Artukuły historyczne

Bitwa o Leyte

24 października 1944, Morze Filipińskie na zachód od Luzonu

Co działo się rankiem 24 października z zespołem TG 38.3 wiceadmirała Shermana podczas gdy lotnicy z Interpida szykowali się do startu przeciw zespołowi Kurity? Japońskie samoloty rozpoznawcze wykryły lotniskowce Shermana wcześnie rano, gdy lotniskowce dotarły na odległość około 75 mil od Wyspy Polillo leżącej niedaleko wybrzeży Luzonu. Zgodnie z planem Shō-Go 1 lotnictwo marynarki i armii miało zrobić wszystko, aby odciągnąć uwagę od „Siły Centralnej”. Po odnalezieniu amerykańskiej floty naprędce zorganizowano więc wielki atak, który w zasadzie składał się z kilku fal samolotów, które startowały z różnych lotnisk na Luzonie.

Wymiatanie nad Luzonem

W tym samym czasie Amerykanie wznieśli w powietrze swoje samoloty, które poleciały na wymiatanie nad Luzonem. O 6:07 grupa 18 Helldiverów z VB-19 i 19 Hellcatów z VF-19 z Lexingtona została wysłana wprost na zachód, aby patrolować wycinek o promieniu 245° do 295°. Ich rejon operowania miał rozciągać się od Zatoki Lingayen na północy, do Manili na południu. Nieco bliżej, w kierunku Manili poleciało kilka Hellcatów, które miały przekazywać łączność radiową. Niebo po drodze było mocno zachmurzone i spora część Hellcatów i Helldiverów zgubiła formację. Klucz Hellcatów kapitana Bruce W. “Willie” Williamsa, który dotarł nad Zatokę Lingayen, zastał na wodzie jedynie niewielkie przybrzeżne barki. Mimo to Amerykanie znurkowali do ataku. Williams zrzucił na małą łajbę 500 funtową bombę, która “rozwaliła ją na kawałki“. Wybuch był tak silny, że Hellcat “Williego” został podrzucony w górę o 70 metrów jak piłka. W drodze powrotnej klucz Williamsa został opadnięty przez kilka Nakajima “Tojo”. Amerykanie wywinęli się z tego starcia bez strat. Nieco później wypatrzyli nad ziemią kilka dwusilnikowych Mitsubishi “Sally” i zgłosili zestrzelenie pięciu. Trzy przypadły Bruceowi Williamsowi, a dwie jego skrzydłowemu porucznikowi Larremu Cauble.

Klucz kapitana Elvina Lestera “Lin” Lindsaya patrolował okolice lotniska Clark Field. Tam, dopadło go 17 Nakajima “Tojo”. Klucz rozpadł się na dwie sekcje. Lindsay zestrzelił jednego myśliwca na pewno, a dwa prawdopodobnie, a jego skrzydłowy podporucznik W. H. Martin zgłosił dwa “Tojo” jako pewne zwycięstwa. Samolot Martina został uszkodzony, ale i tak w drodze powrotnej Lindsay i Martin zdołali zestrzelić dwie napotkanie Aichi “Val”. Każdemu z pilotów zaliczono po jednym bombowcu. Stan Hellcata Martina pogarszał się jednak i po opuszczeniu brzegów Luzonu wodował on w oceanie. Został potem wyłowiony przez amerykańskiego niszczyciela. Druga sekcja klucza Lindsaya podczas walki z “Tojo” zgłosiła trzy pewne zwycięstwa.

Klucz porucznika Williama J. “Mase” Masonera miał najwięcej szczęścia. Nad zachodnimi terenami Luzonu spotkał około dwudziestu dwusilnikowych bombowców lecących bez eskorty w czterech grupach. Masoner w kilku atakach zgłosił zestrzelenie czterech Mitsubishi “Nell”, jednej Mitsubishi “Betty” i jednej Mitsubishi “Dinah”. Dołączył więc do zacnego i wąskiego grona pilotów Hellcatów, którzy zestrzelili sześć samolotów w jednym locie. Sporo bombowców pozostało jednak do podziału dla innych pilotów z jego klucza. Zgłosili oni łącznie siedem kolejnych zwycięstw. W sumie VF-19 zgłosił w tym locie 30 zestrzelonych samolotów japońskich.

Przyporządkowanie zwycięstw VF-19 do japońskich strat jest nieco problematyczne, bo w powietrzu nad Luzonem znajdowało się wiele różnych grup samolotów amerykańskich i japońskich. Wydaje się, że klucz “Williego” Williamsa walczył z bombowcami Mitsubishi Ki-21 z 60 Sentai. Jednostka ta była właśnie przerzucana z Tajwanu na Luzon i osiem Ki-21 przewoziło cało obsługę naziemną Sentai. Wszystkie osiem “Sally” zostało utraconych w walce powietrznej z Hellcatami. Williams i Cauble zgłosili pięć bombowców, po czym skończyła im się amunicja. Może reszta samolotów z 60 Sentai była rozpoznana jako innego typu bombowce i padła ofiarą klucza Masonera? Eskadra myśliwska 60 Sentai utraciła z kolei cztery Ki-84 Hayate, czyli “Frank”. Zapewne zostały one rozpoznane przez Amerykanów jako “Tojo”, bo Ki-84 był całkiem nowym i mało znanym przez przeciwnika myśliwcem.

Prawie wszystkie bombowce straciła 3 Sentai. Wyposażona w Kawaski Ki-48 Sokei, czyli “Lilly” jednostka również była transferowana w tym dokładnie czasie na Filipiny. Eskorta szesnastu Nakajima Ki-84 z 12 Hikodan nie zdołała znaleźć swoich podopiecznych i wylądowała na lotnisku Manapla na wyspie Negros na południe od Luzonu. Samoloty z 3 Sentai zostały przechwycone gdzieś nad Luzonem i zmasakrowane. Możliwe, że odpowiadał za to klucz Masonera, który zgłosił trzynaście zwycięstw nad nieeskortowanymi bombowcami różnych typów.

Załoga USS Lexington układa na noszach rannego pilota VF-19. W tle F6F-5 o numerze 22 z VF-19. Bitwa o Leyte, 24 października 1944.
(Źródło: worldwarphotos.info)

Samoloty z Essexa miały przydzielony sektor od 225° do 245°. Najpierw wysłano misję zaczepną złożoną z ośmiu Hellcatów i ośmiu Helldiverów. Wszystkie samoloty miały podwieszone bomby. Zespołem tym dowodził komandor podporucznik George C. Duncan. Chwilę po starcie pierwszego zespołu w powietrze wzniosła się formacja 18 Hellcatów z VF-15 pod dowództwem kapitana Johna G. Symmesa. One z kolei miały wykonać wymiatanie nad lotniskami w Manili. Grupa Duncana napotkała u wybrzeży okręt zidentyfikowany jako krążownik. Samoloty CAG-15 znurkowały. Duncan trafił swoją bombą w japoński okręt i zarejestrował, że wyciekła z niego plama oleju. Jednak okręt popłynął dalej. Po przekroczeniu linii brzegowej, nad lotniskiem Malvar, podporucznik Larry R. Self zauważył dwa „Zera” i pogonił za jednym z nich. Trafiony myśliwiec próbował lądować przymusowo, ale szorując po ziemi stracił lewe skrzydło i zaczął się palić. Japoński pilot przeżył i próbował wydostać się z kabiny. Jednak Self nie przerwał ataku. Ogniem karabinów maszynowych rozstrzelał bezbronnego lotnika, a ten opadł w kabinie i spłonął. Drugie „Zero” padło ofiarą Duncana. I ten pilot próbował się ratować skacząc ze spadochronem, ale spadochron nie otworzył się i Japończyk runął jak kamień na ziemię. Klucz kapitana Johna C. Symmesa który oddzielił się wcześniej od wyprawy napotkał w rejonie Manili jedną „Jill”, którą zestrzelił podporucznik Jerome J. Lathorp. Godzinę później między wyspami Cabra i Lubang klucz natrafił na dwie „Betty” i „Irvinga”. Ten ostatni wykręcił ofensywnie w stronę Hellcatów, ale został szybko strącony przez Symmesa. Druga grupa wymiatająca nad Manilą nie natknęła się na żadne samoloty. Za to w drodze powrotnej nad lotniskiem Malvar porucznik R. P. Fush dostrzegł poniżej bombowiec Kawasaki „Lily” i bez komplikacji go zestrzelił.

Atak z Luzonu

O 7:50 na radarach lotniskowców TG 38.3 zaczęło pojawiać się mnóstwo świecących kropek. Operatorzy opisali je jako trzy grupy po około 50-60 samolotów, które leciały w odległości około 15 mil jedna od drugiej. I w tym momencie wiceadmirał Sherman musiał odstąpić od planowania wypraw wspierających Zespół TG 38.2 w bombardowaniu Zespołu “A” admirała Kurity na Morzu Sibuyan. Zamiast tego w powietrze zaczęto podrywać Hellcaty do przechwycenia wrogiej wyprawy.

Na pokładzie Lexingtona do startu było przygotowanych 11 Hellcatów. Gdy piloci biegli do maszyn załoga Lexingtona roześmiana dopingowała ich jak drużynę futbolową wybiegającą na boisko. Klucz kapitana Rogera Bolesa po dwudziestu minutach dojrzał kilka pojedynczych maszyn wroga. Boles skupił się na dwusilnikowym Kawasaki “Nick” (Ki-45). Gonił go tuż nad falami oceanu i w końcu zestrzelił. Pozostali piloci jego klucza dopadli i posłali do morza dwa “Zera”. Drugi i trzeci klucz przechwyciły grupę Aichi “Val” eskortowanych przez “Zera”. Najpierw klucz kapitana H. V. Bonzagniego Jr. uderzył bezpośrednio na bombowce pozostawiając walkę z eskortą trzeciemu kluczowi. Piloci Bonzagniego zgłosili zestrzelenie siedmiu Aichi “Val” , w tym sam dowódca trzy z nich. Ósmą “Val” jeden z pilotów klucza zgłosił wspólnie z pilotem VF-44 z Langleya, bo samoloty z tej jednostki dołączyły do akcji już w trakcie walki. Trzeci klucz nie miał szans się wykazać w walce z eskortą “Val”, bo “Zera” na widok kilku Hellcatów zawróciły i uciekły w chmurę. Za to w dalszej części starcia jego piloci strącili jedną Nakajima “Jill”. Łącznie piloci z Lexingtona zgłosili 11,5 zwycięstw tracąc jednego pilota – podporucznika F. P. Hubbucha, którego ostatni raz widziano, jak goni wrogi samolot.

Podczas gdy samoloty amerykańskie z Lexingtona i Essexa operowały nad Luzonem niebo nad lotniskowcami pilnowały Hellcaty z lotniskowców lekkich. Była to standardowa praktyka w zespołach TG 38. I tak, gdy radary na okrętach wykryły wrogie wyprawy kierujące się nad zespół Shermana, w powietrzu były patrole z VF-27 z Princetona i VF-44 z Langleya. Princeton wystawił do patroli trzy klucze Hellcatów z naklejonymi na osłonach silników kalkomaniami fantazyjnych paszcz. Jednym z nich był klucz dowodzony przez kapitana Jamesa A. Shirleya. Na samym początku patrolu Shirley dostał od oficera naprowadzania myśliwców (FDO) namiar na jakiś nierozpoznany samolot. Okazało się jednak, że to jeden z Avengerów, który miał wyłączony system ostrzegania “swój – obcy” (IFF). Drugi klucz kapitana Carla A. Browna Jr. dostał rozkaz sprawdzenia innego nierozpoznanego kontaktu, ale i tu okazało się, że jest to kolejny Avenger z nie działającym IFF. Zaraz potem wszystkie trzy klucze VF-27 dostały polecenie skierowania się w to samo miejsce na zachód od lotniskowców. Dowódcy kluczy od razu zrozumieli, że taka koncentracja oznacza pojawienie się większej formacji wroga. Wspinając się na docelową wysokość Brown dopytywał się kilkukrotnie przez radiostację ilu jest “bandytów”, ale zajęty koordynacją akcji oficer naprowadzania mu nie odpowiadał. W końcu dotarły do niego nagabywania Browna i rzucił tylko “dużo, dużo, dużo, dużo“. Drugi klucz Shirleya po osiągnięciu 6000 metrów zauważył dwa wrogie samoloty. Amerykanie byli już tylko 30 mil od wyspy Polillo, położonej u wybrzeży Luzonu. Shirley i Robert L. Blyth ruszyli w kierunku pary wrogich maszyn. Okazało się, że są to dwusilnikowe Kawasaki “Nick”. Krótka walka zakończyła się zestrzeleniem obu japońskich samolotów. I Shirley, i Blyth zgłosili po jednym zestrzeleniu.

Kontynuując wznoszenie piloci z VF-27 dojrzeli wreszcie trzon japońskiej wyprawy. Brown zameldował, że było to około 80 samolotów lecących w kierunku lotniskowców na wysokości 20 000 do 23 000 stóp. Shirley widział tam ponad sto maszyn – jedne wyżej, drugie niżej, jeszcze inne na jego wysokości. Klucz Shirleya wszedł do akcji jako pierwszy. Jego dowódca dwoił się i troił walcząc aż do wyczerpania amunicji. Po misji zgłosił cztery kolejne zwycięstwa – trzy “Tojo” i jedno “Zero”. Trzeci klucz z VF-27, który bez żadnych przygód dotarł na miejsce, wpadł z młyn walki z wieloma wrogimi myśliwcami. Największy sukces odniósł podporucznik Thomas J. Conroy zgłaszając trzy “Tojo” i trzy “Zera”. Kapitan Eugene P. Townsend uzyskał niewiele gorszy rezutlat – zgłosił pięć “Tojo”. Jednak walka nie była wcale taka jednostronna. Hellcat kapitana Ralpha S. Taylora dostał serię w okolice kokpitu. Jeden z pocisków trafił Taylora w nogę. Pilot nie namyślając się wycofał się z walki i wrocił na lotniskowiec. Czwarty pilot klucza podporucznik Oliver Scott nie przeżył tego starcia. Jego Hellcat został zestrzelony przez jednego z japońskich myśliwców.

Tymczasem kapitan Brown poprowadził swój klucz do walki z inną grupą japońskich samolotów. Nie miał przewagi wysokości. Musiał atakować Japończyków od dołu. Walka była zacięta. Brown zestrzelił pięć samolotów rozpoznanych jako “Zera” i dwa zgłosił jako zestrzelone prawdopodobnie. Jednak Japończycy odgryzali się bardzo zawzięcie i jego Hellcat zaczynał przypominać sito. W pewnym momencie na jego ogonie znalazł się cały klucz czterech “Zer”. Zanim zaczęły strzelać, Brown odepchnął drążek sterowy maksymalnie do przodu, ustawił skok śmigła na minimum i zrobił ostry skręt w prawo. Schodząc spiralą zgubił swoich prześladowców. Mimo, że jego Hellcat był postrzelany, Brown chciał wrócić znowu do walki, ale okazało się, że wszyscy się jakoś rozeszli i w powietrzu zrobiło się pusto. Wracając na lotniskowiec Amerykanin dowiedział się jednak, że coś jest nie tak z pokładem Princetona i musi lądować na jakimś innym okręcie. Jak się okazało któraś seria uszkodziła mechanizm wypuszczania haka lądowania w jego Hellcacie i nie pozwolono mu lądować ani na Lexingtonie, ani na Langleyu. Obawiano się, że bez haka spowoduje na pokładzie jakiś wypadek. Już zdecydował, że trzeba wodować w okolicy, kiedy odezwał się do niego oficer naprowadzania z Essexa: “Hatchet 7, jeśli wylądujesz natychmiast, to cię przyjmiemy“. Przy lądowaniu okazało się, że hak co prawda nie działa, ale za to zwisa swobodnie za Hellcatem. Dzięki temu zaczepił się o pierwszą linę hamującą. Brown wyhamował bezpiecznie daleko przed zaparkowanymi na pokładzie Essexa Avengerami.

24 października 1944. Kapitan Carl A. Brown Jr. z VF-27 ląduje swoim F6F-5 nr 7 na pokładzie USS Essex.
(Źródło: asizbiz.com)

Skierowany do walki patrol Hellcatów z VF-44 z Langleya też nie próżnował. Jego piloci zgłosili sześć i pół zwycięstwa. Cztery z nich przypadły porucznikowi Johnowi R. Montapertowi.

Opisane wyżej walki trzech kluczy VF-27 nie kończyły bynajmniej przygód pilotów z Princetona. Podczas gdy dwanaście samolotów z paszczami patrolujących nad lotniskowcami skierowano do przechwycenia japońskich wypraw, z pokładu Princetona wystartowała w trybie awaryjnym eskadra ośmiu kolejnych Hellcatów tego dywizjonu. Tym razem dowodził nimi bezpośrednio dowódca całej grupy CAG-27 komandor podporucznik Frederick A. Bardshar. Wcześniej przygotowywał on misję wymiatania nad Luzonem, ale kiedy nadeszła informacja o japońskich wyprawach, Avengery pozostawiono na lotniskowcu, a Hellcaty poleciały na przechwycenie. Po pewnym czasie eskadra wzniosła się nieco powyżej poziomu chmur – na wysokość 7 500 stóp. Od lotniskowców dzieliło ją już 75 mil. Bardshar próbował przez radio dostać zgodę na wzniesienie się wyżej, ale zamiast odpowiedzi słyszał jedynie jakieś trzaski. I nagle ku Hellcatom znurkowało skądś 30 “Oscarów”. Nurkując Japończycy ostrzelali formację Hellcatów, ale na szczęście nieszczególnie celnie. Samolot Bardshara dostał w silnik, rzygnął na owiewkę olejem, ale nie przerwał pracy. Japońscy myśliwcy nie byli zbyt agresywni. Tak naprawdę, to chyba chcieli opuścić jak najszybciej pole walki, bo z nurkowania przeszli dalej w ucieczkę w chmury. Kilka Hellcatów zdołało oddać strzały w ich kierunku i dwa “Oscary” puściły za sobą wstęgi dymu, ale to byłoby na tyle. W drodze powrotnej z tego mało skutecznego lotu honor eskadry uratował skrzydłowy Bardshara podporucznik Arthur H. Munson, który zestrzelił napotkany bombowiec Aichi “Val”. Podchodząc do TG 38.3 Bardshar dowiedział się przed radiostację, że problemy macierzystego Princetona nie ograniczają się tylko do jakiejś awarii na pokładzie. Sytuacja była o wiele, wiele gorsza.

Atak w Zatoce Leyte

W ramach akcji dywersyjnych Japończycy zaatakowali nie tylko lotniskowce zespołu TG 38.3, ale też flotę inwazyjną w Zatoce Leyte. Tu japońskie wyprawy zostały jednak przechwycone przez Wildcaty z lotniskowców eskortowych. Dowódca VF-26 z USS Santee komandor podporucznik Harold N. Funk zestrzelił nad Wyspą Daran pięć samolotów japońskich rano i jednego wieczorem. Pilot VC-27 z USS Savo Island kapitan Ralph Elliot Jr. – późniejszy najskuteczniejszy wildcatowy as US Navy – otworzył swoje konto zestrzeliwując nad flotą desantową cztery Mitsubishi „Frances”. Akcja ta została opisana w tym artykule:

9 zwycięstw komandora porucznika McCampbella

Kiedy radary lotniskowców zaczęły wykrywać zbliżające się japońskie formacje, na Essexie przygotowywano drugą wyprawę mającą atakować cele na Luzonie. Na pokładzie tankowano i uzbrajano w bomby Avengery, Helldivery i Hellcaty. Zespół miał poprowadzić dowódca grupy CAG-15 komandor porucznik David McCampbell. Jego Hellcat „Minsi III” był właśnie tankowany na stanowisku katapulty. Jednak alarm podniesiony przez operatora radaru spowodował błyskawiczną zmianę rozkazów. Z głośników rozległ się nerwowy głos „Wszyscy piloci myśliwcy! Zająć miejsca w maszynach! Drugi atak jest odwołany!”. Piloci VF-15 rzucili się do swoich samolotów. Zaraz z głośników przyszło doprecyzowanie rozkazu „Wszyscy oprócz dowódcy grupy. On NIE, powtarzam NIE leci!”. Oczywiście to wiceadmirał Sherman przypomniał sobie o szlabanie nałożonym na McCampbella. McCampbell był dowódcą grupy odpowiedzialnym za operacje wszystkich dywizjonów z Essexa, ale jego żyłka pilota myśliwskiego zawsze przeważała i miał już na koncie 21 zwycięstw powietrznych. Sherman zabronił mu więc walk powietrznych poza tymi toczonymi w obronie własnej.

Chcąc nie chcąc mechanicy zaczęli ściągać w połowie zatankowanego „Minsi III” do windy. Jednak na mostku musiała się rozpętać nie lada awantura, bo ledwie winda ruszyła w dół z głośników rozległ się nowy komunikat: „Uwaga, dowódca grupy ma lecieć. Potwierdzam. Dowódca grupy ma lecieć”. Winda zatrzymała się i ruszyła z powrotem w górę. Po chwili Hellcat McCampbella został ustawiony z powrotem na pozycji startowej. W zamieszaniu zapomniano jednak chyba o tym, że nie był on do końca zatankowany. Jako że główne siły VF-15 działały w tym czasie nad Luzonem, lotniskowiec dysponował jedynie siedmioma Hellcatami przygotowanymi do lotu. Gdy McCampbell ze swoim skrzydłowym kapitanem Royem Rushingiem odrywali się od pokładu lotniskowca, wroga wyprawa była już tylko 22 mile od Essexa.

Kierowane z pokładu przez oficera naprowadzającego Hellcaty wdrapywały się nad chmury. Ich piloci rozglądali się bacznie szukając wrogich maszyn. Zajęty przeszukiwaniem przedniej półsfery McCampbell nawet nie zauważył, że pozostałych pięć Hellcatów zostało mocno w tyle za prowadzącą parą. Dowódca wraz ze skrzydłowym lecieli na mocniejszych F6F-5, a reszta prawdopodobnie na starszych F6F-3. Wkrótce na tle chmur zamajaczyło kilkadziesiąt ciemniejszych kropek. Zbliżywszy się bardziej McCampbell zidentyfikował je jako formację bombowców nurkujących w eskorcie myśliwców. David dał rozkaz pozostałym dwóm sekcjom zaatakować bombowce, a sam z Rushingiem ruszył w kierunku myśliwców. Lecący na czele formacji Japończycy dostrzegli parę Hellcatów, ale nie podjęli walki i zawrócili w kierunku lecącej nieco z tyłu głównej formacji myśliwców. To pozwoliło obojgu amerykańskim myśliwcom na bezpieczne wzniesienie się na wysokość około 10 kilometrów. Tam McCampbell wyciągnął lornetkę i zlustrował wrogą formację. Zidentyfikował ją jako mieszaninę około czterdziestu samolotów marynarki i armii złożoną z myśliwców „Zeke”, „Hamp”, „Oscar” i „Tony”. McCampbell błędnie rozpoznał wroga. Tak naprawdę wyprawa składała się z myśliwsko bombowych Mitsubishi A6M2 “Zero” z podwieszonymi bombami i eskorty złożonej z Mitsubishi A6M5. Amerykanin wezwał przez radio posiłki, ale odpowiedziała mu cisza. Amerykanie musieli zmienić częstotliwości komunikacji radiowej i coś nie zagrało. Odtąd McCampbell nie miał kontaktu z kluczem pięciu Hellcatów atakującym bombowce. Nie odwiodło go to bynajmniej od ataku i razem z Rushingiem spłynęli z góry na japońskie samoloty wybierając ostatnie maszyny w formacji. Obaj celnie strącili po jednym samolocie i wyrwali w górę dla nabrania wysokości. W drugim ataku krótka urwana seria z „Minsi III” rozerwała w eksplozji drugie „Zero” (zidentyfikowane przez McCampbella jako „Hamp”, czyli A6M3 Reisen 32 z uciętymi końcówkami skrzydeł). Rushing tym razem spudłował. Ku wielkiemu zdumieniu Amerykanów trzydziestu siedmiu pozostałych Japończyków zamiast rzucić się na parę Hellcatów zaczęło skręcać w prawo i tworzyć obronny krąg. Amerykanie znurkowali jeszcze dwa razy próbując atakować od przodu, ale nie trafili żadnego samolotu. Gdy po raz kolejny zaczęli wznosić się, japońska formacja rozerwała krąg i zaczęła uciekać w stronę Luzonu. McCampbell i Rushing runęli ku Japończykom i obaj strącili po jednym samolocie. Kolejny „zoom” dla nabrania przewagi wysokości i kolejne nurkowanie. Sytuacja stawała się wręcz surrealistyczna. Japończycy w ogóle nie reagowali i uparcie kontynuowali lot w kierunku bazy. Tym razem największym zagrożeniem dla McCampbella okazał się Rushing, który wystrzelił serię w kierunku wrogów tak blisko prowadzącego McCampbella, że ten zmuszony był zrobić unik nie do końca rozumiejąc kto do niego strzela. Jednak nawet to nie zmąciło spokoju nieprzyjacielskiego zespołu i Japończycy ignorując rzeczywistość lecieli prosto w kierunku swojego lotniska. Do Amerykanów dotarło wreszcie, że mogą się poczuć jak na strzelnicy. McCampbell odczepił maskę tlenową, zapalił sobie papierosa, sprawdził ile ma amunicji, a miał jej jeszcze mnóstwo. Spokojnie, tym razem bez nerwów, Amerykanie zbliżyli się do lecących na końcu formacji myśliwców i oddali krótkie serie. Dwa kolejne „Zera” runęły w fale oceanu. Po kilku kolejnych wznoszeniach i atakach Rushing zameldował, że po prostu skończyła mu się amunicja. Zdążył jednak nabić sześć zwycięstw. McCampbell zaliczył już siedem, ale on z kolei strzelał oszczędniej i jego Browningi miały jeszcze co jeść. Mozolne treningi nie poszły w las i nie na darmo McCampbell był uznawany za mistrza w strzelaniu powietrznym. Ruszył więc wykonać kolejne egzekucje. Mimo braku amunicji Rushing towarzyszył mu dalej. Dwa ataki i dwa kolejne myśliwce wroga spadły w otchłań Pacyfiku. Z dziewięcioma zwycięstwami w jednym locie McCampbell ustanowił absolutny rekord w amerykańskich siłach zbrojnych, który już nigdy nie miał być pobity. Szykując się do kolejnej akcji i być może dwucyfrowego wyniku w jednym locie, Amerykanin rzucił jednak okiem na wskaźnik paliwa. Do tej pory w ogóle o tym nie myślał, a przecież jego „Minsi III” nie była przed startem zatankowana do pełna. Dave momentalnie oprzytomniał i natychmiast zawrócił w stronę Essexa. Leciał na oparach i, jak się obawiał, nie doleciał na pokład własnego lotniskowca. Zamiast tego wylądował na płynącym bliżej lekkim lotniskowcu USS Langley. Zaraz po lądowaniu silnik jego Hellcata zgasł z braku paliwa. Mechanicy sprawdzili komory amunicyjne i odkryli, że każdy karabin miał już w taśmach po dwie ostatnie kule. Trudno było o lepiej dobrany moment powrotu. Pozostałych pięciu pilotów Hellcatów z VF-15 też dopadło którąś z wypraw i zestrzeliło kilka samolotów. Między innymi podporucznik Walter A. Lundin zgłosił zestrzelenie jednej „Val” i jednego „Zera”, a Albert C. Slack aż czterech „Zer” na pewno i jednego „Oscara” prawdopodobnie.

F6F-3 BuNo. 70143 Minsi III dowódcy CAG-15 komandora porucznika Davida McCampbella. 19 zwycięstw pod kabiną sugeruje, że zdjęcie było zrobione na pokładzie USS Essex między 24 września 1944, a 21 października 1944.
(Źródło: asizbiz.com)

Wiadomo, że w porannych nalotach na lotniskowce uczestniczyło 26 Mitsubishi A6M z 601 Kōkūtai pod dowództwem komandora podporucznika Minoru Kobayashi. Formacja ta starła się (jak meldowano) z pięćdziesięcioma Hellcatami, zgłosiła sześć zwycięstw przy stracie jedenastu „Zer”. Zginął między innymi sam Kobayashi. Inna fala 51 Mitsubishi A6M dowodzona przez kapitana Oshibushi z 304 Sento Hikōtai rozdzieliła się w chmurach na mniejsze zespoły. Ich piloci starli się z inną grupą 50 Hellcatów i zgłosili jedenaście zwycięstw. W literaturze brak informacji o stratach tej formacji. 634 Kōkūtai stracił w tych akcjach siedem samolotów i poległ jego dowódca kapitam Sumio Fukuda. 203 Kōkūtai stracił dwa samoloty. 341 Kōkūtai leciał na nowych Kawanishi N1K1 Shinden (”George”), ale utracił aż 11 z 21 samolotów. Możliwe, że ta ostatnia jednostka walczyła z pilotami z VF-27 z Princetona, którzy zidentyfikowali je jako “Tojo”. Według strony japońskiej w nalotach utracono około 60 samolotów.

Zagłada Princetona

O mniej więcej 9:30, gdy piloci VF-15 walczyli z wyprawami japońskimi niedaleko lotniskowców, na pokładzie Princetona lądowały pierwsze Hellcaty z pięciu kluczy VF-27 walczących z japońską wyprawą. Nagle z niskich chmur wypadła samotna Yokosuka „Judy”. Japoński pilot podążał po cichu za Hellcatami i te naprowadziły go na cel. Zamieszanie towarzyszące każdemu lądowaniu powracających samolotów spowodowało, że nikt nie spostrzegł wrogiego bombowca. Dostrzeżono go, gdy już podchodził do bombardowania. Kapitan okrętu komandor William H. Buracker nakazał wykonanie ostrego uniku, a czterdziesto- i dwudziestomilimetrowe działka zaczęły pluć ogniem w kierunku bombowca. Ten jednak niezwruszony kontynuował lot i z zegarmistrzowską precyzją ulokował bombę dokładnie w środek przedniej części pokładu za windą. Uszkodzenia wydały się zrazu małe. Buracker ocenił, że wyrwa w pokładzie jest łatwa do załatania i będzie można kontynuować działania. Jednak bomba spadła do hangaru, w którym właśnie uzbrajano i tankowano sześć Avengerów z VT-27. Jej wybuch zdetonował głowice składowanych torped. Ich eksplozje wywołały pod pokładem katastrofalne pożary. Podporucznik Paul Drury właśnie lądował, kiedy lotniskowcem wstrząsnęły wybuchy. Wiedział już, że nie da rady wystartować z powrotem. O 10:10 sytuacja była tak dramatyczna, że komandor Buracker zarządził ewakuację większości z 1570 osobowej załogi. Jedynie 490 marynarzy miało pozostać na okręcie aby próbować ratować sytuację. Do lotniskowca podpłynęły niszczyciele i zaczęły przejmować kolegów z Princetona. Wkrótce zaczęła eksplodować amunicja umieszczona w schowkach i kapitan rozkazał opuścić okręt kolejnej grupie marynarzy. Pozostać mieli tylko strażacy z ekip ratunkowych. O 13:30 ekspansja pożarów została zatrzymana. Okręt nie nabrał przechylenia. Do Princetona podpłynął krążownik USS Birmingham i zaczął pomagać w gaszeniu ognia. Jednak o 15:30 rufą Princetona wstrząsnęła taka eksplozja, że odłamki dosięgnęły Birmingham zabijając 229 marynarzy i raniąc 236. Czterech marynarzy zdmuchnęła z pokładu i nigdy ich nie odnaleziono. Los lotniskowca był przypieczętowany. Nie było już czego ratować, nie mówiąc o ryzyku dalszych eksplozji. O 16:00 komandor Buracker nakazał opuszczenie okrętu przez ostatnich pozostałych na nim marynarzy i po 38 minutach sam zszedł z pokładu. Wiceadmirał Sherman rozkazał dobić Princetona. Niszczyciel USS Irwin wystrzelił sześć torped, ale żadna nie trafiła do celu. Jak się okazało wyrzutnie Irwina miały defekt. Wtedy do Princetona podpłynął niszczyciel USS Reno i to on posłał płonący lotniskowiec na dno. Dzięki trafnym decyzjom Burackera i fazowania ewakuacji z okrętu zginęło tylko 108 marynarzy z Princetona, choć 190 kolejnych odniosło rany.

24 października 1944, około 15:00. Krążownik USS Birmingham pomaga w gaszeniu pożarów na USS Princeton.
(Źródło: wikipedia.org)

Atak admirała Ozawy

Zespół admirała Ozawy miał tego dnia zginąć na polu chwały odciągając Amerykanów od zespołu pancerników i krążowników Kurity. Cóż, gdy Amerykanie go nie wykryli. Ozawa zawrócił na południe i starał się paradować Amerykanom pod nosem, a tu nic. On z kolei wiedział, gdzie znajdują się okręty zespołu TG 38.3 Shermana, bo pierwszy meldunek od samolotu rozpoznawczego startującego z Luzonu otrzymał o 8:30. Widząc, że Amerykanie najwyraźniej nie mają pojęcia o jego obecności postanowił ich sprowokować. Przygotował do walki samoloty na wszystkich czterech lotniskowcach, a gdy o 11:45 kolejny zwiadowca, tym razem wysłany z pokładu lotniskowca, potwierdził lokalizację TG 38.3, dał rozkaz do startu. W kierunku amerykańskich okrętów poleciały dwie wyprawy. Pierwszą tworzyło 10 „Zer” eskorty, 11 „Zer” myśliwsko bombowych, dwie Yokosuka „Judy” i jedna Nakajima „Jill”. Wszystkie te samoloty wystartowały z Zuikaku. Drugą sformowały samoloty z Chitose, Chiyoda i Zuihō. Składało się na nią 20 „Zer” osłony”, 9 „Zer” z bombami i cztery Nakajima „Jill”. Ozawa wiedział, że większość załóg jego samolotów była ledwie po podstawowych szkoleniach pilotażu i zamiast powrotu na lotniskowce nakazał im po ataku lądować na Luzonie.

Nakajima B6N2 Tenzan (“Jill”) startujący z pokładu Zuikaku.
(Źródło: japanese-aviation.forumotion.com)

Wyprawy pierwszy dostrzegł operator radaru na USS Langley. Koordynator operacji myśliwców na USS Langley kapitan John Monsarrat od razu przekazał tę informację na Essexa, który był okrętem flagowym TG 38.3. Dowództwo nakazało mu skierować w ten rejon będący w powietrzu klucz czterech Hellcatów z VF-44 obiecując rychłe posiłki. I faktycznie zaraz dołączyły do nich samoloty z VF-19 z Lexingtona. Lecący na F6F-3 kapitan Carland E. Brunmier z VF-44 zgłosił trzy „Zera” zestrzelone na pewno i jednego „Tony” uszkodzonego. Ten ostatni samolot był oczywiście zidentyfikowany nieprawidłowo. Samolotów z Lexingtona było więcej i to one przejęły główny ciężar walki z dwoma grupami japońskich samolotów pokładowych. Ich piloci zgłosili kilka zwycięstw, w tym jednego „Jake” zgłosił pilot polskiego pochodzenia kapitan Joseph J. Paskoski.
Jeszcze przed startem japońskich wypraw z Essexa poderwano eskadrę siedmiu Hellcatów z VF-15 pod dowództwem kapitana Berta D. Morrisa Jr. Jej celem było utworzenie drugiej linii obrony, czyli patrolowanie rejonu działania lotniskowców z TG 38.3, a zwłaszcza uszkodzonego Princetona. Jeden z Hellcatów miał kłopoty z silnikiem i musiał zawrócić. Pozostałe sześć wzbiło się na uzgodnioną wysokość i zaczęło krążyć nad flotą. I wtedy dotarła do nich informacja, że z północy nadciągają wrogie samoloty. W jej kierunku został skierowany najpierw jeden klucz, a potem drugi również włączył się do walki, gdy Japończycy byli już blisko lotniskowców. Kiedy czterosamolotowy klucz Morrisa zaatakował lecącą niżej wrogą wyprawę, cztery bombowce zrezygnowały z dalszego ataku, zawróciły i zeszły tuż nad wodę. Myśliwce osłony rozdzieliły się na dwusamolotowe sekcje i ruszyły w kierunku Hellcatów wznosząc się. Morris zaatakował jedną z sekcji „Zer” eskorty i kilkoma seriami zapalił jedno z nich. „Zero” runęło w dół i rozbiło się o powierzchnię oceanu. W tym czasie skrzydłowy Morrisa porucznik Wendell Van Twelves pogonił za czterema uciekającymi bombowcami i zestrzelił jedną „Jill”. Wrogi samolot eksplodował z wielką mocą. Twelves doszedł to wniosku, że trafił w podwieszoną pod bombowcem torpedę. Japońskie torpedy zamiast sprężonego powietrza miały w zbiornikach sprężony tlen. To czyniło je piekielnie szybkimi i skutecznymi, ale też bardzo wrażliwymi na uszkodzenia. Po tej szybkiej akcji para Amerykanów dołączyła do siebie i zajęła się pozostałymi „Zerami”. Morris zaatakował czołowo parę japońskich myśliwców, ale chybił, a „Zera” zawróciły i ulokowały celne serie w jego Hellcacie. Grumman jak zwykle wytrzymał trafienia i Morris uciekł w chmurę. Tam zrobił pełny krąg i wyleciał w dokładnie tym samym miejscu, w którym wleciał. Zgodnie z jego przewidywaniami para japońskich pilotów poleciała od razu na przeciwną stronę chmury, aby tam go dopaść. Morris ruszył w ich kierunku i tym razem mając dogodną pozycję zestrzelił jedno z „Zer”. Jednak jego Hellcat zaczął powoli odczuwać skutki wcześniejszego postrzelania. Silnik zaczął się krztusić, a układ hydrauliczny zaczął przeciekać. Morris przerwał więc walkę i wrócił na Essexa. W tym czasie jego skrzydłowy Wendell Van Twelves sam odpierał ataki wrogów, ale udało mu się zestrzelić dwa „Zera”. Po odwrocie Morrisa dołączył po pozostałych walczących Amerykanów.

Japończycy ciągle przesuwali się na południe. A właściwie na południe zmierzała kotłowanina „Zer” i Hellcatów. Porucznik James D. Bare Jr. dojrzał, że do lecącego przed nim Hellcata przymierza się jedno z „Zer”. Bare od razu zainterweniował i „Zero” przerwało atak. Jednak zaraz potem sytuacja się powtórzyła i Bare dostrzegł inne „Zero” na ogonie Hellcata. Tym razem doprowadził akcję do końca i władował celną serię we wrogiego myśliwca. „Zero” wpadło w korkociąg ciągnąc za sobą pióropusz dymu i grzmotnęło w ocean. Po chwili Bare zaobserwował nietypową akcję. Jeden z Hellcatów zaatakował trzy „Zera”, a te natychmiast rozdzieliły się i dwa skręciły w różne strony pozostawiając „przynętę”. Ścigający je Amerykanin dał się złapać w pułapkę i zaczął gonić podstawione „Zero”, a dwóch japońskich pilotów domknęło zasadzkę i pomknęło za Hellcatem. Bare widząc to ruszył na odsiecz i zestrzelił jednego z napastników, ale dokładnie w tej chwili to na niego spadły inne wrogie myśliwce. Amerykanin zawrócił i strzelając w kierunku napastników wysiekł sobie drogę ewakuacji.

Widząc, że Hellcaty powoli zaczynają uzyskiwać przewagę „Zera” utworzyły obronny krąg nie przerywając kierunku lotu wyprawy. W końcu ich głównym zadaniem było związanie sił wroga jak najdłużej. Wendell Van Twelves usiłował atakować krąg z góry, ale jak się okazało jego Hellcat również zaczął szwankować z powodu wcześniejszych trafień. Jeden z przewodów pękł i olej zaczął brudzić mu owiewkę. I Twelves przerwał więc walkę i zawrócił na Essexa. Po jakimś czasie Japończycy zrezygnowali z dalszej walki. Może skończyła im się amunicja, może uznali że wypełnili swoje zadanie. W tej walce jeszcze jeden pilot VF-15 odniósł zwycięstwo – kapitan John R. Strane zestrzelił jedno z „Zer”. Jednak mimo, że Amerykanie zostali sami na placu boju, to kontynuowali patrolowanie nad lotniskowcami. I bardzo dobrze, bo nad TG 38.3 nadleciała jakaś spóźniona ostatnia i nieliczna fala samolotów z Luzonu. Korzystając z faktu, że Hellcaty osłony były zajęte walką z pokładowymi „Zerami”, Japończycy podlecieli bardzo blisko. Lecący dość nisko porucznik N. B. Voorhest zauważył „Judy”, gdy ta przeszła do lotu nurkowego z wysokości około 6000 metrów. Voorhest zaczął się wznosić, ale „Judy” wyrównała nisko lot, a w końcu uderzyła w wodę. Podporucznik Wallace R. Johnson dostrzegł atakujący lotniskowce Nakajima „Jill”, wszedł mu na ogon i zestrzelił go. Podporucznik W. N. Anderson z kolei zaatakował lecący na wysokości 600-700 metrów dwusilnikowy bombowiec Nakajima. Celnie trafił nasadę prawego skrzydła i prawy silnik. Bombowiec zaczął tracić wysokość, po czym eksplodował w uderzeniu o wodę.

Jak się po wojnie okazało wyprawa z Zuikaku utraciła dwa „Zera” eskorty, pięć „Zer” myśliwsko bombowych i jedną „Jill”, a reszta samolotów wylądowała na Luzonie. Wyprawa złożona z samolotów z Chitose, Chiyoda i Zuihō utraciła sześć myśliwskich „Zer”, jedno „Zero” myśliwsko bombowe i dwie „Jill”. Trzy samoloty wróciły na lotniskowce, dwa lądowały na Luzonie. Nie jest jasne, co stało się z pozostałymi samolotami. Prawdopodobnie zostały uznane za zaginione. Tylko wyprawa z Zuikaku dotarła do amerykańskich lotniskowców. Japończycy zgłosili zatopienie jednego z nich i uszkodzenie z drugiego. W rzeczywistości Amerykanie nie odnotowali żadnych trafień.

O 14:15 admirał Sherman miał już na tyle uspokojoną sytuację, że rozesłał wreszcie samoloty zwiadowcze na północ. O 16:40 piloci myszkujących Hellcatów dostrzegli wreszcie w oddali lotniskowce „Siły Północnej”. Halsey tylko na to czekał. zwinął wszystkie lotniskowce atakujące flotę Kurity, która zresztą prawie w tym samym czasie zawróciła wschód i rozkazał szarżę na “Kidō Butai” Ozawy. O 19:35 nocny Hellcat z VF(N)-41, który patrolował obszar południowo zachodni dostarczył alarmującą wiadomość. „Siła Centralna” nie wycofała się. Ponownie zmieniła kurs o 180 stopni i płynęła gdzieś w kierunku przesmyków Masbate i Tacao na północ od Zatoki Leyte. W Amerykańskim sztabie zawrzało. Cofnąć lotniskowce z powrotem? Kontynuować rajd przeciw lotniskowcom wroga? Rozdzielić siły na te dwa cele? Halsey nie miał wątpliwości. Dla niego celem numer jeden były lotniskowce. On nie był Spruancem, który zmarnował wielką okazję zniszczenia japońskiej floty. Przekazał do admirała floty Thomasa Kinkaida, głownodowodzącego 7 Flotą „inwazyjną”, że „Siła Centralna” i tak została ciężko uszkodzona przez jego samoloty, więc bierze trzy zespoły lotniskowców i płynie na północ.

Udostępnij: