Artukuły historyczne

Spitfiry nad Darwinem

Sztandar wyprowadzić

Choć po 6 lipca 1943 roku “Betty” miały atakować rejon wokół Darwina już tylko w nocy, to w ciągu dnia Japończycy wysyłali nad Australię pojedyncze rozpoznawcze Ki-46 “Dinah” z 70 Dokuritsu Chutai lotnictwa armii. Ba, ich aktywność nawet wzrosła, bo na skutek zmniejszania się potencjału bojowego 753 Kōkūtai trzeba było bardziej starannie dobierać cele. Przechwytywanie ich było dla Australijczyków bardzo trudne. Przy ówczesnej technice radarowej pojedynczą “Dinah” bardzo było trudno wykryć. Jak już ją zaobserwowano, to leciała zawsze bardzo wysoko, na granicy możliwości wznoszenia Spitfira Mk.V. A jak już jakiemuś pilotowi udało się wdrapać na taki pułap, to “Dinah” były tak szybkie, że potrafiły skutecznie uciec przed prześladowcami. Zresztą im dalej w las tym gorzej, bo żyłowane przez parę miesięcy walki Merliny nie były już w stanie wykrzesać z siebie katalogowej mocy. Od zestrzelenia pierwszej “Dinah” przez Roberta Fostera z 54 dywizjonu, a potem drugiej przez duet Maclean i McDowell z 457 dywizjonu w marcu 1943 minęły cztery miesiące, a “Dinah” grasowały nad Australią bezkarnie. Jednak operatorzy radarów uczyli się jednak cały czas, a i piloci 1 skrzydła mieli już pewne doświadczenia w przechwytywaniu wysoko latających samolotów. W końcu więc 16 lipca 1943 lecący na czele białej sekcji 457 dywizjonu S/Ldr Ken James zdołał dopaść Ki-46, którego załoga sfotografowała właśnie lotnisko w Coomalie Creek. Pościg trwał dość długo, bo mocno zużyty Spitfire z mozołem zmniejszał dystans do celu. Ken James, pomny skłonności broni pokładowej Spitfire do zacinania się, powstrzymywał się z otwarciem ognia do ostatniej chwili. W końcu gdy “Dinah” wypełniła celownik nacisnął na spust. Lecąc dokładnie za japońskim samolotem i nie obawiając się ognia strzelców pokładowych, których “Dinah” nie miała, nie musiał odkładać poprawki. Pierwsza seria sięgnęła celu i delikatna “Dinah” zapaliła się, a jej prawe skrzydło malowniczo oderwało się od kadłuba. Tym razem o dziwo dokonano inspekcji miejsca upadku japońskiego samolotu i ze zdziwieniem odkryto, że załoga robiła zdjęcia amerykańskim aparatem Fairchild F.24. Japończycy nawet nie próbowali skakać ze spadochronem, a obserwator w ogóle spadochronu nie miał. Jak się potem okazało w zestrzelonym Ki-46 zginął dowódca 70 Dokuritsu Chutai Capt. Shunji Sasaki, a obserwatorem był doświadczony oficer Lt. Akira Eguchi.

Szczątki Ki-46 “Dinah” nr seryjny 2414 sfotografowane po latach w buszu na północ od Coomalie. Była to maszyna z 70 Dokuritsu Chutai zestrzelona przez dowódcę 457 dywizjonu RAAF S/Ldr Kena Jamesa. Była to prawdziwa walka wodzów, bo w zestrzelonej “Dinah” zginął dowódca 70 Chutai kapitan Shunji Sasaki, a obserwatorem Lt. Akira Eguchi.
[Źródło: https://www.aviationofjapan.com]

Kolejne starcie z japońskim lotnictwem odbyło się 10 sierpnia 1943 nad zapomnianą już zasadzką w Millingimbi. Cztery Spitfiry pod dowództwem F/O Fredericka Younga z 452 dywizjonu zostały skierowane na północ od wyspy, aby przechwycić parę niezidentyfikowanych samolotów. Były to dwa wodnosamoloty – jeden rozpoznawczy, a drugi osłaniający go myśliwiec. Australijczycy rozpoznali samolot jako “Pete”, ale tak naprawdę był to Aichi E13A, czyli “Jake” ze stacjonującego na wyspach Aru 934 Kōkūtai. W jego osłonie leciał na Mitsubishi “Rufe” sam dowódca eksadry myśliwskiej grupy (Bûntaï) Toshiharu Ikeda. Takie partolowe zaczepne pary z 934 Kōkūtai od jakiegoś czasu wyszukiwały i atakowały żeglugę na akwenach na północ od Australii na Morzu Arafura. W walce F/O Frederick Young wraz P/O Williamem Coombesem zestrzelili “Jake”, w którym zginęła cała trzyosobowa załoga mata Nagano. “Rufe”, choć uszkodzony, dowiózł Ikedę do kotwicowiska w Taberfane.

Nocne rajdy “Betty” zostały zainaugurowane 13 sierpnia nalotem osiemnastu bombowców na Fenton. Do ich przechwycenia poderwano Spitfiry z 54 dywizjonu. Mimo morderczych intencji obu stron nic się tej nocy nikomu nie udało. Japończycy długo nie potrafili namierzyć amerykańskiej bazy, a jak już ją odkryli to nic bombami nie trafili. Artyleria przeciwlotnicza ostrzelała bombowce, ale nie drasnęła żadnej “Betty”, a piloci Spitfirów pokrążyli nad Australią i nie znaleźli wrogiej wyprawy.

Tak jak przez wiele miesięcy pilotom z 1 skrzydła jedynie wydawało się, że masakrują japońskie samoloty, to 17 sierpnia naprawdę zadali Japończykom poważny cios. Nie spadł on jednak ani na “Betty”, ani na “Zera”, a na rozpoznawcze Ki-46 “Dinah”. Tego dnia doszło do sytuacji niezwykłej. Dowództwo 23 Flotylli nakazało wykonanie szeregu lotów rozpoznawczych, aby lepiej przygotować nocną kampanię. Cztery misje miały być wykonane przez lotników z 70 Dokuritsu Chutai. Co w tym niezwykłego? A to, że towarzyszyć im mieli piloci marynarki z 202 Kōkūtai , którzy pożyczyli od armii Ki-46. 202 grupa miała w swoim składzie eskadrę rozpoznawczą, ale była ona wyposażona w stare jednosilnikowe Mitsubishi C5M2 “Babs”. Wysłanie ich na samodzielne rozpoznanie nad Australię byłoby morderstwem własnych pilotów z premedytacją. Z braku laku dowództwo 23 Flotylli musiało “zniżyć” się do korzystania z samolotów armii. Tak więc 17 sierpnia czterem “Dinah” z 70 Chutai miały towarzyszyć dwa “Dinah” z 202 Kōkūtai .

Skąd taka mobilizacja? A stąd, że stacjonująca w Fenton 380 Bomb Group zaczęła się rozkręcać na poważnie. 14 sierpnia po raz pierwszy Liberatory z tej grupy zapuściły się aż nad rafinerie w Balikpapan. Był to cel leżący 2100 kilometrów w linii prostej od Fenton, a mający witalne znaczenie dla japońskiej machiny wojennej. Drugi nalot wykonano dzień później. Wyglądało to na początek ofensywy mogącej bardzo zagrozić japońskim operacjom na południowym i południowo zachodnim Pacyfiku.

Australijskie obsługi radarów wykryły zbliżanie się intruza o 10:40 rano. Była to jedna z “Dinah” z 70 Chutai, która kierowała się nad bazę USAAF w Fenton. Do przechwycenia poderwano czerwoną sekcję 457 dywizjonu pod dowództwem S/Ldr Kena Jamesa. Australijczycy zdołali się wdrapać na 9500 metrów, kiedy w oddali ujrzeli Ki-46 zbliżający się jakieś 150 metrów niżej. Japończycy byli tak zaaferowani robieniem zdjęć, że nawet nie zauważyli Spitfirów do momentu, kiedy było już za późno. James zaczął strzelać z bliska i choć jedno z jego działek natychmiast się zacięło, to i tak zapalił zbiornik paliwa w “Dinah”. Wrogi samolot płonąc jak pochodnia spadł na ziemię niedaleko lotniska. To było drugie zwycięstwo Jamesa nad Ki-46 i to potwierdzone znalezionym wrakiem.

Niebieska czterosamolotowa sekcja 457 dywizjonu miała lecieć nad wyspę Bathurst, aby dopaść innego Ki-46, który przeniknął w głąb Australii, a teraz wracał po zrobieniu zdjęć. F/Sgt Rex Watson, którego Spitfire miał sprawniejszy silnik, dopadł wroga najszybciej. Jedno z jego działek również zawiodło, ale pociskami z karabinów maszynowych celnie trafił w kadłub “Dinah”. Wtedy do akcji dołączył się F/Sgt Rod Jenkins. Z odległości ledwie 50 metrów grzmotnął w Ki-46, aż ten eksplodował na wiele płonących kawałków. Obaj piloci zostaną uhonorowani zespołowym pewnym zwycięstwem.

To jednak nie był koniec horroru dla 70 Dokuritsu Chutai. Podobnie jak niebieska sekcja, biała sekcja 457 dywizjonu miała zasadzić się na innego powracającego z misji Ki-46. Dowodzący sekcją F/Lt Pete Watson miał kłopoty z przegrzewaniem się silnika i podczas gdy jego piloci polecieli na wysokości 9150 metrów w miejsce wskazane przez operatorów radarów, on sam musiał obniżyć lot do 7300 metrów studząc rozgrzanego Merlina. Ale jak się okazało to on właśnie dostrzegł pierwszy “Dinah”. Japońska załoga leciała ponad 1200 metrów wyżej, ale Watson się zawziął i ciągle obserwując wskaźnik temperatury silnika powoli wdrapał się wyżej, po czym zaatakował “Dinah” od dołu, od martwej strefy. Oba silniki Ki-46 zadymiły na czarno, a po chwili bez ostrzeżenia japoński samolot eksplodował w kuli ognia.

Jakby tego było mało, po południu kolejne Ki-46 naruszyły przestrzeń Australii. Tym razem były to dwa samoloty 202 Kōkūtai . Do przechwycenia jednego z nich wysłano sekcję z 452 dywizjonu, którą osobiście dowodził Clive Caldwell. Piloci rozpoznawczy marynarki najwyraźniej nie mieli dużego doświadczenia w lataniu Ki-46. Lecieli “bezpiecznie”, czyli dość nisko i powoli, za to beztrosko krążąc tam i z powrotem nad ważnymi celami. Dla sekcji Caldwella przechwycenie takiego intruza było banalne. Caldwell łaskawie przepuścił przodem swojego skrzydłowego F/Sgt P.A. Padulę. Ten był jednak absolutnym nowicjuszem i próbował ostrzelać “Dinah” z dystansu 600 metrów. Oczywiście niecelnie. Wtedy do akcji wszedł już Caldwell i tradycyjnie z jednym zaciętym działkiem zapalił Ki-46. Samolot rozbił się o taflę oceanu i Caldwell zanotował potem, że na wodzie unoszą się trzy ciała. Faktycznie cała załoga z 202 Kōkūtai złożona z bosmanów Tomihiko Tanaka, Shinji Kawahara i Susumu Ito zginęła.

Tak więc 17 sierpnia był dla pilotów 1 skrzydła dniem zemsty. Nie dość, że mogli odkuć się za niedawne ciężkie straty odniesione w walkach z Zerami, to jeszcze w jednym dniu zestrzelili aż cztery “Dinah”, których od czterech miesięcy nikt nie mógł dopaść. Po japońskiej stronie nastrój był rzecz jasna diametralnie inny. Loty rozpoznawcze nad Australię wstrzymano na ponad miesiąc. To zaś sparaliżowało nocne działania 753 Kōkūtai .

Dotkliwość amerykańskich nalotów, które były wycelowane już na całe zaplecze w Holenderskich Indiach Wschodnich zmusiło jednak 23 flotyllę do wznowienia działań. Nie zdecydowano się się powtórzenie dziennych nalotów, a “Betty” już domyślnie miały atakować w nocy, ale kwestia rozpoznania pozostała nierozwiązana. W końcu dowództwo flotylli wpadło na dość oczywisty pomysł. Rozpoznawcze “Dinah” wysłano, ale zapewniono im potężną eskortę myśliwską aż 36 Zer z 202 Kōkūtai. I tak 7 września na ekranach australijskich radarów znowu zamigotały jasne kropki. Początkowo myślano, że to znowu jakieś działające indywidualnie Ki-46 i poderwano do akcji jedynie 457 dywizjon. W powietrzu podzielono go na pojedyncze sekcje, które miały zabezpieczyć obszary zwyczajowo szpiegowane przez Japończyków. Już 15 minut po starcie niewyraźne ślady na ekranach radarów zaczęły zdradzać, że samolotów jest dużo więcej. A więc to znowu duża wyprawa! Do startu poderwano pozostałe dwa dywizjony skrzydła. Clive Caldwell był już “na wylocie” szykując się do rozpoczęcia szkolenia innych pilotów w 2 Operational Conversion Unit w Mildura. Dowodzenie akcją powierzono więc nie najstarszemu rangą, ale najbardziej doświadczonemu pilotowi w skrzydle F/Lt Robertowi Fosterowi z 54 dywizjonu. Zgodnie z zaleceniami kontroli lotów Foster zebrał dywizjony 54 i 452 i rozpoczął wznoszenie ku punktowi, w którym spodziewano się spotkać wrogą wyprawę. 457 dywizjonowi, który był w powietrzu o kwadrans dłużej, udało się już nabrać wysokości i leciał on teraz nieco z tyłu ale dużo wyżej.

I wtedy po raz kolejny formację 1 skrzydła dopadł pech. Któryś z pilotów zapomniał przełączyć radiostacji z trybu nadawania i w słuchawkach pilotów na uzgodnionej częstotliwości zabrzmiały piski i skrzeczenia. Nie sposób było zrozumieć żadnych komunikatów. Niektórzy piloci pozmieniali częstotliwości, ale nie było jak uzgodnić na którym kanale będą się porozumiewać. Skrzydło ruszyło ku swemu przeznaczeniu zupełnie głuche, do czego Australijczycy w ogóle nie byli przyzwyczajeni i nie wiedzieli za bardzo co robić. W tej nietypowej sytuacji Foster, choć był doświadczonym weteranem Bitwy o Anglię, walk nad Kanałem La Manche nad i Darwinem, też zgłupiał i podjął najgorszą decyzję z możliwych, to znaczy nie podjął żadnej decyzji kontynuując lot na wyznaczoną pierwotnie pozycję. W ten sposób Spitfiry mozolnie się wspinając na małej prędkości powoli wchodziły w paszczę lwa.

O powadze sytuacji Foster przekonał się w ostatniej chwili, gdy dojrzał Zera jakieś dwa kilometry przed sobą. Japońscy piloci już widzieli Spitfiry i nurkowali do ataku. Co robić? Foster mógł wywrócić Spitfira na plecy i zanurkować, aby uciec przez Zerami. Ale wiedział, że może on da radę, ale ostatnich pilotów w formacji Zera na pewno dopadną. Dlatego zdecydował się przyjąć walkę i skręcił w prawo kontynuując wznoszenie w stronę słońca ciągnąc za sobą cały 54 dywizjon. Lecący nieco niżej i dalej dowódca 452 dywizjonu S/Ldr Ron MacDonald też nie zdecydował się na ucieczkę, choć akurat australijskim pilotom pewnie by się to udało. Wiedziony obowiązkiem poprowadził swój dywizjon do walki za Fosterem. Jedynie piloci 457 dywizjonu mieli przewagę wysokości, ale lecieli za daleko aby od razu interweniować i mogli bezsilnie patrzeć na to, co się miało wydarzyć.

Japończycy zareagowali prawidłowo i też zaczęli się wznosić w stronę słońca cały czas utrzymując przewagę taktyczną nad dywizjonem Fostera. Tymczasem na ogony Spitfirów jak zwykle zaczęła wchodzić inna nie zauważona wcześniej eskadra Zer. W takiej sytuacji Foster krzycząc “Break! Break!” pociągnął jednak dywizjon do ucieczki w dół. I jak się wcześniej obawiał, ostatni pilot z jego sekcji F/O William Hinds został dopadnięty przez jakiegoś Japończyka. Spitfire Hindsa zapalił się i poszybował ku ziemi. Hinds najprawdopodobniej zginął od razu, bo nie próbował skoku ze spadochronem. Na przyłączający się do walki na równie niekorzystnych zasadach 452 dywizjon spadła z góry jeszcze inna eskadra Zer. W zamieszaniu skrzydłowy MacDonalda P/O Paul Tully dostrzegł przelatujące tuż obok japońskie myśliwce i spanikowany próbował robić jakiś unik, kiedy poczuł jak seria pocisków grzmotnęła w jego Spitfira. W kabinie momentalnie pojawił się ogień i dym. Tully natychmiast wyskoczył ze spadochronem. As znad Malty Adrian Goldsmith też został zaskoczony atakiem Zer, ale dzięki szybkim wywrotom uniknął trafienia. Zauważył za to, jak defiluje przed nim poniżej jakiś inny japoński myśliwiec, więc bardziej odruchem niż z rozmysłem zapikował w dół i z odległości około 50 metrów oddał celny strzał. Dostrzegł, jak we wrogim samolocie coś błyska, a gdy wyrwał w górę i obejrzał się zobaczył, że Zero rozpadając się leci w dół. Zgłosi je jako zestrzelone na pewno, ale będzie twierdził, że był to Kawasaki Ki-61 “Tony”. Spitfira F/O Geralda Cowella żadne Zero nie wzięło na celownik. Za to on sam zauważył jakiegoś japońskiego pilota lecącego za innym Spitfirem i z odległości 300 metrów oddał w jego kierunku strzały chcąc odwrócić jego uwagę od ofiary. O dziwo trafił, Zero zadymiło się, ale też natychmiast umknęło gdzieś w bok. Cowell zgłosi Zero jako zestrzelone prawdopodobnie. Reszcie pilotów 54 i 452 dywizjonów udało się ujść z tej fatalnej sytuacji cało. Widać, że i Brytyjczycy i Australijczycy wiele się nauczyli w ostatnich miesiącach.

F/Lt Adrian P. “Tim” Goldsmith z 452 dywizjonu RAAF. Goldsmith był weteranem walk nad Maltą w składzie 126 dywizjonu RAF, podczas których uzyskał 7,75 pewnych zwycięstw (7 indywidualnie i 2 zespołowo). W obronie Darwina do swojego konta dodał 4 japońskie samoloty zestrzelone na pewno.
[Źródło: wikipedia.org]

Niektórzy piloci 1 skrzydła po tym ataku wrócili na przegrzanych Spitfirach do bazy, a niektórzy spróbowali jednak się wznieść z powrotem i wrócić do walki. Jednym z takich straceńców był dowódca 452 dywizjonu Ron MacDonald. Gdy dotarł on z powrotem na miejsce walki musiał niestety sam stawić czoło trójce pilotów Zer. A ci umiejętnie zaczęli się bawić Spitfirem jak koty myszą. W końcu MacDonald dał za wygraną i zaczął pikować w dół, żeby urwać się prześladowcom. Manewr wykonał jednak niezbyt umiejętnie i przeciążenie podrzuciło go tak, że walnął głową w owiewkę. Spitfire zamiast zanurkować prosto w dół zaczął opadać łagodną spiralą. Tego Japończycy przepuścić nie mogli. Jeden z nich podleciał do australijskiej maszyny trafił ją w kokpit i w kadłubowy zbiornik paliwa. MacDonalda uratowały płyty pancerne, ale widząc płomienie wydobywające się spod maski otworzył kabinę i wyskoczył z samolotu. Miał serce na ramieniu, bo zauważył że jego spadochron jest postrzelany. Jednak zachował zimną krew i nie otwierał go aż do wysokości 4000 metrów. Wtedy dopiero pociągnął za rączkę. Spadochron się otworzył. Ale co z tego, jak jeden z japońskich pilotów podążał za nim, aby go i tak dobić. Gdy zobaczył otwarty spadochron przyłożył się do ataku, ale na szczęście jakiś inny Spitfire odwrócił jego uwagę i uratował dowódcę od egzekucji w powietrzu. MacDonald wylądował bezpiecznie, jednak odniósł trochę obrażeń i trafił na rekonwalescencję.

Lecący sporo z tyłu, ale wyżej piloci 457 dywizjonu dołączyli do akcji nieco później, ale na swoich zasadach. Właściwie jednak 457 dywizjon nie tworzył już jednej całości, bo po zmianie rozkazów, a potem po zakłóceniu łączności tylko dwie cztero samolotowe sekcje wzięły udział w bitwie. W chwili ich wkroczenia na scenę część japońskiej eskorty uwijała się w pojedynkach z 54 i 452 dywizjonem, a część pozostała przy samolotach rozpoznawczych. F/Lt Pete Watson już miał poprowadzić swoją sekcję do ataku na grupę dziewięciu Zer osłaniających Ki-46, gdy grupa ta rozdzieliła się. Samotna “Dinah” skręciła fotografować wyznaczony obszar i razem z nią poleciało sześć Zer. Klucz trzech pozostałych Zer kontynuował z jakichś powodów  lot na wprost. Może to kolejne przymiarki do utworzenia zasadzki w klasycznym japońskim stylu? Watson zdecydował, że ta pozostawiona trójka będzie łatwiejszym celem dla jego sekcji Spitfirów i dał znak do ataku. Niestety ich przeciwnicy byli bardzo doświadczonymi pilotami i szybko dostrzegłszy zagrożenie zrobili unik w ostatniej chwili przed otwarciem przez Australijczyków ognia i wykręcili na ogony rozpędzonych Spitfirów. Watson miał już sporo szacunku do japońskich myśliwców i nakazał nurkować dalej, aby zgubić Zera i wykorzystując pęd Spitfirów z powrotem wznieść się w górę.

Ponowny atak na jakąś eskadrę japońskich myśliwców, która leciała już 30 kilometrów za linią wybrzeża, był o wiele bardziej udany. Tym razem Australijczycy z sekcji Watsona atakowali od strony słońca niezauważeni. Każdy z nich wybrał inne Zero. Pete Watson i F/O Jack Smithson zaobserwowali, jak po celnych trafieniach ich ofiary zaczynają się palić i obaj zgłoszą po jednym pewnym zwycięstwie. F/O Ian Mackenzie też trafił jakąś japońską maszynę, ale bez spektakularnych efektów, więc zgłosi jedynie zwycięstwo prawdopodobne.

Sekcja F/Lt Donalda Macleana zaatakowała inną eskadrę Zer przekraczających linię brzegową. Choć Spitfiry atakowały pod kątem wymagającym odłożenia sporej poprawki, czego Australijczycy do końca kampanii nie umieli robić, choć sekcja Spitfirów była dość szybko zauważona przez Japończyków, to jej atak zakończył się sukcesem. Maclean zauważył, jak jego pociski uderzają jedno z Zer w skrzydła i kadłub, ale bez widocznych efektów. Para F/O William Gregory i F/Sgt Freddie White zaatakowali wspólnie inne Zero i obaj zaliczyli trafienia. Po zakończeniu ataku przez White’a z wrogiego myśliwca wydobył się czarny dym i przeszedł w nurkowanie. To wystarczy dwóm Australijczykom, żeby zgłosić pewne zespołowe zwycięstwo. Maclean po pierwszym ataku wzniósł się znowu i rzucił się jeszcze inne Zero. Tym razem trafienia dały lepszy efekt, bo japońska maszyna runęła w dół dymiąc się, a potem buchając ogniem. Maclean zgłosi jej zestrzelenie na pewno.

Mimo fatalnego początku bitwa australijskiego skrzydła z 202 Kōkūtai zakończyła się tym razem bardzo dobrze. Trzy Spitfiry utracono, jeden pilot zginął (F/O William Hinds z 54 dywizjonu), ale zgłoszono pięć zwycięstw pewnych (Goldsmith z 452 dywizjonu, P. Watson, Maclean, Smithson i Mackenzie z White’m z 457 dywizjonu) i dwa prawdopodobne. Japończycy przyznają się tylko do jednej straty – Zera pilotowanego przez Yoshio Terai. Oczywiście japoński pilot zginął. Niemniej w sytuacji kompletnego zaskoczenia przez Zera piloci Spitfirów wybronili się z matni nieźle. Szczególnie udany był atak dwóch sekcji 457 dywizjonu. Gdyby Australijczycy walczyli tak od początku, historia walk nad Darwinem wyglądałaby inaczej. Ale każdy musi się na początku dużo uczyć.

Choć dla Japończyków misja nad Fenton była w zasadzie udana, bo nie utracono żadnej “Dinah”, a 202 Kōkūtai stracił tylko jednego pilota, to w szeregach 23 flotylli zapadło zwątpienie. Zajadłe ataki Spitfirów zdawały się potwierdzać przypuszczenie, że wróg ma nieskończone zasoby. O powrocie do dziennych bombardowań, czy nawet wysyłaniu nieeskortowanych Ki-46 nie mogło być już mowy. W takiej sytuacji umocniono się niejako w poprzednich konkluzjach, że możliwe są już jedynie wyprawy organizowane pod osłoną nocy. Aby w ogóle mieć jakiekolwiek szanse na trafienie czegokolwiek, Japończycy zdecydowali, że rajdy bombowe będą wykonywane tylko w okienkach czasowych, kiedy księżyc będzie maksymalnie oświetlał ziemię. I tak naloty wykonano 14 września i 19 września. Mimo tych starań efektywność tych misji była zerowa.

Do dziennego bombardowania powrócono 26 września 1943, ale za cel obrano lotnisko OTU 58 w Drysdale. Leżało ono 500 kilometrów na zachód od Darwina, czyli daleko poza obszarem działania 1 skrzydła. Bombardowało 21 Ki-48 “Lily” z 75 Sentai lotnictwa armii, ale eskortę dawało 21 Zer z 202 Kōkūtai . Japończycy wiedzieli, że nikt ich tam nie przechwyci, bo stacjonujący w Drysdale 76 dywizjon Kittyhawków już dawno przerzucono w inne miejsce, i bombardowali “z przyłożenia”, z wysokości 1 kilometra. Mimo tego jedynym skutkiem tego nalotu było trafienie w okop, w którym schroniły się dzieci z pobliskiej misji. Zginęło pięcioro aborygeńskich uczniów i ich nauczyciel – misjonarz. To zmusiło Australijczyków do wystawienia w Drysdale dyżurnej sekcji Spitfirów, tak jak to zrobiono w Millingimbi. Jednak oprócz nieudanej próby przechwycenia rozpoznawczej “Dinah” do żadnych walk nad Drysdale nie miało już dojść.

Ostatnia walka Spitfirów Mk.Vc w 1943 roku miała miejsce 12 listopada. Dziewięć “Betty” z 753 Kōkūtai zapuściło się przy pełni księżyca nad amerykańską bazę w Fenton. Ta była jednak zachmurzona i wyprawa zawróciła zbombardować cele w Parap koło Darwina. Do jej przychwycenia wystartowało 11 Spitfirów z dywizjonów 54 i 457. Świecący księżyc ułatwiał Japończykom bombardowanie, ale i dawał takie same fory pozbawionym radarów pilotom Spitfirów. F/O Jack Smithson z 457 dywizjonu nie miał więc problemu z dostrzeżeniem dziewięciu ciemnych kształtów nad pokrywą chmur. Nagle bombowce wpadły w stożki reflektorów obrony przeciwlotniczej. Australijczyk zaatakował prowadzący bombowiec i celną serią zapalił go. “Betty” zwolniła i runęła w dół niknąc w chmurach. Pilot Spitfira zrobił drugie podejście do formacji i trafił drugiego bombowca, który również płonąc odpadł z formacji. Australijczyk zgłosi po powrocie dwa pewne zwycięstwa. Japończycy przyznają się do utraty jednej “Betty”, tej pierwszej ze zgłoszonych przez Smithsona. Ale była to strata krytyczna. Na jej pokładzie leciał nowo mianowany dowódca 753 Kōkūtai komandor Michio Horii i dowódca eskadry kapitan Takeharu Fujiwara. Obaj zginęli. Po tej stracie dowództwo 23 flotylli podjęło decyzję o całkowitym zaniechaniu bombardowania terenów Australii. Kampania obrony Darwina zakończyła się.

Udostępnij: