszany VC-27, którego lotnicy nazwali się “The Saints”, czyli “Święci” od tytułowego bohatera powieści Leslie Charterisa. Pierwsza wyprawa na cele na Wyspie Leyte wystartowała o 5:30. Dowodził nią komandor podporucznik Persival W. Jackson. Kolejne Avengery tego dywizjonu miały wystartować o 7:45, ale niedługo przed tym dotarła do nich informacja o anulowaniu ataku, a zaraz potem rozkaz natychmiastowej wymiany bomb na torpedy. Załogi zrozumiały, że dzieje się coś niezwykłego. 13 Wildcatów z VC-27 już krążyło w powietrzu patrolując nad lotniskowcami “Taffy 2”, więc Avengery miały wolny pokład. Wreszcie do “Świętych” dotarło wyjaśnienie, że na północy zespoł “Taffy 3” jest atakowany przez wielkie siły japońskie. Do startu przygotowano 5 Avengerów. Kapitan okrętu komandor Clarence E. Ekstrom wydał rozkaz “Waszym zadaniem jest uszkodzenie tak wielu okrętów wroga, jak to możliwe. Nie traćcie czasu na zaliczenie zatopień“. Avengerami dowodził kapitan Goly R. Henry. W trakcie lotu dołączyły do niego dwa Avengery i piętnaście Wildcatów z VC-21 z USS Marcus Island, a potem w czasie walki cztery Avengery z VC-75 z Ommaney Bay i cztery Avengery z VC-81 z Natoma Bay. Wszystkie bombowce miały już podwieszone torpedy Mk. 13. Samoloty krążyły nad lotniskowcami wznosząc się na odpowiednią wysokość, a potem cała formacja 7 Avengerów z torpedami i 15 Wildcatów z VC-27 i VC-21 prowadzona przez Goly Henriego ruszyła ku japońskim okrętom, które były ledwie 20 mil na północ. Henry podzielił swoją eskadrę z VC-27 na dwa klucze mające zaatakować z przeciwległych kierunków. To samo zalecił pilotom z VC-21. Avengery z VC-81 Natoma Bay nadleciały od południowego zachodu i póki co piloci dwóch formacji nie zlokalizowali się nawzajem. O 8:30 z pokładu Ommaney Bay wystartowały cztery Avengery i poleciały prosto nad Zespół “A”. Przypadkowo atak tych trzech grup skoordynował się tak, ze o 8:45 wszystkie 15 Avengerów zaatakowało jednocześnie.

Lt. Goly Henry i Lt. Cdr. Percival Jackson z VC-27 na pokładzie USS Savo Island.
(Źródło: www.philcrowther.com)

Kapitan William Morton z VC-81 z Natoma Bay przeleciał nad pierwszym krążownikiem Chikuma, ale nie uwolnił torpedy, bo okręt był pod takim kątem, że były małe szanse na trafienie. Za to zaraz za nim płynął ustawiony poprzecznie Chōkai. I w jego kierunku Morton zrzucił swój ładunek. Strzelec zameldował, że torpeda uderzyła w rufę krążownika wywołując eksplozję. Jednak Avenger Mortona został trafiony przez działko 25mm. Wysiadł system hydrauliki, rozbita została tablica przyrządów, a on sam został ranny w nogę. Jednak dociągnął samolot w pobliżu zespołu “Taffy 2” i tam wodował. Załogę uratował niszczyciel eskortowy LeRay Wilson. W tym czasie VC-21 z Markus Island zaatakowały krążowniki od południowego zachodu. 15 Wildcatów ruszyło ostrzeliwać pokłady z Browningów. Jeden z pilotów kapitan William Garner został zestrzelony podczas ataku na niszczyciele i zginął. Podporucznik Walter Walker sprowadził swojego Avengera nisko pod podstawę chmur i zrzucił torpedę w kierunku Chōkai. Zaobserwował, że eksplodowała ona po lewej stronie rufy krążownika. Reszta samolotów VC-27 i VC-21 zrzuciła swoje torpedy w kierunku krążownika Chikuma i jedna, albo dwie z nich wybuchły na jego rufie. Najwyraźniej stery Chikumy zostały uszkodzone, bo krążownik zdawał się wypaść z szyku i bezwładnie skręcać w kółko. Cztery Avengery z VC-75 z Ommaney Bay zaatakowały te same krążowniki. Jeden z pilotów porucznik Clark Miller nie złożył się poprawnie do zrzucenia torpedy i musiał przerwać podchodzenie. Poprosił przez radiostację oficera kierowania lotem na swoim lotniskowcu o wskazanie celu i ten nakazał mu zaatakować pancernik Haruna. Załoga Avengera zaobserwowała trafienie i nawet strzelec zrobił niewyraźne zdjęcie gejzera wody u burty Haruny, ale w dziennikach pancernika jest informacja o uniknięciu wszystkich torped.

Gdy 30 samolotów z “Taffy 2” atakowało krążowniki, rozkaz zmiany celu dotarł też do innych wypraw samolotów z “Taffy 1”, “Taffy 2” i “Taffy 3”, które przed świtem wystartowały do akcji nad polem bitwy na Leyte i do wykańczania “Siły Południowej” Nishimury. Było to sześć Hellcatów z EAG-37 z Sangamona pod dowództwem kapitana Franka Reisera, cztery Hellcaty z EAG-60 z Suwannee pod dowództwem komandora podporucznika Harveya Feilbacha, sześć Wildcatów z VC-68 z Fanshaw Bay pod dowództwem kapitana Franklina McMillana i cztery Wildcaty z VC-76 z Petrof Bay pod dowództwem porucznika Johna Crockera. Wszystkie Avengery i Hellcaty miały podwieszone bomby. Koordynatorem misji był komandor podporucznik Percival Jackson z VC-27 z Savo Island, który leciał na Avengerze. Zawróceni z drogi lotnicy przybyli nad “Siłę Centralną” około 7:00, kiedy pierwszy nalot z lotniskowców “Taffy 2” trwał w najlepsze. Chmury i szkwał spowodowały, że pierwszy nalot i zawrócona wyprawa Jacksona przemieszały, i atakowały małymi grupkami nierzadko te same cele. W ataku na Kongō zginął jeden z pilotów Wildcatów podporucznik Phillip Kostyal z VC.68, a potem w ataku na Tone załoga Avengera komandora podporucznika Ralph Jonesa z VC-65 z St. Lô, która dołączyła do atakujących. Persival Jackson również ruszył na krążownik klasy Mogami, choć miał w komorze Avengera jedynie osiem 100 funtowych bomb. Po drodze natknął się na rozpoznawczy wodnosamolot Aichi “Jake”, który wyleciał na niego z chmur, i zestrzelił go. Potem dokończył atak bombardując krążownik. Dwie z ośmiu bomb trafiły w rufę, nie robiąc oczywiście na krążowniku większego wrażenia. Za to dokładnie w tym samym czasie jeden z Hellcatów z EAG-60 z Suwannee omyłkowo i celnie zbombardował niszczyciel eskortowy USS Samuel B. Roberts. Po ataku samoloty z doraźnego zespołu Jacksona nie lądowały na lotniskowcach, a skierowały się na zdobyte przez Amerykanów lotnisko Tacloban na Leyte.

Drugi atak samolotów z “Taffy 2”

O 8:20 z pokładów lotniskowców zespołu “Taffy 2” zaczęła startować druga fala ataku. W ciągu 20 minut w powietrze wzniosło się 16 Avengerów i 7 Wildcatów z VC-20 z USS Kadashan Bay, z VC-27 z USS Savo Island, z VC-75 z Ommaney Bay, z VC-80 z USS Manila Bay i z VC-81 z Natoma Bay. Jednak Amerykanie znowu nie zdołali się zebrać w jeden zespół i cztery Avengery z VC-80 z Manila Bay wraz z Wildcatami poleciały osobno, a reszta samolotów w drugiej grupie.

Niepodal japońskiego zespołu jeden z pilotów Wildcatów z VC-80 porucznik James Zella dostrzegł samotny wodnosamolot rozpoznawczy Aichi “Jake”. Była to maszyna bosmana Yasudy Oyabuna i starszego bosmana Suki, która została wystrzelona z katapulty Yamato. Zella znurkował i zaczął strzelać do “Jake” trafiając go w okolice silnika. W tym czasie obserwator Suka otworzył ogień z tylnego karabinu maszynowego, ale spudłował. Japoński pilot natychmiast znurkował w chmury ścigany przez Wildcata Zelli. Jak się potem okazało Japończykom udało się przeżyć i dociągnąć dymiącym i mocno uszkodzonym samolotem do bazy w San Jose.

Avengery z VC-80 skierowały się w środek Zespołu “A” między krążownikami i pancernikami. Prowadzący formację kapitan Darrel Johnson gestami wskazał, aby atakować pancerniki. Jeden z pilotów VC-80 podporucznik Richard Deitchmann w zdenerwowaniu źle odczytał gesty dowódcy i skręcił nad krążowniki. Jednak trzy Avengery z Manila Bay zaczęły płytki lot nurkowy ku Yamato. Podczas tego manewru torpeda w Avengerze porucznika Horace Bryana zerwała się z zaczepów i spadła na zamknięte drzwi komory bombowej. Bryan zrezygnował z ataku i przez jakiś czas załoga sprawdzała, czy samolotowi nie grozi eksplozja torpedy. Tak więc z czterech Avengerów VC-80 do Yamato podeszły finalnie dwa – samolot kapitana Johnsona i samolot podporucznika Raya Crandalla. Obaj zrzucili torpedy poprawnie, ale Yamato wykonał zwrot w kierunku torped i obie minęły go przed dziobem. W tym czasie Deitchmann zaatakował krążownik Chikuma i zgłosił trafienie torpedą. Po inspekcji urwanej torpedy Horace Bryan wrócił do ataku i wycelował w Yamato, ale ten znowu zrobił skuteczny unik.

Druga grupa poleciała oddzielnie. Jednak jeden z pilotów VC-20 z Kadashan Bay stracił w chmurach orientację i stracił kontakt z resztą załóg. Po godzinie krążenia w powietrzu w poszukiwaniu jakichś innych samolotów wylądował swoim Avengerem na lotniskowcu z jeszcze tkwiącą w komorze bombowej torpedą. Drugi z pilotów Avengerów z VC-20 podporucznik Ronald Baringer też się zgubił, ale po wylocie z chmury dołączył do kolegów z VC-81 z Natoma Bay. Pozostałych dwóch pilotów z VC-20 kapitan Robert Adair i podporucznik Warren Kruck zaatakowało Chōkai zgłaszając jedno celne uderzenie torpedy.

Dwóch pilotów z VC-81 z Natoma Bay – podporucznicy Robert Voltz i George Gaienne – wraz z podporucznikiem Bringerem z VC-20 skierowało się przeciw pancernikowi Nagato. I w tym przypadku japoński okręt uchylił się od trafienia.

W powietrzu był jeszcze jeden klucz Avengerów z Kadashan Bay w sile czterech Avengerów, który był prowadzony osobiście przez dowódcę dywizjonu komandora podorucznika Johna R. Dale. Dołączyły do niego dwa Avengery z VC-27 – podporucznika Lawrence MacFawna i podporucznika Williama Pedena. Dale z MacFawnem i Pedenem ruszyli w stronę pancernika klasy Kongō z jednej strony, a pozostała trójka z drugiej. Jednak Dale w połowie drogi uznał, że kąt podejścia do pancernika nie jest optymalny i zmienił kierunek ataku na Yamato. I Yamato i “Kongō” wykonały skuteczne uniki i nie zostały trafione.

Ten drugi nalot Taffy 2 nie przyniósł wrogom wielu fizycznych szkód. Jednak to on zmienił losy całej Bitwy o Leyte.

FM-2 Wildcat z VC-81 startuje z pokładu USS Natoma Bay.
(Źródło: asisbiz.com)

Admirał Kurita przegrupowuje siły.

Widząc, że w ich kierunku zmierzają torpedy wystrzelone przez japońskie niszczyciele, wszystkie okręty “Taffy 3” zaczęły ostro manewrować. Nagle o 9:25 obserwator na Fanshaw Bay krzyknął: “Cholera jasna, chłopaki, oni uciekają!“. “Ziggy” Sprague nie mógł uwierzyć w to co widzi. Wielka japońska flota przerwała atak i wzięła kurs na północ. Po przeżyciu dwóch i pół godziny piekła walki z najpotężniejszymi okrętami japońskimi Zespół Task Unit 77.4.1 przetrwał tracąc tylko jednego lotniskowca eskortowego i trzy niszczyciele. Ostatnie torpedy ominęły amerykańskie okręty około 9:35. Wyglądało na to, że “Taffy 3” był uratowany. Ale co się właściwie stało?

Początkowy entuzjazm na pokładzie Yamato szybko gasł. Admiral Kurita był coraz bardziej zaniepokojony obrotem sytuacji. Fatalne warunki atmosferyczne i brawurowe akcje amerykańskich niszczycieli, które zasłaniały pole bitwy kłębami dymu i kąśliwie atakowały japońskie okręty powodowały, że nie udawało się zniszczyć żadnego lotniskowca (było to jeszcze przed zagładą USS Gambier Bay). Jak już wspomniałem Kurita nie miał pojęcia o masowej produkcji lotniskowców eskortowych i cały czas wierzył, że walczy z trzonem US Navy – szybkimi lotniskowcami Halseya. Czyli amerykańska 3 Flota nie została odciągnięta przez Ozawę. Przypomnijmy, że nadajniki na Zuikaku były po prostu za słabe i informacje z “Siły Północnej” nie docierały do Zespołu “A”. Z punktu widzenia Kurity na północy najprawdopodobniej nic się nie działo, skoro Ozawa milczał. Półtora miesiąca wcześniej Japończycy wyciągnęli od jeńców informacje, że Amerykanie mają trzy zespoły lotniskowców. Jak dotąd Kurita widział jeden z nich. Gdzie pozostałe dwa? Gdzie pancerniki i krążowniki osłaniające lotniskowce? Pytania, pytania, a żadne wyjaśnienie nie pasowało do tej układanki.

W końcu przed 7:44 obserwatorzy wypatrzyli dalej na południu drugi zespół lotniskowców. Oczywiście był to “Taffy 2”, ale dla Kurity jawił się on jako drugi zespół Halseya. Czyli gdzieś musi być trzeci. Prawdopodobnie gdzieś na północy szykuje się do odcięcia mu drogi odwrotu przez Cieśninę San Bernardino! Na razie ewidentnie Amerykanie byli zaskoczeni. Ataki samolotów startujących z ostrzeliwanych lotniskowców na wschodzie były póki co nieskładne i mało skoordynowane. Ale mimo pościgu japońskim okrętom nie udawało się dogonić wrogich okrętów. Kurita nie spał już trzy doby i jego umysł zaczął odmawiać posłuszeństwa. Nie wyciągał racjonalnych wniosków. Tak samo jego sztab. Chaotyczne ruchy “Taffy 3” unikającego salw ciężkich dział, pogoń lotniskowców za przesuwającymi się ścianami szkwału, wszechobecna zasłona dymna powodowała, że od godziny Zespół Kurity kręcił się niemal w kółko jak pies za własnym ogonem.

O 8:51 z katapulty Yamato wyrzucono w powietrze samolot rozpoznawczy z załogą bosman Yasuda Oyabun i starszy bosman Suka. Mieli oni rozpoznać z jakimi siłami Zespół “A” ma w zasadzie do czynienia. Po chwili załoga zameldowała, że atakuje ich wrogi myśliwiec i muszą uciekać w chmury, po czym samolot rozpoznawczy odleciał w kierunku lądu. Jednocześnie na siły japońskie naleciała pierwsza zorganizowana wyprawa samolotów z torpedami. Sytuacja zaczęła przypominać tę z poprzedniego dnia z Morza Sibuyan. O 9:11 przemęczony Kurita rozkazał brać kurs na północ, oddalić się z pola walki, przegrupować i wypracować dalszy plan działań. Aby osłaniać odwrót niszczyciele osłony miały wystrzelić w kierunku “Taffy 3” rój torped.

Atak “Taffy 1”

“Taffy 1” również przygotował akcje mające pomóc będącemu w opałach zespołowi “Taffy 3”. O 7:25 z lotniskowca USS Santee wystartowało pięć Avengerów i osiem Wildcatów z EAG-26. Dołączyły do nich cztery Avengery z VC-60 z USS Suwannee i sześć z VC-76 z Petrof Bay. Jednak uderzenie dywizjonu kamikaze spowodował, że Wildcaty pozostały nad flotą, aby przechwytywać ewentualne kolejne ataki. Prowadzący całą formację komandor podporucznik Thomas M. Bennett zdecydował, że mimo braku eskorty powiedzie 15 Avengerów z “Taffy 1” na pomoc atakowanemu “Taffy 3”. Oficer kierowania lotów na pokładzie Suwannee wstrzymał jednak wyprawę póki eskorta nie zostanie zorganizowana i cała formacja czekała do 9:10, kiedy to dołączyły do nich trzy Hellcaty z EAG-60 z Suwannee i cztery Wildcaty z VC-76 z Petrof Bay.

Grupa Bennetta ujrzała japońskie okręty floty Kurity o 10:38. Niestety będące już długo w powietrzu samoloty zaczęły mieć sucho w zbiornikach paliwa i dwa z trzech Hellcatów zawróciły. Dowódca nakazał Avengerom z EAG-27 zaatakowanie okrętów po lewej, Avengerom z VC-76 okręty po prawej, a sam na czele czterech pozostałych Avengerów z EAG-26 z Santee ruszył ku okrętom w centrum. Bennet wybrał największy pancernik, czyli oczywiście Yamato. Sam wraz z podporucznikiem Carlem McGinnisem i podporucznikiem Earlem Petersonem podszedł do pancernika od lewej, a porucznik Wilmer Wilson i podporucznik Charles Mills wzięli okręt w kleszcze z drugiej strony. Dwa Avengery po prawej zostały celnie trafione przez działka Yamato i drzwi bombowe w samolocie McGinnisa zacięły się. jednocześnie udany unik pancernika spowodował, że wszystkie torpedy ominęły cel. Pozostałym dwóch kluczom atakującym Nagato po lewej i Haguro po prawej też nie udało się ani razu trafić. Japońskie okręty manewrowały przy prędkości 27 węzłów, a torpedy Mk 13 miały prędkość 30 węzłów. Przy tak małej liczbie torped nie było trudno ominąć ich toru. Jedynie podporucznik William Farmer z VC-76, który zgubił w szkwale prowadzącego, trafił torpedą w krążownik Suzuya. Kilka następnych Avengerów zostało jeszcze w tej akcji uszkodzonych, a przed lądowaniem części z nich skończyło się paliwo. Aż siedem z piętnastu bombowców musiało wodować w pobliżu “Taffy 1”. Na szczęście nikt nie zginął, a wszystkie załogi zostały wyłowione przez niszczyciele.

TBM-1C Avenger z EAG-26 z USS Santee, Filipiny 20 października 1944.
(Źródło: worldwarphotos.info)
Trzeci atak samolotów z “Taffy 2”

O 9:50 nad “Taffy 2” wzbiło się w powietrze 12 Avengerów i 14 Wildcatów. Zespół wiceadmirała Stumpa organizował trzeci atak na siły Kurity. Tym razem załogom udało się zebrać się szybko i nad cel dotarli wtedy, kiedy drugi atak jeszcze trwał. I tak do trzech Avengerów z VC-80 z Manila Bay i VC-27 z Savo Island dołączyły Wildcaty z VC-80 z Manila Bay z poprzedniego ataku, które ciągle czesały z broni pokładowej pokłady japońskich jednostek. Amerykanie zaatakowali razem pancerniki, ale nie uzyskali żadnych trafień.

Do zespołu z “Taffy 2” zaczęły też dołączać pojedyncze samoloty z “Taffy 3”. Jeden z pilotów VC-68 z USS Fanshaw Bay, podporucznik George Smith celnie ulokował torpedę w krążącym bezwładnie po uszkodzeniu steru krążowniku Chikuma. Japoński okręt dalej kręcił się w kółko, ale zwolnił i pojawiła się za nim wstęga ropy.

Dla klucza pięciu Avengerów z VC-81 z Natoma Bay i VC-75 z Ommaney Bay zabrakło już kompletu torped. Miał je tylko Avenger podporucznika Donalda Jonesa z Ommaney Bay. Cztery samoloty z Natoma Bay dowodzone przez komandora Alberta Morehouse miały podwieszone po cztery 500 funtowe bomby. Morehouse zdecydował, że jego formacja zaatakuje Yamato. Trzem pilotom udało się zrzucić po dwie bomby, dwie według Amerykanów trafiły, a resza trafiła koło burt pancernika. Czwarty, podporucznik Thomas Goodwin miał problem z mechanizmem uwalniającym ładunek i podchodził do ataku aż trzy razy. Za ostatnim razem zrzucił on wszystkie cztery bomby, ale ulokowały się one tuż obok prawej burty pancernika. Donald Jones zgłosił trafienie Yamato torpedą, ale raporty japońskie tego nie potwierdzają. Po ataku na Yamato kapitan Wesley Skill i porucznik Leon Conner zdecydowali, że pozostałe bomby zrzucą na jakiś inny cel. Wybrali krążownik Suzuya. Conner spudłował. Skill teoretycznie też, ale jego bomby eksplodowały tuż przy prawej burcie krążownika i jeden z odłamków przeleciał w górę tuż nad opancerzoną burtą okrętu, wpadł do składu torped i rozbił zbiornik z tlenem dla jednej z torped. Podsycony tlenem pożar spowodował, że na krążowniku rozpętało się piekło. Suzuyi nie będzie dane doczekać zmroku.

Po ataku większość samolotów lądowała na lotniskowcach. Tylko George Smith z VC-68 wybrał lądowanie na lotnisku na przyczółku na Leyte. Trzeci atak samolotów z “Taffy 2” przyniósł wymierne efekty. Dwie bomby trafiły w “Yamato”, jedna torpeda towarzyszącego im George Smitha z “Taffy 3” uderzyła w krążownik Chikuma pogarszając znacząco jego sytuację, a odłamek bomby kapitana Smitha dość przypadkowo trafił w achillesową piętę krążownika Suzuya.

Epopeja podporucznika Duncana

Osiem Wildcatów z VC-20 z Kadashan Bay wspierało działania Avengerów trzeciego ataku “Taffy 2” tak, jak były w stanie, czyli ogniem karabinów maszynowych. Piloci najpierw obrali za cel pancernik Haruna, a po kilku atakach zwrócili na uwagę na unoszący się nieopodal niszczyciel, który płonął i nabierał przechyłu. Był to opuszczony już przez załogę niszczyciel eskortowy Samuel B. Roberts. Piloci Wildcatów zaczęli go ostrzeliwać nie zdając się sobie sprawy, że to okręt amerykański. Na szczęście jego wszyscy marynarze pływali już wtedy w tratwach ratunkowych.

W pewnym momencie samolot podporucznika Doya Duncana został celnie trafiony pociskiem z działka przeciwlotniczego któregoś z pobliskich krążowników i pilot musiał wodować. Posadzenie Wildcata na powierzchni oceanu odbyło się bez problemów, a przy próbie wydostania się z kokpitu tonącej maszyny kieszeń spodni Duncana zaczepiła się o jakiś wystający element. Pilot poszedł ze swoim samolotem pod wodę i przez piętnaście sekund w panice walczył o oswobodzenie się. W końcu udało mu się rozedrzeć kieszeń i wypłynąć ku powierzchni. W szamotaninie zerwał z siebie cały ekwipunek, jak miał na sobie. Stracił nawet buty i kamizelkę ratunkową. Na szczęście jeden z pilotów przelatujących Avengerów zauważył go i rzucił mu własną kamizelkę i tratwę ratunkową. Gdy Duncan ochłonął zorientował się, że wokół niego walka trwa w najlepsze. Dlatego spuścił powietrze z tratwy i kamizelki, aby nie być zauważonym przez Japończyków. Gdy japońska flota odpłynęła, napompował tratwę ponownie i zaczął wiosłować na zachód.

Nazajutrz 26 października dojrzał wreszcie góry Wyspy Samar. Nie zważając na palące tropikalne słońce zmusił się do wysiłku i powiosłował w tamtym kierunku. W końcu opadł z sił i zemdlał. Obudziła go mewa, która usiłowała usiąść sobie na jego tratwie. Na szczęście dla Duncana prąd oceaniczny zaczął go unosić ku brzegowi. 27 października rano Amerykanin zorientował się, że woda przyniosła go do zatoki koło jakiegoś miasta na Wyspie Samar. Był to Borogan. Tratwa osiadła na rafie koralowej u wybrzeża Samar. Stąd Duncan mógł już dojść do brzegu. Nie miał butów i mimo, że poruszał się ostrożnie i powoli, poranił sobie stopy. W końcu dotarł do brzegu, gdzie spotkał starego Filipińczyka. Na migi wytłumaczył mu kim jest i skąd się tu znalazł. Wkrótce na plaży zgromadziło się więcej mieszkańców, którzy nakarmili go i napoili mlekiem z orzecha kokosowego. Wreszcie! Duncan nie jadł i nie pił przez prawie trzy dni. Po posiłku Amerykanin padł i usnął głębokim snem. Gdy go obudzono, wokół stało jeszcze więcej Filipińczyków i jeden partyzant, którego miejscowi poinformowali o ukrywanym pilocie. Łamaną angielszczyzną partyzant wyjaśnił mu, gdzie jest i zabrał ze sobą w głąb dżungli. Na wybrzeżu Duncan nie był bezpieczny, bo w okolicy stacjonował japoński garnizon, który w każdej chwili mógł go odkryć. Po pięciomilowym marszu Duncan dotarł do kolejnej chaty blisko kryjówki partyzantów. Tam spędził noc.

Rankiem 27 października przywitał go Amerykanin. Był to sierżant Robert Smith, który w 1941 roku walczył w Filipinach u generała MacArthura. Uczestniczył w obronie Corregidoru, ale nie trafił do niewoli, bo z trzema innymi żołnierzami przebił się przez dżunglę z oblężenia. Wtedy rozdzielili się. Smith przedostał się na Wyspę Samar. Tam spotkał parę lat później Rangersów, a ci korzystając z jego znajomości wyspy zlecili mu zorganizowanie ukrytej w dżungli placówki wywiadowczej i zaopatrzyli w radiostację. Smith zabrał Duncana do swojej kryjówki łodzią. Pilot był na skraju wyczerpania, doskwierały mu rany. Na miejscu przywitał ich porucznik William Richardson, swoisty amerykański “cichociemny”, którego na brzeg Samaru wyładował okręt podwodny. Richardson był bowiem doświadczonym radiotelegrafistą, który mógł pomóc Smithowi nadawać meldunki o ruchach japońskich wojsk.

Duncan przyłączył się do tego małego oddziału dywersyjnego wspieranego przez filipińskich partyzantów. Uczestniczył nawet w akcjach przeciw lokalnemu japońskiemu garnizonowi. Richardson przekazał do centrali informację o uratowaniu Duncana. Po niecałych trzech tygodniach doszła do nich wiadomość jak i gdzie pilot będzie ewakuowany. Po 22 dniach pobytu w kryjówce do brzegu Wyspy Samar dobił mały okręt desantowy LCI i zabrał Duncana. Wraz z nim na pokładzie znajdowało się jeszcze czterech rozbitków z USS Hoel i USS Johnston. Epopeja pilota zakończyła się. Najpierw “podrzucono go” na macierzysty lotniskowiec USS Kadashan Bay, a potem wraz ze swoim okrętem popłynął na Wyspę Manus.

Atak samolotów z “Taffy 3”

Flota admirała Kurity oddaliła się na bezpieczne pozycje i zespół “Taffy 3” miał wreszcie chwilę spokoju. Ale Amerykanie nie chcieli odpuścić japońskiej flotylli. Kapitan lotniskowca USS Kitkun Bay komandor John P. Whitney wezwał do powrotu samoloty, które wcześniej lądowały na lotnisku Tacloban. Niestety przygotowanie ich do lotu wymagało kilkugodzinnych przygotowań, a niektóre z nich były uszkodzone i mogły wystartować dopiero na drugi dzień. Tak więc Whitley zebrał na pokładzie wszystkie osiem Avengerów z VC-5, które pozostały na pokładzie. Kitkun Bay dysponował jeszcze tylko siedmioma torpedami, więc w ósmym samolocie podwieszono 500 funtowe bomby. O 10:18 bombowce wystartowały prowadzone przez kapitana Thomasa Andrewsa. Po drodze dołączyły do nich dwa Avengery z torpedami z VC-4 z White Plains, a potem dwa Wildcaty z VC-65 z St. Lô. Niestety w jednym z Avengerów z Kitkun Bay zaczął szwankować silnik i jego pilot kapitan Thomas Murphy musiał zawrócić i lądować w Tacloban.

Po drodze, około 25 mil od “Taffy 3” Amerykanie ujrzeli dwa uszkodzone krążowniki w eskorcie dwóch niszczycieli. Były to Chōkai i Chikuma w osłonie Fujinami i Nowaki. Chōkai był z krytycznym stanie i wyglądał na unieruchomionego. Wcześniej trafiły go torpedy Avengerów z VC-81 z Natoma Bay, z VC-21 z Marcus Island i w końcu z VC-20 z Kadashan Bay. Dwie pierwsze torpedy trafiły go w rufę demolując napęd i sterowanie. Chikuma miał uszkodzony ster, ale najwyraźniej załoga dokonała napraw, bo okręt wydawał się manewrować w kontrolowany sposób. Prowadzący formację bombowców Andrews zdecydował, że krążowniki są jeszcze blisko “Taffy 3” i to je trzeba wyeliminować w pierwszej kolejności. Jako podstawowy cel wskazał Chikumę, bo on mógł stanowić jeszcze jakieś zagrożenie dla lotniskowców. O 11:00 jeden z dwóch Wildcatów z St. Lô znurkował ku krążownikowi i omiótł jego pokład seriami z Browningów. Utorował w ten sposób drogę czterem Avengerom z Kitkun Bay. Cztery z nich zaatakowały okręt od sterburty. Chikuma zrobił zwrot i uniknął torped. Ale z przeciwnej strony nadlatywały już Avengery kapitana Thomasa Andrewsa i porucznika Thomasa Buttle z VC-5. Ich śladem podążały dwa bombowce z VC-4 z White Plains, jednak obaj piloci lecieli za szybko i ich torpedy znurkowały koziołkując. Za to torpedy Andrewsa i Buttlego precyzyjnie uderzyły w lewą burtę krążownika. Na koniec podporucznik Edward McDermitt z VC-5, który “wylosował” Avengera z bombami, zrobił podejście do Chōkai i celnie ulokował jedną z bomb w jego dziobie. Niedługo po tym, jak załogi z Kitkun Bay i z White Plains zakończyły akcję i skierowały się w drogę powrotną, nad dwa japońskie krążowniki przybyły dwa kolejne samotne Avengery. Jeden pilotowany przez porucznika Roberta Wrincha z VC-65 z St. Lô, a drugi przez kapitana Leona Connera z VC-81 z Natoma Bay. Wrinch miał podwieszoną torpędę, a Conner zupełnie nic. Conner zgodził się odwrócić uwagę Japończyków od Wrincha i zaatakował pokład krążownika Chikuma dwoma Browningami. Na nic to się zdało. Artyleria przeciwlotnicza uszkodzonego krążownika celnie trafiła Avengera z St. Lô i ten eksplodował zabijając całą załogę na miejscu.

Kamikaze kontra “Taffy 3” – St. Lô tonie

O 10:47 załoga lotniskowca USS White Plains dostrzegła trzy “Zera” lecące na wysokości 5000 stóp. Minutę później wypatrzono kolejną trójkę. Wrogie samoloty najwyraźniej zaczęły nurkować w kierunku lotniskowców zespołu. Dwa samoloty wzięły na cel White Plains. Gdy samoloty weszły w zasięg działek 40mm ich obsada zaczęła strzelać. W odległości około 2 kilometrów od celu, gdy dwa “Zera” zeszły już na 500 stóp, ich piloci wyrównali i skierowali się na prawą burtę lotniskowca. Jeden z samolotów zaczął dymić. Leciał wzdłuż burty St. Lô i nagle zmienił plan skręcając ostro w kierunku tego lotniskowca. Drugie “Zero” zaczęło krążyć wokół White Plains i zaczęło podchodzić tak, jakby chciało na nim wylądować. Kapitan lotniskowca komandor C. J. Sullivan dał rozkaz ostrego zwrotu w lewo, a działka przeciwlotnicze cały czas strzelały do zbliżającego się samolotu. Japończyk robił uniki w lewo i w prawo. W końcu zrobił przewrót na lewe skrzydło i wziął na cel nadbudówki. Minął je o centymetry i walnął w wodę. Eksplozja obsypała pokład okrętu szczątkami, od których rannych zostało jedenastu marynarzy.

O 10:40 lotniskowiec USS St. Lô zaczął przyjmować na pokładzie samoloty wracające z ataku na wycofującą się flotę Kurity. Najpierw wylądował FM-2 Wildcat z USS Kalinin Bay, potem dwa Avengery z USS White Plains i wreszcie dwa Avengery z samego St. Lô. O 10:51 załoga lotniskowca usłyszała wybuchy pocisków i dostrzegła nadlatujące z przodu na wysokości 1000 do 3000 stóp samoloty. Do samolotów strzelał zaś jeden z ocalałych niszczycieli eskortowych USS Raymond i lotniskowiec White Plains. Samoloty zaczęły omijać lotniskowiec bokiem, ale jeden z nich wykręcił w prawo w stronę St. Lô. Wtedy rozpoznano go jako “Zero” z bombami podwieszonymi pod obu skrzydłami. Artyleria przeciwlotnicza lotniskowca zaczęła grzać z wszystkich luf, ale żaden pocisk nie trafił. “Zero” cały czas skręcając w prawo z wielką szybkością zaczęło się zbliżać do St. Lô i w końcu uderzyło z impetem w lewą połowę pokładu. Bomby myśliwca przebiły pokład i eksplodowały w hangarze, a kawałki “Zera” przejechały przez cały kadłub w kierunku dziobu. Przypuszcza się, że była maszyna samego kapitana Yukio Seki.

Na początku kapitan St. Lô komandor Francis J. McKenna ocenił, że uszkodzenia nie są poważne. W pokładzie była spora wyrwa i wydobywał się z niej czarny dym, ale ekipy przeciwpożarowe już dociągnęły do niej szlauchy i zaczęły gasić pożar. Jednak po półtorej minuty okrętem wstrząsnęła eksplozja, która wybrzuszyła pokład w tyle za wyrwą. Sekundy później kolejna eksplozja rozerwała cały pokład, a dwie kolejne wznieciły pożary w tylnej części okrętu i wyrwały z szyn przednią windę. Najprawdopodobniej eksplodowały opary paliwa lotniczego i składowana amunicja. O 11:00 McKenna nakazał zatrzymać okręt, a załodze opuścić pokład. W trakcie ewakuacji zaczęło dochodzić do kolejnych eksplozji i lotniskowiec przechylił się na lewo. Ostatnia ósma eksplozja po prawej strony okrętu spowodowała gwałtowny przechył na prawo. Wrak okrętu utracił równowagę, przewrócił się na burtę i zatonął o 11:25.

Kolejnym celem kamikaze był USS Kalinin Bay. Jego załoga dostrzegła trzy “Zera” lecące nad USS White Plains. Wrogie myśliwce zbliżały się do Kalinin Bay na wysokości około 5000-6000 stóp. Jedno z “Zer” znurkowało i spiralą zaczęło schodzić w kierunku Kalinin Bay. Działka przeciwlotnicze rozpoczęły kanonadę i wydawały się trafić “Zero” kilka razy, ale bez żadnego efektu. Niepowstrzymany myśliwiec uderzył w pokład Kalinin Bay. Fala gorąca rozeszła się na wszystkie strony, szczątki “Zera” odbiły się i wpadły do oceanu z lewej strony dziobu. Jednak podwieszone bomby nie wybuchły. To jednak nie był koniec. Inne “Zero” zaczęło nurkować pod kątem około 70° celując w prawą burtę lotniskowca. Samolot trafiono, zadymił i pilot trochę poderwał go w górę, może instynktownie, bo uderzył w komin i pomosty z działkiem 20mm nie robiąc większych szkód. Trzecie “Zero” leciało wprost za pierwszym i uniknęło ognia przeciwlotniczego. Jednak jego pilot lecąc na maksymalnej prędkości też nie trafił w pokład i wbił się w wodę około 50 metrów od lewej burty. Tym razem bomba eksplodowała, ale po wybuchu widać było, że nie była zbyt duża.

Artylerzyści na lotniskowcu USS Kitkun Bay dostrzegli wysoko pięć “Zer”. Zaczęli strzelać w ich kierunku, gdy nagle jeden z myśliwców oderwał się od formacji, ściągnął drążek do siebie, zrobił wywrót i znurkował wprost na lotniskowiec strzelając do niego z broni pokładowej. Najwyraźniej celował w nadbudówki z mostkiem, ale nie trafił i uderzył w pomost po lewej stronie i ześlizgnął się do oceanu. Podczas zderzenia z pomostem podwieszona bomba wybuchła wzbudzając pożar.

USS St. Lô trafiony przez “Zero” Yukio Seki.
(Źródło: facebook.com)

Zmiana planów

Zespół “A” wycofał się na północ, ale admirał floty Takeo Kurita dość długo zwlekał z decyzją co w takiej sytuacji robić. W końcu admirał zdecydował się na to, co powinien zrobić od samego początku, czyli wziął kurs na południowy zachód – do Zatoki Leyte.

Czwarty atak samolotów z “Taffy 2” – zagłada krążownika Suzuya

Po porannych akcjach samoloty “Taffy 3” i “Taffy 2” lądowały w różnych miejscach. Część wylądowała na własnych lotniskowcach, część na lotniskach Tacloban i Dulag, część lądowała na nie swoich lotniskowcach. Jednym z lotniskowców, który przyjął całą zbieraninę maszyn z różnych dywizjonów z obu zespołów był USS Manila Bay z “Taffy 2”. To głownie tam kierowano załogi z “Taffy 2”, których własne okręty były zatopione lub zbyt uszkodzone. Kiedy po 11:00 zaczęto organizować czwarty nalot na “Siłę centralną”, na pokładzie przygotowano “parszywą trzynastkę” Avengerów z VC-80 z Manila Bay, z VC-4 z White Plains, z VC-5 z Kitkun Bay, z VC-10 z Gambier Bay i z EAG-27 z Sangamona. Na czele wyprawy stanął dowódca VC-5 komandor porucznik Richard l. Fowler. Samoloty wystartowały o 11:30 i w powietrzu dołączyły do nich samoloty z innych lotniskowców “Taffy 2”: z VC-20 z Kadashan Bay, z VC-21 z Marcus Island, z VC-27 z Savo Island, z VC-75 z Ommaney Bay i z VC-81 z Natoma Bay. Prawdziwa mozajka. Niemniej Fowler wiódł do walki największą formację samolotów z lotniskowców eskortowych, jaką tego dnia udało się zebrać: aż 41 Avengerów i 13 Wildcatów. Był to zespół porównywalny do tych, które wystawiały lotniskowce Halseya. Jednak na lotniskowcach eskortowych brakowało już torped i miały je jedynie trzy Avengery z VC-75 z Ommaney Bay, oraz jeden Avenger z VC-21 z Marcus Island. Reszta miała podwieszone 500 funtowe bomby.

Choć nad “Taffy 2” pogoda była całkiem niezła, to w miarę zbliżania się do Zespołu “A” wyraźnie się pogarszała. Teraz Kurita mógł dziękować za szkwał, który przetaczał się nad jego okrętami. Jednak Amerykanie wykryli jego siły około 12:30, kiedy “Siła Centralna” była już tylko 20 mil od wejścia do Zatoki Leyte. Fowler podzielił swoją formację na dwa zespoły. Jeden z Fowlerem na czele zaatakował od południowego zachodu, a drugi prowadzony przez komandora podporucznika Johna Dale – dowódcy VC-20 z Kadashan Bay – od północnego zachodu. Przy podejściu do celu zespoły podzieliły się na jeszcze mniejsze grupki. Fowler wziął ze sobą swoje załogi z VC-5, Avengery z VC-80 i trzy Avengery z VC-4, VC-10, EAG-37, po czym skierował się na pancernik Nagato. Avengery zaczęły nurkować pod kątem 60° zupełnie jak Helldivery. Choć Amerykanie zgłosili trzy trafienia, to tak naprawdę ich bomby spadły koło burt ostro skręcającego pancernika. Lecące za Fowlerem samoloty z Manila Bay wzięły na cel pancernik Haruna i również zaliczyły co najwyżej trafienia w pobliżu okrętu.

Eskadra prowadzona przez komandora podporucznika Dale również się rozdzieliła. Dale wraz z VC-20 z Kadashan Bay i VC-21 Marcus Island też zaatakował Nagato. Ale i ta grupa spudłowała, choć jeden z pilotów zgłosił bezpośrednie trafienie. Klucz czterech innych Avengerów z VC-20 skręcił w kierunku lekkiego krążownika Noshiro. Ich bomby były celniejsze. Dwie trafiły tuż koło rufy uszkadzając lewy wał śruby, trzy bomby uderzyły tuż obok lewej burty i ich odłamki rozerwały zbiorniki paliwa, oraz zniszczyły dalmierz. Jeszcze inny pilot z VC-20 z Kadashan Bay porucznik Thomas Harford zrzucił celną bombę na rufę krążownika Tone uszkadzając układ sterowniczy i wzniecając pożary. Jedyne trzy Avengery wyposażone w torpedy, czyli samoloty z VC-75 z Ommaney Bay, zaatakowały pancernik Haruna i lekki krążownik Noshiro. Żadna z torped nie trafiła.

Sześć Avengerów z VC-27 z Savo Island prowadzonych przez komandora porucznika Goly Henriego odłączyło się od formacji Fowlera nieco wcześniej, by zaatakować odstający od Zespołu “A” płonący i spowity dymem krążownik Suzuya. Przed chwilą w jego magazynach wybuchły jego własne torpedy. Japoński okręt próbował robić unik, ale widać było, że był ledwie sterowny. Dwie bomby trafiły w dziób okrętu, a jedna w rufę. Za pierwszą szóstką do ataku podeszły samoloty z VC-21 Marcus Island. Najpierw Wildcaty ostrzelały płonący pokład. Podczas drugiego ataku myśliwce zostały zaatakowane przez trzy rozpoznawcze wodnosamoloty Aichi “Jake”. Najwyraźniej była to desperacka próba ratowania krążownika przez japońskich pilotów. Efekty tego bohaterskiego czynu były jednak łatwe do przewidzenia. Podporucznik Willis Penney wyciągnął swojego Wildcata w górę i stamtąd spłynął na prowadzącego “Jake”. Po krótkiej serii w nasadę skrzydła wodnosamolot eksplodował. Pozostałe wyrwały w chmury. Jeden w lewo, drugi w prawo. Penny poleciał za tym pierwszym i również do zestrzelił. Za drugim ruszył podporucznik Chester Chapman. “Jake” zrobił ostry zwrot o 180°, ale Chapman odłożył poprawkę i jedną serią posłał go w dół.

Po ataku Wildcatów nad Suzuyę skierowało się kilka Avengerów z VC-21 i zrzuciło na krążownik bomby. Na końcu leciał dowódca VC-21 komandor podporucznik Thomas Murry, który jako jedyny miał podwieszoną torpedę. Zrzucił ją z bardzo bliska, odległości mniej niż kilometr, z wysokości 100 metrów. Zupełnie jak na ćwiczeniach. Tej torpedy Suzuya nie miał jak ominąć. O 12:49 trafiła w rufę i wywołała potężną eksplozję. Krążownik przewrócił się na burtę i zatonął.

W drodze powrotnej dwóch pilotów Avengerów z VC-27 napotkało kolejnego rozpoznawczego Aichi “Jake”. Leciał dokładnie naprzeciw nich, nieco wyżej niż amerykańskie bombowce. Porucznik John Yeaman podciągnął swój samolot i ostrzelał “Jake” od dołu. Ten zadymił i skręcił w stronę najbliższej chmury. Yeaman poleciał za nim. Pozbawiony bomb Avenger miał nieco zapasu mocy i Amerykanin dogonił japońską maszynę. Po kilku celnych seriach “Jake” zapalił się i runął do oceanu. Zaraz po tej walce załoga Avengera dostrzegła drugiego, a potem trzeciego “Jake”. Yeaman zaatakował, a jego strzelcowi marynarzowi Leroyowi Weimerowi też udało się je ostrzelać. Jednak obu wodnosamolotom udało się uciec w chmury.

Kurita podejmuje decyzję.

Z mostków japońskich okrętów widać już było Zatokę Leyte, a tam znajdował się cel całej operacji – amerykańska flota desantowa. Jednak admirał Kurita przestał wierzyć, że do celu w ogóle dotrą. Ostatni atak samolotów był większy, niż poprzednie, i zapewne byłoby kwestią czasu, kiedy wszystkie okręty Zespołu “A” byłyby zatopione. Część z jednostek “Siły Centralnej”, która dotarła aż do tego etapu, była poważnie uszkodzona. Z drugiej strony największe okręty z wielkim Yamato na czele dalej zachowywały sprawność bojową. Jego sztab w ogóle nie skojarzył faktu, że amerykańskie bombowce nie używały już prawie torped. Co robić w tej sytuacji? Kontynuować atak, czy próbować ratować te okręty, które mu zostały?

Kurita był wyczerpany. Poddał się. O 13:13 podjął decyzję o wycofaniu się do bazy morskiej na wyspie Coron w zachodniej części Filipin i tym samym zakończeniu operacji Shō-Gō 1.

Nadciąga kawaleria

O 8:29 admirał Kinkaid wysłał do Halseya desperacką prośbę o pomoc: “Sytuacja krytyczna, atak pancerników i szybkich lotniskowców niezbędny, aby zapobiec wkroczeniu wroga do Zatoki Leyte“. O 8:38 Halsey odczytał raport admirała Cliftona Sprague potwierdzający, że w ataku biorą udział cztery pancerniki, osiem krążowników i wiele niszczycieli. Jednak Halsey milczał. Był zajęty atakowaniem lotniskowców Ozawy na północy. Później w wywiadach bez ogródek twierdził, że Kinkaid miał swoją flotę i powinien sobie radzić sam. Dopiero o 8:48 rozkazał admirałowi floty Johnowi S. McCainowi, aby ten skierował swój powracający z Ulithi Zespół TG 38.1 w okolice Wyspy Samar i jak najszybciej zaatakował flotę czterech pancerników, ośmiu krążowników oraz niszczycieli. Podał też koordynaty celu. Kinkaid jeszcze kilka razy ponawiał prośby o pomoc wskazując, że jego okręty mają mało amunicji. Wreszcie o 9:27 Halsey odpowiedział Kinkaidowi, że jest zajęty flotą Ozawy i że Kinkaid może liczyć na pomoc TG 38.1 McCaina, a nie na główne siły 3 Floty. Jednak wtedy bitwa była już rozstrzygnięta. Niczym odsiecz kawalerii w klasycznym westernie pomoc przybyła po wielkim finale, a tuż przed napisami końcowymi.

Na lotniskowcach TG 38 od świtu trwały przygotowania do ataku przeciw resztkom “Siły Północnej” Ozawy. Na pokładzie stały w pierwszym rzędzie uzbrojone w bomby 500 funtowe Avengery. Aby zapewnić odpowiedni zasięg miały one podwieszone dodatkowe zbiorniki paliwa. Gdy do McCaina doszedł rozkaz o ataku na “Siłę Centralną”, która składała się przede wszystkim z pancerników i ciężkich krążowników, bomby zostały zamienione na torpedy. Z pierwszych meldunków wynikało, że zespół Kurity jest dość blisko, od Avengerów odmontowano dodatkowe zbiorniki i bezceremonialnie wyrzucono za burtę, aby zmniejszyć ryzyko wypadków przy starcie. Zaraz potem przyszła korekta pozycji japońskiej floty. Tym razem okazało się, że jest ona dużo dalej, ale nie było czasu na długotrwałą operację ponownego napełniania podwieszanych zbiorników, bo zespół “Taffy 3” znajdował się najwyraźniej w prawdziwych opałach. Wiedząc, że samoloty będą musiały przelecieć spory dystans Helldiverom podwieszono z kolei lżejsze 500 funtowe bomby zamiast ciężkich 1600 funtowych bomb przeciwpancernych, które mogbyły zagrozić pancernikom. Teraz liczyło się już tylko to, żeby startować jak najszybciej i choć trochę odciążyć kolegów z lotniskowców eskortowych.

Lotniskowce MCaina zbliżyły się do granicy zasięgu własnych samolotów o 10:30. I dopiero wtedy z pokładów USS Hancock, USS Hornet i USS Wasp zaczęło startować 101 samolotów: 19 Avengerów, 35 Helldiverów i 47 Hellcatów. Wyprawa nie zaczęła się dobrze. Jeden z pilotów Hellcatów z VF-11 z Horneta zgłosił awarię systemu hydraulicznego i musiał zrezygnować z misji. Zaraz potem Helldiver kapitana Williama Strahana i bosmana Roberta Kestera z VB-11 rozbił się po starcie, ale jego załoga została wyłowiona przez niszczyciel USS Fanning. Kolejny Helldiver, tym razem z VB-7 z Hancocka również po starcie uderzył w wodę. Niszczyciel USS wyłowił pilota porucznika Johna Edmondsa i starszego mata Benedicta Frappiera, ale Frappier zmarł z odniesionych ran. Lot kontynuowało więc 98 samolotów. Wyprawę prowadził pilotujący Helldivera komandor podporucznik John D. Blitch – dowódca VB-14 z Waspa. Zła pogoda spowodowała, że tworzenie formacji potrwało zbyt długo i samoloty zmarnowały trochę bezcennego paliwa. Aby to zrównoważyć dowódca VT-14 komandor podporucznik Howard S. Roberts nakazał pilotom Avengerów odciążyć swoje samoloty i zrzucić w ocean po jednej bombie.

Wyprawa leciała ponad trzy i pół godziny. Po dotarciu nad wskazany wcześniej cel nie odnalazła jednak japońskich okrętów. Amerykanie przylecieli nieco za bardzo na północ. Pomogła im dopiero wskazówka nadana przez dyspozytora z USS Kitkun Bay. O 13:20 Blitch dojrzał płynące na północ okręty Kurity. Japończycy wykryli formację z TG 38.1 dziesięć minut wcześniej i rozpoczęli manewry utrudniające Amerykanom ustalenie optymalnego podejścia do ataku. Cały Zespół “A” najpierw wykręcił na wschód, potem na południe i wreszcie na północ. Wszystkie okręty utrzymywały dyscyplinę i zachowywały szyk kryjąc się nawzajem ogniem artylerii przeciwlotniczej. Nawet jak jakaś jednostka obierała inny kurs, to zaraz starała się wrócić na odpowiednią pozycję. Dla pilotów McCaina było to nowe doświadczenie, bo we wcześniejszych starciach mieli zazwyczaj do czynienia z zupełnie niezorganizowanymi manewrami pojedynczych okrętów, z których każdy walczył z nalotami na własną rękę.

Blitch skierował atak na wyraźnie wyróżniający się w tłumie pancernik Yamato. Ogień dział przeciwlotniczych był skoncentrowany i piloci Helldiverów musieli ostro manewrować, aby japońscy artylerzyści nie mogli się wstrzelać w cel. Pierwszy klucz znurkował ku pancernikowi i zrzucił bomby. Piloci zgłosili dwa trafienia w rufę. Drugi klucz skręcił ku pancernikowi Haruna, ale ten wykonał zwrot i wszystkie bomby spadły w wodę. Avengery z VT-14 z Waspa znurkowały ku pancernikowi Nagato. Samolot porucznika Roberta Davisa oberwał pociskiem, który uszkodził komorę bombową i wyrwał metrową dziurę w skrzydle. Davis przerwał atak i odleciał w stronę lotniska Tacloban. Nie wiedzieć po co jeden z kluczy VT-14 obrał za cel buchający płomieniami i tonący krążownik Suzuya, i jeszcze zdążył ulokować w nim bomby, zanim ten zatonął. Do tego marnowania bomb dołączył klucz z VT-11 z Horneta, który władował w trupa kolejne dwie bomby. Trzy inne Avengery z VT-11 pilotowane przez kapitana Wilbura Engmana, kapitana Melvina Tegge i porucznika Lawrence Helmutha zaatakowały pancernik Kongō. Amerykanie nie trafili w pokład, ale bomby uderzające tuż przy burtach mocno pokiereszowały odłamkami pancernik uszkadzając mostek i doprowadzając do pęknięcia poszycia burty i wycieku paliwa. Grupa CAG-7 z Hancocka skierowała się ku Yamato, ale żadna z ich bomb nie trafiła. Po zrzuceniu wszystkich bomb samoloty TG 38.1 zabrały się za atakowanie z broni pokładowej niszczycieli. Nie obyło się bez strat. Artyleria przeciwlotnicza zestrzeliła Helldivera porucznika Charlesa Robertsona i bosmanmata Josepha Troppa z VB-7 z Hancocka, Helldivera kapitana Herberta Welkera i bosmanmata Nichlasa Iorio z VB-14 z Waspa i Hellcata podporucznika Arthura Longa z VF-14 z Waspa. Prawie wszyscy z nich zginęli. Uratował się jedynie bosmanmat Tropp z VB-7, który dopłynął do brzegu i został uratowany przez filipińską partyzantkę.

Podobnie jak atak zespołu admirała McCaina nadszedł już po rozstrzygnięciu Bitwy koło Samar, tak dopiero w tej fazie admirał Kurita doczekał się wsparcia własnego lotnictwa. Podczas tego nalotu nad okrętami Zespołu “A” pojawiły się nieliczne samoloty japońskiego lotnictwa armii. Zostały one zaatakowane przez Hellcaty z VF-11 z Horneta. Podorucznik Walton Boring zestrzelił jednego Nakajima “Oscar”, a podporucznik Lawrence Hardy jednego Nakajima “Tojo”.

F6F-5 Hellcat z VF-11 z USS Hornet.
(Żródło: asizbiz.com)

Powrót całej wyprawy na lotniskowce nie był łatwy. Zespół TG 38.1 cały czas płynął na zachód, ale w dalszym ciągu samoloty musiały przebyć aż 340 mil morskich. Część pilotów zdecydowała się na lądowanie na lotnisku Tacloban i na lotniskowcach “Taffy 2”. Jeden z Avengerów lądujących w Tacloban był tak uszkodzony, że rozpadł się przy przyziemieniu. Jednak większość poleciała ku własnym okrętom. Nie wszystkim udało się dolecieć. Podporucznik Paul Ruch z VB-7 z Hancocka wodował swoim Helldiverem w pobliżu lotniskowców i załogę wyłowił niszczyciel USS Downes. Podporucznik Merril Alders z VB-7 wodował Helldivera jeszcze wcześniej i dopiero po trzech dniach po załogę przyleciał PBM Mariner z VPB-21. Pilot łodzi latającej kapitan John Moriarty nie zauważył jednak, że wokoło pływały szczątki Helldivera i przy próbie lądowania kadłub Marinera został rozorany. Pilot zabrał rozbitków i wystartował, ale woda nabrana przez dziurę przepłynęła ku ogonowi i łódź latająca zaczęła tracić równowagę, po czym runęła w wodę. Obserwator starszy mat Samuel Pyan został przy uderzeniu ciężko ranny i niedługo potem zmarł. Reszta uratowała się i została wyłowiona przez niszczyciel USS Cushing. Dwa Helldivery z VB-11 z Horneta pilotowane przez podporucznika W. L. Armstronga i podporucznika Carla Schwaba również wodowały. Pierwsza załoga została wyłowiona przez USS Cummings, a druga przez USS Downes. Na pokład Waspa wróciły za to prawie wszystkie załogi, oprócz porucznika Williama Shawcrossa , który musiał wodować swoim Avengerem. Tę załogę wyłowił niszczyciel USS Case.

Ostatnie ataki

Po południu 25 października sytuacja była już jasna. Flota Kurity odpływała i lotniskowce eskortowe 7 Floty Kinkaida nie były przez nią zagrożone. Teraz amerykańscy marynarze bardziej obawiali się kolejnego ataku pilotów samobójców. Jednak mimo zmęczenia lotników i sfatygowania samolotów Amerykanie byli żądni zemsty. Kiedy ogłoszono piąty i jak się miało okazać ostatni atak na “Siłę Centralną” chętnych było aż nadto, choć wiadomo było, że ta misja może być jeszcze trudniejsza. Flota Kurity zbliżyła się znacznie do japońskich baz lotniczych na Filipinach i mogła w większym stopniu liczyć na osłonę z powietrza. Gdy na szybko ułożono plan akcji, podjęto decyzję że atak będzie skierowany na dwa cele równolegle. Część samolotów poleci nad główne siły Zespołu “A”, a część nad pozostawione w tyle krążowniki Chikuma i Chōkai z eskortą dwóch niszczycieli.

Piąty atak samolotów z “Taffy 2” – Chikuma tonie

o 13:00 do ataku na oddalające się październiki wystartowały cztery Avengery z VC-80 z Manila Bay w osłonie ośmiu Wildcatów z tej samej jednostki. W locie dołączyły do nich cztery Avengery z VC-81 z Natoma Bay i jeden Avenger z VC-21 z Marcus Island. Dowodzenie nad tym kombinowanych zespołem przejął dowódca VC-81 komandor podporucznik Harry K. Stubbs. Na tych trzech lotniskowcach skończyły się nie tylko torpedy, ale i nawet bomby odłamkowo-przeciwpancerne. W komorach bombowych Avengerów podwieszono więc po cztery 500 funtowe bomby ogólnego przeznaczenia, które pancerzy pancerników i tak przebić nie mogły. Jeden z bombowców z VC-81 musiał zawrócić z powodu problemów z silnikiem i wyprawa skurczyła się do ośmiu Avengerów i ośmiu Wildcatów.

Około 14:00 wyprawa dotarła nad okręty Kurity. Cztery bombowce z Manila Bay zaatakowały krążownik Tone, a trzy z Natoma Bay lekki krążownik Noshiro. Avenger z Marcus Island pilotowany przez podporucznika Philipa Bankstona samotnie zaatakował pancernik Nagato. W tym czasie osiem Wildcatów ruszyło ostrzeliwać z broni pokładowej niszczyciele otaczające Tone, aby przeszkodzić im w prowadzeniu ognia do bombowców. Trzy załogi z VC-80 z kapitanem Normanem Parmleyem na czele podeszło do Tone od rufy. Wszystkie bomby spadły wokół burt krążownika. Trzy Avengery z Natoma Bay nadleciało nad Noshiro od bakburty i równie zgodnie wyładowało bomby w ocean tuż przy japońskim okręcie. Jednak tym razem odłamki dosięgnęły nadbudówek i jeden z nich przerwał rurociągi z parą. Noshiro momentalnie pokrył się żółtawym obłokiem. O dziwo najcelniejszy był atak podporucznika Bankstona, który jedną z bomb trafił pancernik Nagato w dziób. Eksplozja była bardzo widowiskowa, ale bomba przeciwpiechotna nie zrobiła wielkiego wrażenia na pancerzu okrętu. Po ataku wszystkie samoloty zebrały się w jedną formację i wróciły na pokłady swoich lotniskowców.

Druga grupa samolotów z “Taffy 2” wystartowała mniej więcej o tej samej porze. Była jednak jeszcze mniejsza. Stanowiło ją jedynie sześć Avengerów i cztery Wildcaty z VC-75 z Ommaney Bay. Ten lotniskowiec jako chyba jedyny zachował torpedy do końca. Trzy torpedy. Pozostałe trzy Avengery były uzbrojone w 500 funtowe bomby odłamkowo-przeciwpancerne. W drodze do Chōkai i Chikumy pogoda znowu się pogorszyła i Amerykanie wykryli japońskie okręty tylko dzięki radarom. Najpierw z chmur wypadły cztery Wildcaty, wzięły na cel Chikumę i ostrzelały jego pokład Browningami. Po nich z chmur wyłoniły się trzy Avengery z torpedami. Obrona przeciwlotnicza krążownika strzelała już niecelnie. Bombowce mogły podejść blisko i nisko. Wszyscy trzej piloci zrzucili torpedy w odległości zaledwie 800 metrów od okrętu będąc ledwie 100 metrów na poziomem oceanu. Nie mogli nie trafić. Trzy torpedy nieubłaganie pomknęły ku burcie Chikumy i wszystkie uderzyły w cel. Tego umęczony krążownik już nie przetrzymał. Przewrócił się na grzbiet i po kwadransie zatonął. Trzy Avengery z bombami zajęły się w tym czasie niszczycielami eskorty. Dwa z nich zaatakowały niszczyciel zidentyfikowany błędnie jako lekki krążownik i trafiły go dwiema bombami. Trzeci ulokował bombę w innym niszczycielu. Jednym z trafionych okrętów był niszczyciel Nowaki, który odniósł poważne uszkodzenia i utracił prędkość. Jego stan był tak krytyczny, że wieczorem jego załoga zostanie ewakuowana, a okręt zostanie zatopiony przez niszczyciel Fujinami.

TBM-1C Avenger z VC-75 z USS Ommaney Bay, który 18 września 1944 wylądował na Peleliu jako pierwszy samolot amerykański.
(Źródło: worldwarphotos.info)
Drugi atak samolotów z TG 38.1 i szósty atak samolotów z “Taffy 2”

Admirał floty Thomas Kinkaid poczuł zew krwi. Wiedział już, że Takeo Kurita wycofuje się i jego lotniskowce są bezpieczne, ale chciał wykorzystać rejteradę wroga, aby zadać mu kolejne ciosy. O 13:31 wydał więc Thomasowi Sprague rozkaz: “Wygląda na to, że japońskie siły są poważnie osłabione. Kontynuujcie ataki“. Pilotów zespołów “Taffy” nie trzeba było do tego specjalnie namawiać. Dyszeli żądzą odwetu. Po 14:00 mechanicy zaczęli przygotowywać kolejny, ostatni tego dnia atak. Samoloty startowały z wielu lotniskowców i o 15:30 cała formacja składająca się z 48 samolotów znalazła się w powietrzu. I znowu zasadniczą część tej grupy stanowiły 44 samoloty z “Taffy 2”. Z “Taffy 3” zespół wzmocniły jedynie 4 Avengery z VC-5 z Kitkun Bay.

Tak się złożyło, że od trzech godzin do japońskiego zespołu zbliżała się formacja 53 samolotów z TG 38.1 McCaina. Składało się na nią w sumie 13 Avengerów, 20 Helldiverów i 20 Hellcatów z CAG-7 z Hancocka i CAG-11 z Horneta. O 15:00 wyprawa doleciała do “Taffy 2”, potem do “Taffy 3”. Nieco dalej formacja z TG 38.1 dotarła na miejsce, gdzie niszczyciele wyławiały rozbitków z zatopionego St. Lô. I tu o mało co nie doszło do nieszczęścia. Lotnicy założyli, że w takiej odległości od od “Taffy 3” mogą się znajdować tylko japońskie okręty i zaczęli zbierać się do ataku. Na szczęście szybka wymiana komunikatów między lotnikami, a załogami niszczycieli, łącznie z podaniem hasła na dziś, uratowała sytuację. Wychowani na “Stawce większej niż życie” moglibyśmy się spodziewać hasła poetyckiego mówiącego coś o kasztanach, Zuzannie, albo przynajmniej o jakiejś ciotce. Amerykanie nie mieli takiego polotu i hasłem niszczycieli było “NGJ”, a odzewem samolotów “RRR”. O 15:45 formacja z TG 38.1 spotkała się w powietrzu z samolotami z lotniskowców eskortowych. Dalej obie grupy poleciały już razem, dzięki czemu siły mające zaatakować “Siłę Centralną” miały odtąd liczyć 101 samolotów.

Lecąc po śladach rozlanej ropy Amerykanie dotarli nad japońskie ciężkie okręty ledwie dwadzieścia minut po połączeniu sił obu zespołów. O 16:10 atak został rozpoczęty. Najpierw na pancernik Kongō i na niszczyciele rzuciły się Wildcaty z VC-21 z Marcus Island. Tym razem myśliwce miały podwieszone 250 funtowe bomby. Dwa FM-2 zrzuciły bomby na pancernika, a trzy na niszczyciele. Po uwolnieniu ładunku Wildcaty zawróciły i zaczęły czesać ogniem broni pokładowej pokłady tych okrętów. Następnie do akcji ruszyły Avengery z VC-21 z Marcus Island prowadzone przez komandora podporucznika Thomasa O. Murraya. Bombowce nie miały już torped, więc podwieszono pod nie bomby i rakiety HVAR. Avengery wzięły za cel pancerniki Yamato, Haruna i krążownik Tone. Wszystkie bomby spadły koło burt, ale w krążowniku Tone i w Yamato na tyle blisko, żeby zadać pewne uszkodzenia i spowodować podtopienia. Tylko Haruna wymknął się zwinnie nawet bliskim trafieniom robiąc ostry zwrot na lewą burtę.

Po samolotach z Marcus Island kolej przyszła na maszyny z CAG-7 z Hancocka z TG 38.1. Kilka Helldiverów z VB-7 znurkowało w kierunku pancernika Haruna, a za nimi ruszyły Avengery z VT-7. Sześć bomb spadło w bezpośrednim sąsiedztwie okrętu. Drugi klucz Helldiverów z VB-7 wybrał inny cel – krążownik Tone. Podczas nurkowania samolot porucznika Bruce Sampsella został trafiony działkiem, prawdopodobnie kalibru 25mm, i runął bezwładnie do oceanu. I pilot, i strzelec bosmanmat Glen Lambeth zginęli. Przed trafieniem Sampsell zdołał zrzucić 1000 funtową bombę, która spadła tuż koło prawej burty Tone, ale jej odłamki nie przebiły pancerza. W ataku na Harunę i Tone trafione zostały jeszcze trzy samoloty z Hancocka. Helldiver podporucznika Richarda Kinselli dostał tak mocno, że jego załoga musiała ratować się skokiem ze spadochronem. Kinsella został potem uratowany przez niszczyciel USS Cowell, ale jego strzelca bosmanmata Herberta Mugrauera już nigdy nie odnaleziono. Avenger z VT-7 pilotowany przez porucznika Richarda Scobella też oberwał fatalnie, ale pilot zdołał nim wodować. Zginął jednak radiooperator starszy mat Wallace Barney. Dwa dni później pilot i strzelec bosman Clifford Boyer zostaną wyłowieni przez niszczyciel USS Preston. Jeszcze inny Helldiver porucznika Charlesa Copelana też został postrzelany, ale pilot zdołał nim lądować awaryjnie na USS Kadashan Bay z “Taffy 2”.

SB2C-3 Helldiver z VB-7 z USS Hancock.
(Źródło: ww2db.com)

Następny atak przypuściły samoloty z Horneta. Załogi z CAG-11 miały jednak bardzo mało czasu na zorganizowanie zaawansowanych akcji, bo w drodze do celu zmarnowały za dużo paliwa przy kręceniu się nad niszczycielami ratującymi rozbitków z St. Lô. Dlatego poszczególne klucze atakowały najróżniejsze okręty nie koncentrując się na jakimś konkretnym celu. Najpierw do akcji weszły Hellcaty z VF-11, które zrzuciły bomby na niszczyciele i krążowniki, i ostrzelały Browningami ich pokłady. Dwa klucze Avengerów z VT-11 ruszyły w płytkim locie nurkowym na lekki krążownik Yahagi. Samoloty musiały robić ostre uniki, bo okręt zaczął do nich strzelać z głównej artylerii – sześciocalowych dział. Avengery i tym razem nie miały torped, a jedynie po cztery 500 funtowe bomby. Żadna z nich nie trafiła bezpośrednio w krążownik. Jednak uderzyła w wodę tuż koło wieży nr 1 i spowodowała pożary, ale te zostały szybko ugaszone. Helldivery z VB-11 zaatakowały między innymi pancerniki Nagato i Haruna. Jedna bomba trafiła tuż u burty tego pierwszego, a kilka w bezpośrednim sąsiedztwie tego drugiego. Znowu żadna bomba nie trafiła w same okręty. Po ataku Avengery z VT-11 zawróciły na lotniskowiec, a Helldivery z VB-11 skierowały się na lotnisko Tacloban, bo bombowiec Curtissa miał mniejszy zasięg i załogi mogły nie dolecieć na własny pokład. I faktycznie jeden z Helldiverów porucznika Lestera Tolera musiał z braku paliwa wodować w lagunie koło miasta Tacloban. Za to jeden z pilotów VB-11 porucznik Richard Aubel źle zrozumiał rozkaz i poleciał z Avengerami w kierunku USS Hornet. I on akurat tak umiejętnie sterował manetką gazu, że dotarł na miejsce i wylądował na swoim lotniskowcu.

Kiedy uderzenie TG 38.1 zakończyło się, na japońskie okręty znurkowała reszta samolotów z “Taffy 2”. Atakiem dowodził komandor podporucznik Percival Jackson, dowódca VC-27 z Savo Island. Najpierw do akcji weszły Wildcaty z VC-81 z Natoma Bay, które ostrzelały mniejsze okręty, a w ślad za nimi klucz czterech Avengerów z VC-27 kierowany przez kapitana Soule Bittinga znurkował pod kątem 45° ku krążownikowi Tone. Bombowce miały podwieszone po trzy bomby 500 funtów i wszystkie 12 trafiło w wodę, choć kilka w pobliżu burt krążownika. Po nalocie klucz Bittinga skręcił ku krążownikowi Noshiro i zaatakował go rakietami i Browningami. Tym razem wiele rakiet dosięgnęło celu.

Cztery Avengery z VC-5 z Kitkun Bay jako nieliczne miały jeszcze torpedy. Dowódca klucza podporucznik Ronald Marchant podzielił go na dwie sekcje, które miały zaatakować z dwóch stron pancernik Nagato. Żadna z torped nie trafiła. Jako kolejny zaatakował komandor podporucznik Johnson z VC-27. Jego skrzydłowi gdzieś się zapodziali, więc dowódca zdecydował się na samotny atak na krążownik Haguro. Rakiety Johnsona dosięgnęły celu, ale wyrzutniki bombowe zacięły się. Walcząc z nimi Johnson przyłączył się do dwóch Wildcatów z VC-81 z Natoma Bay, które zaczęły nurkowanie ku Haguro, i zrobił drugie podejście do ataku bombowego. Tym razem udało mu się uwolnić bomby i któraś z nich trafiła w pokład krążownika, ale nie wiadomo jakie szkody poczyniła.

Dwa Avengery z VC-75 z Ommaney Bay kierowane przez porucznika Roberta Nasha miały po trzy 500 funtowe bomby przeciwpancerno-odłamkowe. Nash zwrócił się w stronę niszczyciela Hayashimo. Przy podejściu pocisk działka przeciwlotniczego wyrwał w lewym skrzydle bombowca skrzydłowego podporucznika Donalda Jonesa półmetrową dziurę, ale nie zniechęciło to Amerykanina do kontynuowania ataku. Oba Avengery zrzuciły bomby z wysokości około 300 metrów, a potem skrzydłowy wystrzelił w kierunku niszczyciela rakiety, z których dwie dosięgnęły okręt. I jedna z bomb Nasha, i jedna z bomb Jonesa trafiły w Hayashimo. Zniszczona została między innymi maszynownia, na skutek czego niszczyciel wytracił całą prędkość. Do asysty uszkodzonego okrętu wyznaczono niszczyciel Akishimo. Jednak widok dymiącego i płonącego Hayashimo zadziałał na pozostałych pilotów “Taffy 2” jak czerwona płachta na byka. W jego kierunku natychmiast skręcił klucz czterech Avengerów z VC-20 z Kadashan Bay. Dowodzący nim komandor podporucznik John Dale celnie zrzucił bomby w uszkodzoną jednostkę, wystrzelił w nią rakiety i omiótł seriami dwóch karabinów maszynowych. Podporucznik Ronald Baringer ulokował bombę w śródokręcie, a dwóch pozostałych pilotów władowało w Hayashimo sześć rakiet. Niszczyciel zaczął bezwładnie dryfować po oceanie. Jednak nie był jeszcze skazany. Jego kapitan komandor porucznik Toshio Hirayama sprawnie zarządzał usuwaniem uszkodzeń i oba okręty wieczorem dołączyły do głównych sił Kurity.

Wildcaty z VC-81 z Natoma Bay zabrały tym razem 250 funtowe bomby. Podczas gdy dwa z Percivalem Johnsonem skupiły się na krążowniku Haguro, pozostałe komandor podporucznik Robert Barnes poprowadził do ataku na lekki krążownik Noshiro. Bombardowanie z lotu nurkowego Wildcatami przez niedoświadczonych pilotów przyniosło łatwe do przewidzenia efekty, czyli zero trafień. Nieusatysfakcjonowani piloci VC-81 wyżyli się na niszczycielu Hayashimo, którego ostrzelali z broni pokładowej. Klucz czterech Avengerów kapitana Kennetha Wavella z VC-81 zatakował z kolei duży niszczyciel Kishinami. Wavell ulokował trzy ze swoich bomb niedaleko burt okrętu, ale inni piloci jego klucza postanowili zaatakować godniejszy cel – lekki krążownik Yahagi, który znajdował się za Kishinami. Dwie z 500 funtowych bomb spadły blisko burty krążownika raniąc paru marynarzy i wzniecając małe pożary. Jeden z pilotów klucza porucznik Leon Conner zawrócił zaatakować krążownik jeszcze raz, tym razem za pomocą podwieszonych rakiet HVAR, ale prawdopodobnie został w tym podejściu zestrzelony, bo nigdy już go nie widziano.

Zaraz po ataku samolotów z VC-81 z Natoma Bay w kierunku krążowników Nagato i Tone zaczęły nurkować kolejne bombowce. Jednak artyleria przeciwlotnicza okrętów po chwili dostała rozkaz wstrzymania ognia i szybkiego rozwinięcia na pokładach wielkich japońskich flag. Nurkujące samoloty wyrwały w górę i przerwały atak. Były to japońskie Aichi “Val”, które omal nie zaczęły kontynuować amerykańskich nalotów na Zespół “A”. To siły powietrzne admirała floty Fukudome zaczęły zapewniać flocie Kurity wsparcie powietrzne. W ich osłonie “Siła Centralna” wpłynęła do Cieśniny San Bernardino.

Ostatni atak samolotów z “Taffy 1”

Pomny rozkazu Thomasa Kinkaida wiceadmirał Thomas Sprague zorganizował tego dnia jeszcze jeden nalot. O 15:45 z czterech lotniskowców zespołu “Taffy 1” wzniosło się w powietrze ponad dwadzieścia samolotów. Główny trzon tych niewielkich sił stanowiło sześć Avengerów z torpedami z VC-76 z Petrof Bay. Wcześniej, zaraz po atakach kamikaze, Thomas Sprague nakazał im był wystartować z podwieszonymi torpedami i kręcić się w powietrzu na wszelki wypadek, aby nie utracić ich przy ewentualnym kolejnym samobójczym ataku. Po otrzymaniu rozkazu Kinkaida Avengery wylądowały, uzupełniono im paliwo i przed 15:45 poderwano w powietrze ponownie. Do sześciu bombowców dołączył samotny Avenger z EAG-37 z Sangamona i sześć Hellcatów z podwieszonymi bombami z EAG-60 z Suwannee. W osłonie leciało sześć Wildcatów z EAG-26 z Santee i sześć Hellcatów z EAG-37 z Sangamona.

Około 17:00 wyprawa dotarła nad Cieśninę San Bernardino, ale tam był już tylko jeden okręt wolno płynący na zachód. Było to krążownik Kumano, którego podczas bitwy ciężko uszkodziła torpeda z niszczyciela USS Johnston. Najpierw pokład Kumano został ostrzelany przez Hellcaty i Wildcaty osłony, potem znurkowały ku niemu “bombowe” Hellcaty, a na końcu Avengery z Petrof Bay zrzuciły w jego kierunki torpedy. Bliskie trafienia bomb spowodowały zatopienie maszynowni nr 6, ale krążownik to przetrwał i popłynął dalej do Manili.

Lepiej późno niż wcale?

Około 15:00 z lotniska Legaspi na południowo zachodnim Luzonie zaczęły startować samoloty japońskiej 6 Floty Powietrznej. Były to samoloty z okolic Manili, które rano próbowały odnaleźć amerykańskie lotniskowce, ale nie udało mi się to. Zamiast wracać na własne lotniska wylądowały w Legaspi, aby tam uzupełnić paliwo i spróbować znaleźć wrogą flotę jeszcze raz. Gdy Zespół “A” walczył z “Taffy 3” samoloty tankowano i przygotowywano do misji. W końcu między 15:00, a 16:00 japońska wyprawa była już w powietrzu i kierowała się nad amerykańskie lotniskowce. Za cel Japończycy wzięli położony centralnie Zespół “Taffy 2”. Zmienić wyników Bitwy o Leyte już nie mogli. Ale mogli zadać dodatkowe straty flocie Kinkaida.

W tym czasie nieba nad lotniskowcami “Taffy 2” patrolowało osiem Wildcatów z VC-80 z Manila Bay. Pierwszą formację japońską wykryły niemal jednocześnie o 16:29 radary USS Manila Bay i USS Natoma Bay. Jak to dojrzeli operatorzy, wrogich samolotów było “wiele”. Ku zagrożeniu skierowano połowę patrolujących samolotów, czyli jeden czterosamolotowy klucz prowadzony przez kapitana Waltera Fishera. Jeden z tych Wildcatów był “z innej bajki”. Pilotował go podporucznik Joseph McGraw – pilot z zatopionego USS Gambier Bay. Wroga formacja zaraz zawróciła, ale zaraz wykryto drugą i to przeciw niej wysłano teraz klucz Fishera. Czterech pilotów Wildcatów dostrzegło wrogą formację około 51 mil od “Taffy 2”. Okazało się, że były to bombowce nurkujące Aichi D3A “Val”, których naliczono 18. W ich osłonie leciało około 10 Mitsubishi A6M “Zero”. Amerykanie wspięli się odpowiednio wysoko, aby zaatakować bombowce z góry. W ataku Fisher, McGraw i podporucznik William Eason zestrzelili po jednym “Val”, ale ten pierwszy został zaraz potem strącony przez jedno z “Zer” eskorty. Amerykaninowi udało się wyskoczyć ze spadochronem i nazajutrz został wyłowiony przez niszczyciel USS Hunt. Inne “Zero” rzuciło się ku Wildcatowi Josepha McGraw, kiedy ten starał się podejść do kolejnego “Val”. Japończyk leciał nieco niżej i musiał przejść do wznoszenia. Amerykanin od razu zauważył lecącego na wprost niego myśliwca i skierował swój samolot do ataku czołowego. Obaj piloci zaczęli strzelać, ale to McGraw był celniejszy. “Zero” zapaliło się, przeszło w łagodne nurkowanie i uderzyło w ocean. Niezmordowany McGraw chciał wrócić do pościgu za bombowcami, które właśnie skryły się w chmurach, ale zaraz w jego kierunku zawróciły kolejne “Zera” i Amerykanin wycofał się. Trójka Wildcatów wróciła na Manila Bay.

FM-2 Wildcat z VC-80 z USS Manila Bay.
(Źródło: asisbiz.com)

W czasie, gdy klucz samolotów z Manila Bay leciał w kierunku wrogiej wyprawy, w powietrze poderwano osiem Wildcatów z VC-27 z Savo Island i trzy Wildcaty z VC-75 z Ommaney Bay. Dołączyły one do drugiego klucza z Manila Bay, który ciągle krążył w pobliżu lotniskowców. Po zebraniu się w jedną formację 15 myśliwców Amerykanie ruszyli ku japońskiej wyprawie. Cała akcja startu i tworzenia formacji potrwała tak krótko, że Wildcaty przechwyciły samoloty japońskie około 40 mil od lotniskowców. Pierwszy do akcji wszedł klucz z VC-27 prowadzony przez kapitana Ralpha Elliotta Jr. Amerykanie ruszyli ku czterem “Zerom” eskorty. Nagle opadło ich nie wiadomo skąd szesnaście myśliwców zidentyfikowanych jako Nakajima “Tojo” (tak naprawdę to też były “Zera” z Sento 304 Hikotai). Elliott ze swoim skrzydłowym podporucznikiem Waltonem Stubbsem wykręcili w kierunku jednego z “Tojo”. Elliott trafił go w silnik i nasadę skrzydła, po czym wrogi samolot eksplodował. Jednak Japończycy zaczęli agresywnie naciskać na czwórkę Wildcatów i Amerykanie byli zmuszeni do przejścia do defensywy formując słynną falę Thacha. Gdy jeden z Japończyków zaczął wchodzić na ogon podporucznika Roberta Ashcrafta, skrzydłowego porucznika George Davidsona, Elliot ze Stubbsem ruszyli w jego kierunku. Elliott zaczął strzelać. Widząc pociski otaczające jego maszynę japoński pilot zrobił wywrót i znurkował, ale któraś kula chyba go dosięgnęła, bo “Tojo” runął do oceanu. Stubbs zauważył, że inny myśliwiec zaczął zbliżać się do samolotu Elliotta. Wykręcił ostro w prawo i krótką serią zapalił przeciwnika. Zaraz wrócił jednak do pozycji skrzydłowego i obaj wpadli na innego “Tojo”. Tym razem lepszą pozycję miał Stubbs i oddał w jego kierunku serię. Wrogi myśliwiec zrobił gwałtowny manewr i wpadł w korkociąg. Sekcja Davidsona i Ashcrafta zaatakowała innego myśliwca, ale Amerykanom nie udało się go trafić. Wtedy od przodu od dołu zaczął się do nich wznosić inny “Tojo”. Davidson znurkował i tym razem celnie ulokował serię w jego kokpicie i silniku. Japoński myśliwiec eksplodował. Ashcraft pozostał w tyle, bo wcześniej przed walką nie udało mu się odrzucić dodatkowego zbiornika paliwa i spowalniało to jego Wildcata. Wykorzystali to inni japońscy piloci i celnie trafili jego maszynę. Co prawda zauważył to Walton Stubbs i natychmiast ruszył mu z pomocą, ale Wildcat był tak uszkodzony, że w drodze powrotnej Ashcraft musiał wodować 20 mil od lotniskowców. Wyłowił go potem niszczyciel USS Owen. Podczas akcji ratunkowej postrzelany został też Wildcat Stubbsa. Dotarł on na lotniskowiec Ommaney Bay, jednak rozbił samolot na barierze podczas lądowania. Stubbs przeżył, ale Wildcat był wyrzucony za burtę jako nienadający się do naprawy.

Kapitan Ralph Elliott Jr. wsiada do swojego FM-2 Wildcat “Baldy”.
(Źródło: www.philcrowther.com)

Gdy klucz Ralpha Elliotta znurkował ku japońskiej formacji, drugi czterosamolotowy klucz z VC-27 z Savo Island poczekał na wyższym pułapie w oczekiwaniu na rozwój wypadków. Jego dowódca kapitan John Ross dał rozkaz do ataku gdy ujrzał, jak na klucz Elliotta spłynęły czające się w zasadzce japońskie “Zera”. Co ciekawe piloci Rossa również rozpoznali je jako Nakajima “Tojo”. Sekcja Rossa ze skrzydłowym podporucznikiem Augustem Uthoffem skierowała się ku trzem “Tojo” atakującym Wildcaty klucza Elliotta. Ross wziął na celownik jednego z nich i nurkując ostro w dół oddał serię, po której wrogi myśliwiec eksplodował i spadł do oceanu. Druga sekcja podporucznika Andrewa Price i podporucznika Charlesa Vehorna pogoniła w kierunku “Tojo”, które leciały nieco z tyłu. Amerykanie zaatakowali z góry pod kątem 90°. Price oddał celne strzały w kierunku jednego z myśliwców, ale ten znurkował błyskawicznie w kierunku pobliskiej chmury i zniknął mu z oczu. Wyciągając Wildcata z nurkowania Price zrobił pętlę i wpadł na kolejnego “Tojo” lecącego wprost w jego stronę. Odruchowo nacisnął na spust i po długiej serii dojrzał, jak wróg korkociągiem spada w dół. Vehorn znurkował ostro ku innemu myśliwcowi i ostrzelał go z góry z przodu. Ten zadymił, wywrócił się na plecy i runął ku oceanowi rozbijając się na tafli wody.

Trójka Wildcatów z Ommaney Bay leciała nieco dalej. W pewnym momencie dowódca klucza porucznik Robert Frazer dojrzał nisko nad oceanem samotne “Zero” i cały klucz ruszył w jego stronę. Seria Frazera zapaliła go, ale Amerykanin miał taką przewagę prędkości, że ledwie wyciągnął Wildcata unikając zderzenia. Wtedy jego dwaj skrzydłowi podporucznik Russel Spaudling i podporucznik Harold Devarney jeden po drugim władowali w japońską maszyną kolejne porcje amunicji roznosząc ją praktycznie na kawałki.

Po tej akcji Wildcatów z Savo Island i Ommaney Bay dowódca formacji “Val” nakazał zrzucić bomby i zawrócić ratując się ucieczką w chmury. Wyprawa była już tak blisko celu, że wybuchy bomb w oceanie były widoczne z pokładu okrętów “Taffy 2”. Japońskim lotnikom nie dane było jednak wrócić do bazy bez przeszkód. Po drodze natknęli się bowiem na amerykańskie samoloty z “Taffy 2” wracające z ostatnich ataków na “Siłę Centralną”. Para “Zer” lecąca w pewnym oddaleniu od bombowców została dostrzeżona przez lecącą wyżej parę pilotów Wildcatów Wildcatów z VC-21 z Marcus Island. Kapitan Alfred Austin ze skrzydłowym podporucznikiem Allenem Flory zawrócili na północny zachód i ruszyli w pogoń za “Zerami”. Gdy Austin oddał pierwszą serię Japończycy błyskawicznie przeszli do wyćwiczonego najwyraźniej manewru. Jedno “Zero” przyjęło rolę przynęty nurkując w dół, a drugie poderwało się w górę, aby z przewagi wysokości zaatakować napastników. Jednak Amerykanie szybko przejrzeli intencje wrogów. Podporucznik Flory natychmiast ruszył za drugim “Zerem” i celną serią wyeliminował go z walki zanim japoński pilot dokończył manewr. Austin znurkował wtedy za “przynętą” wyciskając ze swojej maszyny ostatnie poty. Dogonił go tuż nad poziomem oceanu i nacisnął na spust. Jednak Browningi zacięły się. Pilot “Zera” zaczął robić energiczne uniki w lewo i w prawo, a Amerykanin szarpał się z dźwigniami przeładowania karabinów. Wreszcie udało mu się odblokować dwa Browningi. Któraś z jego serii trafiła w kokpit “Zera”, japoński myśliwiec przewrócił się na plecy i walnął w fale.

Ale to nie był koniec przygód japońskiej formacji. Kiedy samoloty znalazły się nad Cieśniną San Bernardino, wpadły na samoloty z “Taffy 1”, które bez większych sukcesów próbowały wyeliminować krążownik Kumano. Hellcaty z EAG-37 z Sangamona i z EAG-60 z Suwannee rzuciły się do walki. Nie dotarłem do relacji z tej walki, ale wiadomo, że łącznie w tej misji piloci Suwannee zgłosili zestrzelenie trzech “Oscarów”, jednej “Val”, jednej “Judy”, jednego “Zera” i dwóch “Lilly”. Piloci z Sangamona zgłosili zaś jedno “Zero”, dwa “Tojo”, jednego “Oscara” i “Judy”. Najwyraźniej oprócz starcia z samolotami wracającymi z misji przeciw “Taffy” walczyli oni z jakąś inną grupą samolotów, prawdopodobnie lotnictwa armii. Obydwie grupy Hellcatów z braku paliwa musiały lądować na lotnisku Tacloban. Jeden z pilotów Sangamona kapitan Howard Taber nie dotarł nawet tam i musiał wodować w Zatoce Leyte. Pozostałym siedmiu pilotom z EAG-37 Sangamona lądowanie też się niespecjalnie udało, bo wszyscy mniej lub bardziej pouszkadzali swoje samoloty podczas przyziemiania na niedokończonym pasie startowym. Na szczęście nikt nie zginął. Faktyczne straty japońskiej wyprawy lotniskowce eskortowe wyniosły 8 samolotów: dwa Aichi “Val” i sześć “Zer”, w tym cztery “Zera” z Sento 304 Hikotai kapitana Takashi Oshibushi. Ta jednostka uczestniczyła w walkach nad Tajwanem i 22 października 1944, czyli na trzy dni przed Bitwą koło Wyspy Samar, przeniosła się do bazy Bamban na Luzonie. Po powrocie z nieudanej wyprawy przeciw “Taffy” zgłosiła zestrzelenie pięciu amerykańskich myśliwców na pewno i dwóch prawdopodobnie. O 17:30 lotnictwo 6 Floty Powietrznej wystartowało raz jeszcze, ale tym razem nie doszło już do kontaktu z samolotami US Navy, ani nie odnaleziono okrętów “Taffy”.

Coup de grâce

Pod sam koniec dnia do cieśniny San Bernardino zbliżył się wreszcie zespół TF 34, czyli zespół ciężkich okrętów zawrócony przez Halseya z pościgu za flotą Ozawy i skierowany na południe w celu niesienia pomocy zespołom “Taffy”. Jeśli wejście innego aktora z floty Halseya, czyli zespołu TG 38.1 na scenę Bitwy koło Samar można było uznać za spóźnione, to nadejście Zespołu TF 34 przebiło to z przytupem. Jednak nawet temu Zespołowi udało się dopaść jednego z niedobitków Zespołu “A” Kurity. Przeczesując ujście Zatoki San Bernardino operator radaru jednego z niszczycieli TF 34 – USS Lewis Hancock – zauważył na ekranie ślad okrętu, który 34 mile na południe od Amerykanów wpływał w głąb cieśniny. Była godzina 00:23 po północy, czyli nastał już 26 października 1944. Dowodzący zespołem TF 34.5 wiceadmirał Oscar Badger wysłał w tym kierunku Zespół Krążowników 14 wiceadmirała Francisa Whitinga, składający się z trzech lekkich krążowników klasy Cleveland: Vincennes, Biloxi i Miami. Każdy z nich był uzbrojony w dwanaście najnowszych szybkostrzelnych dział 6 cali. W ich osłonie płynęły cztery niszczyciele klasy Fletcher: Miller, Owen, The Sullivans i Tingey. Początkowo Amerykanie identyfikowali wrogi okręt jak niszczyciel. Krążowniki otwarły do niego ogień o 00:54. Mimo dość nieskładnego manewrowania przez trzy krążowniki, które o mało nie zakończyło się zderzeniem Biloxi z Vincennes ich serie trafiały w cel raz za razem wzniecając coraz potężniejsze eksplozje. O 01:04, kiedy wrogi okręt płonął od dziobu do rufy, w jego kierunku popłynęły niszczyciele, aby dobić go torpedami. Po zbliżeniu się do celu Amerykanie przekonali się, że nieprzyjacielski okręt nie było wcale niszczycielem. To krążownik Chōkai, który po usunięciu najbardziej dotkliwych uszkodzeń odniesionych w bitwie koło Samar próbował dogonić Zespół “A”. Niszczyciele odpaliły torpedy i któreś z nich celnie trafiły. Po salwie amerykańskie okręty wróciły do ostrzału artyleryjskiego. Cel okrył się dymem i w ciemnościach widać było tylko blask płomieni i kolejnych eksplozji. O 01:36 cel zniknął z radarów. Niszczyciele ruszyły na poszukiwanie wrogiego okrętu, ale niczego nie znalazły. Nagle woda pod nimi rozbłysła dwukrotnie. To pogrążony już głęboko pod powierzchnią oceanu Chōkai został targnięty ostatnimi eksplozjami.

Gdy ucichły działa i samoloty wróciły do baz admirał Clifton Sprague zajął się resztą setek marynarzy z zatopionych okrętów pływających w na tratwach i kamizelkach w oczekiwaniu na pomoc. Część z nich zmarła z odniesionych ran, innych rozerwały hordy rekinów. Ostatnich ocalałych wyławiano dopiero po paru dniach. Tak w cichy lecz krwawy sposób skończyła się Bitwa o Leyte.

Ciężki krążownik Chōkai.
(Źródło: wikipedia.org)
Udostępnij: