Spitfiry nad Darwinem
Tym razem armia
Contents
Oprócz paru akcji nad Millingimbi 751 Kōkūtai i 202 Kōkūtai odpuściły sobie naloty na Darwin na dłużej. Bynajmniej nie z powodu działań Spitfirów. Japończycy byli przecież przekonani, że zabili wszystkich Australijczyków ze dwa albo trzy razy. Lotnictwo marynarki miało dużo problemów na Nowej Gwinei i nad centralnym Pacyfikiem, i to tam skupiła się aktywność wszystkiego, co latało. Jednak zamiast “Betty” i “Zer” nad północną Australię postanowiło sobie zrobić wycieczkę lotnictwo armii lądowej. Było to najprawdopodobniej spowodowane meldunkami załóg rozpoznawczych Ki-46, które wykryły nowych groźnych przeciwników w okolicy Darwina. Były to B-24 z 380 ciężkiej grupy bombowej USAAF, które zostały rozlokowane na australijskiej ziemi. Liberatory mogły faktycznie razić cele na wielu wyspach Holenderskich Indii Wschodnich, w tym nawet rafinerie w Balikpapan, które były kluczowe w japońskim łańcuchu dostaw materiałów wojennych. Tak więc wczesnym rankiem 20 czerwca 1943 do akcji przeciw lotniskom USAAF wystartowało 18 Nakajima Ki-49 “Helen” z 61 Sentai w osłonie 22 Nakajima Ki-43-II “Oscar” z bardzo doświadczonej 59 Sentai dowodzonych przez majora Takeo Fukudę. Dodatkowo innym kursem nad Australię zmierzało 9 lekkich bombowców (prawdopodobnie Ki-48 “Lily”) z 75 Sentai.
Wyprawa została wykryta przez obsługi radarów o 9:45 i od razu do lotu wzbił się cały 1 Australian Fighter Wing pod dowództwem samego Caldwella, który znów miał ułożoną w głowie skomplikowaną akcję całego skrzydła. Szybko okazało się jednak, że radio w Spitfire Caldwella szlag trafił i w ślad za tym nastąpiła seria niemalże komicznych problemów technicznych. Caldwell podleciał do dowodzącego 457 dywizjonem F/Lt Pete Watsona i gestami wyjaśnił mu sytuację przekazując mu dowództwo nad skrzydłem. Watson nie bardzo czuł się na siłach i przez radio poprosił o przejęcie dowództwa lecącego na czele 54 dywizjonu S/Ldr Erica Gibbsa. Ten podjął rękawicę i pierwsze co zrobił, to olał plan Caldwella i nakazał dywizjonom indywidualne wznoszenie i samodzielne ataki. Ledwie to zakomenderował, jak jego śmigło Hydromatic zacięło się i walcząc z rozlatującym się silnikiem Gibbs opuścił formację przekazując dowództwo swojemu najbardziej doświadczonemu pilotowi F/Lt Robertowi Fosterowi. Ale dowództwo naziemne miało inną opinię na ten temat i przywróciło dowództwo Watsonowi z 457 dywizjonu. Watson już miał odwołać rozkaz Gibbsa, żeby porzucić formowanie całego skrzydła, ale na szczęście z ziemi przyszła informacja, że Japończycy są już blisko i Watson dał rozkaz, żeby każdy z dywizjonów atakował jednak samodzielnie. Było to akurat dobre, bo unikając zamieszania jakie powstało pamiętnego 2 maja Spitfiry zdążyły wznieść się na pułap wyższy od wysokości lotu japońskiej wyprawy i uderzyć jeszcze przed samym bombardowaniem. Caldwell był wściekły, ale bez radiostacji mógł sobie pokrzyczeć sam do siebie w kabinie i ewentualnie potem napisać raport, co też z wielką przyjemnością uczyni po powrocie.
Opuszczenie formacji przez Gibbsa obserwowały z satysfakcją pozostałe śmigła Hydromatic i dwa z nich pozazdrościły na tyle, że napięły się i zacięły. P/O J. Garden musiał zawrócić do bazy, a F/Sgt Sid Laundry próbował jeszcze jakoś utrzymać się blisko kolegów, ale po pewnym czasie też zrezygnował. Wtedy w Spitfire F/Sgt J.M. Wickmana wystąpiła awaria układu chłodzenia i ze strużką wyciekającego glikolu Wickman dołączył do kolegów powracających do bazy. Lecącemu gościnnie w składzie dywizjonu “naziemnemu” dowódcy skrzydła Gp/Cpt Allanowi Waltersowi nic się nie zepsuło, ale też nic nie działało dobrze. Silnik jego Spitfira nie potrafił osiągnąć pełnej mocy i już. Po kilku minutach prób wykrzesania z Merlina nieco więcej wigoru Walters poddał się i zawrócił. Niektóre inne Spitfiry też źle zniosły forsowne wznoszenie i dywizjon rozciągnął się na kolumnę poszczególnych sekcji. Jednak i tak było nieźle, bo u celu piloci z satysfakcją dostrzegli, że są dużo wyżej niż wroga formacja, która była już tylko 5 kilometrów od nich i zbliżała się w ich kierunku. Za formacją leciały wrogie myśliwce, które popisywały się symulowanymi podniebnymi pojedynkami. Była to standardowa japońska strategia, którą wrodzy piloci chcieli przyciągnąć uwagę alianckich myśliwców i związać ich w walce kołowej. Takie zachowania opisywali często w raportach nie tylko Brytyjczycy i Australijczycy, ale i piloci USAAF, i US Navy.
Mając parę minut do dyspozycji Foster pozbierał wszystkich pilotów 54 dywizjonu w szyku i nakazał atak. Pierwszy ruszył F/O Anthony Hughes. Lecąc od strony słońca przebił się z dużą prędkością przez tańczące “Oscary” i przejechał się po całej wyprawie “Helen” siejąc pociskami gdzie popadnie. Oczywiście efekt tego był żaden, więc Hughes zawrócił i przyłożył się do jednego konkretnego bombowca po lewej stronie formacji. Zaczął strzelać z odległości 500 metrów, a skończył w odległości 50 metrów od celu. Ki-49 buchnął ogniem i łagodnie zaczął się zniżać. Wtedy Brytyjczyk zawrócił i w podobny sposób zaatakował drugiego bombowca osiągając dokładnie taki sam efekt. Zaraz potem doskoczył do niego jakiś “Oscar”, ale Hughes uniknął wrogich pocisków. Jednak dokładnie wtedy zorientował się, że jego Spitfire już wcześniej został postrzelany, prawdopodobnie przez strzelców pokładowych. Płyn chłodniczy właśnie wyciekał, a silnik zaczął się przegrzewać. Hughes zanurkował niemal pionowo w dół i potem lotem ślizgowym lądował na brzuchu na plaży.
Skrzydłowy Hughesa F/Sgt G. Ashurst próbował utrzymywać się za prowadzącym na początku walki, ale Ki-43, między którymi przemknął się Hughes wzięły na cel Spitfire Ashursta. Rozgorączkowany walką z bombowcami Hughes nawet tego nie zauważył. Na szczęście samotny Ashurst zdołał się wybronić i ciasnymi manewrami uniknął japońskich kul. Jako druga na bombowca spłynęła trójka Spitfirów prowadzona przez Fostera. Minąwszy sprawnie lecące ku nim “Oscary” Foster wziął na cel “Helen” wysuniętą najbardziej w prawo w formacji i zaczął ją ostrzeliwywać aż do dystansu 75 metrów. Nurkując pod brzuch Ki-49 zauważył jak wrogi bombowiec zaczyna się palić. Za Fosterem atakował jego skrzydłowy F/Sgt David Wheeler, ale nie był pewien czy trafił, za to zebrał dwa pociski strzelca pokładowego w płytę pancerną za fotelem. Lecący za nimi F/Sgt Lambert widział płonący bombowiec i Wheeler zgłosił zestrzelenie będąc pewny, że to “jego” Ki-49. Dwaj inni piloci 54 dywizjonu F/Sgt G. Horkin i F/Sgt Sid Laundy próbowali atakować jako ostatni, ale japońska eskorta pozbierała się już na tyle, że zdołała zareagować i dwa Spitfiry musiały zaniechać ataku, i manewrując oddaliły się z pola walki.
S/Ldr Ronald MacDonald prowadził 452 dywizjon w pewnej odległości i nie dostrzegł wyprawy. Zaczął ją wręcz mijać lecąc w złym kierunku, ale Robert Foster z 54 dywizjonu dał mu znać przez radio i MacDonald zawrócił dywizjon. Do ataku ruszyły dwie sekcje – czerwona MacDonalda i niebieska F/O Johna Bisleya. Trzecia biała sekcja miała pozostać wysoko i zapewnić osłonę. Silnik prowadzącego “białych” F/Lt Teda Halla nawalał, więc i tak ciągnął się on ze swoją sekcją jakieś 3 kilometry za peletonem. Początkowe zagubienie się Rona MacDonalda miało niezamierzony dobry skutek taktyczny, bo zaatakował on bombowce z przeciwnego kierunku niż 54 dywizjon. MacDonald był doświadczonym pilotem, ale tak jak Gibbs doświadczenie zbierał nie na myśliwcach, a na bombowcach. Jeszcze niedawno był dowódcą 12 dywizjonu bombowców nurkujących latającym na Vultee Vengeance i na dowódcę 452 dywizjonu wzięto go w pośpiechu po śmierci Thorold-Smitha. Tak więc był to jego dopiero drugi lot bojowy na Spitfire. Nic dziwnego, że nie trafił żadnej “Helen”, ale trzeba przyznać, że z zaciśniętymi zębami ignorując ostrzał strzelców pokładowych atakował aż dystansu 150 metrów, po czym zrobił unik. I to on ściągnął na siebie uwagę wszystkich strzelców pozwalając swoim podwładnym na spokojniejsze przyłożenie się do celu. F/Lt Dave Evans trafił jednego z bombowców i schodząc z linii strzału widział, jak Ki-49 odłącza się od szyku ciągnąc za sobą biały dym, po czym schodzi w dół. Parę chwil potem dostrzegł na wodzie krąg dymu i uznał, że to ślad upadku jego ofiary. Zgłosi po powrocie pewne zestrzelenie “Helen”.
Sekcja Bisleya ruszyła do ataku jako druga, ale w jej kierunku ruszyły już “Oscary” eskorty. F/O Al Mawer dostał zgodę na nawiązanie z nimi walki i z dwoma innymi pilotami wykręcił ku japońskim myśliwcom. Z całej sekcji ku bombowcom kontynuował lot jedynie John Bisley ze skrzydłowym F/Sgt Anthonym Ruskin-Rowe. Bisley był doświadczonym asem znad Malty i atak na bombowce nie był dla niego pierwszyzną. Ale cóż, kiedy jego oba działka Hispano postanowiły się zaciąć. Strzelając tylko z karabinów maszynowych trafił jednak Ki-49 i zaobserwował płomienie wydobywające się z jednego z silników. Po powrocie zgłosi jedno pewne zestrzelenie mimo, że nie miał szans obejrzenia dalszych rezultatów swojego ataku. Zaraz po udanym ataku Bisley zobaczył koło siebie rój pocisków. To jakiś pilot Ki-43 zdołał go podejść w ostatniej chwili. Szybki manewr i Bisleyowi udało zrzucić z ogona swojego prześladowcę. Niestety jego skrzydłowy Ruskin-Rowe nie miał tyle szczęścia. 11 lipca jego ciało zostanie odnalezione w rozbitym Spitfire w buszu na północ od stacji Koolpinyah.
Tymczasem trójka Spitfirów prowadzona przez Ala Mawera starła się dwoma Ki-43. W sumie z tej trójki tylko Mawer był w miarę doświadczonym i bardzo agresywnym pilotem, jego dwóch skrzydłowych było kompletnymi nowicjuszami. Niemniej Mawer niepomny przestróg wszedł w bardzo ostre starcie i walkę manewrową z jednym z “Oscarów”. I wygrał! Po serii karkołomnych manewrów trafił przeciwnika w nasadę skrzydła. Widział jak Ki-43 zwala się w dół i podczas nurkowania odrywa mu się całe lewe skrzydło. Chwilę tę uchwycił dobrze fotokarabin w jego Spitfire. Do walczących myśliwców dołączyły jednak pozostałe japońskie “Oscary”. Jeden z przejechał się po Spitfirze Mawera i celną serią. Uszkodził lekko silnik i uszkodził system hydrauliczny w australijskim myśliwcu. Mawer zdołał ujść z życiem, ale musiał przymusowo lądować na brzuchu. Jego skrzydłowy F/O Keith Colyer pogonił za drugim “Oscarem” i zdołał do uszkodzić, ale i on zaraz był zmuszony do odwrotu przez japońską odsiecz. Trzeci pilot F/Sgt Ross Richardson, dla którego było to pierwszy lot bojowy, pogubił się i w momencie ataku większej grupy Ki-43 po prostu rozsądnie dał nogę.
Czemu biała sekcja Teda Halla nie zapobiegła kontratakowi “Oscarów”? Bo Spitfire Halla bardzo już nie domagał i dowódca sekcji w ogóle nie mógł już wznosić się wyżej. Przekazał więc dowodzenie F/O Kennethowi Foxowi. To zabrało cenne minuty i biała sekcja nie wzniosła się wyżej, niż walczące strony. Niemniej lepiej późno niż wcale Fox ruszył jednak na odsiecz swoim kolegom. Po dotarciu na miejsce Fox rzucił się za jednym Ki-43, ale spudłował. Jego skrzydłowy P/O Paul Tully obrał za cel innego “Oscara” i był przekonany, że go trafił, jednak w ciasnym manewrze po ataku na chwilę oślepł. Po odzyskaniu wzroku widział walący się w dół samolot, ale było to prawdopodobnie Spitfire F/Sgt Williama Nichterleina, który został zestrzelony przez japońskiego myśliwca i zginął. Prowadzący Nichterleina F/O William Lloyd zaatakował wcześniej jednego z “Oscarów”, ale jego śmigło Hydromatic zacięło się i choć Lloydowi udało się odblokować w końcu obroty silnika, to stracił dobrych kilka chwil na walce z własnym samolotem. Zresztą zaraz potem w Spitfire Lloyda siadło radio. Tak więc odsiecz białej sekcji 452 dywizjonu przyniosła mizerne rezultaty.
Po tych wydarzeniach na placu boju z całego 452 dywizjonu pozostał sam dowódca Ron MacDonald. Niezmordowany pilot bombowców nurkujących wzniósł się z powrotem na wysokość wrogiej wyprawy i samotnie zaatakował jedną z “Helen”. Z dystansu około 100 metrów wpakował w bombowiec dwu-trzy sekundową serię i zapalił jego prawy silnik. Ki-49 odłączył się od wyprawy i rozbił się w zatoce Shoal. W tej akcji strzelcy pokładowi poszatkowali jego Spitfire karabinami 7.7mm. Uszkodzenia nie były groźne, choć trafienia w zbiorniki spowodowały wycieki paliwa. Jednak w takim momencie śmigło Hydromatic postanowiło zaciąć się. Mimo odblokowania silnika samolot nie nadawał się już do walki. W kokpicie były już kałuże paliwa, a silnik ledwie rzęził. MacDonald zawrócił wreszcie do bazy.
457 Squadron leciał jako ostatni i jego piloci w ogóle nie byli w stanie zlokalizować miejsca walki swoich kolegów z dywizjonów 54 i 452. Pete Watson wypatrywał wrogich samolotów bezskutecznie. Po jakimś czasie dostrzegł jakieś nisko lecące maszyny, ale te okazały się patrolowymi Catalinami. Oczywiście jeden ze Spitfirów pilotowany przez F/O Williama Gregory doznał awarii śmigła i musiał on wrócić do bazy. W końcu Australijczycy dojrzeli wrogą formację, kiedy ta podchodziła już do bombardowania. Watson policzył szybko bombowce. Było ich piętnaście. W osłonie leciały jakieś myśliwce. Watson był pierwszym, który zauważył, że wrogie samoloty są jakieś inne i skonstatował, że są to chyba Ki-48. Wszyscy wcześniej walczący piloci Spitfirów byli przekonani, że ścierają się tradycyjnie z “Betty” i z Zerami. Australijczycy zaatakowali wyprawę od czoła i musieli ostro nurkować w dół. Działka w Spitfire Pete Watsona od razu się zacięły, za to jego atak ściągnął na siebie uwagę Ki-43 eskorty. Jeden po drugim piloci atakowali w ślad za Watsonem, ale tak jak i on pudłowali. Dopiero F/O Jack Smithson zauważył, że atak z takiego przyłożenia ma prawie zerowe szanse na trafienie, wykręcił nieco i zaatakował bombowce z bardziej horyzontalnej pozycji. To zaowocowało trafieniem w kabinę pilotów jednej z “Helen”. Potwierdził to jego skrzydłowy William Halse. Trafienia w kadłub Ki-49 odnotowal również F/Sgt Keith Cross. Jednak “jego” bombowiec niewzruszenie kontynuował lot, więc nie mógł odnieść poważnych uszkodzeń. W ślad za formacją 457 dywizjonu podążał “mało komunikatywny” Caldwell. Nie mógł on dojrzeć co atakują jego piloci i po nurkowaniu znalazł się zbyt nisko, by wziąć udział w walce.
Po tym spektakularnym, ale mało skutecznym ataku piloci 457 dywizjonu wznieśli się z powrotem na startowe pozycje. Byli jednak porozrzucani po niebie i nie mieli szans sformować jakiegoś sensownego szyku. Wśród nich znalazł się też Gp/Cpt Walters, który wreszcie opanował narowiący się od samego początku misji silnik Spitfire. Spróbował nawet dopaść jakiegoś uszkodzonego bombowca, ale nie trafił i odleciał w bok.
Jeden z pilotów dywizjonu F/Sgt F.R.J. McDowell, który nie wziął udziału w ostatniej szarży z powodu awarii odmrażacza owiewki zdołał przeczyścić oszklenie i dopiero wtedy mógł zaatakować wrogie samoloty. Samotnie zanurkował ku lecącym bombowcom i mimo dużej prędkości i stromego kąta trafił “Helen” jednosekundową serią. Z Ki-49 buchnął czarny dym i wrogi japoński samolot odłączył od formacji tracąc wysokość. Jednak śmigło Hydromatic w Spitfirze McDowella zacięło się na chwilę i musiał on przerwać akcję. Na szczęście szybko opanował silnik i dołączył do innych Spitfirów. Inni piloci potwierdzili jednak, że jego ofiara odstaje bardzo od formacji, a jeden zameldował, że widzi wrogi bombowiec dopalający się na ziemi. I tak McDowell mógł zgłosić pewne zwycięstwo.
Inni piloci próbowali atakować bombowce, samotnie ścierali się z myśliwcami, ale bez jakichś spektakularnych rezultatów. Jedynie Caldwell zeznał, że dopadł już nad oceanem jakiegoś “Oscara” i po krótkiej walce go zestrzelił mimo awarii obu działek. Ostatnią potyczkę tego dnia stoczył Gp/Cpt Walters. Niby koszarowy pułkownik, który na siłę chciał sobie polatać na Spitfirze, Walters okazał się być nieustępliwym pilotem myśliwskim. Zaskoczył nad oceanem jakiegoś Ki-43 i podleciał do niego od strony słońca na odległość 50 metrów. Oddał serię, która trafić miała w nasadę skrzydła “Oscara”. Zaraz potem Walters musiał odskoczyć, bo zaatakował go inny Ki-43, ale i tak zgłosi zestrzelenie jednego myśliwca na pewno.
Powracający z przechwycenia piloci nie przypuszczali, że japoński plan ataku był o wiele bardziej skomplikowany, niż to się mogło wydawać. Podczas gdy główna wyprawa 18 “Helen” w eskorcie 22 “Oscarów” miała za zadanie skupić na sobie całą uwagę, równoległa wyprawa 9 lekkich bombowców bez eskorty nadleciała nad północną Australię na wysokości poniżej 300 metrów i nie została wykryta przez radary. Bombowce z 75 Sentai zbombardowały i ostrzelały szereg celów, między innymi zgromadzone zapasy 380 Bomb Group USAAF i lotniska Spitfirów. Alianci byli bezradni. Co prawda bombowce próbowali atakować piloci wracający z opisanej poprzednio bitwy, ale bezskutecznie. Jedynie F/Lt Newton z 457 dywizjonu zdołał trafić jedną z “Lily”, ale jej pilot opanował sytuację i wrócił do formacji. Jedyne co Australijczycy mogli zrobić, to zemścić się. W nocy lotnisko japońskie w Koepang będzie zbombardowane przez 2 i 18 dywizjon RAAF, ale tak tylko dla zasady, bo bombardowanie celne nie będzie.
Podsumowując wszystkie wydarzenia z 20 czerwca 1943 można jednak powiedzieć, że była to pierwsza naprawdę udana próba przechwycenia wrogiej wyprawy bombowej przez 1 Australian Fighter Wing. Paradoksalnie spory udział w tym sukcesie miała awaria radiostacji Caldwella, która zapobiegła próbom formowanie “wielkiego skrzydła” i pozwoliła dywizjonom Spitfirów na szybsze osiągnięcie wymaganego pułapu. Tak jak to wykazano wiele razy w Bitwie o Anglię, ataki pojedynczych dywizjonów były skuteczniejsze niż atak całego skrzydła, które nigdy nie mogło sformować się na czas. Brytyjczycy i Australijczycy zgłosili w sumie pewne lub prawdopodobne zestrzelenie 10 bombowców i 2 myśliwców tracąc dwa Spitfiry i dwóch pilotów (obu z 452 dywizjonu). I w tym momencie wypada sprawdzić jak to zrelacjonowali Japończycy. Niestety brak jest jednoznacznych informacji. W zestawieniach przyznają się jedynie do jednego zestrzelonego bombowca i jednego myśliwca, w którym zginął Lt. Kawata Shigeto. W innych materiałach czytamy o dwóch zestrzelonych bombowcach. Jednak dzienniki 61 i 59 Sentai się nie zachowały, a wzięci do niewoli i przesłuchiwani żołnierze obsługi naziemnej zeznali później, że co najmniej trzy lub cztery Ki-43 zostały tego dnia zestrzelone, a jeden rozbił się po drodze z powodu awarii silnika. Z drugiej strony 59 Sentai zgłosił zestrzelenie 15 Spitfirów. Jeszcze trudniej dotrzeć do faktycznych strat bombowców. Kolejne fale pilotów Spitfirów liczyły wrogą formację i o dziwo ich meldunki zgadzają się z informacjami o zestrzeleniach. Najpierw 18, potem 15, potem 12 i w końcu w drodze powrotnej Caldwell widział już tylko 10 “Helen”. Co najmniej trzy różne kraksy bombowców były potwierdzone przez wielu świadków, a patrolujący w okolicy Walrus dostrzegł plamę oleju na wodzie i jego załoga wyłowiła rupiecie z japońskiego bombowca w tym kamizelkę ratunkową. Tak więc jeśli zgłoszenia pilotów 1 skrzydła były przesadzone i część z nich strzelała do tych samych samolotów, to jednak Japończycy ponieśli jakieś straty. Piloci “Churchill’s Wing” zaczęli się uczyć.
Bombowce japońskiego lotnictwa armii nie miały już nigdy zawitać nad Darwinem, ale piloci Ki-43 z 59 Sentai złożyli 22 czerwca pożegnalną wizytę. Dowodził nimi kapitan Shigeo Nango. Spitfiry 1 skrzydła poderwano o 9:54 i piloci dywizjonów przygotowali się do podobnej walki jak dwa dni wcześniej. Jednak tym razem 452 dywizjonowi rozkazano patrolowanie na niskim pułapie, aby uniknąć niespodzianki drugiego nalotu wykonanego tuż nad ziemią poniżej poziomu wykrywania przez radary. Do żadnej walki nie doszło, bo Japończycy nie zapuszczali się zbyt głęboko nad australijską ziemię, a jedynie próbowali sprowokować wrogie myśliwce do walki nad oceanem.