Artukuły historyczne

Spitfiry nad Darwinem

Elżbiety znowu w akcji

Po chwilowej przerwie do nalotów na Darwin powróciło japońskie lotnictwo marynarki. Ale nie w pełnym składzie znanym z poprzednich wypraw. 753 Kōkūtai dalej był zaangażowany w walkach nad Nową Gwineą i do kampanii “australijskiej” powrócił jeden dywizjon “Betty”. Za to osłona Zer pojawiła się na miejscu w komplecie. 28 czerwca “Betty” ponownie zamajaczyły na horyzoncie na północny zachód od Darwina. Alarm podniesiony przez załogi radarów błyskawicznie przekazano do 1 skrzydła. Wszystkie trzy dywizjony Spitfirów wystartowały na przechwycenie. Clive Caldwell znowu miał problemy techniczne, tym razem jeszcze podczas startu, i wieża kontrolna przekazała dowodzenie nad skrzydłem Ericowi Gibbsowi. Podczas wznoszenia jeszcze dwa Spitfiry musiały zawrócić z przyczyn technicznych, ale o dziwo to nie śmigła były tym razem winne. Gdy całe skrzydło było u celu, najwyżej leciał 54 dywizjon. Nieco z prawej i niżej leciał 457 dywizjon. 452 dywizjon miał największe kłopoty z wznoszeniem się i w rezultacie został mocno z tyłu, i dużo niżej. W tym czasie do formacji zdołał już doszlusować Caldwell i to on z powrotem przejął dowodzenie. Kiedy dostrzeżono wreszcie lecące naprzeciw bombowce japońskie i podzieloną na co najmniej trzy zespoły eskortę Zer Gibbs uznał, że znajduje się w doskonałej pozycji, aby z zaskoczenia zaatakować Japończyków rozpraszając osłonę. To dałoby czystsze pole dla pozostałych dwóch dywizjonów. Zgodnie z hierarchią dowodzenia poprosił Caldwella o zgodę na atak. Ale ten miał w głowie cały czas pomysł na atak wielkim skrzydłem i zabronił Gibbsowi robić cokolwiek. Gibbs z wściekłością obserwował, jak wroga formacja przetacza się bokiem, a on musiał czekać na pozostałe dywizjony pozbywając się atutu zaskoczenia. Od początku między Caldwellem a Gibbsem nie było chemii, ale na tym etapie obaj panowie odnosili się do siebie wręcz wrogo. Nie znosili się nawzajem i jeździli po sobie na każdej naradzie. Gibbs wyrzucał Caldwellowi bezsens jego wizji walki wielkim skrzydłem, a Caldwell obarczał Gibbsa winą za każdą porażkę. Tym razem ewidentnie to Gibbs miał rację, bo formowanie wszystkich trzech dywizjonów potrwało tyle, że Japończycy zdołali zrzucić bomby na cele nie niepokojeni. Oczywiście bombardując z wysokości ponad 8 kilometrów znowu w nic nie trafili. Jednak zdołali się oddalić od manewrujących Spitfirów tak daleko, że w mgiełce zniknęli australijskim pilotom z pola widzenia. Kiedy skrzydło zebrało się do kupy, Japończycy byli już 50 kilometrów dalej i piloci Spitfirów musieli gonić ich kierowani przez kontrolę naziemną. Wtedy dały znać o sobie kolejne usterki techniczne, między innymi śmigła i tak w składzie 54 dywizjonu pozostało ledwie siedem maszyn.

Jak się okazało jedynym dywizjonem, któremu w ogóle dało się dogonić japońską wyprawę był 457 dywizjon. Każdy Spitfire był w stanie wykrzesać z siebie inną moc i w rezultacie, choć Australijczycy znaleźli się wyżej niż wroga formacja i wyżej niż eskorta, to dywizjon był rozciągnięty na wielu kilometrach. Widząc, że górna eskorta trzech Zer nie widzi zagrożenia najpierw czerwona, a potem niebieska sekcja ruszyły w ich kierunku. Prowadzący czerwoną sekcję F/Lt Don Maclean jako pierwszy zaatakował Zero po prawej. Jedno z działek Hispano natychmiast się zacięło, ale wykręciwszy nieco w lewo zdołał trafić pozostałym uzbrojeniem również Zero po środku. Zaraz potem odbił w dół i dostrzegł, jak któreś z Zer zwala się w dół w płomieniach. F/Lt Jack Newton z sekcji niebieskiej atakował zaraz za Macleanem i trafił środkowe Zero, ale Japończyk po lewej stronie natychmiast zrobił zwrot i kontratakował. Newton musiał uciekać najpierw przed tym jednym, a potem przed dwoma Zerami. Jego Spitfire został w wielu miejscach trafiony, jednak Newton wrócił na poważnie uszkodzonym samolocie do bazy. F/O Tony Brook leciał jako następny i obserwował ataki Macleana i Newtona. Mimo awarii obu działek trafił on środkowe Zero karabinem i zeznał potem, że widział je lecące w dół z kłębem czarnego dymu. Potem do Zer strzelali F/O Thomas Clark i F/O William Halse. Oni też trafili któreś z Zer. Po tym błyskawicznym starciu Australijczycy zgłosili zestrzelenie trzech Zer (Brook indywidualnie, pozostała czwórka zespołowo), ale już z samych relacji widać, że mogły to być dwa, albo jedno i to samo Zero. Zaraz potem okazało się, że Australijczycy wpadli w typową japońską zasadzkę. Te trzy myśliwce były tylko przynętą, a na związane walką Spitfiry rzuciło się z góry sześć innych Zer. Atak był tak gwałtowny, że lecący nieco dalej pozostali piloci czerwonej i niebieskiej sekcji nie zdołali zareagować. Spitfire Thomasa Clarka, który chwilę wcześniej triumfował przykładając się do uszkodzenia lub zestrzelenia jednego z trójki Zer przynęty, został trafiony karabinami maszynowymi i działkami 20mm. Stan samolotu był tak fatalny, że Clark chciał wyskoczyć ze spadochronem, ale nie mógł otworzyć owiewki i w końcu doprowadził ledwie trzymającego się powietrza Spitfira do bazy. William Halse co prawda dostrzegł zagrożenie, ale próbując uciec wcisnął pełny gaz doprowadzając do awarii śmigło Hydromatic. Nie udało mu się opanować silnika i szybując lądował przymusowo w buszu. Jak szybko walka rozgorzała, tak szybko zgasła i samoloty rozbiegły się w dół we wszystkich kierunkach. Tak więc piloci z niebieskiej i czerwonej sekcji, którzy lecieli w jakiejś odległości z tyłu nie mieli kogo wspierać, tylko zanurkowali ku bombowcom. P/O Robert Cunningham zauważył jednak po drodze jakieś samotne Zero, ostrzelał je, dostrzegł jak z kadłuba japońskiego myśliwca wydobywa się ogień i jak pilot przewraca samolot na plecy uchodząc w dół. Mimo to Cunningham zgłosi zestrzelenie jako pewne.

F/Lt Jack Newton z 457 dywizjonu RAAF w kokpicie swojego Spitfire Mk.Vc BR543 ZP-T.
[Źródło: https://asiz.biz]

Biała sekcja, która od początku miała za zadanie zaatakować bombowce nie miała łatwego zadania. Bombowce były chronione przez eskadrę Zer, których nie zauważono zawczasu. Mimo że Spitfiry dotarły do celu i piloci próbowali zestrzelić jakąś “Betty”, to zaczynali strzelać ze zbyt dużej odległości, aby uniknąć ognia strzelców pokładowych, szczególnie tych obsługujących działka 20mm. Ich atak miał więc dość mizerny skutek. Jedynie F/O Ian Mackenzie zarejestrował trafienia w jednego z bombowców. Z “Betty” wydostał się czarny dym i bombowiec stracił trochę wysokości, ale mimo trzykrotnego powtórzenia ataku nie zapalił się i oddalił z pola walki. Po chwili na Spitfiry spłynęły zresztą Zera i cała biała sekcja musiała uchodzić z pola walki.

Trudno jednoznacznie ocenić bitwę stoczoną 28 czerwca. Na pewno koncepcja wielkiego skrzydła, którą forsował Caldwell, znowu doprowadziła do operacyjnej porażki. Nie dość, że formowanie skrzydła spowodowało, że japońska wyprawa przedefilowała przez Spitfirami, zbomardowała cel (z mizernym co prawda skutkiem) i odleciała nie tracąc żadnego bombowca, to jeszcze gonitwa za bombowcami i tak zakończyła się rozpadem skrzydła na kawałki tak, że jedynie 457 dywizjon miał w ogólę szansę na nawiązanie walki. Na szczęście dla Australijczyków żaden z nich nie zginął, choć F/O Clark został właściwie zestrzelony, bo po uszkodzeniach musiał lądować przymusowo. Oczywiście jak zwykle nawalały śmigła Hydromatic i działka Hispano. Piloci dywizjonu zgłosili zestrzelenie czterech Zer, ale w raportach 202 Kōkūtai widnieją jedynie meldunki o trzech uszkodzonych Zerach i żadnym zestrzelonym.

Udostępnij: