Bitwa o Leyte
24 października 1944, Morze Sibuyan
Contents
Informacja o wykryciu flotylli ciężkich okrętów zbliżających się do Filipin z południowego zachodu, którą o 2:00 w nocy przekazał dowódca USS Darter zaalarmowała dowództwo sił amerykańskich. Chociaż może należy skorygować to stwierdzenie. Dowódcy poszczególnych zespołów okrętów mieli tak dużą swobodę działań, że trudno stwierdzić, że Amerykanie w jakiś scentralizowany sposób dowodzili swoimi siłami. W każdym razie kluczową rolę w wydaniu bitwy japońskiej flocie miał zespół Halseya, a ten dopiero co odesłał TG 38.1 i TG 38.4, czyli połowę swoich sił do Ulithi. W dodatku awarie na lotniskowcu USS Bunker Hill z TG 38.2 spowodowały, że również ten okręt został odesłany do remontu. Na wieść o pojawieniu się na zachód od Filipin „Siły Centralnej” Halsey zawrócił z drogi zespół TG 38.4 kontradmirała Davisona z USS Franklin, Enterprise, Belleau Wood i San Jacinto. Davison natychmiast zareagował i zgodnie z planem skierował się na 60 mil na południe od wyspy Samar. Zespół TG 38.1 z lotniskowcami Wasp, Hornet, Hancock, Cowpens i Monterey, czyli najmocniejszy zespół w TG 38, miał kontynuować rejs do Ulithi.
23 października o 21:30 „Siła Centralna” Kurity wpłynęła na wody wewnętrzne Filipin mijając Wyspę Mindoro. Nazajutrz, 24 października o 6:00 rano okręty japońskie wpłynęły na Morze Sibuyan. Kurita wiedział, że w świetle dnia zostanie szybko wykryty przez amerykańskie samoloty zwiadowcze i zaatakowany przez samoloty pokładowe Halseya. Nakazał zmianę formacji na dwa kręgi obronne. W centrum pierwszego płynął Yamato otoczony kołem utworzonym przez pozostałe jednostki pierwszego zespołu pancerników i przez krążowniki, a na zewnętrznej „orbicie” płynęły niszczyciele. Dystans między okrętami był niewielki – od pięciuset metrów do dwóch kilometrów, aby spotęgować koncentrację ognia dział przeciwlotniczych. Siedem mil z tyłu płynął drugi podobny krąg obronny z pancernikiem Kongō pośrodku. Taka formacja nadawała się najlepiej do odpierania ataków lotniczych. Aby podzielić uwagę Amerykanów i odciągnąć główny atak od „Siły Centralnej” na północny wschód od Luzonu przypłynął straceńczy zespół lotniskowców admirała Ozawy, a przeciw lotniskowcom Halseya poderwano formacje samolotów marynarki stacjonujących w bazach lądowych, głównie z Luzonu. Skierowały się one na właśnie wykryty zespół TG 38.3 Shermana. Japońskie zamiary udały się połowicznie. Zespół TG 38.3 faktycznie został związany walką na północy, ale „Siły Północnej” Ozawy Amerykanie w ogóle nie wykryli.
W odpowiedniej odległości od sił japońskich znajdował się jedynie zespół TG 38.2 wiceadmirała Bogana, który krążył na wschód od Leyte. Po wycofaniu Bunker Hilla był on jednak najsłabszym zespołem we flocie Halseya. W dodatku w nocy z 23 na 24 października, jeszcze przed otrzymaniem informacji o wykryciu „Siły centralnej” wiceadmirał Bogan odesłał lotniskowiec USS Independence do działań w okolicy wyspy Samar. Był to zresztą lotniskowiec dość nietypowy, gdyż był przeznaczony do działań w nocy. Na pokładzie miał wyłącznie nocne wersje Hellcatów i Avengerów. Tak więc 24 października rano zespół TG 58.2 miał tylko jeden duży lotniskowiec USS Interpid z 28 Helldiverami i 18 Avengerami, wspierany przez lekki lotniskowiec USS Cabot z 9 Avengerami. Bogan miał jeszcze do dyspozycji pokaźną siłę 65 Hellcatów, ale te zatopić japońskich pancerników nie byłyby w stanie.
Zgodnie z przewidywaniami Kurity nieprzyjacielskie samoloty pojawiły się nad „Siłą Centralną” z samego ranka. O 8:10 płynący z przodu Yamato poinformował okręty z tylnego kręgu o dostrzeżeniu amerykańskiego patrolu. Na japońskich okrętach rozbrzmiały dzwonki alarmowe. Załogi rzuciły się na stanowiska bojowe. Wielu z marynarzy przywdziało na czoła w patriotycznym uniesieniu białe bandany z czerwonym słońcem. Japończycy włączyli agregaty zagłuszające sygnały radiowe, aby utrudnić Amerykanom przekazanie dalej informacji. W końcu admirał Kurita rozesłał komunikat do wszystkich okrętów „Nieprzyjacielski atak nadciąga. Zaufajcie bogom i dajcie z siebie wszystko”.
Jako pierwszy flotę ciężkich okrętów dostrzegł pilot Helldivera VB-18 z USS Interpid porucznik Max Adams. Może nie tyle dostrzegł samą flotę, co podejrzane punkty na ekranie radaru, które sugerowały że w odległości dwudziestu mil coś płynęło. Była dokładnie 7:46 rano. Adams poinformował pilotów dwóch towarzyszących mu Hellcatów z VF-18 o swoim odkryciu i cała trójka ruszyła w tym kierunku. Wkrótce Adams dojrzał na wodzie dwa imponujące kręgi okręgów. Naliczył w sumie pięć pancerników, dziewięć krążowników i trzynaście niszczycieli, czyli nie pomylił się ani o sztukę. O 8:20 meldunek Adamsa dotarł jednocześnie do Halseya, do dowódcy TG 38 Mitschera i dowódcy TG 38.2 Bogana. Amerykański pilot wykrył największą jak dotąd widzianą japońską flotyllę. Halsey ani chwili się nie namyślając wezwał wszystkie dostępne siły do ataku. Cóż, kiedy chwilę potem TG 38.3 został zaatakowany przez samoloty z Luzonu i z lotniskowców Ozawy, a TG 38.4 dopływał do rejonu na południe od Samar i był za daleko, aby wziąć udział w ataku. Pierwsze ciosy musiały wyprowadzić USS Interpid i USS Cabot.
Atak pierwszy – USS Interpid
Pierwsza fala amerykańskich samolotów rozpoczęła atak na okręty japońskie dokładnie o 10:18. Dowódca CAG-18 komandor porucznik William E. „El Gropo” Ellis, który koordynował akcję z góry, nakazał swoim pilotom atakowanie przede wszystkim dwóch największych superpancerników klasy Yamato, Najpierw z nieba spłynęły Helldivery z VB-18. Po kolei klucz za kluczem bombowce rozpoczęły nurkowanie biorąc na cel głównie pierwszy z wielkich superpancerników – Musashi. Dwie bomby uderzyły w wodę tuż koło burt okrętu, a trzecia walnęła w wieżę numer 1, ale spowodowała jedynie to, że wielki kawał blachy pancernej oderwał się od wieży i poszybował do oceanu. Podoficer drugiej klasy Shiro Hosoya wspominał potem, że wśród japońskich marynarzy panowało wtedy absolutne przeświadczenie, że Musashi jest niezatapialny. Stworzyli nawet kiedyś pokładową piosenkę o niezniszczalności ich okrętu i po pierwszym ataku Helldiverów podekscytowany Hosoya zaczął ją sobie cicho nucić.
W tym czasie od wschodu, ale na dużo niższej wysokości, do „Siły Centralnej” zbliżało się sześć Avengerów z VT-18. Prowadzący eskadrę kapitan John G. „Bud” Williams nakazał odrzucenie dodatkowych zbiorników paliwa i zaraz potem rozdzielił formację na dwa trzysamolotowe klucze, które miały wziąć Japończyków w dwa ognie. Williams skierował się tak, żeby zaatakować japońskie okręty od ich lewej burty, a podporucznik Willard M. Fletcher miał poprowadzić atak na prawą burtę. Za cel Amerykanie obrali sobie ten sam okręt, co piloci VB-18, czyli Musashi. Will Fletcher nigdy wcześniej nie widział na oczy tak wielkiego okrętu. W pewnej chwili dostrzegł, że na z góry na wrogi pancernik spływają klucze Helldiverów. Ścisnęło go w gardle. Bombowce nurkujące się pośpieszyły i zaatakowały za wcześnie! Cała strategia jednoczesnego ataku z góry i z boków właśnie wzięła w łeb. Gdy Helldivery odlecą, cała obrona przeciwlotnicza skupi się na wolno lecących, obciążonych torpedami Avengerach. Fletcher dokonał w głowie szybkich obliczeń, po czym przemknęła mu myśl: „To będą najdłuższe trzy minuty w moim życiu”. „Albo najkrótsze” dodała sarkastycznie jego pesymistyczna połowa. I faktycznie po chwili w stronę bombowców torpedowych zaczęły grzać wszystkie lufy. Japończycy używali barwionych pocisków tak, aby dokładniej oceniać miejsca wybuchów konkretnej salwy. Każdy z okrętów używał bowiem innego koloru pocisków. Na szczęście dla Amerykanów Japończycy nie dysponowali jeszcze amunicją z zapalnikami zbliżeniowymi, a piloci Avengerów zaczęli ostro manewrować zmieniając kierunek lotu i wysokość. W pewnej chwili klucz Fletchera musiał przedefilować tuż nad jednym z niszczycieli. Piloci nie mogli nic zrobić, tylko zacisnąć zęby i lecieć dalej. Załogi działek p-lot na niszczycielu jednak nie trafiły. Radość nie trwała w długo. Fletcher zauważył kątem oka, że wokół Avengera jego skrzydłowego porucznika Raya Skelly wybucha odłamkowy pocisk działa 127mm. Ułamek sekundy później samolot Skelliego eksplodował w pomarańczowo różowej kuli. Oderwane skrzydła obracając się w powietrzu poszybowały na boki, a sam kadłub jak kula armatnia łukiem spadł na wodę, przekoziołkował i zatonął. Strzelec pokładowy Avengera Fletchera starszy marynarz George E. Christman Jr. włączył radio, aby poinformować innych o śmierci załogi Skelliego, ale głos uwiązł mu w gardle i nie mógł nic wykrztusić. Wszystkie lufy Musashi skierowały się na TBM-1C Fletchera. Amerykaninowi przemknęła myśl, żeby odrzucić torpedę i zawrócić. Żeby ratować całą załogę. Ale nie. Za daleko dotarli. To nie miało sensu. Teraz większą nadzieję dawało trafienie pancernika. Nagle przed ich Grummanem eksplodował pocisk sto dwudziestki siódemki. Na szczęście za daleko, żeby uszkodzić Avengera. Fletcher wpadł w jakąś formę transu. Różnokolorowe wybuchy, ryk silnika, drgające wskazówki przyrządów, słońce odbijające się od blach Avengera, rozbłyski z luf pancernika stały się jakby bardziej intensywne, dojmujące. Na szczęście na pancernik spłynęły Hellcaty ich kolegów z VF-18. Ogniem z broni pokładowej kosiły pokład Musashi jak wściekłe szerszenie. Ich cel był prosty, odwrócić uwagę obrony przeciwlotniczej od Avengerów. I faktycznie obsługi nieopancerzonych działek zaczęły padać na pokład, a jedna z serii rozerwała na strzępy dowódcę pierwszego oddziału przeciwlotniczych karabinów maszynowych.
„Dwa tysiące jardów” rzucił przez interkom nawigator Avengera Robert G. Westmoreland. Z tej odległości Fletcher nie mógł spudłować do długiego na 263 metry celu. Torpeda oderwała się od brzucha Grummana i pomknęła do morza jak kloc drewna. Fletcher dał ostro w prawo. Jego samolot po odrzuceniu ciężaru nabrał wigoru. Teraz tylko lecieć, lecieć na wschód i wydostać się jak najszybciej z piekła. Westmoreland zaczął potwierdzać przez radio: „Zrzut udany, drzwi bombowe zamknięte…”. Nie dokończył. Lewe skrzydło Avengera rozbłysło w oślepiającym wybuchu. Fletcher zorientował się co się dzieje dopiero, jak zobaczył przed wiatrochronem granatową toń morskiej wody i poczuł, że samolot jest odwrócony na plecy. Kopnął w orczyk, szarpnął za drążek i zdołał wyrównać lot bombowca. W lewym skrzydle była wyrwana metrowa dziura, z której buchał biały płomień. Lewa strona owiewki kabiny zniknęła. W lewym udzie Fletchera tkwił kawałek metalu. Westmoreland i Christman nie odpowiadali przez radio. Prędkość Avengera malała. Po chwili Fletcher wleciał dokładnie nad japoński niszczyciel. Ale ten zrazu nie zareagował, a potem strzelając do oddalającego samolotu załoga działek nie mogła poprawnie oszacować jego coraz mniejszej prędkości i pociski rozrywały się daleko przed nim. Jednak w pewnym momencie Fletcher poczuł ból w lewej nodze. Pomysłał, że jednak dostał od niszczyciela, ale zerknąwszy w dół dostrzegł, że to ogień doszedł do pedałów orczyka i zaczął topić mu buty. To już był koniec. Mimo braku odzewu Fletcher krzyknął do załogi, że próbuje wodować. Lewe skrzydło powoli opuszczało się i w końcu zahaczyło o wodę. Avenger momentalnie obrócił się na lewą stronę, odbił od wody, ale nie wybuchł. Po ponownym upadku zaczął po prostu tonąć. Fletcher wydostał się z kokpitu i walcząc z ciągnącymi go w dół spadochronem, rewolwerem i innym oprzyrządowaniem zdołał otworzyć zawory zbiornika CO2 napełniającego kamizelkę ratunkową. Dostrzegł jeszcze, że Westmoreland próbuje wydostać się z kabiny nawigatora, ale nie daje rady. Nie był w stanie mu pomóc. Po chwili amerykański pilot pozostał sam na tratwie na wrogich wodach. Wiosłując, rozglądając się z niepokojem, czy nie dostrzeże go jakiś wrogi okręt, zdołał po wielu perypetiach dopłynąć do jakieś miniaturowej, bezludnej, szerokiej na kilkanaście metrów wysepki. Spędził na niej noc i napił się mleka z orzechów kokosowych. Na wyspie nie było jednak żadnych źródeł pitnej wody. W oddali widać było nieco większe wysepki, a w oddali na horyzoncie góry Mindoro. Jednak Fletcher wiedział, że nie dopłynie nigdzie wpław. Nagle wpadł na pomysł, że ma nóż, więc zrobi tratwę z rosnących na wysepce bambusów. Po paru dniach na tratwie został wyłowiony przez filipiński kuter. Filipińczycy ukryli go i w listopadzie Fletcher dotarł do swoich. Był uratowany.
Torpeda zrzucona przez Willa Fletchera była pierwszym gwoździem do trumny Musashi. Co prawda po tym pierwszym ciosie uszkodzenia pancernika nie były wielkie, przechylił się na burtę, ale szybko zamknięto grodzie, nabrano wody do komór po drugiej stronie i przechył zniwelowano do 1°. Musashi płynął dalej w szyku zespołu Kurity. Gorzej sytuacja wyglądała na krążowniku Myōkō, który płynął przed Musashi i również dostał torpedą. Możliwe, że była to jednych torped wycelowanych w Musashi. Wybuch zniszczył kompletnie prawą maszynownię Myōkō zabijając całą obsadę. Płynąc pchany przez jedną śrubę krążownik zwolnił do 12 węzłów. Nie mając szans na utrzymanie się w szyku jego kapitan dostał zgodę na zawrócenie do bazy. Myōkō dotrze do Singapuru 3 listopada 1944 roku. Z powodu braku części zamiennych i materiałów nigdy już nie zostanie naprawiony.
Atak drugi – USS Interpid
Godzinę po pierwszym ataku na zespół Kurity uderzyła druga fala bombowców z Interpida. Tym razem w formacji leciało 12 Helldiverów, 8 Avengerów i 10 Hellcatów, a prowadził ją komandor podporucznik Lloyd Van Antwerp – dowódca VT-18. Po drodze lotnicy minęli wracających na Interpida kolegów, którzy dokonali pierwszego ataku. Korzystając z małej odległości dowódca CAG-18 komandor porucznik Ellis przekazał na częstotliwościach taktycznych Van Antwerpowi, by zmiennicy skupili się na ataku na już uszkodzony pancernik, bo celów było zbyt dużo, aby się rozpraszać i marnować amunicję. I znowu na pokład Musashi spłynęły najpierw Helldivery z VB-18, a po nich Hellcaty z VF-18. W tym samym czasie Van Antwerp podzielił swój zespół Avengerów na dwa i zaatakował superpancernik z dwóch skrzydeł. Jeden z Avengerów – samolot porucznika Kennetha P. Bardena – został trafiony bezpośrednio przez pocisk 127mm w prawe skrzydło w rejonie zbiornika paliwa. Na szczęście pocisk nie eksplodował i wyleciał z drugiej strony wyrywając w płacie sporą dziurę. Dla bombowca Grummana nie był to jednak cios śmiertelny. Po zwolnieniu torped Avengery wyrwały w różne strony uciekając spod luf artylerii Musashi, ale piloci bombowców, którzy z powrotem wznieśli się w górę naliczyli, że cztery torpedy trafiły – trzy w lewą burtę i jedna w prawą.
Załoga pancernika boleśnie odczuła ten nalot. Kilka bomb spadło blisko burt, a rozbryzgi wody i odłamki zmiotły wielu strzelców przeciwlotniczych karabinów maszynowych. To i poprzednie ataki Hellcatów spowodowały, że pokład był zasłany zwłokami marynarzy. Dwie bomby trafiły bezpośrednio w Musashi. Jedna z nich przebiła się głęboko przez pokład i zniszczyła jeden z wałów napędowych. Kapitanem okrętu był wiceadmirał Rikihei Inoguchi, ale operacyjnie jego działaniami zarządzał pierwszy oficer komandor Kenkichi Kato. Dał on rozkaz całej do przodu, aby zrównoważyć brak jednej śruby. Trzy torpedy, które uderzyły w prawą burtę wyrwały kawały metalu i tony wody zaczęły wlewać się do kadłuba pancernika. Musashi przechylił się o 5° na lewą burtę. Wodę spróbowano przepompować do grodzi na prawą stronę, co zmniejszyło nachylenia do 1°, ale zanurzenie okrętu zwiększyło się i przy mniejszej mocy turbin pancernik zwolnił do 22 węzłów. Kurita rozkazał, aby cała „Siła Centralna” zwolniła również z 25 węzłów do 22 węzłów. Nie chciał zostawiać pancernika samotnie na pewną śmierć. Kurita zwrócił się przez radio o pomoc do jednostek lotniczych stacjonujących na wyspach: „Jesteśmy celem powtarzających się ataków samolotów pokładowych wroga. Informujcie nas o waszych działaniach i atakach na wrogów”. Nie dostał jednak żadnej odpowiedzi.
Atak trzeci – USS Essex i USS Lexington
Po stoczeniu gwałtownej walki z falami samolotów z Luzonu, co zostanie opisane w kolejnym rozdziale, samoloty z Essexa i Lexingtona mogły odpowiedzieć na wezwanie Halseya i wesprzeć USS Interpid w walce z zespołem Kurity. O 10:50 z Essexa i Lexingtona wystarowały 32 Avengery, 20 Helldiverow i 16 Hellcatów pod dowództwem Theo Wintersa z CAG-19. Leciały przez mgłę i chmury. Widoczność wynosiła ledwie 5 mil. Po spokojnym przelocie nad południowym Luzonem do przodu wysłano klucz Hellcatów z VF-15, aby ten dokonał rozpoznania. Prowadzący klucz kapitan Baynard Milton wykrzyknął w pewnej chwili przez radio: „Jezu Chryste, tu na dole jest cała japońska flota!”. Cała wyprawa dotarła na miejsce o 13:30. Pierwsze, co rzuciło się w oczy amerykańskim lotnikom to to, że Japończycy używali barwionych pocisków i celowali głównie w prowadzące samoloty. James Mini, w przeciwieństwie do poprzedników, nie dał rozkazu skupiania się na jednym celu. Może dlatego, że wyprawa z TG 38.3 była większa, niż formacje z samego Interpida. Sam na czele sześciosamolotowej sekcji ruszył w kierunku pierwszego dostrzeżonego pancernika, a swojemu zastępcy Johnowi Bridgesowi nakazał atak na kolejny duży okręt. I Mini, i Bridges zabrali ze sobą zespoły Avengerów do ataku torpedowego. Jak wspominał Bridges, spod chmur wyłonił się największy pancernik, jaki widział w życiu. Rozpoczął nurkowanie z wysokości 12 tysięcy stóp upewniwszy się, że lecące nisko Avengery zajmują miejsca po obu stronach pancernika. Nurkując na minimalnych obrotach silnika wypuścił klapy. Kątem oka dostrzegł, że jego skrzydłowy Warren Parrish zrobil to samo. Bridges zapamiętał, że: „Zacząłem nurkować na cel od jego rufy ku dziobowi, ale mój Helldiver obrócił się w gwałtownym ślizgu, którego nie mogłem opanować sterem kierunku i trymerem. W tych warunkach mój samolot znalazł się daleko od (planowanego) toru lotu”. Desperacko próbując wejść ponownie na pożądany kurs opadał coraz niżej widząc jak artyleria strzela w jego kierunku, a część dział zaczyna strzelać w kierunku Avengerów. Był doświadczonym pilotem i wykonał wcześniej dziesiątki lotów nurkowych, ale takiego zachowania własnego samolotu nie doświadczył jeszcze nigdy. Zamiast łagodnie nurkować w kierunku celu Bridges opadał w chaotycznym spiralnym ślizgu. W końcu z przepisowej wysokości około 800 metrów (2500 stóp) zrezygnowany zrzucił bombę będąc przekonanym, że ma niewielkie szanse, żeby coś trafić. Wyrównał tuż nad wodą i wciągnął klapy. Helldiver w zadziwiający sposób uspokoił się i zaczął znowu zachowywać jak potulny wierzchowiec. Bridges nie miał pojęcia, czy trafił. Ścigające go pociski artylerii przeciwlotniczej wskazywały, że na pewno japońskiego okrętu nie wyeliminowali z walki. W drodze powrotnej strzelec Bridgesa Robert Cribb powiedział mu przez interkom, że podczas nurkowania w Helldiverze klapy otwarły się tylko z jednej strony i to spowodowało dzikie zachowanie się samolotu. Wracając na Essexa dowódca VB-15 komandor porucznik James Mini nie zdołał wypuścić podwozia swojego Helldivera. Wodował więc niedaleko lotniskowca i został wyłowiony wraz ze swoim strzelcem marynarzem Arne Frobomem przez niszczyciel USS Morrison. Obaj lotnicy spędzą na niszczycielu resztę Bitwy o Leyte.
Dowódca VT-15 komandor porucznik Valdemar G. “VeeGee” Lambert zaatakował ze swoją eskadrą Avengerów pierwszy krąg Kurity od prawej strony, a drugą eskadrę wysłał do ataku z drugiej strony. Piloci obrali różne cele i potem zaraportowano trafienie siedmioma torpedami. Trzy miały trafić superpancernik, dwie inny pancernik, a pozostałe dwie miały uderzyć w dwa różne krążowniki. W jednym z Avengerów załoga przeżyła niecodzienne chwile. Załoga Jerome Crumley i nawigator Eugene Shannon zostawili na pokładzie Essexa strzelca Davida Millera, aby zabrać korespondenta wojennego, który miał nakręcić atak na flotę Kurity. Crumley nakazał korespondentowi przypasać się w wieżyczce strzelca i nie odpinać nawet, gdyby miało mu to uniemożliwić złapanie dobrego ujęcia. Oczywiście filmowiec nie zapiął pasów i przy podejściu do zrzucenia torpedy, gdy pobliski wybuch pocisku szarpnął całym Avengerem, kamera wypadła mu z ręki, spadła do kabiny nawigatora, huknęła o coś, otwarła się i wyleciało z niej 500 stóp taśmy filmowej. Taśma oplotła natychmiast Shannona, który nagle poczuł się, jakby w padł w wielką pajęczynę, i nie mógł się przez parę minut z niej wyplątać. Po zrzuceniu torpedy Crumley bezpiecznie wydostał ich spod ostrzału. Kroniki amerykańskie nie dostały najgorętszego reportażu filmowego z Filipin.
Relacje dotyczące uszkodzeń po trzecim ataku zlewają się z relacjami po czwartym ataku, które są opisane niżej. Po trzecim nalocie admirał Kurita ponownie wezwał siły powietrzne w bazach lądowych do wsparcia jego zespołu i do zapewnienia mu osłony z powietrza. Znowu bezskutecznie. Ląd dalej milczał jak zaklęty. Zgodnie z dokumentami analizowanymi już po wojnie sztab w Filipinach wysłał do osłony Zespołu “A” jedną eskadrę myśliwców, ale nie wiadomo czy faktycznie dotarła na miejsce. Dowodzący pierwszą dywizją pancerników admirał floty Matome Ugaki, który działał z pokładu płynącego w drugim kręgu Yamato, nakazał kapitanowi Musashi, aby ten dołączył do jego kręgu, aby objąć go ochroną dział przeciwlotniczych tej formacji.
Atak czwarty – USS Enterprise, i USS Franklin
Rano 24 października samoloty z Task Group 32.4, czyli przede wszystkim z Enterprise i Franklina, patrolowały obszar od Zatoki Leyte dalej na południowy zachód po Morze Mindanao. Zaraz po wykryciu „Siły Centralnej” Kurity przez samoloty z Interpida, lotnicy z CAG-20 z Enterprise i z CAG-13 z Franklina dostrzegli na Morzu Mindanao idący od południa zespół C (”Siła Południowa”) admirała floty Shōji Nishimury. Nie był to lot rozpoznawczy, tylko złożony z samolotów bombowych, torpedowych i myśliwskich lot ofensywny, który szukał zaczepki. Jednak w rejonie Leyte nie znalazł żadnych godnych uwagi celów. Stąd jego wypad bardziej na południe i przypadkowe odkrycie „Siły Południowej”. Amerykanie nie byli przygotowani do walki z pancernikami i krążownikami. Ich Helldivery miały podwieszone mniejsze, 500 funtowe bomby. Niemniej rzucili się do ataku. Najpierw Hellcaty przekosiły Browningami i rakietami pokłady, a potem znurkowały Helldivery. Nie udało się im jednak odnotować jakiś poważnych uszkodzeń. Jedna bomba trafiła w pancernik Fuso, a druga w niszczyciel Shigure. To nie były jednak bomby przeznaczone do niszczenia okrętów i uszkodzenia były minimalne. Japończycy szybko je usunęli. Najlepszym skutkiem tego ataku było to, że pozycja południowej formacji została dobrze odnotowana i przekazana do sztabu TG 38 na pokładzie Lexingtona.
Jednak zespół Nishimury trzeba było teraz odpuścić, bo na Morzu Sibuyan trwała walka z o wiele groźniejszą „Siłą Centralną” Kurity. Po wylądowaniu samolotów na pokładach Enterprise i Franklina przygotowano do startu drugą falę samolotów, tym razem w uzbrojonych odpowiednio do walki z ciężkimi okrętami, czyli torpedy w przypadku Avengerów i 1000 funtowe bomby przeciwpancerne w przypadku Helldiverów. O 13:15 z Enterprise wystartowała grupa 9 Helldiverów, 8 Avengerów i 12 Hellcatów prowadzona przez dowódcę CAG-20 komandora porucznika Daniela F. „Doga” Smitha. Po drodze dołączył do niej podobny zespół z CAG-13 z Franklina. Amerykanie minęli wyspy Samar i Masbate kierując się mniej więcej na środek Morza Sibuyan. Nad Masbate dostali przez radio zaktualizowaną pozycję „Siły Centralnej”. Dolecieli na miejsce w tym samym czasie, gdy z pola bitwy odlatywały ostatnie samoloty z Essexa i Lexingtona. Jako cel ataku Smith wybrał ciągnący się nieco z tyłu superpancernik, który najwyraźniej został już trafiony przez inne dywizjony. Nie widać było na nim pożarów, ale ciągnęła się za nim wstęga oleju i płynął wyraźnie wolniej od pozostałych, jak ocenili Amerykanie z prędkością poniżej 10 węzłów. Oczywiście był to Musashi. Japończycy skierowali lufy w kierunku nowego zagrożenia. Smith poprowadził jednak formację trochę dalej na północ, aby zaatakować od strony słońca. W pewnym momencie Amerykanie wpadli w chmury i ogień wroga ucichł. Jednak gdy wyprawa wypadła na czyste niebo, kanonada rozległa się ponownie. Avengery dowodzone przez komandora podporucznika Sama Pricketta standardowo rozdzieliły się na dwie grupy, aby zajść superpancernika od dwóch stron. Myśliwcom z VF-20 i VF-13 Smith nakazał zaatakowanie pokładów krążowników i niszczycieli, aby zdezorganizować ich obronę przeciwlotniczą. Helldivery z VB-20 i VB-13 znurkowały. Piloci wytrzymali kanonadę i zrzucili bomby w ostatniej chwili, po czym wyrwali w górę i skierowali się na północ. „Dog” Smith obserwujący z góry całą akcję naliczył, że 10 z 18 bomb trafiło w pokład pancernika. W chwili, gdy ostatni Helldiver wychodził z nurkowania, Avengery już zbliżały się do burt Musashi. I ich piloci wytrzymali nerwowo do końca i zwolnili torpedy w takiej odległości, że nie mogli spudłować. Osiem torped trafiło w burty pancernika. Smith obserwował pancernika jeszcze wiele minut po ataku. Zameldował, że dziób Musashi znalazł się pod wodą, w wielu miejscach nadbudówki trawił ogień, całość spowijały kłęby czarnego dymu, a pancernik zatrzymał się. Amerykanie zawrócili i po czterech godzinach wylądowali na Enterprise i Franklinie.
Meldunki Amerykanów były tak naprawdę nieco przesadzone, bo w trzecim i czwartym ataku Musashi został prawdopodobnie trafiony czterema bombami i czteroma, lub pięcioma torpedami. Ale to, co trafiło, przyniosło dewastujące efekty. Jedna z bomb rozerwała się pośrodku środkowego tak zwanego pomostu pogodowego i zabiła wielu marynarzy obsługujących artylerię przeciwlotniczą. Druga przebiła się do szpitala pokładowego zabijając lekarzy, medyków i rannych marynarzy. Torpedy z kolei wyrwały potężne dziury w przedniej części okrętu, który znowu się przechylił, tym razem 2° na prawo, a sam dziób poszedł w dół o ponad 6 metrów. To zmniejszyło prędkość okrętu do szesnastu węzłów. Admirał Kurita zdecydował, że Musashi nie może spowalniać całego zespołu i nakazał mu odwrót do Zatoki Coron. W jego osłonie pozostawił krążownik Tonne i trzy niszczyciele.
Atak piąty – USS Essex i USS Lexington
Lotnicy z Essexa powrócili nad flotę Kurity około 14:00. Tym razem formacja amerykańska była mniejsza i liczyła 19 Helldiverów z VB-15 prowadzonych przez kapitana Rogera Noyesa. Hellcaty z tych lotniskowców musiały zmagać się kolejnymi falami nalotów samolotów japońskich startujących z Luzonu i lotniskowców Ozawy. Piloci Helldiverów weszli w nurkowanie i wzięli na cel kilka różnych okrętów. Według relacji załóg trafili w superpancernik, pancernik i ciężki krążownik. Jeden z Helldiverów został trafiony w zbiornik paliwa w lewym skrzydle, zapalił się, odwrócił na plecy i z wielkim impetem uderzył w wodę. Jego załoga porucznik George Crellin i strzelec starszy mat Carl Shelter zginęła na miejscu.
Po stronie japońskiej brak jest potwierdzenia tych trafień, ale unikając nalotu Musashi był zmuszony do manewrów, które spowodowały kolejne podtopienia. Rozerwane rurociągi pary wyłączyły z pracy jedną z czterech maszynowni i trzy z dwunastu kotłowni. Komandor Kato musiał zmniejszyć prędkość do dwunastu węzłów, a sam okręt zaczął tracić sterowność.
Atak szósty – USS Interpid
Kolejny atak na „Siłę Centralną”, a w zasadzie na nieszczęsnego Musashi wykonali znowu lotnicy z Interpida. Wyprawę ponownie poprowadził dowódca CAG-18 „El Gropo” Ellis, choć był już na skraju przemęczenia po dwunastu godzinnach nieustannego napięcia. Był jednak owładnięty pragnieniem wykrzyczenia przez radiostację „zatopiliśmy jednego superpancernika”. O 13:50 z pokładu wzniosło się 12 Helldiverów, 14 Hellcatów i jedynie 4 Avengery, bo tyle ich pozostało w pełni sprawnych po porannych nalotach. Na domiar złego jeden z pilotów Avengerów porucznik Vernon A. „Duke” Delaney zameldował wyciek oleju i musiał zawrócić. Wyprawa dotarła nad Musashi o około 15:30. Zgodnie z obowiązującą taktyką pierwsze zaatakowały Helldivery. Według relacji amerykańskich w Musashi trafiło 10 bomb, w tym sześć centralnie w nadbudówki i mostek kapitański. Po bombowcach nurkujących do ataku ruszyły trzy Avengery. „El Gropo” instruował pilotów przed tym lotem, aby nie próbować schodzić nisko nad wodę, jak wymagała klasyczna strategia ataku torpedowego, ale pozostać na wysokości około 500 stóp. Ellis zauważył bowiem, że Japończycy zaczęli strzelać w taflę wody przez bombowcami wzbudzając wysokie gejzery. Zderzenie się z takim gejzerem dla samolotu mogło mieć taki skutek, jak zderzenie się z lasem drzew. Tak więc trzy samoloty VT-18 leciały na wysokości kilkuset stóp. Prowadził kapitan Albert Long, a Avengery lecące po jego bokach pilotowali porucznik Lloyd Karch i podporucznik Ben St. John. Ten ostatni nigdy jeszcze bojowo nie zrzucał torpedy, a całe jego doświadczenie ograniczało się do dwóch zrzutów torped ćwiczebnych. St. John uwolnił swój pocisk lecąc wysoko – na wysokości 900 stóp i szybko – przy prędkości 290 węzłów. Według relacji innych pilotów minęła ona Musashi przed dziobem, ale uderzyła w krążownik klasy Mogami. Karch też nie zszedł nad samą wodę i zrzucił torpedę z wysokości 650 stóp. Według relacji jego torpeda trafiła Musashi w rufę wzbudzając kłęby żółtego dymu. Po zebraniu się Avengerów w drogę powrotną Al Long dał znać swoim kolegom, że nie mógł zrzucić torpedy ani elektrycznie, ani ręcznie. Lloyd Karch był przekonany, że Long po prostu nie wytrzymał nerwowo i wyrwał w bok przed podejściem do Musashi. Nie mógł mu tego wybaczyć, bo cały ogień artylerii skupił się na Avengerach Karcha i St. Johna. Strzelec w wieżyczce Avengera Karcha starszy mat C. W. Fort został w tej akcji ranny i tracił krew. Na szczęście Karch zdołał dowieźć Forta żywego na Interpida.
W rezultacie szóstego ataku bomba, która trafiła w mostek kapitański zabiła prawie całe dowództwo okrętu. Zginął główny nawigator, dowódca obrony przeciwlotniczej i innych pięciu wysokiej rangi oficerów. Kapitan Musashi kontradmirał Rikihei Inoguchi został ciężko ranny. Odłamek przebił się przez lewe ramię do klatki piersiowej. Inoguchi przekazał dowodzenie pierwszemu oficerowi komandorowi Kenkichi Kato, a sam został zaniesiony przez marynarzy do swojej kajuty. To co Kato mógł zrobić to już tylko opóźnianie śmierci pancernika – gaszenie pożarów, sterowanie zatopieniami i ratowanie ludzi. W Musashi działało już tylko siedem z dwunastu kotłowni i dwie z czterech maszynowni. Okręt miał dwunastostopniowy przechył na lewo, a cały dziób znajdował się już pod wodą. Przechył udało się nieco zniwelować, ale prędkość okrętu spadła do sześciu węzłów, a przy tak powolnym ruchu sterowanie okrętem było już niemożliwe.
Koniec bitwy na Morzu Sibuyan
Po szóstym ataku Takeo Kurita dał za wygraną. Za nic nie chciał tracić ostatnich okrętów japońskiej floty. Nakazał zawrócenie na zachód, aby wyjść z zasięgu amerykańskich samolotów i może powrócić do akcji później w nocy. Dokładnie w tym samym czasie samoloty zwiadowcze TG 38.3 wykryły wreszcie paradujący na północy zespół lotniskowców Ozawy, czyli tzw. „Siłę Północną”. Samoloty zwiadowcze TG 38.2, które cały czas pilnowały z góry zespół Kurity doniosły, że ten zaczął się wycofywać. Admirał Halsey tylko na to czekał. Kazał lotniskowcom 3 Floty natychmiast ruszyć na północ i dopaść japońskie lotniskowce. Był to błąd, który wytykano mu do końca jego kariery. Tym bardziej, że sztab US Navy, a zwłaszcza admirał floty Willis A. Lee, odradzał Halseyowi opuszczenie pozycji, gdyż Kurita mógł wykonać tylko pozorowany odwrót. Halsey to zignorował. Tak jak Spruance na Morzu Filipińskiem nie chciał opuścić floty inwazyjnej i tym samym naraził swoją 5 Flotę na zniszczenie przez samoloty pokładowe, tak Halsey zrobił dokładnie odwrotnie i opuścił flotę inwazyjną narażając ją na zniszczenie puszczając się w pogoń za niegroźną w sumie przynętą.
Przebywający w Japonii admirał Toyoda odczytał meldunek Kurity i nakazał zespołowi zawierzyć boskiej pomocy i zawrócić na pole walki. Według Toyody Zespół „A” i tak nie uciekłby przez amerykańskimi samolotami. Na okrętach zapanowało zwątpienie i szybko obiegł je gorzki komentarz: „nawet bogowie nie mogą dowodzić bitwą morską z wybrzeża”. Jednak Kurita wykonał rozkaz i po godzinie od podjęcia pierwotnej decyzji zawrócił z powrotem na wschód. Po drodze Japończycy mijali dogorywającego Musashi. Kurita widząc jego sytuację przekazał Kato polecenie, aby ten osiadł gdzieś na mieliźnie i przekształcił Musashi w stacjonarną baterię artyleryjską. Tego rozkazu nie dało się już wykonać, bo superpancernikiem nie dało się sterować. O 18:00 turbiny stanęły, a pokład do pierwszej wieży był już pod wodą. Musashi powoli tonął. Wiceadmirał Inogushi zdecydował, że pójdzie na dno razem ze swoim okrętem. Napisał list do cesarza, w którym przepraszał za swoją zbyt entuzjastyczną wiarę w moc pancerników i potęgę ich dział, i niedocenianie siły lotnictwa. Wręczył list komandorowi Kato i zamknął się w swojej kajucie na klucz. Kato próbował ratować załogę. Rannych rokujących przeżycie zgromadził na pokładzie, a mechanikom nakazał jeszcze jedną próbę zrównoważenia dwunastostopniowego już przechyłu. Wezwał na pomoc niszczyciele Kiyoshima i Shimakaze, aby zabrały na pokład marynarzy z Musashi. Jednak ich dowódcy niewzruszenie trzymali się w pewnej odległości nie chcąc narażać swoich jednostek na ryzyko uszkodzenia przez dogorywającego pancernika. O 19:20 przechylił się jeszcze bardziej na lewo, a dziesięć minut później przechył wynosił już 30°. Kato wezwał wszystkich do opuszczenia okrętu. Jedni marynarze zaczęli skakać do pokrytej olejem i paliwem wody, a inni albo nie umieli pływać, albo bali się skakać i uchwycili się barierek skazując się na pewną śmierć. W końcu rufa pancernika podniosła się znad wody ukazując śruby i stery, a nos poszedł jeszcze bardziej pod wodę. Musashi zaczął robić finalny przewrót na stępkę i poszedł na dno tworząc wiry wciągające pływających marynarzy w dół. Z całej załogi 2399 załogi zginęło wraz z kapitanem 1022 marynarzy. Wraz z nimi straciło życie 134 marynarzy z krążownika Maya zatopionego dzień wcześniej na przesmyku Palawan.
Bitwa na Morzu Sibuyan uważana jest za zwycięską dla Amerykanów. Ale czy aby na pewno? Duma japońskiej floty – Musashi – jeden z dwóch największych pancerników na świecie poszedł na dno. Krążownik Myōkō musiał zawrócić do Singapuru. Ten niewątpliwy sukces lotnictwa US Navy okupiono stratą 11 Avengerów i 10 Helldiverów. Najbardziej pokiereszowane były załogi z Interpida, które poniosły największy wysiłek tego dnia. VT-18 utracił trzy Avengery, a VB-18 pięć Helldiverów. Ale jaki był strategiczny rezultat tego starcia? Zespół „A” Kurity nie został zatrzymany. Po chwilowym odwrocie wrócił na pierwotny kurs i kontynuował realizację planu Shō-Gō 1. Nie niepokojony więcej przez Amerykanów admirał Kurita płynął dalej do Zatoki Leyte aby zniszczyć flotę inwazyjną.