Artukuły historyczne

Bitwa o Leyte

Epilog

Walki floty japońskiej z flotą amerykańską w czasie drugiej wojny światowej można podzielić na dwie fazy. W pierwszej fazie, w latach 1941-1942 Japonia opanowała wielki obszar Pacyfiku zdobywając przyczółki aż po atol Wake pośrodku Pacyfiku i Guadalcanal na południu. Stoczono w tym okresie ze zmiennym szczęściem wiele bitew. Legendarna Bitwa o Midway zatrzymała pochód niezwyciężonej japońskiej floty na wschód, ale jeszcze do samego końca 1942 roku flota japońska była groźną siłą bojową, która potrafiła dziesiątkować amerykańskie okręty. Co prawda inwazja na Wyspę Guadalcanal była początkiem przejmowania inicjatywy przez Amerykanów, ale też w 1942 roku US Navy utraciła prawie wszystkie lotniskowce Floty Pacyfiku. W 1943 roku do istotnych starć między obiema flotami w zasadzie nie dochodziło. Amerykanie z nawiązką odbudowali swój potencjał lotniskowców, wzmocnili flotę pancerników, krążowników, niszczycieli i okrętów podwodnych. W tym czasie Japończycy mogli odbudować potencjał swoich sił w bardzo ograniczonym stopniu. Druga faza śmiertelnego starcia rozpoczęła się w czerwcu 1944 roku podczas walk o archipelag Marianów. To tu lotniskowce obu stron znowu stanęły naprzeciw siebie. Przeciwnicy stoczyli w tej drugiej fazie trzy znamienne bitwy powietrzno-morskie: Bitwę na Morzu Filipińskim, Bitwę o Leyte i Bitwę o Okinawę. Gdyby nie to, że bitwy te kosztowały życie tysięcy ludzi, można by ironicznie porównać walkę floty japońskiej do gry naszej reprezentacji piłki nożnej w dowolnych mistrzostwach. Najpierw był mecz otwarcia, czyli Bitwa na Morzu Filipińskim w czerwcu 1944. Potem był mecz o wszystko, czyli Bitwa o Leyte w październiku 1944. I w końcu mecz o honor, czyli bitwa o Okinawę w kwietniu 1945 roku. Wszystkie te bitwy flota japońska przegrała nie osiągając żadnego ze strategicznych celów.

Bitwy te jak mało które obnażyły jak bardzo błędy poszczególnych dowódców mogą wpływać na losy całej wojny. Pokazały też, że kraj o małym potencjale przemysłowym i gospodarczym nie ma szans wytrzymać wojny totalnej na wyczerpanie. I wreszcie, że szaleńcza odwaga i ostateczne poświęcenie żołnierzy rozbiją się jak jajko rzucone o ścianę o dobrze wyszkolone, świetnie zorganizowane siły wroga.

Kluczowe dla przebiegu Bitwy o Leyte były błędy popełnione przez dowódców obu stron. Mowa oczywiście o błędzie admirała Halseya i błędzie admirała Kurity. Co zaskakujące, obaj popełnili dokładnie ten sam błąd! Halsey pogonił za wydmuszką, przynętą, czyli zespołem admirała Ozawy z pustymi lotniskowcami. Dla Halseya zniszczenie floty japońskich lotniskowców było najważniejszym celem tej wojny. Można przy tym posądzać go o to, ze zrobił to dla własnej chwały i sławy. Ruszając na północ i z premedytacją opuszczając posterunek wiedząc, że ku flocie inwazyjnej płynie potężna “Siła Centralna” Kurity, naraził na katastrofę całą inwazję w Filipinach, co mogło przedłużyć wojnę o wiele miesięcy, jak nie lat. Z kolei Kurita miał postawione przed sobą jedno jedyne zadanie – zniszczyć flotę inwazyjną, zatrzymać pochód Amerykanów i dać Japonii szansę na podjęcie negocjacji pokojowych. Aby mu to umożliwić poświęcono bezcenne japońskie lotniskowce, poświęcono setki samolotów, poświęcono dwie inne floty dywersyjne. Zginęło mnóstwo ludzi. A on będąc prawie u celu dojrzał wrogie lotniskowce i “rozum mu odebrało”. Zamiast przeć do Zatoki Leyte uznał, że zniszczenie amerykańskich lotniskowców jest najważniejszym celem tej wojny. Uwikłał się w starcie, które tak naprawdę nie miało żadnego znaczenia, po czym zupełnie bezsensownie wycofał się flotą, która dalej mogła być śmiertelnym zagrożeniem dla bezbronnych okrętów transportowych. Po zniszczeniu floty inwazyjnej mógł zaś ogniem z dział okrętowych zniszczyć wszystkie zgromadzone na przyczółku zapasy amunicji, materiałów, paliwa i żywności dla amerykańskich sił inwazyjnych. Zapasy te były składowane hałdami przy samym brzegu.

Choć to wydaje się niewiarygodne, ani Halsey, ani Kurita nie zapłacili za swoje błędy. Bojąc się kompromitacji admirał Nimitz roztoczył nad swoim podwładnym admirałem Halseyem parasol ochronny zabraniając kwestionować dokonanych przez niego wyborów. W grudniu 1944 Halsey popełnił kolejny błąd prowadząc swoją flotę w serce tajfunu Cobra. Utracono wszystkie samoloty patrolujące niebo nad lotniskowcami, wiele innych fale zmiotły z pokładów, trzy mniejsze okręty zatonęły, a dziewięć było tak uszkodzonych, że musiano je odesłać do remontu wyłączając je z akcji bojowych. Tym razem powołana komisja wojskowa wykazała, że to był ewidentny błąd Halseya. W styczniu dowództwo nad flotą lotniskowców przekazano admirałowi Spruance i to on stoczył ostatnią bitwę z pancernikiem Yamato niedaleko Okinawy. W maju 1945 Halsey wrócił na stanowisko dowódcy floty lotniskowców i w czerwcu… znowu wpakował tę flotę w oko tajfunu Connie. Utracono kolejnych kilkadziesiąt samolotów i uszkodzeniu uległo wiele okrętów. I tym razem Halseya ochronił Nimitz i pozwolił mu na dokończenie wojny z Japonią. Po wojnie w grudniu 1945 awansowano Halseya do najwyższego admiralskiego stopnia (stopień marszałka – brak odpowiednika w polskiej marynarce). Po przejściu na emeryturę Halsey pracował w spółkach córkach koncernu telekomunikacyjnego IT&T. Żadne konsekwencje złych decyzji go nigdy nie dotknęły, gdyż jak się okazało polityczne krycie zapewnił mu potężny senator partii demokratycznej Carl Vinson. William Halsey zmarł w 1959 roku w wieku 76 lat podczas pobytu na wakacjach na Wyspie Rybaków (Fishers Island).

Admirałowie Nimitz (po lewej) i Halsey (po prawej). Styczeń 1943.
(Źródło: wikipedia.org)

Sam Halsey nigdy nie przyznał się do błędu popełnionego w Bitwie o Leyte i w wywiadach sięgał po mniej lub bardziej wyszukane wymówki. Publikując swoje wspomnienia w kilku odcinkach w Saturday Evening Post zaczął oskarżać wszystkich w około. Uderzył w swoich przełożonych twierdząc, że za wszystkie ewentualne niedociągnięcia podczas Bitwy o Leyte winę ponosiło złe zorganizowanie dowodzenia (przełożonym Halseya był dowódca Floty Pacyfiku Nimitz, a Kinkaida generał MacArthur). Potem usiłował obwinić za przepuszczenie floty Kurity przez Cieśninę San Bernardino admirała Kinkaida. Stwierdził, że nie wyobraża sobie jak Kinkaid mógł zostawić cieśninę nie strzeżoną. W jednym w wywiadów wściekły Halsey wypalił, że oczywiście wiedział o zagrożeniu płynącym przez Cieśninę San Bernardino, ale to był problem admirała Kinkaida, który miał swoją flotę i sam sobie powinien radzić. Admirał Kinkaid zachowywał się w dużo bardziej wyważony sposób. Ale widać było, że nie wybaczył Halseyowi nigdy. Zwłaszcza tej ostatniej próby zwalenia na niego całej odpowiedzialności za wydarzenia koło Wyspy Samar. W którymś z wywiadów stwierdził, że nie nadaje się na stanowisko ten, kto nie potrafi czytelnie komunikować bardzo ważnego przekazu. Oczywiście Kinkaid pił do wiadomości Halseya, że ten zabiera na północ trzy zespoły, co mogło oznaczać, że czwarty zespół pozostaje na posterunku.

Admirał Kinkaid (po lewej z lornetką) i generał MacArthur (w środku). Październik 1944.
(Źródło: wikipedia.org)

Po stronie japońskiej zdarzenia przybrały jeszcze bardziej surrealistyczną postać. Elity państwowe na czele z cesarzem wiedziały, że wojna jest już przegrana i zintensyfikowały desperackie poszukiwania sposobów na zawarcie z Amerykanami pokoju. Za to prasa japońska ogłosiła… wielkie zwycięstwo w Bitwie o Leyte. W okłamywaniu własnego społeczeństwa Japończycy byli niezrównani. W takiej sytuacji wyciągnięcie konsekwencji wobec Kurity byłoby trochę nie na miejscu. We własnym gronie nie szczędzono mu zawoalowanych krytyk w japońskim stylu. Jednak tak jak Halseya wybronił Nimitz, tak Kuritę osłonił admirał Soemu Toyoda. Ponoć nie powiedział Kuricie ani jednego złego słowa. Możliwe, że zdawał sobie sprawę jak zmęczony i wykończony psychicznie był w krytycznym momencie dowódca Zespołu “A”. Po miesiącu Kuricie odebrano dowództwo nad zespołem pancerników. Ale zrobiono to w sposób znany z rozgrywek rodem z PZPR. Ruchem konika szachowego awansowano go na zupełnie nieistotną pozycję komendanta Akademii Marynarki Wojennej w Etajima. Po wojnie Kurita przeszedł do cywila i nie był sądzony przez Amerykanów za zbrodnie wojenne. Toczył ciche życie rodzinne pracując jako skryba i masażysta. Zmarł w 1977 roku.


Admirał Soemu Toyoda
(Źródło: wikipedia.org)

Admirał Takeo Kurita
(Źródło: wikipedia.org)

Admirał Jisaburō Ozawa
(Źródło: wikipedia.org)

Admirał Shōji Nishimura
(Źródło: wikipedia.org)

Admirał Kiyohide Shima
(Źródło: wikipedia.org)

W Bitwie o Leyte Japonia utraciła swoją aktywną operacyjnie flotę lotniskowców – ciężki lotniskowiec Zuikaku i lekkie Chitose, Chiyoda i Zuihō. Co prawda formalnie Japonia dysponowała jeszcze kilkoma jednostkami tej klasy, między innymi dwoma nowymi dużymi lotniskowcami Amagi i Katsuragi, ale okręty te nie miały samolotów, nie miały paliwa, nie miały wyszkolonych załóg. Do końca wojny tkwiły zamaskowane w okolicach Kure, aby po wojnie zamienić się na żyletki.

Flota japońskich pancerników i krążowników została mocno w Bitwie o Leyte pokiereszowana. Utracono superpancernik Musashi, utracono starsze pancerniki Fusō i Yamashiro, utracono ciężkie krążowniki Atago, Chōkai, Chikuma, Maya, Mogami i Suzuya, utracono lekkie krążowniki Abukuma, Kinu, Noshiro iTama, utracono niszczyciele Akizuki, Asagumo, Hatsuzuki, Hayashimo, Michishio, Nowaki, Uranami, Wakaba i Yamagumo. Znaczna część okrętów jednak przetrwała, choć wszystkie były w mniejszym, lub większym stopniu uszkodzone. Cóż z tego, skoro japońska flota nie miała już paliwa. Część ocalałych okrętów została zatopiona niedługo po Bitwie o Leyte. Większość zaległa w portach i dokach czekając na paliwo i remonty. Podczas Bitwy o Okinawę dwa okręty ruszyły do ostatniej walki – meczu o honor. Był to pancernik Yamato i lekki krążownik Yahagi. Jednak nigdzie nie dopłynęły. Spoczęły na dnie rozniesione przez lotnictwo pokładowe US Navy.

Największym “objawieniem” po stronie japońskiej było zastosowanie cudownej broni – kamikaze. Okazała się ona śmiertelnie groźna dla amerykańskiej marynarki. Odtąd coraz więcej i więcej lotników wysyłano na samobójcze misje. Apogeum tego szaleństwa przypadło na Bitwę o Okinawę. Ale czy aby na pewno szaleństwa? Mimo, że większość z pilotów kamikaze nigdy nie dolatywała do celu i ginęła gdzieś po drodze, mimo że misje takie są w naszym kręgu kulturowym uznawane za nieludzkie, to jednak ataki kamikaze zadawały Amerykanom o wiele większe straty niż działania konwencjonalne. A stosunek zadanych strat do poległych własnych żołnierzy był nieporównywalnie korzystniejszy, niż w każdej innej formie walki. Tylko ten nieludzki fakt pozbawienia konkretnego pilota jakichkolwiek szans na ujście z życiem…

Japońskie lotnictwo pokładowe przestało już w zasadzie istnieć po Bitwie ma Morzu Filipińskim w czerwcu 1944 roku. Proces szkolenia załóg w Japonii był archaiczny i zupełnie nieefektywny organizacyjnie. Z tego klinczu nie dało się już wyjść. Wszystkie jednostki pokładowe przeznaczono do walk z baz lądowych pozostawiając pokłady ocalałych lotniskowców pustymi.

Lotnictwo działające z baz lądowych – i lotnictwo armii, i lotnictwo marynarki – również się staczało. Podczas kampanii filipińskiej doświadczonych pilotów, zwłaszcza pilotów myśliwskich, było jeszcze sporo. Bitwy powietrzne toczone były do końca 1944 roku i Amerykanie mieli nad Filipinami ciężką przeprawę z lotnictwem japońskim. Ale w trakcie kampanii te rezerwy dobrych pilotów nieuchronnie topniały. Napływający ze szkół lotnicy byli tak kiepsko przeszkoleni, tak nieprzygotowani do nowoczesnej walki powietrznej, że zwolna lotnictwo japońskie zaczęło się przekształcać w jeden wielki rezerwuar pilotów kamikaze.

Amerykańska 3 Flota lotniskowców wyszła z Bitwy o Leyte nienaruszona. No może jeśli nie liczyć lekkiego lotniskowca Princeton, który został zatopiony 24 października o wybrzeży Luzonu. Straty w samolotach były znaczące, głównie na skutek ostrzału dział przeciwlotniczych japońskich okrętów, ale znaczną część załóg odratowano. Napływ nowych lotniskowców, samolotów, załóg lał się w US Navy tak szerokim strumieniem, że straty odniesione w Bitwie o Leyte były właściwie nieodczuwalne.

Zespół lotniskowców eskortowych 7 Floty ucierpiał o wiele bardziej. Co prawda zatopione zostały tylko dwa lotniskowce – działami pancerników i krążowników USS Gambier Bay i atakiem kamikaze USS St. Lô. Jednak wiele lotniskowców zostało bardzo poważnie uszkodzonych. Z sześciu lotniskowców zespołu “Taffy 3” jedynie Kitkun Bay nadawał się do dalszej służby. White Plains i Kalinin Bay naprawiono, ale nigdy już nie wróciły do działań operacyjnych. Zostały przekształcone w “Latające Dywany”, czyli lotniskowce zabierające grupy powietrzne po turze bojowej do Stanów i podwożące uzupełnienia w pobliże miejsc walk. Fanshaw Bay po naprawie powrócił do walki, ale dopiero podczas inwazji na Okinawę. Oprócz lotniskowców “Taffy 3” utracił dwa niszczyciele Hoel i Johnson, oraz niszczyciel eskortowy Samuel B. Roberts, które zostały zatopione, a dwa inne niszczyciele zostały poważnie uszkodzone. Jedynie dwa niszczyciele zespołu nadawały się do dalszej walki. Liczący jedynie cztery lotniskowce eskortowe “Taffy 1” utracił USS Santee i USS Suwannee, które były tak uszkodzone, że musiały odpłynąć do remontu kapitalnego. Jednak lotniskowce eskortowe były jeszcze łatwiej zastępowalne niż inne okręty. Właściwie Amerykanie produkowali je seryjnie i straty zespołów “Taffy” zostały natychmiast uzupełnione.

Dla Amerykanów wielkim szokiem były ataki Kamikaze. Nie tylko ich nieludzkość, ale też skuteczność. Po Bitwie o Leyte i kolejnych tygodniach walk o Filipiny zaczęto po raz kolejny zmieniać proporcje samolotów na pokładach lotniskowców na korzyść myśliwców. Dywizjony myśliwskie US Navy były wzmacnianie latającymi na Corsairach dywizjonami Marines, które po zakończeniu kampanii na południowym Pacyfiku nie miały za wiele do roboty. Zmniejszano za to do minimum kontyngenty Helldiverów i Avengerów. Było to możliwe dlatego, że japońska flota w zasadzie przestała istnieć, a w atakowaniu celów naziemnych obładowane bombami Hellcaty, a potem Corsairy sprawiały się równie dobrze, jak Helldivery. Dowódca zespołu lotniskowców 3 Floty admirał floty John S. McCain, który zaraz po bitwie przejął dowodzenie od Mitschera, dążył do całkowitego zastąpienia Helldiverów przez Hellcaty z pozostawieniem jedynie jednej eskadry kilkunastu Avengerów jako ciężkich bombowców mogących przenosić torpedy. Nie udało się to prawdopodobnie tylko dlatego, że korporacja Curtissa miała bardzo poważne “wejścia” w całym establishmencie USA. Niemniej przed inwazją na Okinawę w miejsce standardowej ilości 54 Hellcatów z czasów Bitwy o Leyte, na pokładach lotniskowców klasy Essex stacjonowało już przeciętnie ponad 70 myśliwców (najczęściej mieszanki Hellcatów i Corsairów). Rekordzistą w ilości myśliwców stał się USS Wasp, który zgodnie z marzeniami McCaina był wyposażony w 91 Hellcatów, 36 Corsairów i jedynie 15 Avengerów, bez żadnego kłopotliwego Helldivera.

Udostępnij: